Obraz Bez tytułu (PLAŻA) Janusza Marii Brzeskiego ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

Rejs po porcie motorówką braci Wilke, wyprawa transatlantykiem do Nowego Jorku, aktywny wypoczynek nad gdyńskim wybrzeżem, nowoczesny kurort oferujący różne atrakcje – z takiego repertuaru możliwości mogli skorzystać zarówno mieszkańcy jak i turyści odwiedzający miasto Gdynia.

Odzyskany przez Polskę w 1919 roku Bałtyk postrzegano jako „morze możliwości”, w metaforycznym i dosłownym tego słowa znaczeniu, w sferze kulturalnej, politycznej, gospodarczej a także turystycznej.

Aktywny wypoczynek nad morzem był regularnie promowany. W publikacjach reklamowych wydawanych przez Gdyński Związek Propagandy Turystycznej propagowano miasto Gdynia jako wytworny kurort i ośrodek wypoczynkowy. Artyści tacy jak Tadeusz Trepkowski i Eugeniusz Szparkowski projektowali plakaty reklamujące morskie połączenia międzynarodowe z Gdyni do Stanów Zjednoczonych i na Bliski Wschód. Zarówno publikacje reklamowe, jak i plakaty utrzymane były głównie w stylistyce art deco.

Duży wkład w rosnące zainteresowanie morzem miała bez wątpienia Liga Morska i Kolonialna, która intensywnie promowała turystykę nadmorską i morską, wszelkiego rodzaju sporty wodne i żeglarstwo. Organizowała ponadto różne wystawy poświęcone tematyce morskiej oraz wyjazdy nad morze i obozy dla młodzieży.

Według wspomnień Wincentego Bartosiaka, ludzie „z nabożeństwem wchodzili do morza”, zabierali wodę morską w butelkach do domu jako podarunek dla swoich bliskich – niektórzy nawet zwykli się nią żegnać. Antoni Wójcicki pisał o wykąpaniu się w polskim morzu jako „podstawowym obywatelskim obowiązku”.

Bracia Robert i Franciszek Wilke, którzy z początku trudnili się rybołówstwem, tak jak ich ojciec, szybko zorientowali się, że turystyka morska sprzyja interesom. Postanowili wykorzystać odziedziczony po ojcu kuter i zaczęli nim obwozić turystów. Po jakimś czasie pojawiły się kolejne, nowe motorówki. W czasie sezonu firma armatorska braci Wilke obsługiwała od 100 do 200 tysięcy pasażerów. Oferowała ona usługi na najwyższym poziomie. Pasażerowie mieli okazję podpatrzeć pracę portu „od strony wody”, zobaczyć, jak działają dźwigi, taśmociągi czy wywrotnica wagonów a towarzyszący im przewodnik przekazywał różnego rodzaju ciekawostki na temat portowych magazynów i urządzeń.

Zbudowane we włoskiej stoczni Cantieri Riuniti dell’ Adriatico w Monfalcone, bliźniacze transatlantyki MS Piłsudski i MS Batory zabierały pasażerów w dalekie wyprawy, m.in. do Nowego Jorku. Takie rejsy były dość kosztowne, ceniono je jednak za wysoką jakość usług, komfortowe wyposażenie i smaczne jedzenie.

Namalowany w 1933 roku obraz Janusza Marii Brzeskiego z cyklu Orłowo Morskie przedstawia dwie kobiety w czarnych strojach kąpielowych, wypoczywające nad morskim brzegiem. Nawiązuje tym samym do zakrojonej na szeroką skalę propagandy turystycznej tamtego okresu.

 

Gabriela Zbirohowska-Kościa

 

 

Włodzimierz Pogoda Radziszewski, pracownik Marynarki Wojennej był człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach. Tworzył słuchowiska radiowe, publikował książki i artykuły (kilkadziesiąt naukowych i kilkaset publicystycznych), napisał także scenariusz filmowy do Oraczy morza. Poza tym wszystkim realizował się jako rysownik i malarz.

