Od setek lat w krajobrazie kulturowym Polski widoczne są krzyże – symbole wiary chrześcijańskiej, patriotyzmu i pamięci. Te znaki były i są obiektem kultu religijnego, miejscem modlitwy, pamiątką misji i pielgrzymek, ale także ważnych wydarzeń historycznych. Dlatego znajdziemy je nie tylko przy kościołach, ale też na rozdrożach i skrzyżowaniach dróg, polach bitew a także w wielu innych nieoczywistych miejscach. Tak bardzo wkomponowały się w polski krajobraz, że niemal przestaliśmy je dostrzegać.

Krzyże stawiano w wioskach, które z czasem stały się dzielnicami Gdyni. Wznosili je z reguły prości ludzie, lokalni budowniczowie i cieśle z inicjatywy księży czy miejscowych działaczy. Jeden z gdyńskich krzyży jest jednak szczególny. Swoim znaczeniem wykracza poza kwestie lokalne i przypomina o doniosłości pierwszych decyzji polskiego rządu nad Bałtykiem. Mowa o Krzyżu Rybackim, zwanym także Krzyżem im. Tadeusza Wendy, znajdującym się przy ul. Waszyngtona. Jego historia sięga początków zarówno budowy portu tymczasowego, jak i samego miasta Gdynia.

Krzyż jako początek

29 maja 1921 roku odbyła się uroczystość wbicia pierwszego pala pod budowę drewnianego mola portowego. Tym samym przypieczętowano decyzję, że to właśnie w Gdyni powstanie Tymczasowy Port Wojenny i Schronisko dla Rybaków. W wydarzeniu wzięli udział licznie zgromadzeni gdynianie i gdynianki, rybacy i gospodarze wsi z wójtem Janem Radtke na czele. Z Warszawy przybyli przedstawiciele podkomisji sejmowej pod kierownictwem Juliusza Trzcińskiego, zaś Ministerstwo Spraw Wojskowych reprezentował szef Departamentu Spraw Morskich Kazimierz Porębski i dowódca Wybrzeża Morskiego, komandor Jerzy Świrski.

Pierwszym punktem programu było poświecenie krzyża postawionego na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Następnie odprawiono mszę polową, celebrowaną przez kapelana Marynarki Wojennej księdza Władysława Miegonia. O godz. 9.30 poświęcono miejsce budowy portu, a okolicznościowe przemówienia wygłosili m.in. ks. Miegoń, dr Trzciński i wiceadmirał Porębski.

Budowa portu

W wydawnictwie albumowym z 1934 r. pt. Gdynia 80 widoków Gdyni portu i wybrzeża zamieszczono zdjęcie z podpisem, który potwierdza powód wzniesienia sakralnego obiektu: Krzyż wystawiony na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Widać na nim wysoki, drewniany krucyfiks z daszkiem, ogrodzony niedużym drewnianym płotem.

Początkowo krzyż stanął na brzegu morza, po prawej stronie wejścia na molo portu tymczasowego. Jednak w miarę rozbudowy właściwego portu, zaczął przeszkadzać w pracach. Dlatego w 1932 roku na polecenie Wendy został przeniesiony naprzeciwko siedziby Biura Naczelnika Budowy Portu. Podjęli się tego gdyńscy działacze z Józefem Ratajem na czele. Od tej pory Wenda mógł widzieć krzyż z okien i wspominać pionierskie czasy, kiedy podejmował ważne decyzje o lokalizacji polskiego portu. W latach 30-tych projekt stawał się rzeczywistością. A krzyż, pełniąc wieloletnią straż nad morzem, przywoływał pamięć o mozolnej pracy człowieka i jego dziele.

Dalsze dzieje

Tuż przed wybuchem II światowej wojny Gdynia była jednym z największych i najnowocześniejszych portów w Europie. Dobrą passę przerwali jednak Niemcy. Krzyż im. Tadeusza Wendy – podobnie jak wiele innych cennych obiektów kultury – został zniszczony już na początku okupacji. Był symbolem nie tylko wiary, ale także wielkiego sukcesu gospodarczego Polaków.

