IPNGd-12-2-3-853

Robert Chrzanowski \ Grudzień 1970 w Gdyni

Czas czytania: 8 minut

Robert Chrzanowski \ Grudzień 1970 w Gdyni

Fot. ze zbiorów IPN Gdańsk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu „Grudzień ’70”

W sobotę 12 grudnia 1970 roku, dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia i u progu nadchodzącej zimy, Polacy dowiedzieli się, że rządząca od czternastu lat ekipa Władysława Gomułki dokonała „zmiany cen detalicznych całego szeregu wyrobów”. W ramach tej „regulacji” podniesione zostały ceny podstawowych artykułów spożywczych: mięsa (17,6 procent), kaszy (31 procent) i mąki (16,6 procent). Podwyżka objęła także opał: koks zdrożał o 19,2, węgiel brunatny o 14, a węgiel kamienny o 10 procent. Gorycz zwiększonych wydatków miała złagodzić obniżka cen wyrobów przemysłowych. Najwięcej staniały pończochy stylonowe – o 40,5 procent, zmniejszeniu uległy również ceny sprzętu AGD (telewizorów, pralek, lodówek, radioodbiorników, odkurzaczy i magnetofonów). Jednak w związku ze wzrostem kosztów utrzymania i tak niewielu było na nie stać (a część produktów nie była nawet dostępna w sklepach).

Mimo postawienia w najwyższy stan gotowości organów bezpieczeństwa (Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa) władzom komunistycznym nie udało się zapobiec wybuchowi społecznego niezadowolenia. Wystąpienia ludności miały miejsce w całej Polsce, jednak największy zasięg i gwałtowność przybrały na Wybrzeżu.

Do pierwszego masowego protestu doszło już w poniedziałek 14 grudnia w Gdańsku. Początkowo manifestacje robotników miały charakter pokojowy. Domagali się rozmów z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR; starali się także za pośrednictwem radia poinformować cały kraj o strajku. Wieczorem protestujący robotnicy zostali zaatakowani w śródmieściu przez oddziały milicji. Wybuchły walki uliczne, które trwały aż do północy. Następnego dnia na ulicach Gdańska doszło do gwałtownych ulicznych starć zdesperowanych robotników z milicją i wojskiem. W ich wyniku został spalony symbol władzy PZPR w Gdańsku – gmach Komitetu Wojewódzkiego partii, który od tego dnia zaczęto złośliwie nazywać „Reichstagiem” (siedziba niemieckiego parlamentu). Padły także pierwsze ofiary śmiertelne (ostatecznie w Gdańsku w ciągu dwóch dni zginęło dziesięć osób, w tym dwóch milicjantów).

15 grudnia rozpoczął się również protest robotników w Gdyni. Już od rana pracownicy największego gdyńskiego zakładu pracy, Stoczni im. Komuny Paryskiej, komentowali podwyżkę oraz wydarzenia w Gdańsku. Mimo apeli dyrekcji i aktywistów partyjnych stoczniowcy wyszli z zakładu i pomaszerowali do miasta. Po drodze dołączali do nich robotnicy z innych zakładów pracy. Podobnie jak w Gdańsku demonstranci skierowali się pod najważniejszy ówcześnie budynek w Gdyni – Komitet Miejski PZPR przy ul. Władysława IV 24. I podobnie jak w Gdańsku nikt z władz partyjnych nie zamierzał rozmawiać z rozgoryczonymi robotnikami. Wobec tego pochód skierował się do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (ob. Urząd Miasta przy al. Marszałka Piłsudskiego 52/54).

W Prezydium spontanicznie wytypowani delegaci strajkujących zostali przyjęci przez przewodniczącego Jana Mariańskiego, który podjął z nimi rozmowy. Ich efektem było podpisanie pierwszego w historii PRL porozumienia zawartego między przedstawicielami władz komunistycznych a reprezentantami klasy robotniczej, które artykułowało przede wszystkim płacowe żądania robotników i propozycje wyrównania rażących różnic w zarobkach kadry kierowniczej i zwykłych robotników. Ponadto jeden z delegatów, Edmund Hulsz, dopisał jeszcze punkty o trwaniu strajku aż do spełnienia żądań, zorganizowaniu wiecu w czwartek 17 grudnia oraz postulat wyboru nowych władz związków zawodowych.

Po podpisaniu protokołu robotnicy zawrócili w kierunku stoczni i portu. Na wiecu na terenie „Dalmoru” wysunięto propozycję, aby zorganizować jeden komitet strajkowy, który by reprezentował wszystkie gdyńskie zakłady pracy. Postulat ten został spełniony. W Zakładowym Domu Kultury Portu Gdynia zebrało się ponad 300 przedstawicieli strajkujących zakładów, wyłonili oni spośród siebie ponad 30 osób, które utworzyły Główny Komitet Strajkowy dla Miasta Gdyni. Na jego czele stanął Stanisław Słodkowski ze Stoczni im. Komuny Paryskiej. Wieczorem do Domu Kultury przybył Jan Mariański, prosząc o pomoc w uspokojeniu nastrojów w Stoczni Marynarki Wojennej na Oksywiu; przywiózł także maszynę do pisania. Utwierdziło to członków komitetu w przekonaniu, że ich działanie jest legalne i nic im nie grozi.

