„W tym domu mieszkał i pracował inż. Tadeusz Wenda (…)” – tak rozpoczyna się napis na tablicy pamiątkowej znajdującej się przy głównym wejściu do budynku Biura Budowy Portu przy ul. Waszyngtona 38 w Gdyni. Nie bez powodu właśnie tutaj. Płyta ta została umieszczona na ścianie gmachu, ponieważ upamiętnia „(…) projektanta i budowniczego gdyńskiego portu, człowieka prawego i skromnego”, a powstała z okazji 76. rocznicy nadania Gdyni praw miejskich. Tablicę pamiątkową odsłonięto 10 lutego 2002 roku, a w uroczystościach brał udział syn inżyniera – Jerzy Wenda.

Tadeusz Wenda w Gdyni

Kiedy 57-letni Tadeusz Wenda wiosną 1920 roku przybył na Pomorze, szukając odpowiedniej lokalizacji do rozpoczęcia prac nad budową portu, odwiedził kilka wytypowanych wcześniej miejscowości, takich jak Władysławowo, Hel, Puck, Tczew, Gdańsk, aż w końcu – liczącą około tysiąca mieszkańców – wieś Gdynię. Ta ostatnia wydała mu się najlepszym wyborem ze względu na naturalne warunki panujące w dolinie pomiędzy Kamienną Górą a Kępą Oksywską. Zanim projektant wprowadził się na ul. Jerzego Waszyngtona, przebywał w kilku miejscach: w latach 1921 – 1922 mieszkał w chacie rybackiej przy ul. Węglowej, w latach 1923 – 1929 w budynku przy skrzyżowaniu ul. 10 Lutego i ul. Świętojańskiej. W gmachu Biura Budowy Portu żył i pracował od 1930 roku aż do swojej emerytury, na którą przeszedł w 1937 roku.

Biuro Kierownika

Budynek Biura Budowy Portu był świadkiem powstawania miasta Gdyni, portu ale również życia i twórczości wybitnego inżyniera. Wenda w 1931 roku został Kierownikiem Wydziału Techniczno-Budowlanego Urzędu Morskiego – pod jego kierownictwem znajdowały się prace inwestycyjne Marynarki Wojennej i nadzór nad powstającym portem. W biurze kierownika stworzył wiele koncepcji i rozplanowywał kolejne prace budowlane. Jako jeden z pierwszych projektów, po analizie warunków geologicznych panujących w Gdyni, inżynier Wenda opracował koncepcję budowy falochronów i nabrzeży ze skrzyń żelbetowych tzw. kesonów. Ze swojego biura miał piękny widok na morze przecięte sylwetą drewnianego krzyża, który w 1932 roku decyzją inżyniera został przeniesiony vis a vis swojego biura z drewnianego molo na terenie Tymczasowego Portu Wojennego i Przystani dla Rybaków. Obecnie krzyż (zniszczony podczas wojny i na nowo postawiony w tym samym miejscu) nazywany jest Krzyżem Rybackim im. Tadeusza Wendy i upamiętnia inżyniera.

Budynek

Obiekt znajduje się we wschodniej części Śródmieścia, przy obecnej ul. Waszyngtona 38. W momencie powstawania budynku ulica ta nosiła nazwę Nadbrzeżna (budynek miał numer 13), którą w 1932 roku zmieniono na ul. Jerzego Waszyngtona. Budynek Biura Budowy Portu został ukończony w 1928 roku i znalazł się w ciągu realizacji obiektów takich jak Dowództwo Marynarki Wojennej RP czy Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Oddział Morski. W budynku, w środkowej części mieściły się biura wydziału Techniczno-Budowlanego Urzędu Morskiego i mieszkania w skrzydłach, w których mieszkali Tadeusz Wenda, Franciszek Fryzeł i rodzina Bukowskich.

Budynek jest założeniem wolnostojącym, osiowym, symetrycznym, na planie litery U, zwróconym frontem w stronę morza. Składa się z trzykondygnacyjnego korpusu z wystawką na osi oraz dwóch flankujących, dwukondygnacyjnych skrzydeł. Każda część ma osobny, czterospadowy dach kryty dachówką. Założenie domknięte jest przez niewielki dziedziniec od frontu, który od ulicy oddziela ogrodzenie w formie pełnego muru przerwanego w osi czarną, stalową bramą. Wejście flankują dwa czterościenne słupy zwieńczone sześciennymi latarniami w stylu art déco. Bramę natomiast wieńczy symboliczny trójząb, nawiązujący do insygniów mitologicznego Neptuna – władcy morza. Pięcioosiowa fasada charakteryzuje się rytmicznością za sprawą podziału szerokimi pasami i otworami okiennymi. W środkowej osi umiejscowiono wejście do budynku w formie boniowanego, kamiennego portalu. Do prostokątnych, bocznych skrzydeł prowadzą natomiast dwa osobne wejścia od strony dziedzińca. Na drugiej kondygnacji mieszczą się narożne loggie, które obecnie są przeszklone. Jak już wspomniano, znajdowały się tam mieszkania a jedno z nich (prawdopodobnie to w lewym skrzydle, na górze) należało do Tadeusza Wendy. W modernistycznej formie budynku widoczne są nawiązania do stylów historyzmu i art déco.

Historia człowieka, budynku i miasta

Budynek Biura Budowy Portu służył przez siedem lat jako mieszkanie i pracownia Wendy. W lewym skrzydle, pod lokalem z loggią (mieszkaniem inżyniera) mieszkał z rodziną Franciszek Fryzeł, który współpracował z Wendą od 1922 roku. Ich stosunki po latach współpracy stały się bardzo przyjacielskie. Franciszek był prawą ręką Tadeusza, a ten traktował sąsiada jak własnego syna. Z opowieści rodzinnych i pamiętnikarskich wspomnień Jerzego Wendy można dowiedzieć się, że rodzina Fryzłów opiekowała się starszym już ojcem i informowała najbliższych o jego stanie zdrowia. Syn w swoich pamiętnikach z czasów szkolnych z 1927 roku wzmiankował o żółwiu, którym zajmował się Franciszek Fryzeł podczas wyjazdów ojca do Warszawy.

Sukces

Utworzenie portu w Gdyni było pionierskim dziełem Tadeusza Wendy. Z powierzonych zadań: znalezienia odpowiedniego miejsca na budowę portu, przygotowania projektu, zaplanowania prac i kierowania nimi, inżynier Wenda świetnie się wywiązał. Budynek Biura Budowy Portu obserwował wszystkie te wydarzenia, był świadkiem historii miasta i życia wielkiego, wybitnego człowieka. Z tych i innych względów w 2006 roku obiekt wraz z ogrodzeniem został wpisany przez miejskiego konserwatora do rejestru zabytków (nr rej. A-1263 z 20.01.2006).

Katarzyna Gec

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Budynek Biura Budowy Portu, ul. Waszyngtona 38, 2021, fot. Katarzyna Gec

 

Fotografia, Budynek Biura Budowy Portu, 1930-1939, papier, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/864/13

 

Trudny czas przejścia na emeryturę

W lipcu 1937 roku do 74 letniego inżyniera Tadeusza Wendy, ówczesnego naczelnika Wydziału Techniczno-Budowlanego Urzędu Morskiego, wpłynęło pismo od Ministra Przemysłu i Handlu Antoniego Romana. Krótko, w jednym akapicie, poinformował on głównego budowniczego gdyńskiego portu, że po 17 latach pracy w Gdyni zostaje skierowany na emeryturę. Mimo chęci i kondycji do dalszej pracy podziękowano mu za „wieloletnią, wytrwałą i owocną pracę na pionierskim odcinku budowy polskiego stanu posiadania nad morzem”. Decyzja ta okazała się dla inżyniera ciosem. Wrócił do Warszawy i podupadł na zdrowiu. Uczucie rozczarowania towarzyszyło Tadeuszowi Wendzie przez kilka ostatnich lat pracy przy budowie gdyńskiego portu, kiedy to spotkał go szereg upokorzeń ze strony władz. Ich kulminacją był brak zaproszenia głównego budowniczego na oficjalne poświęcenie portu, które odbyło się 8 grudnia 1933 roku z udziałem najwyższych władz państwowych. Wszystko było pokłosiem podchwyconych przez rządzących bezpodstawnych zarzutów o wadliwość projektu i zastosowanych rozwiązań technicznych. Te wydarzenia zgrały się również z odbijającymi się coraz większym echem groźbami ze strony właścicieli wywłaszczanych terenów pod budowę kolejnych basenów portowych, którzy nawoływali do „zabicia tego inżyniera z Warszawy”. W drugiej połowie lat 20. XX wieku w rozbudowę gdyńskiego portu zaangażował się minister Eugeniusz Kwiatkowski. Trudno ocenić jego rolę w utrzymaniu kierownictwa nad budową przez Tadeusza Wendę. Jednak można się spodziewać, że gdyby nie jego wstawiennictwo w rządzie, inżynier straciłby pracę już na początku lat 30. XX wieku. Z czasem jednak poparcie Kwiatkowskiego dla Wendy słabło, jednak minister do końca życia podkreślał wielkość zasług inżyniera. W jednym z powojennych wywiadów dla Głosu Wybrzeża powiedział nawet: “Proszę pana, mnie niesłusznie nazywa się budowniczym Gdyni. Budowniczym i projektantem był wybitny polski fachowiec inżynier Tadeusz Wenda. Tak, to prawda, to ja zmieniłem system budowy Gdyni – z powolnego na szybki”.

Powojenna odbudowa

Całą II wojnę światową Tadeusz Wenda spędził w Komorowie pod Warszawą w gronie rodziny i mocno podupadł na zdrowiu. Po zakończeniu działań wojennych, mimo ukończonych 82 lat, zależało mu na powrocie do pracy i pomocy w odbudowie zniszczonych portów. Nowe władze Polski miały jednak polityczny dylemat dotyczący doboru kadry odpowiedzialnej za odbudowę morskiego odcinka gospodarki. Do współpracy zaproszono wprawdzie kilku zasłużonych przedwojennych fachowców takich jak Aleksander Rylke, czy Mikołaj Gutowski oraz samego wicepremiera II Rzeczypospolitej – Eugeniusza Kwiatkowskiego, jednak ich zapał i proponowane rozwiązania często przegrywały z socjalistycznymi poglądami i światopoglądem politycznym nowych, młodych inżynierów. Podobnie było z inżynierem Tadeuszem Wendą, który jednak nie zamierzał zostać wyłącznie biernym obserwatorem odbudowy gospodarki morskiej. Przyjął zaproszenie tych nielicznych swoich przedwojennych współpracowników, którzy znaleźli zatrudnienie w warszawskiej centrali Biura Odbudowy Portów. Schorowany inżynier do ostatnich dni życia służył im swoim doświadczeniem i wskazówkami.