Aktywność artystyczna Włodzimierza Pogody Radziszewskiego wzmogła się po przejściu na emeryturę, ale swoją przygodę z malarstwem i rysunkiem rozpoczął już w czasie okupacji, kiedy to pierwszych wskazówek udzielił mu krakowski artysta, Adam Stalony-Dobrzański. Jak sam wspominał: „W okresie dojrzałym zawsze malowałem i rysowałem w wolnych chwilach, znajdując w tym realizację twórczych zamiłowań”. Jego notatnik był wypełniony rozmaitymi szkicami i zapiskami a te powstawały w różnych okolicznościach; czy to w czasie jazdy pociągiem, czy w czasie zebrań. Potrafił bardzo szybko nakreślić karykatury słuchaczy, drzemiących na wykładach, czy sylwetki przysypiającego na sofie kotka lub pieska. Włodzimierz Pogoda Radziszewski uwieczniał panoramy zamków (m.in. zamek Czocha, zamek w Malborku) budynki ośrodków wypoczynkowych, w których też sam przebywał (Kudowa Zdrój, Ciechocinek) pejzaże miejskie oraz malownicze krajobrazy wiejskie. Szczególne miejsce w jego twórczości zajmowały tematy morskie: nastrojowe widoki na rozległe plaże (zarówno gdyńskie jak i zagraniczne), płynące po wodzie statki, wypoczywający nad brzegiem turyści.

Wymiary przechowywanego w Muzeum Miasta Gdyni rysunku Bez Tytułu (Nocturn morski) Włodzimierza Pogody Radziszewskiego wynoszą 30 cm wys. x 42 cm szer. Wykonana techniką pasteli, praca ukazuje widok na zatokę nocną porą. Morze jest gładkie i spokojne. Na pierwszym planie widnieje odwrócona plecami, tajemnicza postać w wysokich, brązowych butach, czarnych spodniach i szarym płaszczu, Postać pochyla się nad czarną łodzią, z której wystają trzy drążki z flagami: dwiema czerwonymi i jedną biało-czerwoną. Obok stoi drewniany pal. Z lewej strony wyłaniają się fragmenty białego budynku. Pokryte zwałami ciemnych, skłębionych chmur niebo jest nieco rozjaśnione w partii horyzontu. Przedstawienie tchnie spokojną, nieco tajemniczą atmosferą.

Jest to jedyny Nocturn spośród 111 prac Włodzimierza Pogody Radziszewskiego, przechowywanych w Muzeum Miasta Gdyni. W zbiorach Muzeum znajduje się również seria nokturnów Maksymiliana Kasprowicza (Nocturn III, V, VI, VII), oraz pojedyncze nokturny Mariana Mokwy i Michała Antoniego-Leszczyńskiego (Nocturn-Dar Pomorza i Lwów).

Gabriela Zbirohowska-Kościa

 

Bibliografia:

  1. J. Jastrzębski, Zatoczywszy wielki krąg (Artyści w mundurach), „Polska Zbrojna” nr 167 (725) (27–29.08.1993).

 

 

Po odzyskaniu dostępu do Bałtyku na mocy traktatu wersalskiego z 1919 roku, morze stało się niewyczerpanym źródłem inspiracji artystycznych. Przedstawiano je w rozmaitych konwencjach – nie tylko jako tło dla konkretnych scen, ale również jako samodzielne przedstawienie żywiołu o różnych obliczach.

Morze fascynowało artystów, przyciągało turystów, postrzegane było przez polskie państwo jako klucz do polityczno-gospodarczego sukcesu. Z drugiej strony żywioł ten, wzbudzał grozę i respekt. W swojej zmienności i nieobliczalności mógł stanowić zagrożenie dla życia marynarzy, rybaków i innych ludzi obcujących z nim bezpośrednio.

Zakupiony w 1934 roku przez Ligę Morską i Kolonialną statek szkolno-handlowy ELEMKA (wcześniej Cap Nord), cudem uniknął zatonięcia w czasie potężnego sztormu na trasie Kilonia-Gdynia. W wyniku zawieruchy zawalił się pierwszy maszt a silniki przestały działać. Jednak dzięki rzuceniu kotwic oraz interwencji holownika ratowniczego, jednostkę uratowano i przeholowano do miejscowości Sassnitz.