Po wojnie inicjatorami ustawienia nowego krzyża byli miejscowi rybacy, wspierani przez pracowników Biura Odbudowy Portu. Replika stanęła już w 1946 roku, jednak przez następne dekady została zapomniana i uległa znacznej degradacji. Dopiero pod koniec XX wieku z inicjatywy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego krzyż został odrestaurowany i ponownie ustawiony przy ul. Waszyngtona. Uroczystość poświęcenia odbyła się 17 maja 1996 roku w obecności przedstawicieli Duszpasterstwa Ludzi Morza, księży Józefa Kroka i Józefa Herdy, a także mieszkańców i mieszkanek Gdyni. To właśnie wtedy umieszczono na nim tabliczkę z tekstem wyjaśniającym historię obiektu:

 

Pierwszy krzyż postawiono ok. 1920 roku

z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni.

W roku 1939 krzyż został zniszczony przez okupanta niemieckiego.

W latach 1945/1946 również z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni

postawiono w tym samym miejscu nowy – obecny krzyż.

Kapitalnej renowacji krzyża dokonano dzięki staraniom

Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdyni.

Poświęcenia odnowionego krzyża dokonano 17 maja 1996 r.

 

Dodatkowo w setną rocznicę postawienia krzyża nad brzegiem Bałtyku, umieszczona została tablica pamiątkowa ufundowana przez Społeczność Garnizonu Gdynia. Przypomina ona o historycznym dniu rozpoczęcia budowy portu morskiego w dniu 29 maja 1921 roku.

W rejestrze zabytków

7 marca 2006 roku Krzyż Rybacki został wpisany do rejestru zabytków ruchomych  województwa pomorskiego pod numerem 299 jako Pomnik – Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy. Jest jedynym tego typu obiektem zabytkowym w Gdyni.

 

Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

 

 

Pamiątki po Tadeuszu Wendzie zajmują ważne miejsce w zbiorach naszego muzeum, dokumentując życie i pracę budowniczego gdyńskiego portu. Należą do nich pieczęcie, którymi posługiwał się inżynier podczas pracy jako Naczelnik Budowy Portu w Gdyni.

Pojęcie pieczęci

Słowo pieczęć ma dwa znaczenia – pierwsze z nich odnosi się do tłoku pieczętnego (tworzywa pieczęci), za pomocą którego wykonuje się odciski, natomiast drugie dotyczy samego odcisku, będącego produktem tłoku. Pieczęć jest przede wszystkim znakiem, który identyfikuje osobę, firmę czy instytucję. Przy jej pomocy poświadczano dokumenty i korespondencję. Wyciskana była w masie plastycznej, farbie lub tuszu. Dzięki niej dokumenty zyskiwały miano ważnych i wiarygodnych.

Historia pieczęci

W starożytności pieczęci używano jako znaku własności, stwierdzały również nienaruszalność przedmiotów, np. skarbców, czy grobowców. Stosowano tłoki kamienne lub metalowe. W czasach nowożytnych do skonstruowania płytki stempla używano srebra lub mosiądzu, natomiast do uchwytu – żelaza. Już pod koniec XVIII wieku jako materiał do odciskania pieczęci upowszechnił się lak. Z czasem w miejsce ciężkich i metalowych uchwytów pojawiły się lekkie, drewniane. Mosiądz, z którego tworzono płytki stempli, należał do powszechniej stosowanych materiałów, gdyż charakteryzował się dobrymi właściwościami. Był łatwy w obróbce plastycznej i odporny na korozję. Pod koniec XIX wieku zaczęto wykonywać stemple z tworzywa sztucznego.