Niestety, władze komunistyczne były innego zdania. Przed północą do Domu Kultury wtargnął oddział milicji, który pobił brutalnie członków komitetu, a następnie wywiózł ich do więzienia w Wejherowie. Główny Komitet Strajkowy dla Miasta Gdyni, prekursor Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 1980 roku, przetrwał jedynie kilka godzin.

Następnego dnia pracownicy Stoczni im. Komuny Paryskiej domagali się uwolnienia zatrzymanych. Do Dowództwa Marynarki Wojennej, gdzie przebywali członkowie Komitetu Miejskiego PZPR, udała się delegacja. Na miejscu robotnicy spotkali się z groźbami ze strony wojska i sekretarzy partyjnych. Władze komunistyczne otrząsnęły się z pierwszego szoku i przygotowywały do przeciwuderzenia. Sytuacja w Gdańsku była już opanowana. Po otoczeniu przez wojsko Stoczni Gdańskiej im. Lenina i otwarciu ognia do wychodzących stoczniowców, w wyniku czego zginęły dwie osoby, robotnicy pertraktowali już jedynie bezpieczne wyjście z zakładu, na co władze skwapliwie przystały. Do Gdyni ściągane były tymczasem pododdziały 8. Dywizji Zmechanizowanej stacjonującej na Pomorzu Środkowym. Żołnierzom oficerowie polityczni tłumaczyli, iż w Trójmieście działają niemieccy dywersanci, którzy razem z kaszubskimi kolaborantami mordują Polaków.

Wieczorem przed kamerami telewizji gdańskiej i mikrofonami Polskiego Radia wystąpił wicepremier Stanisław Kociołek. Najpierw potępił wystąpienia robotników, a na koniec wezwał ich do powrotu do pracy. Jednak w tym samym czasie kluczowe miejsca w Gdyni zaczęły być obsadzane przez żołnierzy dwóch pułków zmechanizowanych (32. i 36.). Otrzymali oni rozkaz, aby nie dopuścić nikogo do portu i stoczni. Tragedii próbował zapobiec dyrektor Stoczni im. Komuny Paryskiej Michał Tymiński, który wysyłał do stoczniowych osiedli pracowników dyrekcji, żeby powstrzymali robotników przed przyjściem do pracy, próbował także wynegocjować zawieszenie komunikacji miejskiej. Niestety, niewiele mógł zrobić. Kluczowe decyzje zapadły już wyżej.

Wczesnym rankiem 17 grudnia pierwsze pociągi zaczęły przyjeżdżać na stację Gdynia Stocznia. W panującym o tej porze mroku robotnicy mogli zauważyć jedynie stojący przy zejściu z pomostu dla pieszych szpaler milicji. Stojące na drogowym wiadukcie wojsko było całkowicie niewidoczne w ciemności. Przybywający pasażerowie byli zdezorientowani, ponieważ z głośników kolejowych i gigantofonu wojskowego nadawany był komunikat o zawieszeniu pracy w stoczni i apel o powrót do domu. Tymczasem przyjeżdżały kolejne pociągi przywożące nowe grupy robotników, na peronie i pomoście bardzo szybko gęstniał tłum. Wątły szpaler milicjantów nie zdołał go powstrzymać i został odepchnięty na środek wiaduktu. Wojsko nadało ostrzeżenie, że jeśli robotnicy się nie zatrzymają, żołnierze otworzą ogień. Chwilę później rozległ się wystrzał z czołgu. Salwa powstrzymała na chwilę ludzi, ale zaraz potem ruszyli naprzód, rzucając w stronę żołnierzy i milicjantów kamieniami. Wojsko otworzyło ogień.

Robotnicy rozpierzchli się, szukając schronienia. Do ataku na uciekający tłum ruszyli także milicjanci. Na ulicy pozostali zabici i ranni. Od pierwszej salwy zginęli: Brunon Drywa, Jan Kałużny, Jerzy Kuchcik, Józef Pawłowski, Ludwik Piernicki, Jan Polechońki, Zygmunt Polito i Marian Wójcik. Ciężko ranny został m.in. Adam Gotner, późniejszy działacz NSZZ „Solidarność” i Społecznego Komitetu Budowy Pomników Ofiar Grudnia w Gdyni, którego trafiło sześć kul. Przez lata zmagając się ze skutkami postrzałów, zmarł 16 października 2020 roku.

Uciekający spod stacji Gdynia Stocznia robotnicy napotykali w śródmieściu Gdyni zdezorientowanych ludzi, którzy zbulwersowani strzałami gromadzili się w większe grupy, przechodzące w pochodach ulicami miasta. Grupy te były atakowane przez oddziały milicji. Nad miastem krążyły helikoptery, których zadaniem była obserwacja sytuacji i rozpraszanie tłumów za pomocą środków chemicznych.