Państwowy pogrzeb

Tadeusz Wenda zmarł 8 września 1948 roku w podwarszawskim Komorowie. W tym samym czasie komunistyczne władze zmusiły Eugeniusza Kwiatkowskiego i wielu innych przedwojennych inżynierów i działaczy do opuszczenia na zawsze polskiego wybrzeża. Doszło do zmiany pokoleniowej i ideologicznej. Powojenne władze Polski postanowiły jednak uhonorować Tadeusza Wendę wskazując na jego przedwojenne zasługi. Największy udział miał w tym Minister Żeglugi Adam Rapacki, który po śmierci inżyniera Wendy zwrócił się do premiera Józefa Cyrankiewicza z prośbą o sfinansowanie państwowego pogrzebu Tadeusza Wendy i częściowy zwrot kosztów leczenia w ostatnich latach jego życia dla rodziny. Było to wydarzenie dość wyjątkowe jak na owe czasy. Państwowe pogrzeby osób zasłużonych nie były wprawdzie niczym nowym, jednak zdecydowana większość zasług była rozpatrywana w kategoriach naukowych, artystycznych, czy społecznych. W przypadku Wendy mówiono o sukcesach związanych z decyzjami politycznymi. Pięć dni po śmierci inżyniera, 13 września 1948 roku, minister Rapacki złożył oficjalny wniosek do premiera Cyrankiewicza o przeznaczenie funduszy na pogrzeb informując go jednocześnie o samej śmierci i osiągnięciach Tadeusza Wendy. 29 września 1948 roku Rada Ministrów przyjęła uchwałę o pokryciu kosztów leczenia i pogrzebu na kwotę 98 740 zł, którą niezwłocznie wypłacono rodzinie zmarłego.

Jeszcze przed śmiercią Tadeusz Wenda odmówił spoczynku w Alei Zasłużonych Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie razem ze swoim ojcem i wujem. Zgodnie z jego wolą został pochowany ze zmarłym przedwcześnie synem Januszem na Starych Powązkach w kwaterze 139. Na epitafium wykonanego przez K.R. Kozińskiego granitowego nagrobka widnieje napis:

GRÓB RODZINY WENDÓW

Ś.P.
JANUSZ WENDA
STUDENT 8/GO SEM. WYDZIAŁU INŻYNIERII
POLITECHNIKI WARSZAWSKIEJ
ŻYŁ LAT 24
ZMARŁ DN. 21 MARCA 1938 R.

Ś.P.
TADEUSZ WENDA
INŻ. KOMUNIKACJI
TWÓRCA PROJEKTU I REALIZATOR
TECHNICZNY PORTU W GDYNI
ZM. 9.IX.1948 R.

HALINA WENDA

  1. 26 XI 1974 R.

MARIA WENDA

  1. 22 II 1984 R.

 

Dawid Gajos

 

Fotografia, Grób rodziny Wendów, 2021, fot. Dawid Gajos

 

Tadeusz Wenda, wizjoner, projektant i kierownik budowy portu gdyńskiego, za swoją pracę i zaangażowanie został uhonorowany wieloma odznaczeniami polskimi, jak i zagranicznymi, między innymi Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski czy francuską Legią Honorową. Nie tylko za profesjonalizm, ale również za zasługi dla kraju i gospodarki morskiej upamiętniono tę wybitną postać poprzez nadanie jego imienia nabrzeżu na szczycie mola Węglowego, jednej z gdyńskich ulic czy Zespołowi Szkół Mechanicznych na Grabówku. W maju tego roku na ostrodze mola Rybackiego stanął pomnik Tadeusza Wendy, a rok 2021 został uchwałą Rady Miasta Gdyni ustanowiony Rokiem Tadeusza Wendy.

Powstanie zespołu szkół zawodowych

W 1926 roku, kiedy Gdynia otrzymała prawa miejskie, burmistrz Gdyni – Augustyn Krause, budowniczy miejski – Roman Wojkiewicz i przedstawiciele Ministerstwa Robót Publicznych, postanowili, że budynki szkół zawodowych, w tym Szkoły Morskiej i Rzemieślniczej, zostaną usytuowane na terenie Grabowa. Po upływie dwóch lat wyznaczono dokładną lokalizację na budowę kompleksu, a była nią działka budowlana znajdująca się przy Szosie Gdańskiej (obecnie ulica Morska).

Plan założenia architektonicznego, który sporządził architekt Wacław Tomaszewski w 1928 roku, zakładał powstanie zespołu budynków składających się z pięciu szkół zawodowych, tj. Szkoły Handlu Morskiego, Rzemieślniczo-Przemysłowej, Budowlano-Drogowej, Szkoły Morskiej i Szkoły Jungów dla niższej kadry marynarskiej, oraz dwóch burs, warsztatów szkolnych i kilku budynków mieszkalnych dla profesorów.

W kalendarium gdyńskiego Uniwersytetu Morskiego czytamy, że w 1928 roku: Prezydent Ignacy Mościcki uroczyście wmurował pierwszą cegłę, rozpoczynając w ten symboliczny sposób budowę w Gdyni Państwowej Szkoły Morskiej oraz Szkoły Handlu Morskiego i Techniki Portowej (…)  kamień węgielny poświęcił ks. bp Stanisław Okoniewski. W 1929 roku oddano do użytku Szkołę Handlu Morskiego i Techniki Portowej.

W grudniu 1930 roku odbyło się uroczyste poświęcenie wzniesionych obiektów, tj. gmachu głównego i skrzydła wschodniego. Skrzydło zachodnie dobudowano dopiero po zakończeniu wojny. Co ciekawe, część zespołu nie została zrealizowana, dlatego też przy dokładnym przyjrzeniu się lokalizacji obecnych budynków, dla osoby nie znającej pierwotnych założeń architekta, wydawać się może, że zostały one umiejscowione przypadkowo.

Gmach Zespołu Szkół Mechanicznych im. inż. Tadeusza Wendy

Gmach został oddany do użytku 1 października 1929 roku, jako pierwszy budynek zespołu szkół zawodowych. Obiekt o układzie symetrycznym, wertykalnej kompozycji fasady, wyróżnia się masywnym portalem, jak i dodatkową kondygnacją w postaci „belwederu”, która stanowi centrum całego założenia. Rzędy prostokątnych okien, o układzie wertykalnym, nadają budowli rytmiczności. Pomiędzy oknami można dostrzec formę płytkich, podłużnych pilastrów. Elewacja gmachu została ułożona z szarych cegieł cementowych, które były stosowane już pod koniec lat 20. XX wieku w Gdyni.

Wewnątrz budynku usytuowano, centralnie założoną, klatkę schodową. Oprócz tego, w pomieszczeniach reprezentacyjnych, uwzględniono dekoracje w postaci pilastrów i girland.  Architekt myślał kategoriami nowoczesności, o czym świadczy zastosowanie we wszystkich pomieszczeniach silnego źródła światła co sprawiało, że wnętrza były bardzo dobrze doświetlone.

Funkcjonowanie szkoły

Zespół Szkół Mechanicznych im. inż. Tadeusza Wendy, jako pierwsza szkoła zawodowa w Gdyni, służy miastu i gospodarce morskiej od 1929 roku. Początkowo miała za zadanie wykształcenie rzemieślników dla pracujących na rzecz budowy portu i rozwijającego się życia gospodarczego.

Pierwszym dyrektorem szkoły, prowadzonej przez Towarzystwo Szkoły Handlu Morskiego i Techniki Portowej, był Tadeusz Sielużycki. Z wpisu Pana Michała Sikory, gdynianina i absolwenta Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie, który prowadził blog pt. „Gdynia – w której żyję”, dowiadujemy się, że:  Nauka w szkole trwała trzy lata. Pierwsze dwa lata poświęcone były głównie przedmiotom zawodowym i języków obcych. Uczono języka angielskiego i niemieckiego. Na trzecim roku koncentrowano się na handlu zagranicznym.

W 1931 roku szkołę przemianowano na Instytut Handlu Morskiego i Techniki Portowej. W 1933 roku, z powodów finansowych, Instytut zlikwidowano. W katalogu do wystawy, pt. „Mój pierwszy elementarz – z dziejów gdyńskiego szkolnictwa”, zawarto informacje, że: Instytut wypuścił tylko dwa roczniki absolwentów. Spadkobiercą szkoły stało się trzyletnie Koedukacyjne Liceum Handlowe działające pod patronatem Izby Przemysłowo-Handlowej. W 1937 roku szkołę przemianowano na Państwowe Gimnazjum Mechaniczne z wydziałem elektrycznym.

W 1939 roku szkoła zawiesiła działalność z powodu wybuchu II wojny światowej. Odtąd w budynku mieściły się koszary niemieckiej marynarki wojennej. Prowadzenie zajęć lekcyjnych wznowiono dopiero w kwietniu 1945 roku.

Uroczystość nadania imienia inżyniera Tadeusza Wendy Zespołowi Szkół Mechanicznych w Gdyni

W marcu 1977 roku w Zespole Szkół Mechanicznych w Gdyni odbyła się uroczystość nadania imienia inżyniera Tadeusza Wendy – projektanta i kierownika budowy portu gdyńskiego. Wzięli w niej udział przedstawiciele władz miasta, wojewódzkich władz oświatowych i miejskiego aktywu młodzieżowego. W tym wydarzeniu uczestniczyli również współpracownicy patrona szkoły, jak i najbliższa rodzina Tadeusza Wendy – jego córka Maria i syn Jerzy.

