Tradycje Święta Morza w Polsce są bogate i kilkudziesięcioletnie, z przerwą, rzecz jasna, na czas okupacji niemieckiej. Pierwsze miało miejsce w Gdyni w 1932 r. Jego obchody, program i wizyty w Gdyni przedstawicieli rządu oraz Kościoła, stały się ważnym wydarzeniem przedstawionym na łamach ówczesnej prasy. Zostały szczegółowo opisane zarówno w roku 1932 jak i przez współczesnych badaczy tematu. Fakty są więc na tyle znane, że zostaną tu świadomie pominięte.
Dziś chcę Państwu przypomnieć o jednym niezwykłym zdarzeniu z dnia 31 lipca 1932 r, a więc pierwszego dnia uroczystości. Mianowicie o przelocie nad miastem zeppelina, który wcześniej wizytował lotnisko Wolnego Miasta Gdańska we Wrzeszczu.
W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni zachowały się trzy nieoryginalne fotografie, niewiadomej proweniencji, a krótko opisane : Zoeppelin nad Gdynią, Święto Morza 31.07.1932. I tak, przez długi czas, przekonani o trafności opisu, tkwiliśmy, my muzealnicy, w nieświadomości. Choć może nie tak to należy ująć. Po prostu nikt z nas nie przyjrzał się zdjęciom dokładnie, aby zweryfikować zapis na rewersie. Fotografie te nie zostały nigdy opublikowane. Leżały sobie bezpiecznie w magazynie muzealnym. Teraz, kiedy, jak co roku, zbliżają się obchody Święta Morza w Gdyni, postanowiłam wyciągnąć je na światło dzienne i przyjrzeć się im dokładnie, z lupą w ręku, jak przystało na muzealnika. Zaprosiłam do współracy historyków pracujących w muzeum. W zasadzie, od razu, wraz z kolegami, uznaliśmy, że to nie jest Gdynia. A więc informacja na zdjęciach była nieprawidłowa. Zadaliśmy sobie zatem pytanie: czy w czasie trwania polskiego święta pojawił się nad Gdynią niemiecki sterowiec, co sugerował zapis? Nasze wątpliwości wyjaśniła prasa. W zasięgu była ” Gazeta Gdańska” i miesięcznik „Morze” z tamtego okresu. Oba tytuły poświęciły swoje szpalty temu tematowi i rozwiały nasze rozterki. Niemiecki sterowiec z całą pewnością dokonał prowokacyjnego (szpiegowskiego?) przelotu nad polskim wybrzeżem 31 lipca 1932 r. Skąd się wziął na „polskim niebie”? Otóż Senat Wolnego Miasta Gdańska zaprosił „Grafa Zeppelina” na uroczystość otwarcia wystawy poczty lotniczej w Gdańsku, które odbyło się 31 lipca 1932 r. A więc dokładnie w dniu rozpoczynającego się w Gdyni ogólnopolskiego Święta Morza. Henryk Tetzlaff, w numerze wrześniowym „Morza”, w artykule pt. „Znaczenie Święta Morza”, na stronie 7., tak tłumaczy to zdarzenie: Tak się akurat złożyło, trochę z przypadku, trochę ze złośliwego zrządzenia naszych sąsiadów, że do Gdańska, na lotnisko we Wrzeszczu, owego poranku niedzielnego, przybył z wizytą sterowiec niemiecki, ów „Zeppelin”, który jest dumą każdego współczesnego Niemca. Do Gdyni, od kilku już dni zjeżdżały tysiące Polaków ze wszystkich dzielnic Rzeczypospolitej. W sumie znacznie ponad 100 tysięcy rodaków uczestniczyło w pierwszym Święcie Morza. Większość z nich przejechać musiała przez teren Wolnego Miasta Gdańska. Polacy oglądać mieli i podziwiać stojący na lotnisku sterowiec z okien pociągów. Tory kolejowe biegły w bliskiej odległości od lotniska we Wrzeszczu (dziś tereny Zaspy). Wspomniany redaktor pisze dalej: Lotnisko we Wrzeszczu leży tuż przy torze kolejowym. A po tym torze grzmiały raz po raz przebiegające do Gdyni na Święto Morza pociągi polskie. I oto — wbrew zamierzeniom organizatorów widowiska niemieckiego — tłumy Gdańszczan, które przybyły do Wrzeszcza, były niemym świadkiem nieustannego korowodu pociągów do Gdyni. I w zdumieniu patrzono więcej na tor kolejowy i na mknące ku wybrzeżu morskiemu pociągi, niż na atrakcję obchodu gdańskiego — Zeppelina. Gdyby nie ten obchód, nigdyby te tłumy Gdańszczan nie chciały uwierzyć w to, na co własnemi oczami musiały spoglądać (pisownia oryginalna).
