Latarki od wieków oświetlały nam drogi, pomieszczenia, jak i pomagały w kierowaniu ruchem drogowym. Na przestrzeni lat zmieniał się ich wygląd oraz zastosowane technologie. Różniły się od siebie wielkością – od małych, stawianych na stołach, po wielkogabarytowe lampy uliczne – oraz źródłem zasilania. Były używane w gospodarstwie, przemyśle czy też kolejnictwie.

W drugiej połowie XIX wieku niemiecki fizyk Friedrich Wöhler odkrył węglik wapnia – karbid. Zauważył, że podczas połączenia wody z karbidem, w wyniku reakcji chemicznej, wydziela się gaz palny – acetylen. Od tego czasu zaczęto konstruować acetylenowe lampy, czyli tzw. karbidówki, które miały za zadanie poprawić warunki pracy górników czy kolejarzy. Największą popularność zyskały przenośne latarki karbidowe. Jedną z nich przekazano do naszych zbiorów w 2011 roku. Jest to niemiecka latarka kolejowa z czasów II wojny światowej, którą znaleziono na terenie naszego miasta. Takie przedmioty, jak ta latarka, mogły być świadkiem niezwykłych historii.

Obiekt został wykonany z bakelitu. Istotną zaletą tego tworzywa jest niepalność i nierozpuszczalność. Do jego odkrycia przyczynił się, na początku XX wieku, belgijski przemysłowiec Leo Hendrik Beakeland. Bakelit często wykorzystywano do konstrukcji lamp karbidowych, służył też jako materiał izolacyjny w przemyśle elektrotechnicznym.

Obudowa latarki, o gładkiej fakturze, ma liczne wzory – można zauważyć różnego rodzaju kształty przypominające np. linie papilarne. Obiekt składa się z dwóch części – cylindrycznej podstawy i korpusu w formie sześcianu. Podstawę latarki przeznaczono na zbiornik karbidu. W obiekcie uwzględniono trzy otwory w ściankach, w których umieszczono przeszklenia. Szybka znajdująca się z przodu latarki jest czerwona, natomiast dwie pozostałe, boczne, są przezroczyste. Przednia ścianka jest ruchoma, otwierana, umocowana na zawiasach. Do przenoszenia latarki służył ruchomy uchwyt zamocowany w górnej części latarki. Palnik wewnątrz urządzenia opatrzony był lustrzanym reflektorem rozpraszającym światło.

Można spostrzec, że na tylnej ściance latarki, na aluminiowym uchwycie, został wybity orzeł III Rzeszy wraz z sygnaturą „WaA 14 F”. Co ciekawe, Niemcy podczas II wojny światowej nie posługiwali się pełnymi nazwami producentów, ponieważ chcieli ochronić zakłady przemysłowe, które produkowały sprzęt wojenny – objęte były tajemnicą państwową.

Latarka kolejowa nie tylko oświetlała drogi i wagony kolejowe, służyła też do kierowania ruchem drogowym. W książce Przepisy Ruchu (FV), wydanej przez Dyrekcję Kolei Rzeszy w 1943 roku, pisano: „Wysłani pracownicy, którzy gdy jest ciemno i przy nieprzejrzystym powietrzu, mają ze sobą latarkę ręczną z czerwonym światłem, podają zbliżającemu się pociągowi sygnały <<Stój>> (…)”.

Możliwe, że nasz eksponat nosi historię człowieka, część jego losu, który nie jest nam znany. Być może należał on do nastawniczego stacji, który codziennie wykonywał swoją pracę. Niewątpliwie latarka kolejowa przypomina nam o czasie, który już nie wróci. Pamiętajmy, by chronić obiekty, które są, może jedynym, świadkiem historii. Odnajdźmy w nich zaginione światło.

Joanna Mróz

MMG/HM/III/2713, Latarka kolejowa, znaleziona na terenie Gdyni, 1939-1945, zbiory MMG. Fot. Leszek Żurek

Ten niezwykły medal znajduje się w Zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, dzięki hojności pani Haliny Młyńczak. Bity z mosiądzu, mierzący prawie 250 mm średnicy i ważący nie bagatela 2,5 kilograma obiekt już sam w sobie robi duże wrażenie. Ale jeszcze ciekawsza jest historia, która za nim stoi.

Medal-medialion z widocznym herbem Lwowa, zaprojektowany przez Rudolfa Mękickiego, został przekazany młodej, budującej się „Siostrzycy Gdyni” przez miasto Lwów w czasach II Rzeczpospolitej. W okresie PRL-u trafiłby jednak niechybnie na śmietnik jako niepożądane świadectwo związków Polski ze Lwowem, gdyby nie Stanisław Wyczawski, wówczas pracownik Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni, który przemycił go pod pachą marynarki i ukrył u siebie w domu.

Dopiero w 1997 roku, okresie prezydentury Franciszki Cegielskiej, sytuacja się zmieniła. A medalion został ponownie uroczyście przekazany miastu Gdyni jako uświetnienie sesji Rady Miasta w dniu 10 lutego 1997 roku przez przyjaciółkę rodziny Wyczawskich, panią Halinę Młyńczak.

„Przyjaźniliśmy się, a mimo to i mnie nigdy nie wspomniał o swojej błogosławionej winie, o zakoszonym medalu. Aż pewnego dnia, pod koniec lat 80-tych, gdy już był pracownikiem Radmoru a stan jego zdrowia nie był dobry, bez zapowiedzi, objawił mnie swój skarb” – opowiada dziś pani Halina.

To właśnie dzięki pani Młyńczak, lwowiance, aktywnej działaczce Gdyńskiej Rodziny Katyńskiej i Związku Sybiraków, trafił finalnie do Muzeum Miasta Gdyni (numer inwentarzowy: MMG/HM/III/3119), gdzie pod opieką muzealników będzie mógł przetrwać kolejne pokolenia gdynian. Polecamy blog pani Haliny: www.halina-mlynczak.com

#HistoriaJednegoObiektu

W środę 16 października rozpoczynają się Targi Książki we Frankfurcie nad Menem, podczas których ma miejsce niezwykła wystawa pt. „Captains of Illustration. 100 Years of Children’s Book from Poland”, poświęcona historii polskiej ilustracji dla dzieci. Organizatorem ekspozycji jest Instytut Adama Mickiewicza, a kuratorem – Jacek Friedrich, Dyrektor Muzeum Miasta Gdyni.

Wystawie towarzyszy publikacja, przygotowana przez Wydawnictwo Dwie Siostry. Publikacja – dodajmy – dość nietypowa, bo album-leksykon przedstawiający geniuszy polskiej ilustracji dla dzieci, w którym zamiast klasycznego układu, czytelnik ma do wyboru hasła takie jak: „brodacze”, „sztuczki cyrkowe”, „buldożery”, „Houston, mamy problem”, a nawet bardzo wymowne „miau!”.

„Dawno, dawno temu, gdy dzieci nie miały jeszcze komputerów, smartfonów, a nawet telewizji, książka była pierwszym kluczem do nieznanych światów. To dzięki książkom dziecko poznawało odległe lądy i galaktyki, egzotyczne zwierzęta, pracę lekarza i strażaka, konstrukcję samolotu albo radaru, geniusz Kopernika, Newtona czy Bacha, greckie mity i arabskie baśnie, urwisów z polskiego Wilczkowa i dzieci ze szwedzkiego Bullerbyn, historię książąt i królów albo historię ziemniaka… ” – brzmią słowa wprowadzenia kuratorskiego napisane przez Jacka Friedricha.

Targi Książki we Frankfurcie potrwają do 20 października 2019 r.

Fot. Wydawnictwo Dwie Siostry