Dyrektor Zespołu Szkół Mechanicznych – Jan Mnichowski, podczas przemówienia przypomniał działalność i zasługi Tadeusza Wendy. Dyrektor Zarządu Portu Gdynia – Mieczysław Wilczewski, podpisał umowę patronacką, a następnie wręczył szkole sztandar ufundowany przez gdyńskich dokerów.

Uroczyście odsłonięto wmurowaną w budynek szkoły tablicę upamiętniającą patrona szkoły, na której umieszczono napis: INŻ. TADEUSZ WENDA / 1863-1948 / PATRON SZKOŁY / PROJEKTANT / I BUDOWNICZY / PORTU GDYNIA, a następnie wszyscy zebrani wysłuchali wspomnień o Tadeuszu Wendzie opowiedzianych przez jego syna – Jerzego.

Podczas uroczystości wręczano odznaczenia państwowe i lokalne nauczycielom oraz pracownikom szkoły. Medale Komisji Edukacji Narodowej przyznano nauczycielom Bohdanowi Tomaszewiczowi i Mieczysławowi Tomaszewskiemu. Niektórzy z nich zostali udekorowani odznakami „Zasłużonym Ziemi Gdańskiej”. Wyróżnieni uczniowie otrzymali dyplomy i nagrody, czy też awanse na wyższe stopnie harcerskie. Jerzemu Wendzie wręczono pamiątkowy medal portu gdyńskiego oraz medal 50-lecia Gdyni. Tego dnia, po południu, otwarto szkolną Izbę Pamięci Narodowej, w której zgromadzono dokumenty oraz pamiątki z okresu II wojny światowej.

Obecnie

W 2016 roku z połączenia dwóch szkół – Zespołu Szkół Mechanicznych im. inż. Tadeusza Wendy z Zespołem Szkół Technicznych im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, powstało Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1. Poprzednio gmach mieścił Zespół Szkół Mechanicznych, który został rozwiązany 31 sierpnia 2016 roku. W budynku funkcjonowało także XII Liceum Ogólnokształcące.

W 2018 roku, uczniowie Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1, z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, postanowili posadzić przy schodach, prowadzących do budynku, Dęby Niepodległości, które miały nosić imiona patronów szkół – inżyniera Tadeusza Wendę oraz Eugeniusza Kwiatkowskiego, ministra przemysłu i handlu. Uroczystość, podczas której odczytano życiorysy obu postaci, a następnie odsłonięto tablice pamiątkowe, odbyła się 23 listopada.

 

Joanna Mróz

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

 

 Fotografia, Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1, 2021, fot. Olga Lewandowska

Fotografia, Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1, 2021, fot. Olga Lewandowska

 

 

Fotografia, Tablica pamiątkowa inż. Wendy na budynku Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1, 2021, fot. Olga Lewandowska
Fotografia, Tablica pamiątkowa inż. Wendy na budynku Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1, 2021, fot. Olga Lewandowska

Pierwsze lata nauki Tadeusza Wendy

Tadeusz Wenda był uznanym specjalistą w zawodzie inżyniera komunikacji. Pozostawił po sobie nie tylko wielkie projekty komunikacyjne, w tym port w Gdyni, ale również wielu uczniów. Swoich współpracowników traktował z niezwykłym respektem. Dbał o ich rozwój przekazując im wiedzę oraz organizował pracę tak, by mogli wykazać się samodzielnością, doskonaląc tym samym ich umiejętności praktyczne. Inżynier Wenda z pewnością często wspominał drogę edukacji, którą sam przebył w swoim życiu.

Kiedy urodził się w 1863 roku, na terenach dawnej I Rzeczypospolitej od sześciu miesięcy trwało powstanie styczniowe. Rząd carski uznał, że działalność edukacyjna i dopuszczenie języka polskiego do nauki w szkołach było jedną z głównych przyczyn wzro­stu dążeń niepodległościowych i zdecydowanie zaostrzył restrykcje. Trwała wytężona akcja rusyfikacyjna – język rosyjski stał się jedynym językiem urzędowym, a dostęp do szkół dla ludności narodowości polskiej był skutecznie utrudniany. Szkolnictwo stało się ważnym narzędziem indoktrynacji i kontroli Polaków. Nie były to czasy łatwe na wychowanie syna, jednak jego ojciec, Władysław Wenda, podsekretarz Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego oraz późniejszy dyrektor Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, dążył do podtrzymania tradycji rodziny inteligenckiej i od najmłodszych lat syna troszczył się o jego właściwą edukację. Początkowo w domu rodzinnym przekazywał mu wartości moralne i będący tradycją szlacheckiego rodu Wendów patriotyczny światopogląd. Uczył pracowitości, uczciwości, skromności i stanowczości w działaniu.

Mały Tadeusz pierwszy raz poszedł do jednej z warszawskich szkół elementarnych w wieku 8 lat. Wiek rozpoczęcia edukacji regulowała ustawa o „urządzeniu szkół miejskich i wiejskich elementarnych” z 1808 roku, która stwierdzała, że wszystkie dzieci w wieku od 8 do 12 lat powinny chodzić do szkoły „póty, póki ze zdaniem dozoru szkolnego nie nabędą wiadomości im potrzebnych”. W rzeczywistości jednak nie było obowiązku szkolnego i już samo rozpoczęcie edukacji stawało się w tym okresie powodem do dumy, ponieważ podstawową edukację w Królestwie Polskim otrzymywało jedynie 12% dzieci. Czteroletni program nauczania podstawowego, które ukończył Tadeusz Wenda, obejmował: zajęcia z czytania i pisania, języka rosyjskiego, rachowania pamięciowego, praw i obowiązków obywatelskich, a także etykę i religię.

Spotkanie z matematyką

Po ukończeniu szkoły elementarnej 12-letni Tadeusz Wenda rozpoczął naukę w III Męskim Gimnazjum Rządowym w Warszawie przy ulicy Krakowskie Przedmieście 3. Trudno powiedzieć czy to ojciec Władysław zobaczył w synu predyspozycje do nauk ścisłych, czy wydarzyło się to na fali przemian oświatowych, które uwzględniały wymagania epoki rozwijającego się przemysłu i handlu oraz zapotrzebowanie na nowy rodzaj specjalistów i techników, jednak właśnie wtedy nastoletni Tadeusz pierwszy raz zetknął się z technicznym wykorzystaniem matematyki. Przez kolejne siedem lat uczęszczał do klasy o profilu technicznym. Szkoła zakładała, że dwa ostatnie lata przeznaczone będą wyłącznie na zajęcia praktyczne. Program nauczania obejmował: języki rosyjski (aż 33 godziny tygodniowo!), polski, niemiecki, francuski, religię oraz przedmioty techniczne, w tym: arytmetykę, geometrię, trygonometrię, buchalterię, mechanikę, budowę maszyn, fizykę, chemię, historię naturalną, botanikę i mineralogię, zoologię, geografię, architekturę oraz kaligrafię i studium rysunku.

W gimnazjach męskich w tym okresie panowała duża dyscyplina. Nauczycielami byli wyłącznie mężczyźni. Lekcje odbywały się od poniedziałku do soboty od godziny 9:00 do godziny 15:00 z półgodzinną przerwą, jednak powszechne było regularne zostawanie po zajęciach, nawet do godziny 17:00. W niedziele i święta klasy spotykały się również na dziedzińcu szkoły, by następnie parami iść wspólnie na mszę do kościoła. Wobec nieposłusznych uczniów stosowano surowe kary, w tym przesadzanie na oddzielną ławkę w kącie, bicie świeżymi rózgami brzozowymi po gołym ciele, a nawet całodzienny areszt o chlebie i wodzie. Co istotne, rodzice uczniów musieli opłacać jedną czwartą kosztów edukacji ich dzieci, pozostałą część pokrywało państwo.

Kończąc edukację w gimnazjum Tadeusz Wenda wiedział już w jakim kierunku chciałby się rozwijać zawodowo i rozpoczął naukę na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Carskiego Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zgłębiał swoje zainteresowania techniczne. Ostatni rok studiów dokończył już na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Państwowego Uniwersytetu w ówczesnej stolicy Rosji – Petersburgu.

Jedna z najlepszych uczelni ówczesnej Europy

Po ukończeniu Wydziału Matematyczno-Fizycznego Tadeusz Wenda pozostał w Petersburgu i w 1887 roku rozpoczął kolejny kierunek studiów na innej uczelni. Był nią otwarty w 1809 roku przez francuskich profesorów, na wzór Szkoły Dróg i Mostów w Paryżu, Państwowy Uniwersytet Transportowy im. Cara Aleksandra I. Trafił do jednego z najbardziej renomowanych wydziałów tej uczelni – Instytutu Inżynierów Komunikacji. Stolica Rosji była wtedy głównym centrum administracyjnym, przemysłowym i kulturalnym w państwie, ale również jednym z największych i najsilniejszych ośrodków uniwersyteckich i naukowych w Europie. Był to pierwszy po Francji europejski ośrodek akademicki, który wprowadził kurs budownictwa. Warunkiem koniecznym by dostać się na studia w Instytucie Inżynierów Komunikacji była biegła znajomość języka rosyjskiego i francuskiego, którą Tadeusz Wenda posiadał.

Początkowo w Instytucie kształcono jedynie w zakresie budowy dróg lądowych i wodnych. Specjalność kolejowa do 1835 roku nie tylko była zupełnie nieobecna w programie nauczania, ale wręcz mówiono o szkodliwości transportu kolejowego. Dopiero decyzja Cara Mikołaja I, spowodowana rozwojem kolei w Europie Zachodniej i USA, powołała pierwsze badania nad rozwojem linii kolejowych w Rosji, którymi miał zająć się właśnie petersburski Instytut Inżynierów Komunikacji. Już dwa lata później, w 1837 roku, pierwsi studenci wykorzystywali zdobytą wiedzę w praktyce i zbudowali krótką linię Kolei Carskosielskiej z Petersburga do rezydencji cara w Carskim Siole. Kolejne roczniki studentów, w tym również ten Tadeusza Wendy, podlegały już bezpośrednio pod Ministerstwo Komunikacji, w którym większość z nich znajdowała zatrudnienie po ukończeniu studiów. Rosnące zapotrzebowanie na linie kolejowe, będące głównym środkiem transportu w rozległym państwie rosyjskim, gwarantowało absolwentom szybki awans zawodowo-społeczny i wysokie zarobki. Z tego powodu ubiegający się o przyjęcie do Instytutu kandydaci porzucali niejednokrotnie inne kierunki, bądź, podobnie jak Tadeusz Wenda, posiadali już wyższe wykształcenie.