W naszych zbiorach

W 1920 roku utworzono Kierownictwo Budowy Portu w Gdyni, którym zarządzał inżynier Tadeusz Wenda. Z jego miejscem pracy kojarzyć należy budynek postawiony w 1928 roku przy gdyńskiej ulicy Nadbrzeżnej (obecnie ulica Waszyngtona). Początkowo mieścił biura Wydziału Techniczno-Budowlanego Urzędu Morskiego, następnie również mieszkanie i gabinet pracy inżyniera. Na potrzeby poświadczania dokumentów skonstruowano tłoki pieczętne, które uwzględniały funkcję Naczelnika Budowy Portu w Gdyni oraz faksymile – dokładną kopię podpisu. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni mamy trzy stemple, które używane były przez inżyniera Tadeusza Wendę w latach 20. XX wieku przy pracy w Biurze Budowy Portu. Mają drewniane uchwyty zakończone kulistymi gałkami. W centralnej ich części umieszczono znaczniki, które ułatwić miały prawidłowe ustawienie pieczęci. Dwie z pieczęci z naszych zasobów odnosiły się do Biura jako instytucji. W polu pierwszej z nich widnieje napis: BIURO NACZELNIKA BUDOWY PORTU, natomiast drugiej: NACZELNIK BUDOWY PORTU. Środkową część każdego stempla zajmuje wizerunek orła w koronie. Było to zgodne z wytyczną rządową: Pieczęcią urzędową władz i urzędów oraz zakładów, instytucji i przedsiębiorstw państwowych jest pieczęć okrągła z wyobrażeniem orła państwowego pośrodku i napisem, odpowiadającym nazwie danej władzy (urzędu, zakładu, instytucji, przedsiębiorstwa), w otoku.

Na szczególną uwagę zasługuje pieczęć z faksymile podpisu inżyniera Tadeusza Wendy. Obiekt został wykonany przez firmę Marjana Magera – wytwórnię stempli i szyldów, mieszczącą się ówcześnie przy Placu Kaszubskim 19 w Gdyni. Na blaszanym znaczniku umieszczono wypukły napis z nazwą producenta i numerem telefonu. Pokryty czarnym lakierem uchwyt cechuje się lekkością i poręcznością. W polu pieczęci widnieje napis: T.Wenda w formie odręcznego podpisu inżyniera. Z pewnością wobec ogromnej liczby dokumentów i listów wymagających poświadczania przez inżyniera każdego dnia pieczęć zawierająca jego podpis znacznie usprawniała pracę.

W 1928 roku utworzono Komitet Budowy Pomnika Zjednoczenia Ziem Polskich, którego inicjatorem był minister przemysłu i handlu – Eugeniusz Kwiatkowski. W lipcu 1928 roku ogłoszono konkurs na projekt pomnika w porcie gdyńskim: Pomnik ten, który będzie wzniesiony z dobrowolnych ofiar publicznych, ma być uczczeniem chwalebnej pamiątki dziesięciolecia odrodzenia Państwa Polskiego i zjednoczenia ziem Jego i wód oraz znakiem tężyzny i świetności Narodu Polskiego (…) Nie ma to być zatem pomnik przeszłości, lecz pomnik przyszłości. Ostatecznie pomnika nie zbudowano. Z tego okresu zachował się tłok pieczętny używany przez Tadeusza Wendę – członka komitetu. Obiekt ten, w polu pieczęci, ma napis w owalu: KOMITET LOKALNY POMNIKA ZJEDNOCZENIA ZIEM POLSKICH i części środkowej: W / GDYNI. Tekst został wytłoczony w tworzywie sztucznym.

            Cztery opisane tu obiekty przekazał do naszych zbiorów Jerzy Wenda – syn inżyniera. Pieczęcie są pamiątkami po wybitnym człowieku, projektancie i budowniczym gdyńskiego portu, dlatego też są bardzo cenne z uwagi na wartość historyczną i dokumentalną.

Joanna Mróz

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony „www.TadeuszWenda.pl”

Pieczęć Naczelnika Budowy Portu w Gdyni, 1921-1932, drewno, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/8
Pieczęć z faksymilą podpisu Tadeusza Wendy, M. Mager, 1920-1929, drewno, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/7

