rolicz 1

Niezwykłe pejzaże dawnego Grabówka. Dzieła Stanisława Rolicza

Czas czytania: 4 minuty

Niezwykłe pejzaże dawnego Grabówka. Dzieła Stanisława Rolicza

W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajdują się trzy akwarele Stanisława Rolicza przedstawiające widoki na Grabówek. Choć powojenne, bo pochodzące z połowy lat 50. XX prace, przedstawiają m.in. Pekin – ostatnią z dzikich bieda-dzielnic, które na stałe wpisały się zwłaszcza w krajobraz przedwojennej Gdyni. Ta gdyńska “fawela”, znajdująca się na dzisiejszym Wzgórzu Orlicza-Dreszera, przetrwała blisko sto lat.

Narracja o wybudowanym niemalże od zera białym mieście i nowoczesnym porcie, dumie Polski międzywojennej, pełna jest wielkich słów i patriotycznej euforii. Przyjrzawszy się jednak uważniej można zauważyć zdecydowanie mniej widowiskową historię miasta. Pekin, Meksyk, Budapeszt czy Drewniana Warszawa – Gdynia ma w swojej historii mniej reprezentacyjne, lecz wciąż niezmiennie interesujące wątki. Jednym z nich są właśnie dzielnice biedy, będące naturalnym i znanym odpryskiem historii dynamicznego rozwoju miast i portów.

Prężny rozwój i rozbudowa miasta i portu generowała duże zapotrzebowanie na siłę roboczą. W połączeniu z doskwierającym w kraju bezrobociem, wybieranie Gdyni jako miejsca potencjalnego zatrudnienia jest zrozumiałe. Nad morze napływała ludność z najróżniejszych części kraju – zamożniejsi osiedlali się w nowoczesnym i przestronnym centrum, biedni mogli pozwolić sobie wyłącznie na dzikie budownictwo na peryferiach wzrastającego miasta.

A przyrost ludności w Gdyni w latach 20. i 30. XX był imponujący. W Pierwszym Powszechnym Spisie Ludności z 1921 roku w Gdyni zamieszkiwało 1 268 osób, podczas Drugiego Powszechnego Spisu dokonanego dekadę później było ich już 30 210. Przed wybuchem wojny, w 1939 roku, miasto liczyło ponad 120 tysięcy mieszkańców, lokując Gdynię na 12 miejscu w rankingach liczby ludności polskich miast.

Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku w różnych częściach dzisiejszej Gdyni pojawiały się kolejne fawele: na Obłużu Stara Warszawa (ul. Cechowa, Frezerów, Unruga), w Małym Kacku obok torów kolejowych magistrali Kościerzyna-Gdynia i rzeki Kaczej Drewniana Warszawa, Leszczynki i Grabówek miały swój Pekin, a w pobliżu dzisiejszej stacji SKM na Chyloni wyrósł Meksyk. Mniej peryferyjnie, bo w okolicy ulic Śląskiej, Witomińskiej i Warszawskiej powstał Budapeszt. Najbliżej portu, wśród ulic Portowej, Węglowej, Waszyngtona, Żeromskiego i św. Piotra znalazła się Dzielnica Chińska, którą jednak ze względów estetycznych dość szybko zlikwidowano, a mieszkańców wysiedlono na Witomino i nazwano „kolonizatorami”.

Jak łatwo się domyślić nie tylko estetyka dziko budowanych enklaw była kwestią mocno dyskusyjną, kładąc się cieniem na huraoptymistycznej narracji o mieście i stojąc w sprzeczności z nowoczesną modernistyczną zabudową Śródmieścia. W 27. numerze Wiadomości Literackich z czerwca 1937 roku, Melchior Wańkowicz tak pisał o Budapeszcie:

“Stok błotnisty jakiegoś wąwozu, na którym stoją klitki z dykty, z papy, z blachy falistej, ze skrzyń, w których okrętami przywożono samochody ze starych łodzi. Nad tym dymią blaszane rurki piecyków gazowych. Uliczka wąska, błotnista, nie objęta planami zabudowy, nie zabrukowana, nie oświetlona, nie skanalizowana, korzystająca za opłatą od wiadra z pompy ulicznej wodociągowej. Teren pochyły, więc gdy deszcz pada, klitki dolne podmakają. Podłóg w nich nie ma.”

Warto wspomnieć, że na 93 baraki wchodzące w skład tej „dzielnicy” tylko 10 zostało postawionych legalnie. Paradoksalnie, mieszkanie w baraku i tak było pewnym skokiem cywilizacyjnym względem warunków, w jakich pomieszkiwali pierwsi robotnicy przyjeżdżający do Gdyni w poszukiwaniu lepszego życia. Znana jest historia Edwarda Obertyńskiego, którego pierwszym gdyńskim lokum była rura kanalizacyjna. Za dach nad głową często służyły także dawne pomieszczenia gospodarcze jak szopy czy chlewy, a niejednokrotnie pomocne okazywały się także obrócone dnem do góry łodzie rybackie. Również warunki higieniczne i sanitarne panujące w tych miejscach napawały ówczesnych przerażeniem. Brak dostępu do wody sprzyjał rozwojowi wielu chorób, m.in. duru brzusznego.

Trend likwidowania dzielnic biedy wznowiono po 1945 roku, jednak działania te nie przynosiły spodziewanych rezultatów – piętnaście lat później zabudowa Gdyni wciąż statystycznie w prawie 30% składała się z baraków czy bud.

Wraz z poprawą sytuacji materialnej mieszkańców tych enklaw, stopniowo dochodziło do ich zanikania. Ciekawym przypadkiem jest Pekin, który przetrwał niemalże sto lat. Jest to jedna z nici łączących współczesność z początkami miasta. Zasiedlone dziko przez napływających pierwszych budowniczych portu, tereny nieopodal dzisiejszej ulicy Morskiej, przez kolejne pokolenia trwały wbrew prawu i mechanice nowoczesności. Kres położyła im paradoksalnie ta właśnie nieunikniona nowoczesność, którą budowali przodkowie obecnych mieszkańców Pekinu, a która obecnie, pod postacią rynku deweloperskiego, upomniała się o atrakcyjne i dobrze skomunikowane tereny niedaleko centrum „białego miasta”.

Tekst: Marta Borowska-Tryczak

Poniżej obrazy:

MMG/SZ/614

Stanisław Rolicz, Gdynia Grabówek I z cyklu Szkice gdyńskie, 1955, akwarela, tusz, papier

MMG/SZ/615

Stanisław Rolicz, Gdynia Grabówek II z cyklu Szkice gdyńskie, 1955, akwarela, tusz, papier

MMG/SZ/616

Stanisław Rolicz, Gdynia Grabówek III z cyklu Szkice gdyńskie, 1955, akwarela, tusz, papier