W 1887 roku program nauczania w Instytucie Inżynierów Komunikacji obejmował takie przedmioty jak: budowa mostów, kolejnictwo, budowa śródlądowych dróg wodnych, żegluga morska z budową portów i latarni morskich, budowa dróg publicznych, budowa wodociągów i kanalizacji oraz melioracje rolne. Każdy student zobowiązany był do wykonania pięciu projektów, po jednym z każdej ze specjalności: mostu, odcinka linii kolejowej, obiektu hydrotechnicznego, mechaniki praktycznej i architektury.

Tadeusz Wenda ukończył Instytut Inżynierów Komunikacji po trzech latach studiów, uzyskując w 1890 roku tytuł inżyniera komunikacji. Od razu również rozpoczął, podobnie jak wielu jego kolegów, pracę w Ministerstwie Komunikacji Rosji i przez 10 kolejnych lat, w bardzo trudnych warunkach, budował koleje. Zaprojektował między innymi Kolej Muromo-Kazańską z odgałęzieniami, prowadzący do Czelabińska odcinek Kolei Uralskiej, Linię Nadnarwiańską, a także odgałęzienia Kolei Warszawsko-Petersburskiej. Pracując przy budowie Zaniemeńskiej Kolei Żelaznej uczestniczył również przy budowie wielkiego mostu kolejowego nad Niemnem pod Olitą. W kolejnych latach Tadeusz Wenda związał się zawodowo z budową portów, co leżało również w jego wszechstronnych kompetencjach. Projektował i nadzorował budowy bałtyckich portów w Windawie, Tallinie oraz Rojen. W czasie I wojny światowej prowadził również prace hydrotechniczne przy osuszaniu bagien pod budowę osiedli mieszkaniowych na warszawskim Bródnie. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę został postawiony przed największym wyzwaniem w swojej karierze – budową portu w Gdyni.

Obliczenia przyszłego inżyniera

W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajduje się wyjątkowa pamiątka związana z edukacją przyszłego inżyniera – zeszyt szkolny Tadeusza Wendy z czasów nauki w warszawskim III Męskim Gimnazjum Rządowym. Papierowy, szyty zeszyt z zieloną okładką składa się z kilkudziesięciu stron, kilka ostatnich kartek zostało natomiast starannie wyciętych. Na jego pierwszej stronie możemy zauważyć piękny, kaligraficzny napis w języku rosyjskim „тригонометрия” (pol. trygonometria), a pod nim podpis „фадзей Венда Учен.VII класса” – „Tadeusz Wenda uczeń VII klasy”. Notatki zostały sporządzone przez nastoletniego Tadeusza Wendę w ostatniej, siódmej klasie gimnazjum, prawdopodobnie w 1882 roku. Wszystkie zapisy i rysunki figur geometrycznych zostały wykonane bardzo starannie. Widać, że przyszły inżynier już od najmłodszych lat przykładał bardzo dużą wagę do nauki, która stała się w przyszłości nie tylko jego zawodem, ale również pasją.

Pierwsze obliczenia trygonometryczne, wyliczanie sinusów, cosinusów, tangensów, cotangensów, secansów i cosecansów z pewnością inspirowały młodego Tadeusza do dalszych wyzwań. Zdawał sobie z pewnością sprawę z tego jak ważnych dla swojej przyszłości przedmiotów się uczy. Metody obliczeń trygonometrycznych znajdujące się w zeszycie szkolnym, Tadeusz Wenda już jak inżynier wykorzystywał przy projektowaniu kolei, mostów i portów. Dzięki tak zwanej metodzie triangulacji, czyli podziału danego obszaru na trójkąty, a następnie określaniu odległości między nimi, inżynier Wenda mógł mapować teren gdyńskiego portu na potrzeby tworzonych przez siebie planów. Trygonometria przydawała się również w planowaniu nawigacyjnym portu w Gdyni, w szczególności ułożenia świateł portowych, czy projektowaniu obrotnic. Niepozorna pamiątka z młodzieńczych lat inżyniera znajdująca się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, pozwala zobaczyć pierwsze obliczenia, które po latach nauki Tadeusz Wenda przełożył na praktyczne rozwiązania, funkcjonujące między innymi w gdyńskim porcie do dziś.

Dawid Gajos

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Zeszyt do trygonometrii Tadeusza Wendy, około 1882, papier, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/RIIID/634
Zeszyt do trygonometrii Tadeusza Wendy, około 1882, papier, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/RIIID/634

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Wiatr od morza

Po I wojnie światowej spełniły się marzenia Polaków o niepodległej ojczyźnie i powrocie nad Bałtyk. Wielu z nich mogło zobaczyć morze i doświadczyć z nim bezpośredniego kontaktu.  Doznane z tym przeżycia opisał Stefan Żeromski, który do Gdyni przyjeżdżał kilkakrotnie. Po raz pierwszy, wraz z rodziną, odwiedził wieś w 1920 roku. Zauroczony morzem i przyrodą wracał nad Bałtyk w latach następnych. Spotkania z żywiołem morskim oraz z ludem kaszubskim, stały się przyczynkiem do napisania w 1922 roku książki Wiatr od morza. Jest to swego rodzaju zbiór niepowiązanych ze sobą form literackich, takich jak opowieści, bajki, relacje historyczne, czy reportaże, dotyczących Pomorza.

Budowa portu

Żeromski spędzał czas nad morzem obserwując z zainteresowaniem postępy w pracach przy budowie drewnianej przystani portu tymczasowego. Był to czas projektowania i realizowania dzieła inżyniera Tadeusza Wendy. Prace przy budowie Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków postępowały w różnym tempie. Efekty były jednak widoczne a ruch na placach składowych, mimo licznych  przeszkód, spory. Stefan Żeromski był jednym z tych, którzy nie wątpili w realizację nie tylko tymczasowej przystani, ale także portu właściwego, zaprojektowanego zgodnie z wizją inżyniera Wendy. Zainteresowanie pisarza budową polskiego portu w Gdyni i baczna obserwacja zmian zachodzących na brzegu morskim została opisana w jednym z fragmentów Wiatru od morza, w opowieści pt. Przy nowych fundamentach.

Spacerując po morskim brzegu, medytując nad przyszłością Polski, Żeromski spotykał budowniczych portu, poznawał ich problemy. Lubił patrzeć na pracę robotników i techników oraz sterowanych przez nich dźwigów i kafarów. Pisał: „[…] panują wśród nieustannego szumu morza łoskoty młotów, ostre ciosy siekier, dźwięczne bicie w kowadła, szelest piły […]”. To wszystko słyszał i widział także Tadeusz Wenda, który wolał pracę na budowie niż za biurkiem. Czy tak samo się nimi zachwycał?

Spotkanie z Tadeuszem Wendą

Czy Stefan Żeromski podczas pięciokrotnego pobytu w Gdyni, spacerując po placach budowy przyszłego portu spotkał jego twórcę – inżyniera Tadeusza Wendę, który chodząc po rozległym terenie osobiście doglądał  pracy budowniczych? Nie potwierdza tego żaden fragment opowieści pisarza. Pewne jest jednak to, że ci wielcy ludzie spotkali się  przynajmniej raz. Miało to miejsce prawdopodobnie w skromnym baraku Kierownictwa Budowy Portu, do którego musiał zajść pisarz, aby uzyskać zgodę na swobodne poruszanie się po terenach budowy. Pozwolenie takie, z podpisem samego kierownika, uzyskał prawdopodobnie bez problemu. Wenda był człowiekiem wykształconym, znał pisarskie i polityczne dokonania Stefana Żeromskiego. Musiał też słyszeć o jego zauroczeniu polskim morzem. Żeromski natomiast był zafascynowany projektem Wendy i budową polskiego portu. Czy mocno zapracowany Wenda znalazł czas na dłuższą rozmowę z pisarzem, czy ograniczył się do napisania krótkiego zaświadczenia? Spotkało się przecież dwóch wizjonerów i marzycieli, miłośników morza i natury, wyznawców etosu pracy. Obaj, mimo że różnej profesji, mieli wiele wspólnego. Łączył ich romantyzm i realizm, a równocześnie, trzeźwość w ocenie i fascynacja powstającym dziełem Wendy. Inżynier i pisarz mogli spotykać się częściej i prowadzić rozmowy na temat budowanego portu, jego przyszłego kształtu i wielkości. A może, mieszkając po sąsiedzku, spotykali się w drodze do portu? Jednak źródła tego nie potwierdzają.

Zaświadczenie

Jak wspominał ówczesny pracownik portu – Wacław Zagrodzki – na zaświadczeniu wydanym literatowi Tadeusz Wenda napisał krótko: „Kierownictwo Budowy Portu. Pan Stefan Żeromski jest upoważniony do wstępu na teren budowy portu.”

Z przepustką od budowniczego portu w kieszeni, Żeromski często siadał na drewnianym palu wbitym w dno morskie i przyglądał się postępującym pracom.

Brak daty na dokumencie świadczy, że upoważnienie ważne było bezterminowo.

Pisarzowi  nie  było jednak dane wrócić do Gdyni. Nie zobaczył już portu Tadeusza Wendy nad polskim Bałtykiem. Stefan Żeromski zmarł w 1925 roku.

Barbara Mikołajczuk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Widok na morze i tereny portowe.
Fotografia, Tereny budowy portu tymczasowego, 1921, papier, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/I/361

Rocznica urodzin Tadeusza Wendy

 

Od wieków przyjaciele i członkowie rodziny składają życzenia i wręczają prezenty jubilatom z okazji ich urodzin. Zazwyczaj dla wszystkich jest to dzień uroczysty. Tradycyjnym elementem obchodów urodzin, w szczególności w naszej kulturze, jest tort urodzinowy z odpowiednią do wieku ilością zapalonych świeczek. Jubilat ma obowiązek zdmuchnąć płomyki za pierwszym razem.