Gadżety na biurko

Któż z nas nie zdenerwował się, gdy w wyniku przeciągu sfrunęły mu z biurka zapisane notatkami kartki? Pozbierać je potem, poukładać w odpowiedniej kolejności – to było wyzwanie! Dziś z takim problem dotyka nielicznych. Notatki i teksty zapisujemy w plikach naszego laptopa. Dawniej do zabezpieczenia się przed utratą notatek służyły zupełnie zwyczajne, chociaż bardzo przydatne, gadżety – przyciski do papieru. Przedmioty te, w zależności od tego, z jakiego materiału były wykonane i co przedstawiały, mogły stać się ozdobą wnętrza i wprowadzać odpowiedni nastrój w pomieszczeniu. Producenci gadżetów prześcigali się w tworzeniu małych dzieł sztuki, różnych w kształcie, kolorze i przedstawieniach, w zależności od epoki. Szklane czy kryształowe odbijały światło, tworząc ciekawe refleksy. Drewniane dawały ciepło, metalowe nadawały przestrzeni powagę. Rolę przycisku pełnić mógł także, znaleziony przypadkowo, kamień naturalny o odpowiednich rozmiarach. Najczęściej przybierały one kształt kuli czy prostopadłościanu. Można także spotkać przyciski w kształcie postaci ludzkiej lub zwierzęcia. Często darowane były bliskim w podarunku. Obok zestawu do pisania i lampy do pracy, stanowiły niezbędne wyposażenie biurka. Mogły być bardziej lub mniej ozdobne czy wartościowe, ale zawsze spełniały swoją podstawową funkcję – przytrzymywały kartki papieru we właściwym miejscu i porządku. Przy czym ważna tu była ich wielkość i odpowiednia waga.

Unikatowy przycisk do papieru

Jedyny w swoim rodzaju przycisk do papieru znajduje się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni. Wykonany jest z lastryka. Wartość przedmiotu jest więc wyłącznie sentymentalna. Przedmiot należał do projektanta i budowniczego portu gdyńskiego, wybitnego inżyniera -Tadeusza Wendy. Stanowi go bryła sześcianu o wymiarach 7 x 7 x 7 cm, powstała wskutek wymieszania cementu z kolorowymi kamykami i żwirem. W swojej kolorystyce i fakturze przypomina lastrykowy „salcesonik”. Jego boki zostały starannie wypolerowane i jeszcze dziś czuć ich gładkość pod palcami. Jedynie nieco wyszczerbione krawędzie świadczą o upływie czasu.

Co to jest lastryko?

Lastryko, lastrico czy inaczej terazzo – to materiał budowlany, używany najczęściej we wnętrzach lub na płyty nagrobne. Znany był już w starożytności, a na masową skalę używano go we Włoszech już 700 lat temu. Jest on łatwy w produkcji, bowiem wystarcza woda, cement i kruszywo.

Sentymentalna pamiątka

Nasz betonowy przycisk pochodzi z miejsca budowy nabrzeży portowych. Dokładnie z powstałego w latach 1929 – 1932 nabrzeża Francuskiego, do którego przybijały później polskie transatlantyki. Tadeusz Wenda doglądał budowy portu osobiście. Obserwował pracę specjalistów, ale także majstrów, techników i robotników. Zawsze służył fachową pomocą, czy cenną sugestią. Zjednywał sobie tym ludzi. Skrupulatny, interesował się szczegółami. Sam kontrolował produkcję betonu, pobierając jego próbki i badając jego skład. Swym postępowaniem, fachową wiedzą budził ogromny szacunek wśród budowniczych gdyńskiego portu. Oszlifowaną betonową kostkę z placu budowy nabrzeża Francuskiego inżynier otrzymał od pracowników na pamiątkę. Był to skromny wyraz uznania dla jego wiedzy, pracowitości i rzetelności. Wenda używał jej przez wiele lat jako przycisku do papieru. Początkowo na biurku w Biurze Budowy Portu przy ul. Waszyngtona 38 w Gdyni, a po przejściu na emeryturę na biurku w domowym gabinecie. Spoglądając na pamiątkową kostkę, Tadeusz Wenda wspominał prawdopodobnie swoją siedemnastoletnią pracę przy budowie portu i nieoczekiwany dzień pożegnania Gdyni i swoich współpracowników, gdy w 1937 roku musiał przejść na emeryturę.

Tadeusz Wenda miał ogromny sentyment do tego przedmiotu, skoro zachował pamiątkę do śmierci w 1948 roku.

 

Barbara Mikołajczuk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony „www.TadeuszWenda.pl”

 

Przycisk do papieru, lastryko, 1929-1932, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/1334

Pamiętasz pucharki, w których mama podawała lody, gdy zdyszany ze świadectwem w ręku wpadałeś do domu?

W twojej pamięci utkwiło wspomnienie salaterek z budyniem stawianych przez babcię z uwagą na stole pokrytym kraciastym obrusem?