„Gazeta Gdańska” natomiast, na stronie 1. numeru z 30 lipca woła: Prowokacyjny przelot „Zeppelina” nad wybrzeżem polskim w dniu Święta Morza nie zakłóci podniosłej uroczystości. Autor tekstu pisze dalej, że sterowiec na lotnisko w Gdańsku przybędzie w niedzielę o 8 rano, po czym poszybuje na Bornholm i dalej do Szwecji, …lot jego … został ułożony w ten sposób, aby sterowiec był widoczny w Gdyni w dniu, gdy uroczystości gdyńskie osiągną punkt kulminacyjny…
Ówczesna prasa niemiecka pisała o sterowcu, że jest on symbolem dumy i niezwyciężonej potęgi germańskiego ducha. Jego lądowanie we Wrzeszczu miało przyćmić polskie święto a przelot nad Gdynią pokazać siłę germańskiej techniki. Redaktor Tadeusz Ehrenberg, również w nr 9 „Morza”, w artykule pt. “Gdańsk wobec Święta Morza”, na stronie 15. pisał: Ludność gdańska przyjęła „Zeppelina” z ogromnem zainteresowaniem i podziwem, którego żaden kulturalny człowiek nie odmówi temu właśnie bezsprzecznie imponującemu produktowi pracy niemieckich uczonych i techników… Kontrast między Dniem Morza w Gdyni a dniem Zeppelina w Gdańsku uwydatnił się istotnie druzgocący, lecz we wręcz odwrotnym sensie do pragnień organów niemieckiego urabiania opinji gdańskiej… Na polskim brzegu samorzutnie wyłoniona i narazie bardzo skromnie pomyślana inicjatywa doprowadziła do olbrzymiej, żywiołowej manifestacji patrjotyzmu, nawskroś pokojowego, lecz zdecydowanego na niezłomną obronę swych ziem i swego morza wszystkiemi siłami całego trzydziestomiljonowego narodu. (pisownia oryginalna).
Wróćmy do fotografii z muzealnych zbiorów. Przedstawiają „Grafa Zeppelina” prawdopodobnie nad lotniskiem we Wrzeszczu 31.lipca 1932 r. Na jednym z nich widoczny jest opadający przedmiot, tzw. znakownik, który zrucony był przez sterowiec przed lądowaniem i miał na ziemi wskazać miejsce usadowienia statku. A może to pakunek z pocztą? Trudno to dziś ustalić.
Ciekawostkę, związaną z lądowaniem „Grafa Zeppelina” we Wrzeszczu, opisuje dr Jan Daniluk w artykule zamieszczonym na Trojmiasto.pl (https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Siedem-wizyt-Grafa-Zeppelina-nad-Gdanskiem-n120382.html#). Jak podaje, zeppelin nad lotnisko nadleciał od strony Nowego Portu. Witały go, mimo wczesnej pory, tłumy gapiów. Lądowaniu towarzyszył pewien incydent. Oglądający przekonani byli, że zrzucony wtedy tzw. znakownik (standardowy zabieg podczas lądowania) – to człowiek, który wypadł z gondoli sterowca. Szybko rozprzestrzeniającą się pogłoskę o tragedii, zdementowano.
Mamy w muzealnych zbiorach ponad 40 000 fotografii. Czy jeszcze jakieś tajemnice w nich się kryją…?
Tekst: Barbara Mikołajczuk