Nasz dzisiejszy jubilat – Tadeusz Wenda –  miałby 158 lat. Urodził się 23 lipca 1863 roku w Warszawie, w rodzinie inteligenckiej. Ochrzczony został 8 września tego samego roku w parafii pw. św. Jana. Był najmłodszym, długo wyczekiwanym synem Władysława i Justyny Wendów.

Tadeusz, jak wszystkie dzieci w tym czasie, przyszedł na świat w domu. Ojciec rodzącego się potomka najczęściej nie był obecny przy narodzinach. Zwyczajowo poród odbierała akuszerka. Po pojawieniu się malucha na świecie zaczynały się liczne wizyty. Przychodziła rodzina, znajomi. Z gratulacjami dla ojca i dobrymi radami dla mamy.

W XIX wieku przyjście na świat chłopca było w rodzinie bardzo ważnym wydarzeniem.  Wywoływało radość, szczególną dumę i nadzieję. Dla rodziców istotna była świadomość, że nazwisko zostanie zachowane przez następne pokolenie. W XIX wieku, w patriarchalnej  rodzinie, najważniejszą pozycję miał ojciec – jako głowa rodziny, a zaraz po nim jego następca – syn. Możliwość przejęcia przez niego miejsca po zmarłym ojcu i sprawowanie naczelnej roli dawało poczucie ciągłości i bezpieczeństwa pozostałym członkom rodziny.

Tadeusz nie był jedynakiem. Urodził się jako siódme, ostatnie dziecko Władysława i Justyny. Miał sześć sióstr. Jego narodziny wywołać musiały więc ogromne szczęście. Tradycyjnie opiekę nad chłopcem przez kilka pierwszych lat sprawowała matka. Potem na wychowanie i wykształcenie syna wpływał głównie ojciec.

Brakuje przekazu na temat obchodzonych w domu Wendów uroczystości urodzinowych, organizowanych czy to dla dorosłych, czy to dla dzieci. Tradycja nakazywała wyróżniać w jakiś niezwykły sposób kolejne rocznice narodzin. Tego dnia przygotowywano niespodzianki i przyjęcia dla jubilata. Mały Tadeusz, jak i jego siostry, z całą pewnością był obdarowywany z tej okazji zabawkami i książeczkami dla dzieci. Gdy już dorósł mógł otrzymywać od bliskich okolicznościowe kartki z życzeniami, często wykonane samodzielnie przez darującego.

Halina Wendowa, żona naszego jubilata, lubiła aranżować spotkania rodzinno-towarzyskie. Ze szczególnym zaangażowaniem przygotowywała te coroczne, urodzinowe przyjęcia w dniu 23 lipca. Zaproszeni goście zasiadali wówczas przy stołach ze srebrnymi nakryciami i sztućcami. W wazonach stały bukiety kwiatów. Czy był tam także tort z odpowiednią ilością zapalonych świeczek?

 

 

Z okazji zbliżających się urodzin Tadeusza Wendy delegacja Miasta Gdynia i Muzeum Miasta Gdyni w imieniu wszystkich gdynian zapaliła symboliczne znicze i złożyła na grobie inżyniera na Starych Powązkach w Warszawie urodzinową wiązankę ze świeżych kwiatów z wyrazami wdzięczności za zasługi dla Gdyni.

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Grób rodziny Wendów, 2021, fot. Dawid Gajos
Fotografia, Grób rodziny Wendów, 2021, fot. Dawid Gajos

W dniu 23 lipca 2021 roku gdynianie spotkali się również na ostrodze Mola Rybackiego pod pomnikiem Tadeusza Wendy wspólnie świętując urodziny inżyniera tortem, muzyką z dwudziestolecia międzywojennego i licznymi quizami!

Fotografia z obchodów na ostrodze mola Rybackiego. Na pierwszym planie widoczny pomnik Tadeusza Wendy, a w tle goście zasiadający do stołu.
Fotografia, Urodziny Tadeusza Wendy na ostrodze mola Rybackiego, 23.07.2021, fot. Bogna Kociumbas

 

Rodzina Wendów – Władysław Wenda z synem Tadeuszem
Fotografia, Rodzina Wendów (fragment) – Władysław Wenda z synem Tadeuszem, 1865-1867, papier, zbiory prywatne

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Gdynia dn. 27.II.1929r.

Kochany Jerzyku!

Dziękuję Ci bardzo za list.

Przede wszystkim odpowiadam na Twoje zapytania. Jestem zdrów, dzięki Bogu. Biuro w nowym domu idzie lepiej, bo jest ciepło i dużo jest światła, więc urzędnicy chętniej pracują. Obiady i kolacje jadam codziennie u Sióstr razem z księdzem.

Pogoda w Gdyni jest taka sama jak w Warszawie, w mieszkaniu jest dosyć ciepło. Posiedzenia w sali konferencyjnej dotychczas nie było, bo sala ta nie jest jeszcze wykończona. Cieszę się, że jesteś zdrów i że chodzisz z Mamusią na spacery, i że byłeś u fryzjera, musisz teraz ładnie wyglądać. Czy jesteś z tego zadowolony? Bardzo mi było miło dowiedzieć się, że uczysz się chętnie francuskiego i że z panem Chełmińskim grzecznie się bawisz. Jedna rzecz mnie jednak martwi, to to, że nie oduczyłeś się krzyczeć. Z tego krzyku możesz zachorować, a Mamusia też od tego krzyku może być chora.

Spodziewam się, że już więcej nigdy krzyczeć nie będziesz. Jeżeli starsze dzieci Ci dokuczają, to najlepiej schowaj się pod opiekę Mamusi i odejdź od nich spokojnie. W ten sposób pokażesz, że jesteś rozumny i dobry chłopczyk.

Na zakończenie całuję Cię mój kochany Jerzyku bardzo serdecznie.

Twój Kochający Cię Tatuś Tadeusz

Janusz Franciszek ( Władysław ) Wenda, starszy syn inż. Tadeusza Wendy urodził się w 1913 r., w Warszawie. Zmarł w 1938 r., po operacji wyrostka robaczkowego, w wyniku skrzepu krwi w mózgu. Pochowany jest na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Jak Ojciec, był inżynierem, specjalizował się w zakresie budowy portów. Pracował przy budowie portu we Władysławowie. Pamiętniki (dzienniki) prowadził w wieku młodzieńczym w l. 1927- 1930, kiedy był uczniem gimnazjum.

Pisownia oryginalna.

Pamiętnik z czasów szkolnych Janusza Wendy 1927-28 

„Dnia 21 czerwca 1927 roku, wtorek

O godz. 9.30 poszedłem do szkoły. Był to ostatni dzień roku szkolnego 1926-27. Wszyscy uczniowie zebrali się na podwórzu, skąd czwórkami udali się do kościoła. Po skończonej mszy poszliśmy z powrotem do szkoły. Tutaj rozdano nam cenzury; w ten dzień przeszedłem do IV klasy. Resztę dnia spędziłem w Warszawie i na podwórzu na Pradze bawiąc się z Dudą i Niunią. „

Dnia 1.VII.1927r., piątek

W tym dniu nigdzie nie wychodziłem, natomiast cały dzień pakowało się rzeczy. Wieczorem pożegnaliśmy się z rodziną i pojechaliśmy tramwajem na dworzec Główny, skąd pojechaliśmy do Gdyni na wakacje. Z dworca pociąg ruszył o godz. 8.10. Jechaliśmy całą noc.”

Dnia 2.VII.1927r., sobota

O godz. 8 30. Przyjechaliśmy do Gdyni. Przyjechawszy samochodem Franciszka do domu, wzięliśmy się do rozpakowywania rzeczy. Ja przez cały ten dzień czułem się po podróży zmęczony, a nad wieczorem miałem nawet torsje.”

Dnia. 3.VII.1927 r., niedziela

W tą niedzielę nie byłem w kościele, gdyż jeszcze byłem zmęczony, lecz w południe byliśmy wszyscy na plaży. Wróciliśmy z nad morza na obiad. Po obiedzie padał deszcz, więc nigdzie wyjść nie było  można.”

Dnia. 4.VII.1927 r., poniedziałek

Z rana byliśmy na targu, lecz gdyśmy wrócili padał deszcz, który nie pozwolił nam nigdzie więcej iść. Ale po obiedzie, gdy przestał padać deszcz, poszliśmy na plażę i pod stację. Wieczorem zaś słuchaliśmy radja.”

Dnia. 12.VII.-1927 r., wtorek

Od rana padał deszcz. Na plażę wyjść nie było można. Nie wychodziliśmy z domu do południa. Dopiero o godz. 12-ej poszedłem z Niunią na stację wrzucić list. Gdyśmy szli, jakiś pan, widząc, że niesiemy list, dał nam i swój abyśmy wrzucili do skrzynki. Wracając ze stacji, kupiliśmy sobie w piekarni 3 ciastka i dla Bebusia parę zabawek w sklepie „Bazar Gdyński”. Po obiedzie byliśmy na plaży. Po podwieczorku zaś poszliśmy z tatusiem przez Kamienną Górę i wróciliśmy na kolację.”

Dnia. 3/VIII 1927 r., środa

Do obiadu siedzieliśmy nad morzem. Po obiedzie również byliśmy na plaży, lecz krócej, gdyż o 5-ej pojechaliśmy samochodem do Orłowa. Po podwieczorku zaś poszliśmy pod stację zobaczyć uroczystości, które odbywały się w Gdyni z powodu przyjazdu prezydenta.”

Dnia 6/ VIII- 1927 r., sobota

Do obiadu byliśmy nad morzem. Statek „Gdynia” stał jeszcze wprawdzie przy pomoście, ale Prezydent Mościcki już wyjechał przez Kartuzy i Kościerzynę do Warszawy. Statek, na którym Prezydent mieszkał, również wkrótce odjechał do portu.

Po obiedzie pojechaliśmy samochodem do lasu w stronę strumyka. W lesie stała się przygoda. Wyszliśmy z babcią do plantu kolei Gdynia- Kartuzy. W chwilę potem mamusia mówi do babci, żeby się wróciła, a my pójdziemy do strumyka, który przepływał niedaleko od plantu. Babcia nie znając drogi, poszła w inną stronę i zabłądziła. Gdyśmy wrócili od strumyka do tatusia, który leżał, bawiąc się z Bebusiem, pytamy się , czy Babcia wróciła, ale Zosia, która była też przy tatusiu, odpowiedziała, że pani starszej wcale nie ma.

Więc idziemy do plantu i widzimy babcię o jakieś dwa kilometry od nas. Babcia gdy nas zauważyła prędko przyszła. Była bardzo zmęczona i spocona. Gdyśmy roztarli plecy, jakoś przyszła do siebie i poszliśmy do samochodu, który już po nas przyjechał.”

Dn. 21/ VIII- 1927 r., niedziela.

W kościele byłem z tatusiem na 9-tą. Później poszliśmy na plażę. Koło pomostu fotografowaliśmy się. Do domu wróciliśmy na obiad. O godz. 3-ej pojechaliśmy samochodem zakrytym do Kartuz. Naprzód zwiedziliśmy stary i bardzo ładny kościół, w którym znajdują się pamiątki, mające 6 wieków. Później poszliśmy do Gaju Świętopełka, gdzie zjedliśmy podwieczorek i posiedzieliśmy z godzinę. Wprawdzie pogoda nie była ładna, deszcz padał nawet dość duży, ale w Gaju tym bardzo łatwo można się ukryć pod starymi drzewami. Potem pojechaliśmy na dworzec po pocztówki.”

Dnia 30/VIII- 1927 r., wtorek

Gdy zjadłem śniadanie, wziąłem się za pakowanie swoich rzeczy, gdyż dziś naznaczyliśmy dzień wyjazdu. Po śniadaniu poszliśmy do Deptego, po sprawunki na drogę i na plażę, pożegnać się z morzem. Następnie Franciszek, woźny z portu zabrał żółwia do swego mieszkania, na czas wyjazdu tatusia. O godz. 11-ej pojechaliśmy samochodem portowym na dworzec. Pociąg miał odejść za ½ godziny. Widzimy na sali dworcowej dużo ludzi, niosących swe walizki i  spieszących na peron. My również wyszliśmy z budynku dworcowego i poszliśmy przed tor, na który miał wjechać oczekiwany pociąg. Nareszcie wtoczył się z hukiem żelastwa na  stację. Pociąg był przepełniony, więc nie tracąc czasu wsiadamy do przedziału, w którym również siedziało kilka osób. W parę minut później zawarczała lokomotywa i ruszyliśmy z miejsca naszego pobytu przez lato. Czekała nas droga przeszło 10 godz. Do Bydgoszczy, gdzie wysiedli nasi towarzysze podróży, z którymi poznaliśmy się w drodze, było jako tako, nie bardzo nudno. Ale pozostałe 6 godzin było daleko uciążliwsze. Do Warszawy przyjechaliśmy na 9-ą wieczór. Później pojechaliśmy dwoma samochodami na Pragę. Po zjedzeniu kolacji poszliśmy spać, zmęczeni długą drogą

Dn.1.IX.1927 r., czwartek

O godz. 9 –ej poszedłem do szkoły. Na 10-ą poszliśmy ze sztandarem do kościoła. Po mszy, kazaniu i wystawieniu Najśw. Sakramentu, wróciliśmy znowu do szkoły, gdzie podyktowano książki, jakie trzeba kupić. Mnie umieszczono w klasie 4- B. O godz. 1-ej wróciłem do domu. Gdy zjadłem 2-e śniadanie to poszedłem na podwórze. O godz.6-ej pojechałem z tatusiem do Warszawy po książki.

Dn. 4/IX-1927r., niedziela

W kościele byłem na godz. 10-ą u Bernardynów z tatusiem i Bebusiem. Po mszy poszliśmy do cukierni i później przez ogród Saski do Zachety Sztuk Pięknych. Po obiedzie pojechaliśmy do parku Skaryszewskiego.”

Dn. 24/XII- 1927. Sobota

Leżałem dziś do 10-ej. O 10.30 przyjechał wuj Józio z Łucka. W południe ubieraliśmy choinkę i bawiliśmy Jurka. O godzinie 6-ej zasiedliśmy do wilji, dzieląc się wprzód opłatkiem. Oprócz nas byli:  Babcia, Muńka i wuj Józio. Po sutej wigilji zapaliliśmy światło na choince, która stała w sali i tatuś  ( tatuś przyjechał z Gdyni )   przez zamknięte drzwi mówił jako „Mikołaj”, wuj Józio odpowiadał, na końcu Bebuś mówił wierszyk: „ Osiołkowi w żłoby dano”, i „ Mikołaj” poszedł sobie zostawiając  dużo zabawek pod choinką. Wówczas drzwi się otworzyły i wszyscy weszli do „ kraju niespodzianek”. Bebuś, zobaczywszy najprzód pięknego konia, potem aniołka z kiwającą głową, szablę i duży tramwaj z szybkami, oniemniał ze zdziwienia; lecz po chwili poszedł ku zabawkom i począł się bawić.

Następnie każdy coś dostał i zasiedli wszyscy, wpatrując się w żarzącą się choinkę od lampek i świeczek i słuchając śpiewanych kolęd na eufonie. Dopiero późnym wieczorem, gdy Bebuś spał już wśród darów, św. Mikołaj, babcia, Muńka i wuj Józio poszli do mieszkania na górę, a my również położyliśmy się spać.”

Dn.29/I- 1928 r., niedziela

Mamusia dziś czuła się bardzo osłabioną, więc cały dziń leżała w łóżku, a szykowała jedzenie Aleksandrowa, dawna nasza służąca. W kościele byłem z tatusiem na ostatniej mszy u fary (św. Jana). Po obiedzie poszedłem z tatusiem i z Jerzykiem na spacer. Później uczyłem się do wieczora.”

Dn. 4/III- 1928r., niedziela

Rano przyjechał tatuś z Gdyni. Do południa nigdzie nie wychodziłem, gdyż mamusia z tatusiem poszli na głosowanie do sejmu. Dopiero o godz. 12.30 poszliśmy na ostatnią mszę do kościoła św. Floriana i po mszy na spacer do parku Praskiego. Po obiedzie do wieczora uczyłem się. O godz. 8-ej  byliśmy z tatusiem na spacerze.”

Dn. 27/III -1928r.,  wtorek

Jeszcze do dzisiejszego dnia w szkole nie byłem (wrósł mnie paznokieć u nogi). Do południa sprzątałem pokój i czytałem książkę p.t. „Szkice amerykańskie”, i „Z puszczy Białowieskiej” H. Sienkiewicza. O godz. 10.30 pojechałem z mamusią i Bebusiem do Warszawy,. Byliśmy po pantofle u Citorskiego dla mnie i Jurka i za sprawunkami. Do domu wróciliśmy na obiad. Po obiedzie byłem z Jurkiem na podwórku, gdyż choć w marcu było już + 24 R. na słońcu. Wieczorem czytałem „ Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela” – książkę Sienkiewicza, a także odrabiałem lekcje.”

Dn. 7/IV – 1928 r., sobota

Rano czytałem „Iskry”. Dzisiaj otrzymaliśmy 2 pierwsze tomy dzieł Wiktora Hugo. Przed obiadem czytałem „Tygodnik Ilustrowany”, który tatuś zaprenumerował i „Naokoło Świata”. Popołudniu od godz. 3-ej do 5-ej przeczytałem książkę Kornela Makuszyńskiego „ Po mlecznej drodze” – tom I- y. Potem trochę słuchałem radja. Na grobach w tę Wielkanoc być nie mogłem, ponieważ jeszcze nie mogłem kłaść butów na chorą nogę.”

Dn. 12/IV- 1928r.,  piątek

O godzinie 10.30 pojechałem z tatusiem do Warszawy. Najpierw byłem w ratuszu po kartkę na  prześwietlenie, którą dostaliśmy na ul. Królewską No. 23.

Później poszedłem do biura tatusia, gdzie czekałem pół godziny; następnie poszliśmy do doktora radiologa, który zrobił fotografję moich płuc i prześwietlił mnie promieniami Rentgena. Stąd pojechałem tramwajem do domu, a tatuś poszedł do biura. O godzinie 3.30 miałem lekcję z p. Laskowską. Wieczorem byliśmy z wizytą u państwa Zagrodzkich.”

Dn. 15/IV – 1928r.,  niedziela

Rano byłem z Jurkiem na podwórzu. Później poszedłem z tatusiem na ostatnią mszę do katedry, a po nabożeństwie byliśmy w Zachęcie Sztuk Pięknych. Fantastyczne, lecz ładne są obrazy Wawrzenieckiego oraz kilku innych artystów. Po obiedzie siedziałem w domu aż do wieczora. ( wieczorem tatuś pojechał do Gdyni ).

   Pamiętnik  Janusza Wendy  z czasów szkolnych  1928 – 1929 

Dn. 30/VI- 1928 r.,  sobota

Po całonocnej, nieprzespanej podróży, zajechaliśmy do Gdyni na godz. 7.30 rano. Franciszek, woźny, zabrał nasze rzeczy do samochodu portowego i my również wyszliśmy przed dworzec. Mamusia z Jurkiem i tatuś pojechali samochodem, a my, to jest ja, Niunia i Aleksandrowa poszliśmy piechotą, ponieważ pogoda była bardzo ładna i chcieliśmy zobaczyć Gdynię i jej zmiany w ciągu roku ostatniego.                                                                                                                                                                      Jakoż rozwinęła się nadzwyczajnie, przybyło kilkanaście kilkupiętrowych kamienic, wiele nowych, wielkich sklepów i magazynów, nowych ulic i nowych mieszkańców. Wkrótce zaszliśmy do naszego mieszkania w willi ” Marysieńka” – Pani Sikorskiej, na rogu ulicy 10 Lutego i Świętojańskiej.                     W godzinę potem z Aleksandrową udaliśmy się po sprawunki i jeszcze podziwialiśmy jakim prędkim, amerykańskim sposobem powstaje to duże, portowe, polskie miasto.”.

Dn. 15/ VII-1928 r., niedziela

W kościele byliśmy na godz. 10- tą na mszy. Wróciwszy do domu, już zastaliśmy czekający na nas samochód, którym mamy jechać do portu. Wkrótce zajechaliśmy do biura tatusia ( w porcie ) gdzie zgromadzili się państwo dr Wędrychowscy i Witold Kotowski, czekając na nasz przyjazd. W kilka minut później najpierw pojechali p. Wędrychowscy, a później  my z Witoldem, do promu. Tam właśnie stał statek portowy „Erik”, którym mieliśmy objechać cały port. A wię najpierw pojechaliśmy basenem wewnętrznym do łuszczarni ryżu, gdzie wysiedliśmy, chcąc obejrzeć urządzenia wewnętrzne, lecz niestety z powodu święta cały gmach i olbrzymie składy były zamknięte. Dłużej tu nie zatrzymywaliśmy się i w kilkanaście minut potem stanęliśmy przy molo portu handlowego, aby zobaczyć ładowanie podwożonego wagonami węgla, na okręty zapomocą  dźwigów elektrycznych. Później oglądaliśmy port wojenny i polskie okręty tam stojące. Odjechaliśmy stąd koło łamacza fal, czyli falochronu i pojechaliśmy przez port w stronę Orłowa. Przejażdżka ta trwała pół godziny. Ze statku wysiedliśmy przy pomoście i jeszcze chwilę posiedzieliśmy na ławce przy pomoście, poczem powróciliśmy do domu na obiad.”

Od setek lat w krajobrazie kulturowym Polski widoczne są krzyże – symbole wiary chrześcijańskiej, patriotyzmu i pamięci. Te znaki były i są obiektem kultu religijnego, miejscem modlitwy, pamiątką misji i pielgrzymek, ale także ważnych wydarzeń historycznych. Dlatego znajdziemy je nie tylko przy kościołach, ale też na rozdrożach i skrzyżowaniach dróg, polach bitew a także w wielu innych nieoczywistych miejscach. Tak bardzo wkomponowały się w polski krajobraz, że niemal przestaliśmy je dostrzegać.

Krzyże stawiano w wioskach, które z czasem stały się dzielnicami Gdyni. Wznosili je z reguły prości ludzie, lokalni budowniczowie i cieśle z inicjatywy księży czy miejscowych działaczy. Jeden z gdyńskich krzyży jest jednak szczególny. Swoim znaczeniem wykracza poza kwestie lokalne i przypomina o doniosłości pierwszych decyzji polskiego rządu nad Bałtykiem. Mowa o Krzyżu Rybackim, zwanym także Krzyżem im. Tadeusza Wendy, znajdującym się przy ul. Waszyngtona. Jego historia sięga początków zarówno budowy portu tymczasowego, jak i samego miasta Gdynia.

Krzyż jako początek

29 maja 1921 roku odbyła się uroczystość wbicia pierwszego pala pod budowę drewnianego mola portowego. Tym samym przypieczętowano decyzję, że to właśnie w Gdyni powstanie Tymczasowy Port Wojenny i Schronisko dla Rybaków. W wydarzeniu wzięli udział licznie zgromadzeni gdynianie i gdynianki, rybacy i gospodarze wsi z wójtem Janem Radtke na czele. Z Warszawy przybyli przedstawiciele podkomisji sejmowej pod kierownictwem Juliusza Trzcińskiego, zaś Ministerstwo Spraw Wojskowych reprezentował szef Departamentu Spraw Morskich Kazimierz Porębski i dowódca Wybrzeża Morskiego, komandor Jerzy Świrski.

Pierwszym punktem programu było poświecenie krzyża postawionego na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Następnie odprawiono mszę polową, celebrowaną przez kapelana Marynarki Wojennej księdza Władysława Miegonia. O godz. 9.30 poświęcono miejsce budowy portu, a okolicznościowe przemówienia wygłosili m.in. ks. Miegoń, dr Trzciński i wiceadmirał Porębski.

Budowa portu

W wydawnictwie albumowym z 1934 r. pt. Gdynia 80 widoków Gdyni portu i wybrzeża zamieszczono zdjęcie z podpisem, który potwierdza powód wzniesienia sakralnego obiektu: Krzyż wystawiony na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Widać na nim wysoki, drewniany krucyfiks z daszkiem, ogrodzony niedużym drewnianym płotem.

Początkowo krzyż stanął na brzegu morza, po prawej stronie wejścia na molo portu tymczasowego. Jednak w miarę rozbudowy właściwego portu, zaczął przeszkadzać w pracach. Dlatego w 1932 roku na polecenie Wendy został przeniesiony naprzeciwko siedziby Biura Naczelnika Budowy Portu. Podjęli się tego gdyńscy działacze z Józefem Ratajem na czele. Od tej pory Wenda mógł widzieć krzyż z okien i wspominać pionierskie czasy, kiedy podejmował ważne decyzje o lokalizacji polskiego portu. W latach 30-tych projekt stawał się rzeczywistością. A krzyż, pełniąc wieloletnią straż nad morzem, przywoływał pamięć o mozolnej pracy człowieka i jego dziele.

Dalsze dzieje

Tuż przed wybuchem II światowej wojny Gdynia była jednym z największych i najnowocześniejszych portów w Europie. Dobrą passę przerwali jednak Niemcy. Krzyż im. Tadeusza Wendy – podobnie jak wiele innych cennych obiektów kultury – został zniszczony już na początku okupacji. Był symbolem nie tylko wiary, ale także wielkiego sukcesu gospodarczego Polaków.

Po wojnie inicjatorami ustawienia nowego krzyża byli miejscowi rybacy, wspierani przez pracowników Biura Odbudowy Portu. Replika stanęła już w 1946 roku, jednak przez następne dekady została zapomniana i uległa znacznej degradacji. Dopiero pod koniec XX wieku z inicjatywy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego krzyż został odrestaurowany i ponownie ustawiony przy ul. Waszyngtona. Uroczystość poświęcenia odbyła się 17 maja 1996 roku w obecności przedstawicieli Duszpasterstwa Ludzi Morza, księży Józefa Kroka i Józefa Herdy, a także mieszkańców i mieszkanek Gdyni. To właśnie wtedy umieszczono na nim tabliczkę z tekstem wyjaśniającym historię obiektu:

 

Pierwszy krzyż postawiono ok. 1920 roku

z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni.

W roku 1939 krzyż został zniszczony przez okupanta niemieckiego.

W latach 1945/1946 również z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni

postawiono w tym samym miejscu nowy – obecny krzyż.

Kapitalnej renowacji krzyża dokonano dzięki staraniom

Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdyni.

Poświęcenia odnowionego krzyża dokonano 17 maja 1996 r.

 

Dodatkowo w setną rocznicę postawienia krzyża nad brzegiem Bałtyku, umieszczona została tablica pamiątkowa ufundowana przez Społeczność Garnizonu Gdynia. Przypomina ona o historycznym dniu rozpoczęcia budowy portu morskiego w dniu 29 maja 1921 roku.

W rejestrze zabytków

7 marca 2006 roku Krzyż Rybacki został wpisany do rejestru zabytków ruchomych  województwa pomorskiego pod numerem 299 jako Pomnik – Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy. Jest jedynym tego typu obiektem zabytkowym w Gdyni.

 

Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

 

 

Pamiątki po Tadeuszu Wendzie zajmują ważne miejsce w zbiorach naszego muzeum, dokumentując życie i pracę budowniczego gdyńskiego portu. Należą do nich pieczęcie, którymi posługiwał się inżynier podczas pracy jako Naczelnik Budowy Portu w Gdyni.

Pojęcie pieczęci

Słowo pieczęć ma dwa znaczenia – pierwsze z nich odnosi się do tłoku pieczętnego (tworzywa pieczęci), za pomocą którego wykonuje się odciski, natomiast drugie dotyczy samego odcisku, będącego produktem tłoku. Pieczęć jest przede wszystkim znakiem, który identyfikuje osobę, firmę czy instytucję. Przy jej pomocy poświadczano dokumenty i korespondencję. Wyciskana była w masie plastycznej, farbie lub tuszu. Dzięki niej dokumenty zyskiwały miano ważnych i wiarygodnych.

Historia pieczęci

W starożytności pieczęci używano jako znaku własności, stwierdzały również nienaruszalność przedmiotów, np. skarbców, czy grobowców. Stosowano tłoki kamienne lub metalowe. W czasach nowożytnych do skonstruowania płytki stempla używano srebra lub mosiądzu, natomiast do uchwytu – żelaza. Już pod koniec XVIII wieku jako materiał do odciskania pieczęci upowszechnił się lak. Z czasem w miejsce ciężkich i metalowych uchwytów pojawiły się lekkie, drewniane. Mosiądz, z którego tworzono płytki stempli, należał do powszechniej stosowanych materiałów, gdyż charakteryzował się dobrymi właściwościami. Był łatwy w obróbce plastycznej i odporny na korozję. Pod koniec XIX wieku zaczęto wykonywać stemple z tworzywa sztucznego.

W naszych zbiorach

W 1920 roku utworzono Kierownictwo Budowy Portu w Gdyni, którym zarządzał inżynier Tadeusz Wenda. Z jego miejscem pracy kojarzyć należy budynek postawiony w 1928 roku przy gdyńskiej ulicy Nadbrzeżnej (obecnie ulica Waszyngtona). Początkowo mieścił biura Wydziału Techniczno-Budowlanego Urzędu Morskiego, następnie również mieszkanie i gabinet pracy inżyniera. Na potrzeby poświadczania dokumentów skonstruowano tłoki pieczętne, które uwzględniały funkcję Naczelnika Budowy Portu w Gdyni oraz faksymile – dokładną kopię podpisu. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni mamy trzy stemple, które używane były przez inżyniera Tadeusza Wendę w latach 20. XX wieku przy pracy w Biurze Budowy Portu. Mają drewniane uchwyty zakończone kulistymi gałkami. W centralnej ich części umieszczono znaczniki, które ułatwić miały prawidłowe ustawienie pieczęci. Dwie z pieczęci z naszych zasobów odnosiły się do Biura jako instytucji. W polu pierwszej z nich widnieje napis: BIURO NACZELNIKA BUDOWY PORTU, natomiast drugiej: NACZELNIK BUDOWY PORTU. Środkową część każdego stempla zajmuje wizerunek orła w koronie. Było to zgodne z wytyczną rządową: Pieczęcią urzędową władz i urzędów oraz zakładów, instytucji i przedsiębiorstw państwowych jest pieczęć okrągła z wyobrażeniem orła państwowego pośrodku i napisem, odpowiadającym nazwie danej władzy (urzędu, zakładu, instytucji, przedsiębiorstwa), w otoku.

Na szczególną uwagę zasługuje pieczęć z faksymile podpisu inżyniera Tadeusza Wendy. Obiekt został wykonany przez firmę Marjana Magera – wytwórnię stempli i szyldów, mieszczącą się ówcześnie przy Placu Kaszubskim 19 w Gdyni. Na blaszanym znaczniku umieszczono wypukły napis z nazwą producenta i numerem telefonu. Pokryty czarnym lakierem uchwyt cechuje się lekkością i poręcznością. W polu pieczęci widnieje napis: T.Wenda w formie odręcznego podpisu inżyniera. Z pewnością wobec ogromnej liczby dokumentów i listów wymagających poświadczania przez inżyniera każdego dnia pieczęć zawierająca jego podpis znacznie usprawniała pracę.

W 1928 roku utworzono Komitet Budowy Pomnika Zjednoczenia Ziem Polskich, którego inicjatorem był minister przemysłu i handlu – Eugeniusz Kwiatkowski. W lipcu 1928 roku ogłoszono konkurs na projekt pomnika w porcie gdyńskim: Pomnik ten, który będzie wzniesiony z dobrowolnych ofiar publicznych, ma być uczczeniem chwalebnej pamiątki dziesięciolecia odrodzenia Państwa Polskiego i zjednoczenia ziem Jego i wód oraz znakiem tężyzny i świetności Narodu Polskiego (…) Nie ma to być zatem pomnik przeszłości, lecz pomnik przyszłości. Ostatecznie pomnika nie zbudowano. Z tego okresu zachował się tłok pieczętny używany przez Tadeusza Wendę – członka komitetu. Obiekt ten, w polu pieczęci, ma napis w owalu: KOMITET LOKALNY POMNIKA ZJEDNOCZENIA ZIEM POLSKICH i części środkowej: W / GDYNI. Tekst został wytłoczony w tworzywie sztucznym.

            Cztery opisane tu obiekty przekazał do naszych zbiorów Jerzy Wenda – syn inżyniera. Pieczęcie są pamiątkami po wybitnym człowieku, projektancie i budowniczym gdyńskiego portu, dlatego też są bardzo cenne z uwagi na wartość historyczną i dokumentalną.

Joanna Mróz

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Pieczęć Naczelnika Budowy Portu w Gdyni, 1921-1932, drewno, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/8

Pieczęć z faksymilą podpisu Tadeusza Wendy, M. Mager, 1920-1929, drewno, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/7

Gadżety na biurko

Któż z nas nie zdenerwował się, gdy w wyniku przeciągu sfrunęły mu z biurka zapisane notatkami kartki? Pozbierać je potem, poukładać w odpowiedniej kolejności – to było wyzwanie! Dziś z takim problem dotyka nielicznych. Notatki i teksty zapisujemy w plikach naszego laptopa. Dawniej do zabezpieczenia się przed utratą notatek służyły zupełnie zwyczajne, chociaż bardzo przydatne, gadżety – przyciski do papieru. Przedmioty te, w zależności od tego, z jakiego materiału były wykonane i co przedstawiały, mogły stać się ozdobą wnętrza i wprowadzać odpowiedni nastrój w pomieszczeniu. Producenci gadżetów prześcigali się w tworzeniu małych dzieł sztuki, różnych w kształcie, kolorze i przedstawieniach, w zależności od epoki. Szklane czy kryształowe odbijały światło, tworząc ciekawe refleksy. Drewniane dawały ciepło, metalowe nadawały przestrzeni powagę. Rolę przycisku pełnić mógł także, znaleziony przypadkowo, kamień naturalny o odpowiednich rozmiarach. Najczęściej przybierały one kształt kuli czy prostopadłościanu. Można także spotkać przyciski w kształcie postaci ludzkiej lub zwierzęcia. Często darowane były bliskim w podarunku. Obok zestawu do pisania i lampy do pracy, stanowiły niezbędne wyposażenie biurka. Mogły być bardziej lub mniej ozdobne czy wartościowe, ale zawsze spełniały swoją podstawową funkcję – przytrzymywały kartki papieru we właściwym miejscu i porządku. Przy czym ważna tu była ich wielkość i odpowiednia waga.

Unikatowy przycisk do papieru

Jedyny w swoim rodzaju przycisk do papieru znajduje się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni. Wykonany jest z lastryka. Wartość przedmiotu jest więc wyłącznie sentymentalna. Przedmiot należał do projektanta i budowniczego portu gdyńskiego, wybitnego inżyniera -Tadeusza Wendy. Stanowi go bryła sześcianu o wymiarach 7 x 7 x 7 cm, powstała wskutek wymieszania cementu z kolorowymi kamykami i żwirem. W swojej kolorystyce i fakturze przypomina lastrykowy „salcesonik”. Jego boki zostały starannie wypolerowane i jeszcze dziś czuć ich gładkość pod palcami. Jedynie nieco wyszczerbione krawędzie świadczą o upływie czasu.

Co to jest lastryko?

Lastryko, lastrico czy inaczej terazzo – to materiał budowlany, używany najczęściej we wnętrzach lub na płyty nagrobne. Znany był już w starożytności, a na masową skalę używano go we Włoszech już 700 lat temu. Jest on łatwy w produkcji, bowiem wystarcza woda, cement i kruszywo.

Sentymentalna pamiątka

Nasz betonowy przycisk pochodzi z miejsca budowy nabrzeży portowych. Dokładnie z powstałego w latach 1929 – 1932 nabrzeża Francuskiego, do którego przybijały później polskie transatlantyki. Tadeusz Wenda doglądał budowy portu osobiście. Obserwował pracę specjalistów, ale także majstrów, techników i robotników. Zawsze służył fachową pomocą, czy cenną sugestią. Zjednywał sobie tym ludzi. Skrupulatny, interesował się szczegółami. Sam kontrolował produkcję betonu, pobierając jego próbki i badając jego skład. Swym postępowaniem, fachową wiedzą budził ogromny szacunek wśród budowniczych gdyńskiego portu. Oszlifowaną betonową kostkę z placu budowy nabrzeża Francuskiego inżynier otrzymał od pracowników na pamiątkę. Był to skromny wyraz uznania dla jego wiedzy, pracowitości i rzetelności. Wenda używał jej przez wiele lat jako przycisku do papieru. Początkowo na biurku w Biurze Budowy Portu przy ul. Waszyngtona 38 w Gdyni, a po przejściu na emeryturę na biurku w domowym gabinecie. Spoglądając na pamiątkową kostkę, Tadeusz Wenda wspominał prawdopodobnie swoją siedemnastoletnią pracę przy budowie portu i nieoczekiwany dzień pożegnania Gdyni i swoich współpracowników, gdy w 1937 roku musiał przejść na emeryturę.

Tadeusz Wenda miał ogromny sentyment do tego przedmiotu, skoro zachował pamiątkę do śmierci w 1948 roku.

 

Barbara Mikołajczuk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

 

Przycisk do papieru, lastryko, 1929-1932, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/1334

Dziś, kiedy aparat fotograficzny większość z nas ma zawsze pod ręką, fotografowanie przestaje być postrzegane jako elitarna sztuka. Nadal jednak jest doskonałym sposobem na zatrzymanie czasu i dokumentowanie tego, co nas otacza. Szczególnie ważne są zdjęcia rodzinne. Gromadzone w pudełkach, szufladach, czy albumach. U oglądających  budzą sentyment, wywołują wspomnienia, a czasem nawet łzy.

Prezentowane fotografie pochodzą z albumu rodziny Tadeusza Wendy. Pieczołowicie przechowywane od pokoleń, chronione przed zniszczeniem w czasach wojny, są dziś inspiracją do wspomnień o dziadkach i rodzicach. Amatorskie fotografie przedstawiają rodzinę projektanta i budowniczego portu gdyńskiego podczas wspólnie spędzanego czasu. Wykonane w większości nad morzem, przypominają wakacyjne pobyty rodziny Wendy w Gdyni. Widać na nich szczęśliwe dzieci i uśmiechniętych dorosłych. Tadeusz Wenda bardzo sobie cenił wspólne chwile z rodziną. Organizował czas na wspólnym plażowaniu, spacerach po lesie, pływaniu łódką po morzu i wycieczkach samochodem za miasto.

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Rodzina Tadeusza Wendy z gosposią nad brzegiem morza w Gdyni, 1927, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Rodzina Tadeusza Wendy z gosposią nad brzegiem morza w Gdyni, 1927, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z synem Januszem i rodziną na brzegu morza, 1930-1935, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z synem Januszem i rodziną na brzegu morza, 1930-1935, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z córką Marią i synem Januszem na ulicy 10 lutego w Gdyni, 1936-1937, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z córką Marią i synem Januszem na ulicy 10 lutego w Gdyni, 1936-1937, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z synem Jerzym, 1928, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z synem Jerzym, 1928, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną i znajomymi na gdyńskiej plaży, lato 1928, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną i znajomymi na gdyńskiej plaży, lato 1928, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną na molo przystani Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków, 1922, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną na molo przystani Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków, 1922, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną w lesie pod Chotomowem k. Warszawy, 1929, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Tadeusz Wenda z rodziną w lesie pod Chotomowem k. Warszawy, 1929, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Żona Tadeusza Wendy Halina oraz synowie Janusz i Jerzy na plaży pod Kamienną Górą, 12 sierpnia 1929, papier, ze zbiorów prywatnych.
Fotografia, Żona Tadeusza Wendy Halina oraz synowie Janusz i Jerzy na plaży pod Kamienną Górą, 12 sierpnia 1929, ze zbiorów prywatnych.

Fotografia, Janusz i Tadeusz Wenda z rodziną w lesie, 1930-1935, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Janusz i Tadeusz Wenda z rodziną w lesie, 1930-1935, ze zbiorów prywatnych

Fotografia, Rodzina Wendów podczas wakacji w Gdyni, 1928, papier, ze zbiorów prywatnych
Fotografia, Rodzina Wendów podczas wakacji w Gdyni, 1928, ze zbiorów prywatnych

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”