Jeden z pochodów dotarł około godziny 9.00 ponownie w rejon stacji Gdynia Stocznia, w jego kierunku również został otwarty ogień. Pochód został rozbity, a jego uczestnicy wycofali się w kierunku dworca głównego PKP bądź przedostali się na ul. Czerwonych Kosynierów (ob. Morska). W wyniku salwy wojska zostali zabici: Zygmunt Gliniecki, Zbigniew Godlewski, Zbigniew Nastały i Stanisław Sieradzan. Trzech z nich było uczniami.

Ciało Zbigniewa Godlewskiego zostało ułożone przez demonstrantów na drzwiach i poniesione ulicami Gdyni. Pochód ten przeszedł do legendy Grudnia ‘70 i stał się inspiracją do powstania Ballady o Janku Wiśniewskim. Pamiątką po nim są drzwi i zakrwawiony sztandar przechowywane obecnie w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pochód dotarł pod Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, gdzie wskutek ataku milicji został rozproszony.

W trakcie walk z milicją pod Prezydium Miejskiej Rady Narodowej śmierć ponieśli kolejni uczestnicy wydarzeń: Apolinary Formela, Zbigniew Wycichowski, Waldemar Zajczonko i Janusz Żebrowski. Kilkaset metrów dalej na północ, koło Pogotowia Ratunkowego przy ul. Żwirki i Wigury został zastrzelony Stanisław Lewandowski. Najmłodszy z zabitych w Gdyni, piętnastoletni Jerzy Skonieczka, został śmiertelnie postrzelony przez goniącego go milicjanta w bramie swojej szkoły przy ul. Kieleckiej.

Również sam budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej zyskał tego dnia ponurą sławę. Odprowadzani tam byli zatrzymani przez milicjantów demonstranci. Na miejscu brutalnie ich upokarzano i bito, następnie najczęściej wywożono do Aresztu Śledczego w Gdańsku.

Mimo gwałtowności starć po południu milicja odzyskała kontrolę nad centrum miasta. O godzinie 17.00 zaczęła obowiązywać godzina milicyjna. Gdyński „czarny czwartek” kończył się.

W wyniku działań milicji i wojska 17 grudnia 1970 roku w Gdyni oficjalnie śmierć poniosło 18 osób. Liczbę rannych podaje się od 75 do 233. Według oficjalnych danych milicji zatrzymano 327 osób.

Stłumienie buntu w Gdyni nie zakończyło grudniowej rewolty robotników na Wybrzeżu. Jeszcze następnego dnia władze komunistyczne musiały pacyfikować wystąpienia robotników w Elblągu (gdzie zginęła jedna osoba), rozpoczynały się także walki w Szczecinie, które pochłonęły życie 16 osób.

Początkowy przebieg robotniczego protestu w Gdyni nie wskazywał na to, iż miasto zapłaci tak straszliwą cenę za swój udział w grudniowych protestach. W przeciwieństwie do Gdańska, gdzie spłonął Komitet Wojewódzki PZPR, doszło do gwałtownych walk na ulicach, rabunków sklepów, w Gdyni robotnicy wzięli odpowiedzialność za spokój w mieście, zorganizowali się, wyłonili spośród siebie ponadzakładową reprezentację. Warto zaznaczyć, iż podobny przebieg miały wydarzenia w Tczewie 16 grudnia. Tam znalazł się przedstawiciel władzy, który podobnie jak Jan Mariański wyszedł do zdesperowanych robotników i podjął z nimi rozmowy. Był to I sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR Tadeusz Fiszbach, późniejszy sygnatariusz porozumień sierpniowych 1980 roku. Przypadek ten pokazuje, że tam, gdzie następował dialog między przedstawicielami władzy mieniącej się robotniczą a samymi robotnikami, przebieg protestu był stonowany. Władza komunistyczna jako całość postawiła jednak na konfrontację; nie mogła dopuścić do uznania strony robotniczej za równorzędnego partnera, gdyż naruszało to wszechwładzę PZPR jako jedynego reprezentanta i rzecznika interesów klasy robotniczej. Wydarzenia w Gdyni były o wiele bardziej niebezpieczne dla komunistycznej dyktatury niż najgwałtowniejsze nawet zamieszki w Gdańsku, które można było zresztą przedstawić reszcie kraju jako wystąpienia chuliganów i mętów społecznych. I w celu zachowania tej wszechwładzy dyktatura nie zawahała się użyć najdrastyczniejszych dostępnych środków. Dziś, po pięćdziesięciu latach wiadomo, iż był to krótkotrwały sukces władzy. Pamięć Grudnia sprawiła, że robotnicy Gdyni i całego Wybrzeża Gdańskiego dziesięć lat później ponownie zorganizowali się i tym razem odnieśli zwycięstwo, doprowadzając system komunistyczny do upadku.

Robert Chrzanowski

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu „Grudzień ’70”