A może właśnie teraz promienie słońca grają na szklanych wazonach – perełkach z Twojej kolekcji?

Kolekcjonujesz szkło użytkowe? A może dopiero rozpoczynasz przygodę z dizajnem? Opowiedz nam o tym. Podziel się swoją historią.

W tym roku w ramach cyklu Polskie Projekty Polscy Projektanci zaprezentujemy twórczość Eryki i Jana Drostów, jednego z najciekawszych tandemów projektanckich w powojennej historii wzornictwa szkła. Czy chcesz tworzyć tę wystawę z nami?

  1. Sprawdź, czy masz w domu szkło projektowane przez Erykę i Jana Drostów.
  2. Zrób zdjęcie szklanej kolekcji lub selfie z ulubionym naczyniem.
  3. Napisz, dlaczego to właśnie Twoje szkło powinniśmy pokazać. Poszukujemy ciekawej historii – Twojej historii.
  4. Zdjęcie z opisem prześlij na adres mailowy p.wojcik@muzeumgdynia.pl (do 16 maja 2021 r.)

Autorzy najciekawszych historii otrzymają katalog wystawy Eryka i Jan Drostowie. Polskie Projekty Polscy Projektanci, a ich zdjęcia będą miały szansę stać się częścią ekspozycji w Galerii Klif.

Poniżej znajdziesz kilka wskazówek, które pozwolą rozpoznać, czy Twoje szkło zaprojektowali Drostowie.

 

Cechy charakterystyczne:

  • zaokrąglona forma
  • różnorodna struktura: uwypuklenia, szorstkość
  • relatywnie duża grubość szkła
  • nierówność powierzchni naczynia, wyczuwalne łaczenia formy
  • kolory: bezbarwny, miodowy, szmaragdowy, niebieski, rubinowy

 

Najpopularniejsze wzory:

Seria Asteroid

Na co zwrócić uwagę: wypukłe “krople”, owalność formy

Kolorystyka: bezbarwny, miodowy, szmaragdowy, niebieski

 

Seria Cora

Na co zwrócić uwagę: dekoracja talerza w formie kwiatu mlecza – głęboko żłobiony środek, lekko podniesione boki (płatki) przypominające odbicie skamieliny, żłobienia; pucharki bez zdobionego środka.

Kolory: rubinowy, niebieski, bezbarwny

 

Oculus i szkła optyczne

Na co zwrócić uwagę: zarówno od zewnątrz jak i wewnątrz odcisk reliefowy, na zewnątrz dekoracyjne fale poziome, wewnątrz pionowe żłobkowanie.

Kolory: miodowy, rubinowy, niebieski

 

Pamiętaj jednak, że to jedynie niewielka część prac Eryki i Jana Drostów. Jeśli sądzisz, że naczynia lub wazony z Twoich zbiorów mogą być ich autorstwa, daj nam koniecznie znać!

 

Eryka i Jan Drostowie urodzili się w latach 30. ubiegłego wieku i ukończyli Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (dzisiejszą Akademię Sztuk Pięknych). Oboje przez ponad 40 lat związani byli z Hutą Szkła Gospodarczego „Ząbkowice” w Dąbrowie Górniczej i specjalizowali się w technice szkła prasowanego. Dziś zaliczani są do najwybitniejszych projektantów w historii współczesnego polskiego wzornictwa, a niektóre z ich projektów noszą już miano „kultowych”! Małżeństwo Drostów uznawane jest za reformatorów polskiego szkła prasowanego. Od początku swojej pracy projektanckiej starali się zmienić postrzeganie tych szkieł użytkowych jako „fałszywego, taniego kryształu”. Dzięki nowym wzorom naczyń i  sposobom dekoracji udało im się stworzyć kolekcję nowoczesnych szkieł użytkowych.

Czym jest szkło prasowane?

Technologia szkła prasowanego to wynalazek prosto zza oceanu. Poprzez wtłoczenie półpłynnej masy do metalowych form, otrzymujemy wyrób o niejednolitej powierzchni i zmniejszonej przejrzystości. Krawędzie produktów są zaokrąglone, zwykle widać też łączenia form.

