Trójmiejska aglomeracja kojarzy się z morzem, a kiedy mówimy o narciarstwie na Wybrzeżu, na myśl mogą przyjść co najwyżej narty… wodne. Ten sport niewątpliwie możemy uprawiać na wodach Zatoki Gdańskiej, ale klasyczne narciarstwo również jest możliwe. Turyści, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają do Trójmiasta, często zaskoczeni są wysokością morenowych wzgórz okalających Gdańsk, Sopot i Gdynię, wyrastających niemal z samego brzegu morskiego na wysokość ponad 200 metrów nad poziomem morza. Dlatego nie może dziwić także długa trójmiejska tradycja sportów zimowych. W Gdańsku w przeszłości istniały skocznie narciarskie, zaś Sopot i Gdynia przez wiele lat były i nadal są popularne wśród amatorów saneczkarstwa oraz narciarstwa zjazdowego i biegowego.
Już w przedwojennej Polsce zainteresowanie narciarstwem było bardzo duże. Pierwszy podręcznik w języku polskim pod tytułem „Narty i ich użycie” został wydany jeszcze przed odzyskaniem niepodległości, w 1908 roku we Lwowie. Myśląc o polskim narciarstwie jako pierwsze przychodzi na myśl Zakopane – „zimowa stolica Polski”, mistrzowie Stanisław Marusarz czy Bronisław Czech – ale sport od początku uprawiany był przez wielu Polaków, właściwie w każdej części kraju.
Popularność narciarstwa sprawiła, że jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym powstało kilka wytwórni produkujących najnowocześniejsze, jak na ówczesne czasy, narty i sprzęty do uprawiania tego sportu. Rozpoczęto nawet innowacyjne badania nad wynalezieniem „niezawodnych wiązań” i „smaru, który by trzymał pod górę na każdym śniegu, a w dół ślizgał”. Z drugiej strony cały profesjonalny osprzęt narciarski kosztował w II Rzeczypospolitej nawet kilkakrotność lekarskiej czy prawniczej pensji. Z tego powodu wzorem Skandynawów, wielu Polaków wykonywało swoje narty samemu. Powstawały nawet podręczniki, które informowały, że samodzielne wytworzenie nart kosztuje od 8 do 12 złotych (około 90-130 współczesnych złotych) i zabiera 12 godzin pracy.
Narty w dwudziestoleciu międzywojennym stały się po prostu modne. Nic dziwnego, że Polski Związek Narciarski i Ministerstwo Robót Publicznych (przekształcone w 1932 roku na Ministerstwo Komunikacji) promowało wyjazdy narciarskie w różne regiony kraju Polskimi Kolejami Państwowymi. Co interesujące, sportami związanymi z turystyką, w tym właśnie narciarstwem, zajmowało się również Ministerstwo Spraw Wojskowych, któremu podlegał Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Obronnego. Na początku lat trzydziestych organizowano kampanie promujące piękno Polski i jej walory rekreacyjne. W tym samym okresie wprowadzono w Polskich Kolejach Państwowych ulgowe bilety na przejazdy do 70 miejscowości turystycznych, w tym Gdyni. Zniżki obejmowały również narciarzy. W zasadzie wystarczyło tylko mieć przy sobie narty, by korzystać ze zniżkowego biletu w całej Polsce. Jak zauważa profesor Tadeusz Stegner, prowadziło to do częstych nadużyć, na przykład handlarki podróżowały na targ z nartami, by skorzystać ze zniżki. Wiele takich kampanii narciarskich promował doktor Mieczysław Orłowicz, autor przewodników turystycznych, który przebył pieszo lub na nartach ponad 85 tysięcy kilometrów na całym świecie.
Kampanie promujące wyjazdy narciarskie z Polskimi Kolejami Państwowymi popularyzowały głównie region Karpat, chociaż z nartami można było dojechać ze zniżką również na Kaszuby i do Gdyni. Początkowo gdynianie indywidualnie korzystali z uroków zimy w otaczających lasach, a nawet w środku miasta, co zostało uwiecznione na jednej z fotografii, na której narciarz jest ciągnięty po zaśnieżonej ulicy przez motocykl!
Pierwszą gdyńską sekcję narciarską powołano w grudniu 1931 roku przy Klubie Sportowym „Gdynia”. Jej kierownikiem został Stefan Pietroń, lokalny dentysta. Na początku 1932 roku grupa liczyła zaledwie 8 osób, jednak bardzo szybko zaczęła się rozrastać. Srogie zimy i pagórkowaty teren lasów pozwalały na jazdę na nartach z bezpośrednim widokiem na morze, co stało się nie lada atrakcją przede wszystkim dla przyjeżdżających z głębi Polski turystów.
Pierwsza zorganizowana wycieczka narciarska sekcji narciarskiej KS „Gdynia” odbyła się 14 lutego 1932 roku pod przewodnictwem inżyniera dróg i mostów, pracownika Komisariatu Rządu w Gdyni Stanisława Zaorskiego. Już tydzień później zorganizowano pierwsze sztafety w biegach narciarskich na 6 kilometrów pań i 15 kilometrów panów. W zawodach uczestniczyli również zawodnicy z Wolnego Miasta Gdańska (AZK Gdańsk), a do komitetu organizacyjnego zawodów należeli między innymi znany gdyński księgarz i krajoznawca Marian Niemierkiewicz, kierownik Oddziału Zabudowy Miasta Komisariatu Rządu w Gdyni architekt Jerzy Müller czy pedagog i założyciel pierwszej gdyńskiej szkoły średniej – Teofil Zegarski. Ostatnia wycieczka kończąca sezon narciarski w Gdyni odbyła się 28 lutego 1932 roku.
Sezon zimowy 1933/1934 przyniósł kolejny wzrost zainteresowania narciarstwem w Gdyni. W mieście powstała druga sekcja narciarska – filia Polskiego Związku Narciarskiego przy organizacji YMCA Gdynia – o nazwie „Skimka”. Do jej zarządu wybrano dyrektora Przemysłowych Zakładów Rybnych, inżyniera Jerzego Kukucza, inżyniera Stanisława Szytko-Szeretkowskiego, pracowników przedsiębiorstwa „Żegluga Polska” Mariana Skwarlińskiego i Zygmunta Kuźniara, pracownika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Kazimierza Perza, pracownika naukowego Morskiego Instytutu Rybackiego Waleriana Cięglewicza, działacza Ligi Morskiej i Kolonialnej Józefa Limbacha oraz inżyniera Mieczysława Miączyńskiego. Obie organizacje połączyły swoje siły już w grudniu 1933 roku, organizując na wzgórzach Grabówka I Bieg Narciarski o mistrzostwo Gdyni na dystansie 3 i 5 kilometrów. Od stycznia 1934 roku połączone organizacje uzgodniły z Gdyńskim Związkiem Propagandy Turystycznej uruchomienie w każdą zimową niedzielę regularnych pociągów o nazwie „Narty Dancing” relacji Gdynia-Wieżyca.
Od tego czasu rozpoczął się „złoty okres” gdyńskiego narciarstwa. Na początku sezonu 1934/1935 „Skimka” liczyła już ponad 200 członków (liczba członków sekcji narciarskiej KS „Gdynia” w tym okresie nie jest znana). W drugim roku działania stała się jednym z największych i najbardziej liczących się klubów narciarskich w Polsce. Dzięki sieci komunikatów informujących o nadchodzących imprezach narciarskich każda wycieczka i obóz miały komplet uczestników. Niektórzy przyjeżdżali nawet z głębi Polski, by poszusować nad morzem. „Skimka” organizowała również wyjazdy z Gdyni w polskie Karpaty, włoskie Dolomity czy austriackie Alpy.
Kolejny przełom w gdyńskim narciarstwie przyniósł sezon 1937/1938, kiedy od 1 grudnia 1937 roku gdyńska YMCA dołączyła do systemu ogólnopolskich komunikatów śniegowych dla narciarzy – „stałej służby informacyjnej o pokrywie śnieżnej i warunkach narciarskich”. Od tego momentu każdy narciarz mógł po prostu zadzwonić na specjalnie utworzony numer telefonu lub odwiedzić punkt informacyjny w mieście, by dowiedzieć się jakie warunki narciarskie panują w regionie.
Gdyńscy narciarze podczas wyjazdów na Kaszuby najczęściej korzystali z gościnności dworu w Brodnicy Górnej, gdzie organizowali „wieczorki taneczne i sylwestry na nartach”. W tym samym roku klub rozpoczął rozmowy z władzami wojewódzkimi i miejskimi Gdyni o udostępnienie w Wieżycy nad jeziorem Ostrzyckim terenu pod budowę schroniska narciarskiego i letniego obozu dla skautów. Teren ośrodka znajdował się bezpośrednio pod zboczem Wieżycy (329 m n.p.m.) – najwyższej góry w północnej Polsce – i był doskonale skomunikowany dzięki nowo wybudowanej drodze Wieżyca-Ostrzyce-Brodnica Górna oraz linii kolejowej magistrali węglowej. Budżet całej inwestycji wyniósł 60 000 złotych i był częściowo subwencjonowany przez Wojewodę Pomorskiego Władysława Raczkiewicza oraz miasto Gdynia. Każdy z 15 dziesięcioosobowych domków miał swojego mecenasa, który sfinansował jego budowę, co znalazło odzwierciedlenie w nazwach domków: „Żegluga Polska”, „Polbryt”, „Polskarob” czy „Robur”. Drewno do budowy dostarczyła firma „Paged”. Tuż przed zimą 1938 roku na wzgórzu nad Jeziorem Ostrzyckim na skraju lasu, stanął zespół budynków ośrodka, w tym komenda obozu, dom noclegowy dla gości, świetlica, ambulatorium, kaplica, kuchnia z jadalnią oraz wspomniana wcześniej grupa domków. W momencie powstania ośrodka w Wieżycy, w listopadzie 1938 roku, gdyńska „Skimka” liczyła już 300 członków i przygotowywała się do ostatniego sezonu narciarskiego przed wybuchem II wojny światowej.
Po wybuchu II wojny światowej umiejętności gdyńskich narciarzy okazały się niezwykle przydatne. W warunkach zimowych narty stały się popularnym środkiem transportu używanym przez Polaków przesiedlonych głównie na obrzeża miasta. Ważnym aspektem w drugowojennej historii Gdyni były również grupy harcerzy, w szczególności członków Tajnego Hufca Harcerzy, które zimą przemieszczały się na nartach przez gdyńskie lasy m.in. do kryjówek partyzantów Gryfa Pomorskiego w okolicy Dębogórza, Doliny Szmelty czy Koleczkowa. Narty pozwalały pokonać tę trasę szybciej i w każdej chwili uciec przed niemieckim pościgiem.
Po zakończeniu II wojny światowej, tradycje narciarskie w Gdyni nie tylko nie zanikły, ale rozwinęły się. Narciarstwo stało się jednym z najpopularniejszych sportów zimowych w mieście. Niemal w każdą zimową niedzielę w lasach można było spotkać osoby na nartach (sprzęt wykonywano samodzielnie albo nabywano w państwowych wytwórniach Zarządu Przemysłu Sportowego, ZPS). Już w pierwszej powojennej dekadzie zaczęły powstawać wyciągi narciarskie w okolicy Wieżycy oraz Łysej Góry w Sopocie (w miejscu przedwojennego toru saneczkowego). Nie inaczej było w Gdyni, która szybko doczekała się własnego obiektu narciarskiego. Na śródleśnej polanie przy ulicy Narcyzowej, równolegle do ulicy Kieleckiej, powstał profesjonalny tor narciarski wraz z wyciągiem orczykowym. Zjazd kończył się w okolicy tak zwanego „lotniska”, czyli dawnej strzelnicy sportowej i boiska. Okoliczne wzniesienia okazały się idealne do zjazdów narciarskich i saneczkowych. Na stoku odbywało się również wiele zawodów narciarskich, w tym przywrócone po wojnie zawody o mistrzostwo Gdyni.
Wyciąg narciarski na Witominie istniał do końca lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy zdecydowano o jego wyłączeniu. Sam tor zjazdowy był jeszcze używany amatorsko do pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Dopiero 30 czerwca 1993 roku po wydaniu uchwały Rady Miasta Gdyni o zmianie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego Miasta Gdyni, rozebrano całą infrastrukturę narciarską. Współcześnie dawny tor zjazdowy jest niemal całkowicie zarośnięty, a miłośnicy rowerów górskich zbudowali w tym miejscu tor do zjazdów wyczynowych (tzw. downhill).
Obecnie Gdynia jest jednym z najważniejszych ośrodków sportowych w Polsce, jednak mimo długiej tradycji narciarskiej brakuje tu choćby jednego profesjonalnego ośrodka do uprawiania narciarstwa zjazdowego. W gdyńskich lasach, w szczególności w okolicy Pustek Cisowskich i Marszewa, coraz częściej można spotkać miłośników narciarstwa biegowego. Na terenie miasta planowane jest utworzenie pierwszego w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym szlaku narciarstwa biegowego. W ostatnich latach coraz częściej mówi się także o planach budowy dużego ośrodka narciarskiego w okolicy najwyższego wzniesienia Gdyni, położonej na granicy Dąbrowy i Wiczlina – Góry Donas (205,7 m n.p.m.). Powstały już nawet pierwsze projekty takiego ośrodka sportowo-rekreacyjnego, składającego się z dwóch stoków narciarskich (jednego krytego, całorocznego i jednego zewnętrznego), hotelu, lodowiska, parku linowego z domkami na drzewach, restauracji oraz budynków technicznych. W 2023 roku, trzy lata po powstaniu projektu, wciąż trwa poszukiwanie inwestora.
Ślady długiej tradycji gdyńskiego narciarstwa można znaleźć również w Muzeum Miasta Gdyni. W naszych zbiorach znajduje się kilka par nart z różnych okresów. Jedne z nich zostały wybrane przez Tomasza Sosnowskiego, członka naszego zespołu muzealnego, na wystawę „MY O RZECZACH \ RZECZY O NAS”, na której muzealnicy opowiadali o ulubionych obiektach ze zbiorów Muzeum. „Gdy dostrzegłem je pewnego dnia, stały oparte o ścianę – jakby czekały na przyjście kolejnej mroźnej zimy” – pisał muzealnik. Dzięki jego wyborowi narty stały się „twarzą historii gdyńskiego narciarstwa”. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Faktycznie, są piękne, wykonane z niesamowitym kunsztem, z pominięciem fabrycznej linii produkcyjnej, zaś z czułością rzemieślnika. Powstały jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, ponieważ charakteryzują je powszechne w tym czasie „noski” o zaokrąglonym kształcie, czyli zwężające się przednie końce wystające przed narty. Płozy powstały z jednego dwumetrowego kawałka drewna jesionowego, uznawanego za najlepszy budulec sań i nart (za najlepsze uznaje się drzewo bez sęków, rosnące na twardym gruncie w miejscach osłoniętych od wiatru i ścięte w zimie). Do nart przymocowano również charakterystyczne proste wiązania typu Kandahar, niegdyś łatwo wykonywane samodzielnie. Brak zamieszczonych na nich sygnatur sugeruje, że i te prawdopodobnie powstały w przydomowym warsztacie.
Narty z pewnością kryją wiele tajemnic, jednak jedno jest pewne – nawet współcześnie poradziłyby sobie znakomicie podczas kolejnej zimowej wyprawy przez gdyńskie lasy. Dokładnie tak samo jak 100 lat wcześniej.
Dawid Gajos
„Hymn do Wieżycy” i „Humoreska narciarska” napisana przez członków klubu „Skimka”, 1937. Oryginał w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, sygn. RI-D/817.
„Hymn do Wieżycy”
Do melodii: „Hej góry, moje góry”
Wieżyco, Wieżyco, Wieżyco,
Jesteś nam echem Tater,
Choć Ci nieznane skały
I ten halny wiater.
Zbocza okryte śniegiem
Najmilszym dla narciarzy,
Za to Cię cała Skimka
Wielką miłością darzy.
Hej, gościsz całą zimę
Narciarzy żwawych mrowie.
Dajesz ludziskom radość,
Dajesz ludziskom zdrowie.
Hej, króluj nam, Wieżyco
Na kaszubskiej krainie,
Hej, niech twe miłe miano,
Na wieki nie zaginie.
Niech aż do morza płynie,
To góralskie śpiewanie,
Niech żyje nam Wieżyca,
Narciarskie ukochanie.
Autor nieznany, 1937
„Humoreska narciarska”
Za Kartuzami leży Wieżyca,
Latem i zimą ludzi zachwyca.
Bo to Kaszubska Szwajcarja cudna,
Tylko komunikacja z nią trudna.
Lecz nasza Skimka się nie przejmuje
Piękne wycieczki organizuje.
Więc jadą ludzie, choć z niewygodą,
Jadą, bo spotkać się chcą z przygodą.
Jadą narciarze przez śnieżne pola,
Patrzą, aż oto sterczy topola
Bliżej wśród śnieżnej jadą zdymki…
To nie topola… to prezes Skimki.
Albo na przykład w Brodnickim Dworze
Siedzi młodzieniec i dziewczę boże
Z Gdyni przybyli z miłą gromadą
Wszyscy zdrożeni i spać się kładą.
Lecz gromada nie skompletowana,
Po resztę jechać trza do Kolana.
Księżyc już zaszedł, psy się uśpiły,
Pojedziesz z panną, Pylusiu miły.
Jak pojechali aż za jezioro,
To im powracać było nieskoro.
A gdy we dworze piały koguty
Z uciechy same tańczyły buty.
Narty się trzęsły, kijki pukały,
A w ciepłej stajni, konie się śmiały.
Ale dlatego – nie powiem w tłumie,
Kto tam był z nami, ten mnie zrozumie.
Autor nieznany, 1937
Tekst towarzyszy wystawie pt. „MY O RZECZACH \ RZECZY O NAS”, w ramach cyklu „Spotkania z rzeczami”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Więcej o wystawie: https://muzeumgdynia.pl/wystawa/my-o-rzeczach-rzeczy-o-nas/
Wybrana bibliografia: