W okresie międzywojennym wyraźnie uległa zmianie geografia polskich wyjazdów turystycznych. Poważnym konkurentem dla Sopotu i Kołobrzegu stała się polska Gdynia i miejscowości polskiego wybrzeża; w niemieckich kurortach w Kołobrzegu, Świnoujściu czy Międzyzdrojach polskich turystów już się prawie nie spotykało, zostało ich trochę w Sopocie, należącym do Wolnego Miasta Gdańska, ale tu kusiło kasyno i inne rozrywki[1]. Nie ustały jednak wyjazdy Polaków nad Bałtyk. Wprost przeciwnie. W latach dwudziestych, trzydziestych XX w. tysiące polskich obywateli odpoczywało na skrawku polskiego wybrzeża, odkrywając morze i jego uroki[2]. Bernard Chrzanowski w 1934 r. pisał: „Niegdyś jeździło się po zdrowie nad Adriatyk (…) na urwiste wybrzeże Bretanii, na wydmy Belgii i Holandii, na sośniane i bukowe brzegi niemieckie, do Połągi na koniec i Libawy. Dziś pozostało ze słonym, morskim powietrzem wprawdzie własne, lecz tylko przeszło siedemdziesięciokilometrowe wybrzeże. Cała ma się na tym skrawku pomieścić Polska”[3].
„Obowiązek patriotyczny, wykąpać się w polskim morzu”[4] – pisał przedwojenny publicysta Antoni Wójcicki. Inwestowano w rozwój polskiej bazy turystycznej, aby odciągnąć polskich letników od niemieckich badów, np. zbudowana od podstaw Jurata, owa polska „Perła Bałtyku”, miała być i była konkurencją dla niemieckiego Sopotu[5]. Szereg osób przybywających nad morze, oprócz chęci wypoczynku, miało też poczucie misji. Uważali za swój obowiązek podejmować działania w celu wzmocnienia polskiego elementu na tych ziemiach, przekonać miejscową ludność do Polski. W tego typu poczynaniach szczególnie aktywni byli harcerze czy osoby z Ligi Morskiej i Kolonialnej. Organizowali oni ogniska, zabawy, przedstawienia, często o patriotycznym zabarwieniu, na które zapraszano miejscową ludność. W Tupadłach studenci pomagali rybakom podczas połowów, z kolei Kaszubi zaopatrywali młodzież akademicką w żywność i służyli pomocą przy budowie studenckiej kolonii. „Studenci, ludzie młodzi- czytamy w czasopiśmie „Morze” – ciekawi życia, weseli, swoim przybyciem nad morze, prócz zabaw i wypoczynku, pracowali wśród miejscowej ludności przyczyniając się do coraz ściślejszego wiązania jej z Macierzą i spajania polskiego wybrzeża więzami z ojczystym krajem”[6]. Wspólne integracyjne ogniska kolonistów i Kaszubów odbywały się też w Swarzewie[7] i innych wsiach oraz miasteczkach polskiego wybrzeża. Dzięki letnikom wśród miejscowej ludności doszło do znacznego upowszechnienia polskiego języka literackiego, gdyż w tym języku, nie po kaszubsku, musieli się porozumiewać z przybyszami. W domu mówiono nadal po kaszubsku[8].
Tereny nadmorskie stały się miejscem wypoczynku polskiej elity. Zjeżdżali nad Bałtyk prezydent Ignacy Mościcki, generał Józef Haller, ministrowie sanacyjnych rządów, nie zawsze z szacownymi małżonkami, pisarze, sportowcy, artyści scen polskich. Koncerty w Juracie, czy w muszli koncertowej w Gdyni, dawał światowej sławny tenor Jan Kiepura. Nad polskim morzem po prostu wypadało być. Organizowano rajdy, spływy kajakowe, regaty żeglarskie. W 1933 r miał miejsce spływ Wisłą „Przez Polskę do morza” z Torunia do Gdańska, a potem pociągiem do Gdyni. Wzięło w nim udział ponad 2 tysiące kajakarzy, wioślarzy, żeglarzy z całej Polski[9]. Największym powodzeniem cieszyło się organizowane w Gdyni Święto Morza, na które w 1932 r. przyjechało kilkadziesiąt tysięcy osób. Z dwunastu miast polskich dowoziły chętnych specjalne pociągi. Z paradach uczestniczyli m.in. górnicy ze Śląska w odświętnych strojach, członkowie Bractwa Kurkowego ze Lwowa. Obchody Tygodnia Morza odbywały się też w innych miejscowościach np. w 1937 r. w Katowicach[10].
Przybysze z głębi Polski, nie tylko młodzież, wprost zachwycali się żurawiami portowymi, techniką, nowoczesnością, której tak brakowało w innych regionach Polski. „Na bagniskach torfowych, gdzie dawniej igrały topielice, okesonowane stanęły baseny piętrząc się dumnie nowoczesnymi chłodniami, labiryntami magazynów i wężowiskami linii kolejowych” [11]-czytamy w „Światowidzie”. Z kolei Julian Tuwim niemal w socrealistycznym stylu pisał o „bijących młotach Gdyniostroju”[12]. Takie widać było zapotrzebowanie i gusty ówczesnych sanacyjnych władz, ale i dość szerokich kręgów społeczeństwa polskiego zachwyconych morzem.
Tempo rozwoju Gdyni i innych miejscowości nadmorskich porównywano z amerykańskim, a Juratę nazywano polskim „Palm Beach”[13]. Sukcesy Polski na morzu, rozbudowa Gdyni traktowano w kategoriach rywalizacji polsko-niemieckiej. „Rozwój wybrzeża a szczególnie Gdyni, nie tylko bije, ale i kłuje w oczy-rzecz jasna niemieckie” – pisał publicysta Stanisław Strumph-Wojtkiewicz[14]. Czasami obraz relacji polsko-niemieckich nad Bałtykiem przybierał zabawną postać. Autorka artykułu z „Iskier” wspomina jak przed wielką wojną odwiedziła wioseczkę Gdingen i z miejscowymi kaszubskimi dziećmi zbudowała port z piasku, ale przyszli niemieccy chłopcy „ze złymi małymi oczkami” i chcieli ten port zniszczyć. Polscy dzielni młodzieńcy przegnali jednak złych Niemców i port z piasku pozostał[15]. Nawet opisy krajobrazu traktowano w kategoriach narodowych, polsko-niemieckich. I tak niemiecki Hel, z domami pobudowanymi w szereg, zadbanymi obrośniętymi winną latoroślą nie budził zachwytu polskiego turysty w 1921 r., natomiast sąsiednia wieś zamieszkała przez Kaszubów, uznanych przez niego za Polaków, przypadła mu do gustu. „W polskiej wsi Jastarni – pisał – domy rzucone tak jak wszędzie w Polsce bezładnie, ale za to malowniczo (…) są krzyże wyciągające swe opiekuńcze ramiona nad polskim ludem”[16].
Odzyskanie przez Polskę niepodległości i dostępu do morza w sposób radykalny zmieniło nastawienie polskich środowisk opiniotwórczych, ale i znacznej części społeczeństwa polskiego do spraw morskich. W dwudziestoleciu międzywojennym setki tysięcy mieszkańców Rzeczypospolitej zobaczyło morze i zapoznało się z klimatem nadmorskiego miasta, mieszanką egzotyki i światowego życia. Morze, Gdynia i gdyński port stało się polskim oknem na świat, ziszczeniem polskich snów o potędze, na ile realnych, to już inna sprawa.
prof. Tadeusz Stegner
Uniwersytet Gdański
[1] E. Sztykiel, Na plaży i w kasynie. Polscy letnicy w wolnym Mieście Gdańsku, 1920-1939, [w:] D. Płaza-Opacka, T. Stegner, E. Sztykiel, Po słońce i wodę. Polscy letnicy nad Bałtykiem w XIX i w pierwszej połowie XX wieku, Gdańsk, 2004, s. 111-152.
[2] J. Musiał, Z nadmorskich wspomnień, Pierwsze spotkania Polaków z morzem w okresie międzywojennym, w: Morze nasze i nie nasze, s. 131-140.
[3] B. Chrzanowski, Z Wybrzeża i o Wybrzeżu, s. 10.
[4] A. Wójcicki, Gdynia i Wybrzeże nieprzemijającą atrakcją turystyczną, [w:] Monografia Wielkiego Pomorza i Gdyni, Toruń-Lwów 1939, s. 99
[5] Relacja Franciszka Birny z Juraty, Zbiór relacji zbieranych w latach 1979-1981 przez studentów Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego (Zbiory IHUG) przechowywany w Instytucie Historii U. G.
[6] Z. Sachnowski, Akademicy nad morzem, „Morze” 1928, nr 11. s. 8-9.
[7] Relacja Józefa Kuchnowskiego. Zbiory IHUG.
[8] „Wpływ turystów spowodował, że Kaszubi zaczęli mówić poprawnie, pięknie po polsku.” Relacja kapitana Henzla z Władysławowa, Zbiory IHUG.
[9] „Morze” 1933, nr 8-9, s. 23-25.
[10] J. Drozd, Sojusz narodu polskiego w morzem. Święto morza w Gdyni 1932-1939, Gdańsk 2021, s. 47, 66, 140.
[11] F. Dangel, Legenda morza, „Światowid” 1933, nr 27, s. 8-9.
[12] J. Tuwim, Gdynia, [w:] Morze w poezji… s. 70.
[13] T. Stegner, Patriotyczny obowiązek. Polski turysta nad polskim morzem (1920-1939), [w:] D. Płaza-Opacka, T. Stegner, E. Sztykiel, Po słońce i wodę, s. 42.
[14] S. Strumph-Wojtkiewicz, Serce polskiego wybrzeża, „Tygodnik Ilustrowany” 1931, nr 25. Por. H. Bagiński, Kto zwycięży, „Morze” 1930, nr 4.
[15] I. Jopkiewicz, Współczesny wizerunek Gdyni 1924-1939, praca magisterska napisana pod kierunkiem R. Wapińskiego, obroniona w Uniwersytecie Gdańskim w 1999 r. s. 57-58.
[16] J. K. Simm, Wycieczka na kaszubski brzeg. Wspomnienie z 1921 r., Cieszyn 1924, s. 31.