 

Współorganizatorem wystawy “Eryka i Jan Drostowie. Polskie Projekty Polscy Projektanci” jest Muzeum Narodowe we Wrocławiu.

Fot. Arkadiusz Podstawka / zbiory Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Tradycje Święta Morza  w Polsce są bogate i kilkudziesięcioletnie, z przerwą, rzecz jasna,  na czas  okupacji niemieckiej. Pierwsze miało miejsce w Gdyni w 1932 r. Jego obchody, program i wizyty  w Gdyni przedstawicieli rządu oraz Kościoła, stały się ważnym wydarzeniem przedstawionym na łamach ówczesnej prasy. Zostały szczegółowo opisane zarówno w roku 1932 jak i przez współczesnych badaczy tematu. Fakty są więc na tyle znane, że zostaną tu świadomie pominięte.

Dziś chcę Państwu  przypomnieć o jednym  niezwykłym zdarzeniu z dnia 31 lipca 1932 r, a więc pierwszego  dnia  uroczystości.  Mianowicie o przelocie nad miastem zeppelina,  który wcześniej wizytował lotnisko Wolnego Miasta Gdańska  we Wrzeszczu.

W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni zachowały się  trzy nieoryginalne fotografie, niewiadomej proweniencji, a krótko opisane : Zoeppelin nad Gdynią, Święto Morza 31.07.1932. I tak, przez długi czas, przekonani o trafności opisu, tkwiliśmy, my  muzealnicy, w nieświadomości. Choć może nie tak to należy ująć. Po prostu nikt z nas nie przyjrzał się zdjęciom dokładnie, aby zweryfikować zapis na rewersie. Fotografie te nie zostały nigdy opublikowane. Leżały sobie bezpiecznie w magazynie muzealnym. Teraz, kiedy, jak co roku, zbliżają się obchody Święta Morza w Gdyni, postanowiłam wyciągnąć je na światło dzienne i przyjrzeć się im dokładnie, z lupą w ręku, jak przystało na muzealnika. Zaprosiłam do współracy historyków pracujących w muzeum.  W zasadzie, od razu, wraz z kolegami, uznaliśmy, że to nie jest Gdynia. A więc informacja  na zdjęciach była nieprawidłowa. Zadaliśmy sobie zatem pytanie: czy w czasie trwania polskiego święta pojawił się nad Gdynią niemiecki sterowiec, co sugerował zapis? Nasze wątpliwości wyjaśniła prasa. W zasięgu była ” Gazeta Gdańska” i miesięcznik „Morze” z tamtego okresu.  Oba tytuły poświęciły swoje szpalty temu tematowi i rozwiały nasze rozterki. Niemiecki sterowiec z całą pewnością dokonał prowokacyjnego (szpiegowskiego?) przelotu  nad polskim wybrzeżem 31 lipca 1932 r. Skąd się wziął na „polskim niebie”? Otóż Senat Wolnego Miasta Gdańska zaprosił „Grafa Zeppelina” na uroczystość otwarcia wystawy poczty lotniczej w Gdańsku, które odbyło się 31 lipca 1932 r. A więc dokładnie w dniu rozpoczynającego się w Gdyni ogólnopolskiego Święta Morza. Henryk Tetzlaff, w numerze wrześniowym  „Morza”, w artykule pt. „Znaczenie Święta Morza”,  na stronie 7., tak tłumaczy to zdarzenie: Tak się akurat złożyło, trochę z przypadku, trochę ze złośliwego zrządzenia naszych sąsiadów, że do Gdańska, na lotnisko we Wrzeszczu, owego poranku niedzielnego, przybył z wizytą sterowiec niemiecki, ów „Zeppelin”, który jest dumą każdego współczesnego Niemca. Do Gdyni, od kilku już dni zjeżdżały tysiące Polaków ze wszystkich dzielnic Rzeczypospolitej. W sumie znacznie ponad 100 tysięcy rodaków uczestniczyło w pierwszym Święcie Morza. Większość z nich przejechać musiała przez teren Wolnego Miasta Gdańska. Polacy oglądać mieli i podziwiać stojący na lotnisku sterowiec  z okien pociągów. Tory kolejowe biegły w bliskiej odległości od lotniska we Wrzeszczu (dziś tereny Zaspy).  Wspomniany redaktor pisze dalej: Lotnisko we Wrzeszczu leży tuż przy torze kolejowym. A po tym torze grzmiały raz po raz przebiegające do Gdyni na Święto Morza pociągi polskie. I oto — wbrew zamierzeniom organizatorów widowiska niemieckiego — tłumy Gdańszczan, które przybyły do Wrzeszcza, były niemym świadkiem nieustannego korowodu pociągów do Gdyni. I w zdumieniu patrzono więcej na tor kolejowy i na mknące ku wybrzeżu morskiemu pociągi, niż na atrakcję obchodu gdańskiego — Zeppelina. Gdyby nie ten obchód, nigdyby te tłumy Gdańszczan nie chciały uwierzyć w to, na co własnemi oczami musiały spoglądać (pisownia oryginalna).

„Gazeta Gdańska” natomiast, na  stronie 1. numeru z 30 lipca woła: Prowokacyjny przelot „Zeppelina” nad wybrzeżem polskim  w dniu Święta Morza nie zakłóci podniosłej uroczystości.  Autor tekstu pisze dalej, że sterowiec na lotnisko w Gdańsku  przybędzie w niedzielę o 8 rano, po czym poszybuje na Bornholm i dalej do Szwecji, …lot jego … został ułożony w ten sposób, aby sterowiec był widoczny w Gdyni w dniu, gdy uroczystości gdyńskie osiągną punkt kulminacyjny…

Ówczesna prasa niemiecka pisała o sterowcu, że jest on symbolem dumy i niezwyciężonej potęgi germańskiego ducha.  Jego lądowanie we Wrzeszczu miało przyćmić polskie święto a  przelot nad Gdynią  pokazać siłę germańskiej techniki.  Redaktor  Tadeusz Ehrenberg, również w nr 9 „Morza”, w artykule pt. „Gdańsk wobec Święta Morza”, na stronie  15. pisał:  Ludność gdańska przyjęła „Zeppelina” z ogromnem zainteresowaniem i podziwem, którego żaden kulturalny człowiek nie odmówi temu właśnie bezsprzecznie imponującemu produktowi pracy niemieckich uczonych i techników… Kontrast między Dniem Morza w Gdyni a dniem Zeppelina w Gdańsku uwydatnił się istotnie druzgocący, lecz we wręcz odwrotnym sensie do pragnień organów niemieckiego urabiania opinji gdańskiej… Na polskim brzegu samorzutnie wyłoniona i narazie bardzo skromnie pomyślana inicjatywa doprowadziła do olbrzymiej, żywiołowej manifestacji patrjotyzmu, nawskroś pokojowego, lecz zdecydowanego na niezłomną obronę swych ziem i swego morza wszystkiemi siłami całego trzydziestomiljonowego narodu. (pisownia oryginalna).

Wróćmy do fotografii z muzealnych zbiorów. Przedstawiają „Grafa Zeppelina” prawdopodobnie nad lotniskiem we Wrzeszczu 31.lipca 1932 r. Na jednym z nich widoczny jest opadający przedmiot, tzw. znakownik, który zrucony był przez sterowiec przed lądowaniem i miał na ziemi wskazać miejsce usadowienia  statku.  A może  to pakunek z pocztą? Trudno to dziś ustalić.

Ciekawostkę, związaną z lądowaniem „Grafa Zeppelina” we Wrzeszczu, opisuje  dr Jan Daniluk  w artykule zamieszczonym na Trojmiasto.pl (https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Siedem-wizyt-Grafa-Zeppelina-nad-Gdanskiem-n120382.html#). Jak podaje, zeppelin nad lotnisko nadleciał od strony Nowego Portu. Witały go, mimo wczesnej pory, tłumy gapiów. Lądowaniu towarzyszył pewien incydent. Oglądający przekonani byli, że zrzucony wtedy tzw. znakownik  (standardowy zabieg podczas lądowania)  – to człowiek, który wypadł z gondoli sterowca. Szybko rozprzestrzeniającą się pogłoskę o tragedii, zdementowano.

Mamy w muzealnych zbiorach ponad 40 000 fotografii. Czy jeszcze jakieś tajemnice w nich się kryją…?

Tekst: Barbara Mikołajczuk