Przechowywany w Muzeum Miasta Gdyni rysunek Wzburzone morze Wacława Żaboklickiego został wykonany techniką pastelu na tekturze. Praca nosi wymiary 42,8 x 57,5 cm w świetle passe-partout. Na pierwszym planie ukazane zostały wzburzone, spienione fale. W lewym, dolnym rogu widać kilka głazów, skąpanych w morskiej pianie. W oddali rozciąga się błękitny pas wody. Na horyzoncie majaczą kontury niezidentyfikowanej jednostki. Mniej więcej połowę kompozycji zajmuje partia lekko zachmurzonego nieba. Rysunek charakteryzuje się finezyjnym wykonaniem. Wszystkie elementy kompozycyjne zostały opracowane subtelnymi środkami wyrazu. Artysta pozostawił pewne partie niedorysowane, wykorzystując kolorystykę samego podłoża (beżowa tektura), co nadaje całej kompozycji specyficznego efektu. W swoim klimacie rysunek ten budzi skojarzenia z niektórymi ukiyo-e – japońskimi barwnymi drzeworytami, przedstawiającymi motyw rozpryskujących się lub załamujących się fal. Jednym z ich najznamienijtszych twórców był malarz Katsushika Hokusai.

Żaboklicki powracał do motywu rozgniewanego żywiołu w innych pracach, m.in. w pracy pt. Na wzburzonym morzu, na której widać targany falami, przechylonym na bok statek. Studium fali z obrazu olejnego Morze z 1936 roku wykazuje pewne podobieństwo z powstałym rok wcześniej obrazem Z fali na falę wybitnego marynisty, Antoniego Suchanka. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajduje się również wykonany pastelą rysunek Widok portu gdyńskiego Wacława Żaboklickiego.

Ujęcia samego morza i plaży przedstawiali również tacy artyści jak Marian Mokwa, Zygmunt Chmielewski, Adam Batycki oraz August Soter Jaxa-Małachowski.

Tekst: Gabriela Zbirohowska-Kościa

Sławomir Kitowski, gdyński fotograf, grafik i plakacista, w tytule jednego z albumów określił Gdynię jako „miasto z morza i marzeń”. Rozbudowujące się w imponującym tempie, przyciągało rzesze turystów, artystów, dziennikarzy i literatów. Fascynowało swoją nowoczesną architekturą, prężnie rozwijającym się portem i morzem, stanowiąc nieskończone źródło inspiracji, zarówno tych politycznych, jak i artystycznych.

Przechowywany w Muzeum Miasta Gdyni obraz Wschód słońca w Gdyni Romana Lichego powstał w 1927 roku. Nosi wymiary 40 x 55 cm. Został namalowany techniką olejną na płótnie. Praca ukazuje widok na wycinek gdyńskiej plaży o wschodzie słońca. Z lewej strony nadpływa kilka łodzi ze zwiniętymi masztami. W tle, na linii horyzontu, majaczą kontury rozbudowującego się portu. W prawym dolnym rogu widać fragment pokrytego kamieniami, piaszczystego brzegu. Mniej więcej połowę kompozycji zajmuje przestrzeń nieba zasnutego cienkimi obłokami. Zza obłoków przedzierają się gdzieniegdzie promienie wschodzącego słońca, kładące łagodne światło na lekko falującą taflę wody. Artysta bardzo trafnie oddał spokojną, nieco senną atmosferę nowego poranka.

Z tego samego roku pochodzi inna praca Romana Lichego, zatytułowana Gdynia, przedstawiająca fragment wybrzeża z unoszącymi się na wodzie łodziami i żaglówkami. Obydwa obrazy powstały w rok po nadaniu Gdyni praw miejskich. 4 stycznia 1927 roku w (rozwijającym się wciąż) porcie gdyńskim pojawił się masowiec SS Wilno, wprowadzony przez jego pierwszego kapitana, oficera Mamerta Stankiewicza. Zbudowany we francuskiej stoczni Chantiers Navals Francais, SS Wilno był pierwszym polskim statkiem, który zawinął do portu w Gdyni. W maju tego samego roku podjęto decyzję o przeniesieniu placówki Urzędu Marynarki Handlowej z Wejherowa do Gdyni (przyszłego Urzędu Morskiego w Gdyni); Gdynia była już bowiem miastem mocno rozbudowanym. Na decyzję ten wpłynął również fakt rychło rozwijajacego się portu. W tym samym roku rozpoczęto budowę Nabrzeża Rotterdamskiego a Związek Kopalni Górnośląskich „Robur”, na mocy podpisanej z rządem umowy wydzierżawił tereny portowe na Nabrzeżu Szwedzkim.

Warto również wspomnieć, iż z roku 1927 pochodzi unikatowy film dokumentalny Z wycieczki Stowarzyszenia Weteranów do Polski. Film ten jest zapisem wycieczki kombatantów, będących ochotnikami amerykańskiej Polonii do „Błękitnej Armii” gen. Józefa Hallera. Weteranie odwiedzili wówczas kilka polskich miast, m.in. również budujące się miasto Gdynię.

Poza Romanem Lichym, pejzaże gdyńskiego wybrzeża w latach dwudziestolecia międzywojennego przedstawiali m.in. Zygmunt Chmielewski (niezwykle nastrojowy obraz Noc Księżycowa nad Polskim Bałtykiem z 1934 roku), Stanisław Chlebowski i August Soter Jaxa-Machałowski.

Tekst: Gabriela Zbirohowska-Kościa

Budowany kolorem, pełen ciepła, niedopowiedziany i tajemniczy obraz. Anonimowe postacie skąpane w słonecznych promieniach. Obraz Krystyny Łady-Rudnickiej jest jednym z przykładów kontynuowania tradycji kolorystycznych, dominujących w szkole sopockiej.

Urodzona 16 listopada 1907 roku w Czeladzi Krystyna Łada-Studnicka odbyła naukę w Wolnej Szkole Malarstwa u Jerzego Fedkowicza. W następnych latach studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod kierunkem Władysława Jarockiego i Felicjana Szczęsnego Kowarskiego oraz w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, również u Felicjana Kowarskiego, który przeprowadził się tamże. Była członkiem grupy „Pryzmat”. Do wybuchu II wojny światowej prowadziła razem z mężem Juliuszem działalność pedagogiczną w organizowanym przez Liceum Krzemienieckie Wakacyjnym Ognisku Rysunkowym w Wiśniowcu na Ukrainie.

Po zakończeniu wojny, wraz z małżonkiem, Józefą i Marianem Wnukami, Januszem Strzałeckim oraz Hanną i Jackiem Żuławskimi współtworzyła Państwowy Instytut Sztuk Plastycznych w Gdańsku z siedzibą w Sopocie (obecna ASP w Gdańsku). Z placówką tą wiązał się termin szkoły sopockiej, określający malarzy z Wybrzeża udzielających się w życiu artystycznym. Szkoła prezentowała wysoki poziom – działała bardzo prężnie, organizowała wystawy, zbierała także liczne nagrody. Do przedstawicieli szkoły sopockiej należeli m.in. Artur Nacht-Samborski, Jan Wodyński oraz Piotr Potworowski. Członkowie szkoły kontynuowali estetykę tzw. koloryzmu – nurt ten podkreślał wagę walorów kolorystycznych, przedkładając je nad funkcję formy i linii.

Krystyna Łada-Studnicka uczestniczyła w licznych wystawach zbiorowych, zarówno krajowych jak i zagranicznych (m.in. w Pradze, Paryżu i Wenecji). Miała także kilka wystaw indywidualnych. Poza malarstwem sztalugowym uprawiała rysunek i malarstwo ścienne. Z upływem czasu zwróciła się ku abstrakcji. W roku 1953 artystka otrzymała nagrodę państwową za projekty i realizacje polichromii Starego i Nowego Miasta w Warszawie, które wykonywała we współpracy ze swoim małżonkiem oraz Hanną i Jackiem Żuławskimi. Rok później została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi.

Przechowywany w Muzeum Miasta Gdyni obraz Postacie na brzegu Krystyny Łady-Studnickiej wykonany został techniką olejną na płótnie. Wymiary pracy wynoszą 82 x 66 cm. Horyzont jest wysoko podniesiony. Tytułowe tajemnicze postacie opracowane zostały pojedynczymi pociągnięciami pędzla. Wszystkie trzy są zwrócone plecami do widza. Pierwsza postać stoi tuż nad brzegiem – jej cień odbija się na ubitym, piaszczystym podłożu. Pozostałe dwie stoją po kolana w wodzie, w pewnym odstępie od siebie. Całość obrazu skąpana jest w ciepłych, pomarańczowo-żółtych barwach. W górnej partii pośrodku widnieją rozmazane kontury słonecznej kuli, roztaczającej swoje ciepłe promienie na wybrzeże. Praca artystki utrzymana jest w nurcie koloryzmu. Wszystkie elementy (zlewające się z niebem morze, słońce, ludzkie sylwetki) kształtowane są barwą. Nie ma tu operowania formą. W bardzo podobnej konwencji powstały obrazy Deszczyk i Zachód Słońca.

Tekst: Gabriela Zbirohowska-Kościa

W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajduje się kompletna makieta książki Anny Świrszczyńskiej O małej Obie, najlepszej siostrzyczce na świecie (opowieść japońska). Zamieszczone powyżej wybrane ilustracje, pochodzą z wspominanej pracy. Przedstawiają kolejno: gejszę z wachlarzem w kimonie z ozdobnie zawiązanym pasem obi, gejszę zakrywającą się wachlarzem, piszącego mężczyznę w wzorzystym kimonie, liska oraz chłopca z miseczką. Wykonane z niezwykłym kunsztem i smakiem stanowią bardzo istotny element składowy książeczki – co zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że publikacja kierowana była do najmłodszych odbiorców. Autorem oprawy artystycznej był Tadeusz Lucjan Gronowski, grafik, ilustrator książek, malarz, architekt wnętrz, uchodzący za jednego z pionierów nowoczesnego polskiego plakatu.

Po ukończeniu Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, wyjechał do Francji, gdzie w paryskiej École nationale supérieure des beaux-arts doskonalił się w malarstwie. Spełniał się także jako grafik: współpracował z wydawnictwami i czasopismami, m.in. „Skamandrem”, „Życiem Literackim” czy „Pro Arte et Studio”. Ilustrował magazyny np. „Pani”, „Reklama”, „Teatr i Życie Wytworne”, „Arkady”. Dla magnatów takich jak Wedel, Orbis, Herse i Schicht, Fabryka Czekolady Fruzińskiego czy paryska Galeries Lafayette projektował reklamy bądź dekoracje. W 1929 roku zwyciężył w konkursie na logo Polskich Linii Lotniczych LOT, pozostające do dziś w użyciu. Należał do szeregu zgrupowań zrzeszających artystów plastyków: Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”, Koła Artystów Grafików Reklamowych, Związku Polskich Artystów Grafików. Zdobył Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 oraz złoty medal za projekt polskiego pawilonu na Wystawie Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku.

Niewykluczone, że decydując się na wybór tuszu jako środku wyrazu, Gronowski nie tylko posłużył się lubianym przez plastyków medium, lecz przede wszystkim w zawoalowany sposób nawiązał do japońskiej kaligrafii, będącej jednym z filarów kultury i sztuki kraju Sakury.

Jedyne polskie wydanie O małej Obie pojawiło się na rynku w 1960 roku, nakładem krakowskiego Wydawnictwa Literackiego. Co ciekawe, do druku nie wybrano książeczki zilustrowanej przez Gronowskiego. Autorką opracowania graficznego, na które zdecydował się wydawca jest Bożena Rogowska (ur. 1925-).

Tekst: Marta Borowska-Tryczak

MMG/SZ/P/1/29
Ilustracja 10 do rozdziału II; Gronowski Tadeusz; 13,4 x 7,1 cm; gwasz; papier

MMG/SZ/P/1/30
Ilustracja 11 do rozdziału II; Gronowski Tadeusz; 13,3 x 7,2 cm; tusz; papier

MMG/SZ/P/1/32
Ilustracja 13 do rozdziału II; Gronowski Tadeusz; 14 x 9,3 cm; tusz; papier

MMG/SZ/P/1/33
Ilustracja 14 do rozdziału II; Gronowski Tadeusz; 12,2 x 9,1 cm; tusz; papier

 

Rzeczywistość prozaiczna, stanowiąca nieodłączną część naszego życia. Ciche bohaterki dbające o komfort domowego zacisza. Wykonujące prace codzienne, rutynowe, niekiedy bardzo mozolne i uciążliwe. Takiego przekazu możemy się dopatrzeć w obrazie Kobieta w kuchni Wacława Szczeblewskiego z 1914 roku.

Wacław Szczeblewski zasłynął m.in. jako założyciel pierwszej Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych oraz twórca licznych polichromii do wnętrz sakralnych i świeckich. Malował także obrazy. Wśród nich odnaleźć można obrazy o nastroju kameralnym, skupiające się na osobach anonimowych, ukrytych w czterech ścianach swoich domostw i oddających się różnym czynnościom.

Przedstawiona na obrazie Wacława Szczeblewskiego kobieta odziana jest w charakterystyczny, domowy strój – luźną, niekrępującą ruchy bluzę, szeroką spódnicę i fartuch. Portretowana ukazana została w momencie wykonywania dosyć prozaicznej czynności – czyszczenia ściereczką obszernej, mosiężnej miednicy. Stopy oparte są na małym stołeczku. Sama scena rozgrywa się w przestrzeni kuchennej. Widniejąca naprzeciwko, drewniana komoda ze zlewozmywakiem i poustawianym na niej innymi przedmiotami sugeruje, iż kobieta oddaje się temu zajęciu od dłuższego czasu. Zarówno sylwetka jak i wyraz twarzy portretowanej świadczą o maksymalnym skupieniu i oddaniu się pracy. Status kobiety nie jest nam znany. Może to być równie dobrze służąca, jak i sama gospodyni, porządkująca swoje domostwo.

Obraz ten przestawia typową scenę z życia toczącego się w czterech ścianach. W tematyce takiej lubował się m.in. słynny francuski impresjonista, Edgar Degas. W niektórych jego pracach głównymi bohaterkami są często kobiety oddane ciężkiej, mozolnej pracy (prasowaczki, szwaczki). Prozę życia codziennego przedstawiali także malarze wieków wcześniejszych. Przykładem może być chociażby obraz „Mleczarka” Jana Vermeera, przedstawiający kobietę w skupieniu przelewającą mleko do dzbanka.

Szczeblewski zaprasza nas „za kulisy”, do świata wewnętrzego, mniej widocznego i może trochę mniej spektakularnego. Oddaje za to dyskretny hołd poszczególnym członkom rodziny i ich służącym, którzy poprzez swoją wytężoną pracę codziennie dbają o ognisko domowe.

Warto dodać, iż obraz ów należał do cyklu wielkoformatowych prac olejnych ukazujących kobiety przy różnych zajęciach domowych (m.in. przedstawiające praczkę, kobietę przy modlitwie i kobietę obierającą ziemniaki). Cykl ten powstał jeszcze za czasów studenckich, na drezdeńskiej uczelni. Niestety oleje zaginęły w wojennych zamieszkach- niektóre z prac znane są tylko ze szkiców i archiwalnych zdjęć (przechowywanych w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni). Z okresu studiów zachowały się również zdjęcia pracowni, świadczące o istnieniu tychże prac w wersji olejnej. Tytułowa Kobieta w kuchni zachowała się jako praca olejna i jako przeprucha- szkic z dziurkami, ułatwiający przeniesienie kompozycji na płótno).

Gabriela Zbirohowska-Kościa

Obraz Kobieta w Kuchni Wacława Szczeblewskiego ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni