Różnorodne ukształtowanie terenu od wieków stanowiło o uroku Wielkiego Kacka. Rozległe wzgórza, dolina Potoku Źródlanego, strumyki, stawy, Jezioro Kackie (obecnie wyschnięte), bagna, grzęzawiska, lasy, zagajniki, podmokłe łąki i pastwiska sprzyjały nie tylko osadnictwu, ale przede wszystkim uprawie ziemi. Życie mieszkańców skupione wokół rolnictwa, pozyskiwania i sprzedaży torfu oraz drobnych prac rzemieślniczych nie zmieniło się znacząco aż do początku lat dwudziestych XX wieku. Wielu gospodarzy przy swoim domu posiadało wozownię, piec chlebowy, gołębnik, stodołę lub chlew, a bogatsi mogli sobie pozwolić na posiadanie studni, co pozwalało na choć częściowe uniezależnienie się od Potoku Źródła Marii, który przez setki lat wyznaczał tempo życia wsi.

Jednym z kackich gospodarzy był urodzony w 1891 roku Antoni Schroeder, którego rodzina od wieków mieszkała w starej checzy w pobliżu dzisiejszej ulicy Ornej, tuż pod wzniesieniem nazywanym ówcześnie Szrederową Górą (od nazwiska gospodarza). Szerokie i spłaszczone u szczytu zalesione wzgórze o wysokości 133,5 metra n.p.m., górujące nad torfowiskami i podmokłymi łąkami, nazywano również Lisią Górą lub też Lisim Wzgórzem, ponieważ szczególnie upodobały je sobie lisy, których nory nawet dziś można tu spotkać na każdym kroku. Z czasem okazało się, że to niepozorne wzniesienie nie tylko zmieniło życie Antoniego Schroedera, ale także odegrało niebagatelną rolę w historii Wielkiego Kacka i całej Gdyni.

Zapotrzebowanie na żwir do budowy portu

Kiedy na początku lat dwudziestych XX wieku podjęto decyzję o budowie portu w Gdyni, konieczne stało się wcześniejsze przygotowanie zaplecza technicznego i surowcowego. Na gdyńskich torfowiskach u ujścia rzeki Chylonki rozpoczęto układanie wielkich sosnowych bali, które przywożone z Borów Tucholskich wozami konnymi i koleją miały posłużyć do budowy Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków. Jednak już w momencie powstawania niewielkiej drewnianej przystani wiedziano, że konieczna będzie budowa dużego portu właściwego. Jego konstrukcję inżynier Tadeusz Wenda przewidział na zatapianych w wykopanych w torfie kanałach portowych skrzyniach żelbetowych. Jednak do ich wypełnienia potrzebne były tysiące ton piasku i żwiru, które pozyskiwano nie tylko z dna pogłębianych basenów portowych, ale także ze żwirowni powstających wokół Gdyni, między innymi na Oksywiu oraz w Wielkim Kacku.

Rysunek techniczny przekroju falochronu północnego w gdyńskim porcie. Widoczna konstrukcja drewniana (po lewej) zasypana kamieniami oraz skrzynia żelbetowa zasypana piaskiem i żwirem (po prawej), światłokopia lawowana na papierze, 1931 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/I/1508)

Już na początku 1921 roku do Antoniego Schroedera przybyli przedstawiciele Towarzystwa Robót Inżynierskich z Poznania, którzy złożyli gospodarzowi propozycję utworzenia żwirowni na północnym zboczu leżącej na jego terenie Lisiej Góry. Oferta była nie do odrzucenia, ponieważ nie tylko gwarantowała pewny zysk w krótkim czasie, ale przede wszystkim wielkokacki żwir miano wykorzystać do budowy, jak się szybko okazało, najważniejszej inwestycji w odrodzonej II Rzeczypospolitej – portu w Gdyni. W międzyczasie tuż przy domu Schroedera oddano do użytku linię kolejową łączącą Gdynię z Kokoszkami, pozwalającą na transport przez terytorium Polski z pominięciem Wolnego Miasta Gdańska. By przewieźć wydobyty żwir od Źródła Marii, pod zboczem wzgórza ułożono szyny kolejki wąskotorowej, prowadzące do placu przylegającego do nowowybudowanej linii kokoszkowskiej. Tam następował przeładunek ze specjalnych wagoników do normalnotorowych wagonów zmierzających wprost do powstającego gdyńskiego portu. Zyski, jakie płynęły ze sprzedaży żwiru, pozwoliły rodzinie Schroederów wzbogacić się w szybkim tempie. Na początku lat trzydziestych XX wieku, w Wielkim Kacku oddano do użytku kolejną już linię kolejową – tak zwaną Magistralę Węglową. Łączyła ona gdyński port z kopalniami Górnego Śląska i również przebiegała wzdłuż granicy terenu gospodarza. W jej pobliżu Schroeder wybudował nowy murowany dom wraz ze stajnią i zapleczem do hodowli koni. Budynek z wyraźnie widoczną na szczycie datą budowy – 1930 – oraz inicjałami gospodarza stoi przy ulicy Ornej do dzisiaj.

Dom i budynek gospodarczy Antoniego Schroedera, kopia cyfrowa, fot. Dawid Gajos, 2023 (ze zbiorów autora)
Żwirownia przecinająca na pół Lisią Górę w Wielkim Kacku, papier fotograficzny, 1929 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/510/12)

Strategiczne znaczenie

We wrześniu 1939 roku Lisia Góra stała się ważnym miejscem obrony drogi łączącej Gdynię z Chwaszczynem. Zdecydowała o tym położona niedaleko granica z Wolnym Miastem Gdańskiem. Już od pierwszego września Wojsko Polskie toczyło tu ciężkie walki z nacierającymi Niemcami. Wzgórze nie było umocnione, wykopano tu jedynie prowizoryczne okopy.

Drugi raz w swojej historii Lisia Góra stała się miejscem ciężkich walk w marcu 1945 roku. Już od 1943 roku Niemcy rozpoczęli na niej budowę umocnień, mających wspomóc linię obrony Twierdzy Gdynia (Festung Gotenhafen) od południowego zachodu. Główne stanowiska z siecią tuneli, schronów, pozycji ogniowych i innych umocnień umiejscowiono na wzgórzu 142, na współczesnym osiedlu Karwiny III, w okolicy ulicy Janiny Porazińskiej. Skupiały się one na obronie ulicy Chwaszczyńskiej. Jednak w wyniku zmiany kierunku natarcia wojsk radzieckich, to wzgórze 133,5 (jak w nomenklaturze wojskowej nazwano Lisią Górę) stało się ważnym punktem niemieckiej obrony, choć wybudowane na nim umocnienia miały jedynie wspierać działania wzgórza 142. Na szczycie ustawiono dwa szybkostrzelne działka przeciwlotnicze Bordwaffe (kalibru 24 mm): jedno od strony wschodniej, drugie od zachodniej oraz – w miejscu dawnej żwirowni – jedno działo przeciwpancerne (kalibru 65 mm), z którym Niemcy zdążyli uciec podczas ewakuacji, pozostawiając jedynie amunicję. Jako element obrony przeciwlotniczej, na szczycie wzgórza na metalowej podstawie przymocowanej śrubami do betonowego bloku zamontowano obrotowy reflektor wojskowy Scheinwerfer (średnica około 2,5 m), mający oślepiać samoloty wroga. Oprócz tego na górze znajdowało się również stanowisko dalmierza. Wcześniej, bo już w 1941 roku Niemcy zarekwirowali część gospodarstwa Antoniego Schroedera, na terenie którego wybudowano drewniany barak, służący za koszary dla żołnierzy obsługujących baterię przeciwlotniczą. Drugi, mniejszy budynek, w którym znajdował się agregat prądotwórczy, postawiono od strony południowej pod lasem.

Krótko przed nadejściem frontu w marcu 1945 roku cały teren Lisiej Góry otoczono zasiekami z drutu kolczastego, a w jego pobliżu jeńcy wojenni różnych narodowości oraz żołnierze słynnego Włoskiego Batalionu Zadymiania, wykopali transzeje (rowy komunikacyjne łączące cały system obrony), stanowiska strzeleckie i okopy. Franciszek Żywicki, wnuk przedwojennego sołtysa Wielkiego Kacka Józefa Żywickiego, wspominał, że każdego dnia w południe żołnierz przywoził prowiant z kuchni wojskowej znajdującej się przy wzgórzu 142, a mimo to jeńcy przychodzili prosić o chleb do jego gospodarstwa, które znajdowało się w pobliżu. W zamian oferowali czekoladę.

W dniach od 19 do 22 marca 1945 roku, kiedy pod Gdynię podeszły wojska radzieckie i polskie, Wielki Kack stał się rejonem najcięższych walk. Poza stacjonarnymi stanowiskami ogniowymi Niemcy wystawili dwa pociągi pancerne kursujące po torze Magistrali Węglowej, które po wojnie stały zniszczone na bocznicy w Wielkim Kacku aż do 1949 roku. Rosjanie z kolei zasypywali wieś gradem pocisków z katiuszy, tak zwanych „organów Stalina”, dlatego wszyscy mieszkańcy dostali od Armii Czerwonej nakaz jej opuszczenia. Straty materialne były ogromne, zburzone zostały domy, szkoła, karczma a wieża kościoła straciła iglicę. Pola pokryły się niewypałami oraz wrakami. Działo przeciwpancerne z Lisiej Góry prawdopodobnie zniszczyło pięć czołgów na Glinnej Górze (okolice wiaduktu nad obwodnicą na Fikakowie). Nacierająca od strony wielkokackich Nowin Armia Czerwona straciła łącznie 20 czołgów T-34 (3 na ulicy Chwaszczyńskiej, 5 na Nowinach, 5 na Fikakowie, 5 w pobliżu dworca kolejowego i 2 niedaleko Brodwina). Ostatecznie jednak wojska radzieckie zdobyły Lisią Górę, okrążając ją i biorąc do niewoli 120 żołnierzy niemieckich narodowości ukraińskiej.

Południowe zbocze Lisiej Góry, kopia cyfrowa, fot. Dawid Gajos, 2023 (ze zbiorów autora)

Widoki Wielkiego Kacka

Współcześnie Lisia Góra nie pełni już swojej przedwojennej roli. Do końca lat siedemdziesiątych XX wieku funkcjonowała tu kopalnia żwiru, który posłużył między innymi do budowy pobliskiej Obwodnicy Trójmiasta. Z tego powodu wzniesienie zmieniło swój pierwotny kształt, stało się bardziej szpiczaste, z wyraźnie zarysowanym wierzchołkiem. Po północnej stronie możemy oglądać pozostałości żwirowni w postaci efektownego, bardzo stromego, piaskowego zbocza, które zarasta drzewami.

Dziś Lisia Góra jest popularnym miejscem spacerów, jazdy na sankach czy wycieczek konnych z pobliskiej stadniny. W noc świętojańską wielkokacką tradycją stało się palenie ognisk na szczycie wzgórza. Jak twierdzą okoliczni mieszkańcy kacanie, z Lisiej Góry rozpościera najlepszy widok na Wielki i Mały Kack, Karwiny i Redłowo. Warto wybrać się na spacer na Lisią Górę, by samodzielnie napawać się widokami i poczuć jej historię.

Dawid Gajos

Bibliografia:

  • Gdynia zachód. Z przeszłości w przyszłość, T. Stegner (red.), Gdańsk 2013.
  • Flisowski Z., Pomorze – reportaż z pola walki, Warszawa 1973.
  • Poliński M., Gdy nastawał mrok – wojny, zarazy, kataklizmy w Wielkim Kacku, „Kacewie” 30.07.2020, http://kacewie.blogspot.com/2020/07/gdy-nastawa-mrok-wojny-zarazy.html dostęp: 06.03.2023
  • Poliński M., Historia i rozwój Karwin, „Kacewie” 28.11.2019, http://kacewie.blogspot.com/2019/11/historia-i-rozwoj-karwin.html?m=0 dostęp: 06.03.2023
  • Rembalski T., Gdynia i jej dzielnice przed powstaniem miasta (XIII – XX wiek), Gdynia 2011.
  • Rembalski T., Małszycki D., Żywicka Z., Wielki Kack: dzieje kaszubskiej wsi, Gdynia 2011.
  • Żywicka Z., Z dziejów Wielkiego Kacka, Gdynia 2005.

W wyniku postanowień traktatu wersalskiego, Polska otrzymała odcinek wybrzeża o długości 144 km, licząc obrys Mierzei Helskiej. Pomimo że Marynarka Wojenna formalnie „na papierze” istniała już od 28 listopada 1918 roku, początkowo nie posiadała żadnej jednostki ani bazy morskiej. Już w czerwcu 1920 roku inż. Tadeusz Wenda wspominał w swoim sprawozdaniu z oględzin wybrzeża: „(…) najdogodniejszym miejscem do budowy portu wojennego (jak również w razie potrzeby handlowego) jest Gdynia, a właściwie nizina między Gdynią a Oksywą, położoną w odległości 16 km od Nowego Portu w Gdańsku”, a w 1921 roku rozpoczęto budowę tymczasowego portu wojennego w Gdyni. W 1926 roku baza floty w Gdyni całkowicie przejęła główne funkcje portu w Pucku.

Główna baza Polskiej Marynarki Wojennej stopniowo się rozwijała, lecz – jak pisał kpt. mar. Heliodor Laskowski – „(…) baza służy dla floty, a nie flota dla bazy”, dlatego w latach dwudziestych powstały pierwsze koncepcje ufortyfikowania Gdyni. Początkowo istniały one tylko w postaci planów. Pod koniec 1928 roku zlikwidowano Dowództwo Obszaru Warownego Gdynia, powołując w powstałym miejscu Kierownictwo Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego, a od 1 sierpnia 1931 roku Szefostwo Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego, które było odpowiedzialne za realizację większości inwestycji fortyfikacyjnych w Gdyni. Pierwszą taką zrealizowaną inwestycją była budowa dwudziałowej baterii nadbrzeżnej na Cyplu Oksywskim, której uzbrojenie stanowiły francuskie armaty Canet wz. 91/92 kal. 100 mm. W późniejszym czasie rozpoczęto budowę w pierścieniu wokół miasta czterech baterii przeciwlotniczych, które do września 1939 roku stanowiły trzon obrony Gdyni.

Powstanie 1. Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej

W latach 20. temat obrony przeciwlotniczej polskiego wybrzeża był rozważany w wielu projektach. Niestety z powodu braku środków finansowych, żaden z nich nie został nigdy zrealizowany. Powstanie w latach 30. dwóch morskich dywizjonów artylerii przeciwlotniczej (1. MDAPlot w Gdyni i 2. MDAPlot w Helu), możemy zawdzięczać chęci wykorzystania 14 francuskich armat Schneider wz. 22/24 kalibru 75 mm, zakupionych przez Marynarkę Wojenną w 1925 r. na potrzeby uzbrojenia torpedowców, które ostatecznie uzbrojono w armaty Schneider wz. 97 kal. 75 mm na podstawie morskiej. Pierwotnie 8 z zakupionych dział planowano ustawić na stojącym w gdyńskim porcie wojennym dawnym krążowniku pancernopokładowym, pełniącym funkcje hulku szkolnego ORP “Bałtyk” (po 4 działa na dziobie i na rufie), tworząc tym samym stacjonarną baterię przeciwlotniczą obrony portu. Jednak ustawienie armat w jednym miejscu pozbawiłoby pozostałe obszary Gdyni jakiejkolwiek obrony przeciwlotniczej. Poza tym, tego rodzaju „pływającą baterię” łatwo było wyeliminować z walki, zatapiając okręt celnym zbombardowaniem lub ostrzałem artyleryjskim. Dlatego ostatecznie zdecydowano się ustawić działa na lądzie, przeznaczając do obrony Gdyni 8 armat. Pozostałe 6 armat wykorzystano później do obrony budującej się bazy morskiej na Helu.

Za początek gdyńskiej obrony przeciwlotniczej, można uznać utworzenie z dniem 26 października 1931 roku kadry 9. Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej (9. DAP). Jego dowództwo mieściło się wówczas w małym drewnianym baraku zlokalizowanym naprzeciwko gmachu Dowództwa Floty, a pierwszym dowódcą dywizjonu został mjr. art. Leon Przybytko. Na początku 1933 roku dowództwo kadry 9. DAP przeniesiono do willi “Admirał”, znajdującej się na zapleczu domu oficerskiego przy ul. 10 Lutego 29. W lutym 1933 roku kadrę 9. DAP, przemianowano na Morski Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej (MDAPlot). MDAPlot podlegał pod względem organizacyjnym bezpośrednio pod Kierownictwo Marynarki Wojennej, lecz biorąc pod uwagę obsadę oraz wyszkolenie załóg – pod Wojska Lądowe. Wraz z powstaniem 2. Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej w Helu, Morski Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej w Gdyni przemianowano na 1. Morski Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej. 1 kwietnia 1938 roku decyzją ministra spraw wojskowych 1. MDAPlot został w pełni wcielony do Marynarki Wojennej oraz opracowano dla niego nową strukturę organizacyjną.

Budowa baterii

W 1932 roku rozpoczęto budowę 4 baterii przeciwlotniczych:
– 1. bateria w dzielnicy Oksywie w bezpośrednim sąsiedztwie głównej składnicy amunicyjnej Marynarki Wojennej w Wąwozie Ostrowickim,
– 2. bateria w dzielnicy Redłowo w bezpośrednim sąsiedztwie folwarku „Redłowo”,
– 3. bateria w dzielnicy Grabówek na wzniesieniu zwanym górą św. Bernarda,
– 4. bateria w Pogórzu.
Ze względu na lokalizację dwie baterie (Baterie nr 1 i 2) oraz w pewnym sektorze trzecia bateria (Bateria nr 3) miały służyć jako lekkie baterie nadbrzeżne. Ponadto wszystkie cztery baterie mogły prowadzić ogień do celów lądowych.

Dla każdej baterii wybudowano dwa stanowiska ogniowe, dwukomorowy schron amunicyjny oraz koszary (wyjątek stanowi 2. Bateria – w Redłowie, dla której nie wybudowano schronu amunicyjnego, a na koszary zaadaptowano pobliskie zabudowania dawnego folwarku wykupionego w 1932 roku przez Marynarkę Wojenną). Projekt stanowisk ogniowych oraz schronu amunicyjnego został opracowany w Szefostwie Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego, zaś projekt koszar oraz dróg dojazdowych opracowało Szefostwo Budownictwa Wybrzeża Morskiego. Prace budowlane wykonała firma W. Paszkowski, F. Próchnicki i S-ka.

W 1933 roku przystąpiono do budowy koszar centralnych oraz garaży dla Morskiej Kompanii Reflektorów Przeciwlotniczych (podporządkowanej dowódcy 1. MDAPlot), które zlokalizowano w pobliżu granicy Obłuża i Oksywia, obok osiedla bloków mieszkalnych Paged (przy obecnej ul. Benisławskiego). Za opracowanie ich projektu odpowiadało Szefostwo Budownictwa Wybrzeża Morskiego.

Według mjr. Stanisława Krzywobłockiego, latem 1938 roku planowano sformować półstałą 5. baterię uzbrojoną w cztery plutony po dwa działa Bofors wz. 36 kal. 40 mm. Prawdopodobnie w tym samym czasie również planowano budowę schronu dla punktu obserwacyjnego, centrali strzelniczej, telefonicznej, radiostacji oraz posterunku dla planowanego plutonu dozorowania przeciwlotniczego. Schron planowano zlokalizować na Oksywiu, w miejscu gdzie znajdowała się drewniana wieża punktu obserwacyjnego dywizjonu. Za opracowanie projektu konstrukcyjno-budowlanego odpowiedzialne było Szefostwo Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego, plan ten jednak nie został urzeczywistniony.

Uzbrojenie i wyposażenie baterii

Główne uzbrojenie 1. MDAPlot stanowiło osiem uniwersalnych armat przeciwlotniczych produkcji francuskiej Schneider wz. 22/24 kalibru 75 mm. Długość lufy wynosiła 50 kalibrów, maksymalna donośność pozioma 14 600 m, zaś pionowa 6000–8000 m, przy czym skuteczna donośność pocisków wynosiła: 8 500 m – pozioma, 5 000 m – pionowa. Prędkość początkowa pocisku wynosiła 850 m/s przy szybkostrzelności teoretycznej 15 strzałów i praktycznej osiem strzałów na minutę. Za obsługę dział na każdej baterii odpowiadała linia ogniowa składająca się z dwóch działonów liczących łącznie osiem osób. Za obsługę przyrządów kierowania ogniem odpowiadała drużyna pomiarowa. W skład urządzeń kierowniczych wchodził: dalmierz stereoskopowy o bazie 3 metrów, szybkościomierz, odległownica oraz luneta obserwacyjna. Ustawione były w zagłębieniach terenowych chronionych faszyną w odległości ok. 30 m za stanowiskami. W lipcu 1933 roku przeprowadzono na 1. baterii próby przeciwlotniczego aparatu centralnego PZO-Lev, które zakończyły się pomyślnie. W późniejszym czasie planowano zastąpić istniejący system kierowania ogniem (degradując go do roli zastępczego), wprowadzając na stan każdej baterii przyrząd centralny PZO-Lev. Dopiero na wiosnę 1939 roku na 1. MDAPlot otrzymał jeden egzemplarz, który ustawiony został na 1. baterii.

Armata przeciwlotnicza produkcji francuskiej Schneider wz. 22/24 kalibru 75 mm, materiał ze zbiorów:  CWR/Stowarzyszenie Wiatr od Morza

Opis obiektów

Stanowiska ogniowe miały formę okrągłych betonowych fundamentów z kanałem technicznym, otoczonych wysokim na 1,2 metra przedpiersiem o kształcie nieregularnego sześciokąta. W przedpiersiu ukrytych było siedem nisz amunicyjnych o wymiarach 1,7 x 1,15 metra, z których jedna była przeznaczona dla zapalników. Nisze dla zapalników oznaczane były literą „Z” w trójkącie malowaną na przedpiersiu nad daną niszą. Doskonale jest to widoczne na archiwalnych zdjęciach wykonanych zaraz po zajęciu Gdyni. Można wyróżnić dwie odmiany stanowisk: pierwsza w 1. baterii (z parapetem nad niszami), druga w 2. baterii (bez parapetu), w przypadku 3. i 4. baterii brak dokumentacji zdjęciowej nie pozwala na precyzyjne określenie wyglądu SO. Działobitnie były wyposażone w rozkładane kopuły maskujące wykonane z blachy. Odległość między stanowiskami ogniowymi baterii wynosiła około 30 m.

Uproszczona wizualizacja stanowiska ogniowego baterii przeciwlotniczej 1. MDAPlot rys. Kamil Sarapuk, 2023

Stanowisko 2. Baterii „Redłowo” po zajęciu przez Niemców. W tle zabudowania dawnego folwarku służące za koszary, 1939, (ze zbiorów autora)

Na każdej baterii wybudowany został również schron amunicyjny konstrukcji żelbetowej na 500 pocisków. Obiekt był w taki sposób wkomponowywany w teren, aby widoczna była jedynie elewacja wejściowa. Wejście prowadziło do przedsionka, z którego można było przejść do dwóch komór amunicyjnych. W przedsionku o wymiarach 9,9 x 1 metr mieściły się 4 wnęki amunicyjne, położone symetrycznie po dwie z każdej strony wejścia. Dwie komory amunicyjne o wymiarach 3,8 x 3,8 metra były ograniczone ścianami wewnętrznymi o zmiennej grubości 1 – 0,15 metra. Obiekt izolowany był poprzez wąski korytarz powietrzny o szerokości 0,6 metra. Grubość ścian zewnętrznych oraz stropu schronu wynosiła 1 metr. Oświetlenie schronu stanowiły cztery lampy, umieszczone w otworach ściany dzielącej przedsionek i komory amunicyjne magazynu.

Schron amunicyjny 4. Baterii, 2022, fot. Kamil Sarapuk (ze zbiorów autora)

Każda bateria (pomijając 2. baterię „Redłowo”) otrzymała również koszary na 100 osób, składające się z dwóch budynków: właściwy o kubaturze 1982 m² oraz gospodarczy o kubaturze 1061 m². Pierwszy właściwy budynek koszarowy mieścił salę żołnierską, kancelarię, pokój szefa, pokój dla starszych podoficerów, magazyn podręczny, ustęp oraz umywalnię z natryskami. Drugi gospodarczy budynek mieścił kuchnię, jadalnię, magazyn oraz dwa pokoje oficerskie.

Stan zachowania i dostępność obiektów

Do dziś stanowiska ogniowe zachowały się jedynie na 1. baterii „Wąwóz Ostrowicki”, pozostając jednak całkowicie niedostępne ze względu na położenie w jednostce wojskowej. Jedno ze stanowisk zostało wyremontowane oraz zaopatrzone w tablicę informacyjną. Schrony amunicyjne zachowały się we wszystkich bateriach 1. MDAPlot, za wyjątkiem 2. baterii „Redłowo”, która takowego w ogóle nie posiadała. Warty podkreślenia jest doskonały stan zachowania schronu amunicyjnego 1. baterii „Wąwóz Ostrowicki”, który niestety, podobnie jak stanowiska ogniowe jest niedostępny. Ze wszystkich zachowanych obiektów fortyfikacyjnych czterech baterii, ogólnodostępny jest jedynie schron amunicyjny 3. baterii „Grabówek”. Zaś koszary zachowały się jedynie na terenie 1. baterii „Wąwóz Ostrowicki”. W miejscu dawnych koszar centralnych oraz garaży Morskiej Kompanii Reflektorów Przeciwlotniczych znajduje się obecnie osiedle Komandorskie Wzgórze.

Kamil Sarapuk

Najlepsza historia nie znajduje się za szklaną gablotką. Dlatego od 40 lat opowiadamy o ludziach, którzy tworzyli i tworzą nasze miasto. Pomagamy lepiej zrozumieć życie tak projektanta portu, jak i pierwszych budowniczych, kapitana transatlantyku i okrętowego cooka, przemysłowca i tragarza. Bo znając tę historię, lepiej rozumiemy siebie samych. To nas łączy. Muzeum to ludzie. Zapraszamy na urodziny Muzeum!

Dokładnie 40 lat temu, w styczniu 1983 roku, powołano Muzeum Miasta Gdyni. Naszą pierwszą siedzibą był Domek Abrahama – niewielki, ale jakże dumny na tle nowoczesnej zabudowy ulicy Starowiejskiej. Fenomen tego miejsca, specyficzne genius loci, zawdzięczał lokatorom: rodowi Skwierczów, dla których został zbudowany w 1904 roku, Antoniemu Abrahamowi – „królowi Kaszubów”, który zamieszkiwał dom w latach 1920-1923, a także kolejnym pokoleniom społeczników i budowniczych Gdyni goszczących w jego murach. Jako jeden z najstarszych budynków w mieście stał się naturalnie siedzibą instytucji, której głównym celem było kultywowanie pamięci.

Przeprowadzka do powstałego w 2007 roku budynku z piaskowca, położonego tuż przy miejskiej plaży, pozwoliła nam rozwinąć żagle i otworzyć się na świat. Z lokalnej instytucji gromadzącej pamiątki, staliśmy się jednym z wiodących muzeów w kraju, zdobywającym nagrody w najbardziej prestiżowych konkursach (Muzeum Widzialne, Sybilla, Najpiękniejsza Książka Roku) oraz przyciągającym co roku kilkadziesiąt tysięcy osób.

Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie ze strony władz miasta, konsekwencja i pasja pracowników Muzeum, wreszcie zaufanie samych gdynian i gdynianek, którzy dziś – nawet bardziej niż wcześniej – cenią sobie możliwość dotknięcia przeszłości, by śmiało spoglądać w przyszłość. 

#40latmuzeummiastagdyni #rokzbiorów

Rozwój lotnictwa w dwudziestoleciu międzywojennym niósł za sobą nowe zagrożenia, które zdeterminowały budowę schronów biernej obrony przeciwlotniczej m.in. na terenie powstającej Gdyni. Obiekty te miały zróżnicowany charakter, realizowane były bowiem zarówno dla Marynarki Wojennej, która w tym mieście od lat dwudziestych posiadała swoją główną bazę morską, jak też dla osób prywatnych, obiektów użyteczności publicznej, czy w ramach budownictwa mieszkaniowego. Niniejszy tekst ma na celu w krótki i przystępny sposób przybliżyć najciekawsze realizacje, przedstawić przekrój obiektów obrony przeciwlotniczej (dalej: OPL) przedwojennej Gdyni, a jednocześnie obalić pewne mity na ten temat.

Schron dla pracowników Urzędu Morskiego

W 1927 roku z Wejherowa do Gdyni przeniesiono siedzibę Urzędu Marynarki Handlowej, którego nazwę rok później zmieniono na Urząd Morski UM). Na jego potrzeby wybudowano przy ul. Centralnej (dziś ul. Chrzanowskiego) okazały budynek w konwencji uproszczonego klasycyzmu, podkreślonego detalem nawiązującym do form art déco. Obok gmachu zaprojektowanego przez Adama Ballenstedta, wzniesiono również niewielki kompleks mieszkalny dla pracowników urzędu. Położenie na torfowiskach uniemożliwiło budowę schronu podziemnego dla personelu urzędu, wobec czego zdecydowano się na schron naziemny. Za nadzór budowy, którą realizowano od 6.10.1934 do 19.12.1934 roku, odpowiedzialny był Wydział Techniczno-Budowlany Urzędu Morskiego w Gdyni pod naczelnictwem inżyniera Tadeusza Wendy, zaś prace zostały wykonane przez Towarzystwo Robót Kolejowych i Budowlanych „Tor” Sp. Akcyjna.

Obiekt został wybudowany wg „Instrukcji budowlanej obrony przeciwlotniczej biernej” z 1934 roku autorstwa mjr. sap. Kazimierza Biesiekierskiego i przybrał bardzo ciekawą formę dwuspadowej „piramidy”. Odpowiedni kąt nachylenia powierzchni stropu, miał na celu wprowadzenie bomby lotniczej w rykoszet oraz jej eksplozje w pewnym oddaleniu od konstrukcji. Skuteczność tego rozwiązania jest dziś wątpliwa, a budowa schronu o takiej konstrukcji niosła za sobą dodatkowe koszty oraz dużą utratę kubatury na rzecz uzyskania odpowiedniego kąta nachylenia. Monolityczny, naziemny, żelbetowy schron posiadał dwie cylindryczne komory schronowe z przedsionkami wejściowymi. Funkcjonalny układ pomieszczeń filtrowentylacyjnych ze szczelnymi drzwiami zapewniał gazoszczelność. W pierwszych dniach września 1939 roku obiekt był wykorzystywany pomimo, iż niemieckie naloty lotnicze odbywały się głównie nad północną częścią miasta. Schron wraz z większością wyposażenia zachował się w doskonałym stanie i jest do dzisiaj użytkowany przez Urząd Morski w Gdyni jako obiekt gospodarczy.

Schron dla Dowództwa Floty na Oksywiu

Rysunek schronu dla Dowództwa Floty na Oksywiu, grafika Kamil Sarapuk.

Od początku planowania budowy portu w Gdyni, przewidywano dla niego funkcję głównej bazy morskiej Marynarki Wojennej. W przygotowanym przez Tadeusza Wendę projekcie, który został dołączony do umowy z Konsorcjum Francusko-Polskim dla Budowy Portu w Gdyni, dla portu wojennego przewidziano północną część – rejon Oksywia. W pobliżu basenu portu wojennego o wymiarach 310 x 310 m wybudowano kompleks, zaprojektowany przez Mariana Lalewicza w 1924 roku, składający się z gmachu Dowództwa Floty, koszar (dziś Akademia Marynarki Wojennej), domów oficerskich. Do 1930 roku rozbudowano całe założenie poprzez budowę willi dla Dowódcy Floty, domów podoficerskich oraz rozbudowę koszar. W 1936 roku na terenie kompleksu Szefostwo Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego metodą górniczą wybudowało schron tunelowy o łącznej długości korytarzy 192 m. Co ciekawe, do niedawna błędnie identyfikowano obiekt jako niemiecki, powstały w okresie okupacji. Kierownikiem budowy był ppor. inż. Henryk Wagner, który tak  wspominał budowę schronu: „Podczas mojej pracy w S. Fort prowadzono dorywczo studia obrony przeciwlotniczej, przy czym pod moim osobistym kierownictwem wykonano schron podkopowy pod Wzgórzem Oksywskim. Schron miał dwa wejścia na różnych poziomach w bezpośrednim sąsiedztwie dwóch budynków dowództwa floty (koszar i domu oficerskiego – przypis autora)”. Do prac budowlanych przy obiekcie, ze względu na specyficzną technologię budowy, zatrudniono technika górniczego Mieczysława Daneckiego. Schron składał się z dwóch korytarzy o przekroju 1 x 2 m wykonanych z prefabrykowanych elementów żelbetowych składanych w ramę. Jeden z korytarzy szedł na pewnym odcinku w spadku i prowadził do komory schronowej, do której można było dostać się również drugim korytarzem. Komorę schronową wykonano z bloków betonowych tworzących koliste sklepienie o średnicy 3,10 m i długości 14,5 m. Wydrążony w skarpie schron osłonięty był warstwą niewzruszonej ziemi, której grubość nad obiektem przekraczała 20 m. Ciekawostką jest fakt, iż do budowy obiektu wykorzystano prefabrykaty wyprodukowane przez niemiecką firmę Dywidag, podobnie jak w innym gdyńskim schronie wybudowanym w dzielnicy Kamienna Góra, co czyni oba schrony unikatowymi na skalę Polski. Równie ciekawe są ślady prób rozbudowy obiektu o kolejną komorę schronową, które najprawdopodobniej miały miejsce tuż przed wybuchem wojny w ramach prac 83. Grupy Fortyfikacyjnej, bądź w trakcie okupacji niemieckiej. Schron zachował się do dziś w dobrym stanie, aczkolwiek bez wyposażenia (wyjątkiem są oryginalne przedwojenne drzwi). Niestety obiekt znajduje się na terenie zamkniętym Akademii Marynarki Wojennej.

Prywatny schron rodziny Łoś

Plan schronu rodziny Łoś, grafika Kamil Sarapuk.

W 1936 roku w bezpośredniej bliskości starego majątku Steinberg przy ul. Korzeniowskiego 7, wybudowano okazałą willę w stylu funkcjonalizmu ekspresyjnego (projekt Zbigniewa Kupca i Tadeusza Kossaka). Właścicielką była jedna z bogatszych mieszkanek Gdyni – hrabina Magdalena Łoś. W 1939 roku, w obawie przed narastającym zagrożeniem ataku III Rzeszy na Polskę, właściciele willi wybudowali prywatny schron przeciwlotniczy/przeciwgazowy. Obiekt powstał metodą górniczą, przy wykorzystaniu identycznej technologii jak wspomniany schron dla Dowództwa Floty, w zboczu Kamiennej Góry niedaleko willi. Schron tunelowy o łącznej długości korytarzy wynoszącej 55 m, przeznaczono dla 20 osób. Obiekt posiadał jedną komorę schronową, ogrzewanie, filtrowentylację, ustęp oraz gazoszczelne drzwi, które umieszczono w dwóch monolitycznych blokach wejściowych. Tu również wykorzystano prefabrykaty zakupione przez Marynarkę Wojenną. Autor nie dotarł do dokumentów wyjaśniających omawiane okoliczności, lecz najprawdopodobniej należy je łączyć z osobą męża hrabiny – kmdr. ppor. Andrzejem Łosiem, który był szefem Służby Broni Podwodnej Komendy Portu Wojennego w Gdyni. W trakcie okupacji schron wykorzystywało Gestapo. Obiekt zachował się do dziś w dobrym stanie, niestety od 2022 roku znajduje się na zamkniętym terenie prywatnym.

Zakończenie

Na terenie Gdyni zachowało się wiele więcej przedwojennych schronów OPL – głównie pod budynkami. Podziw budzi również skala rozbudowy obiektów powstałych w okresie okupacji. Wszystkie one składają się na ponad setkę schronów o zróżnicowanym charakterze i wielkości, ale temat nigdy nie doczekał się większego opracowania. Niniejszy tekst jest jedynie próbą krótkiego zobrazowania najciekawszych przykładów w ramach jednego przedziału czasowego i w najmniejszym stopniu nie wyczerpuje tematu.

Kamil Sarapuk

W lesie, położonym na południe od Wielkiego Kacka, przy skrzyżowaniu dróg prowadzących do Sopotu, Gołębiewa i Leśnictwa Gręzowo znajduje się niewielka polana. Już w XVIII wieku była tam leśna osada. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1772 roku, kiedy Wielki Kack został własnością Prus, a wśród należących do niego osad wymieniono leśny przysiółek pomiędzy Bernardowem a Gołębiewem – osadę Józefowo. Jej nazwa pochodzi od imienia Józef, a na mapach była oznaczana jako: Josefowo, Josephau, Josephowo, czy Josefovo.

W 1820 roku, kiedy sołtysem był Michał Jasiński, „pustkowie Józefowo” (w języku kaszubskim pustkowie oznacza ‘przysiółek’) podlegało pod Wielki Kack. Od 1867 roku ten obszar pojawia się na mapach również pod niemiecką nazwą Bollenbruch (dosł. Cebulowe Moczary). Ówczesne zabudowania sięgnęły bowiem obszaru podmokłych łąk i rozległego bagna, od którego mogła pochodzić nowa nazwa. Tereny, oznaczane na dawnych planach również jako Żabieniec albo Pierwsze Łąki, znajdziemy na aktualnych mapach Wielkiego Kacka pod nazwami: Zarosłe Łąki, Końskie Łąki, Krowie Łąki, Księże Łąki. Mokradło Rozlewisko, rozległe bagno leśne z zatopionymi drzewami, znajduje się najbliżej dawnej osady Józefowo i Cebulowych Moczarów.

Fragment mapy Karte des Deutschen Reiches. W środkowej części, poniżej Wielkiego Kacka (Gr. Katz), widoczne Józefowo (Josephau) i jego zabudowania, 1893, kopia cyfrowa (ze zbiorów strony www.igrek.amzp.pl).

Historia znikającej leśnej osady

Proces uwłaszczenia chłopów, który trwał w Prusach do połowy XIX wieku, wywołał szereg zmian we własności terenów, a w szczególności przysiółków wiejskich. Wraz z uwłaszczeniem dokonywano separacji gruntów i podziału wspólnot gminnych, które wymagały od miejscowych chłopów nie tylko niezbędnego wkładu finansowego, ale też – by nie paść ofiarą oszustwa – umiejętności prowadzenia negocjacji.

Nie inaczej było w przypadku leśnej osady Józefowo. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni zachowały się interesujące, niemieckie akta sprawy rozdzielenia gruntów pomiędzy gospodarzami Theodorem Dunstem i Andreasem Weichbrodtem, a Nadleśnictwem Oliwa. Wśród dokumentów znajduje się plan separacyjny z 15 listopada 1875 roku. Widać na nim dokładną linię podziału gruntów osady Josephovo pomiędzy dwóch gospodarzy, a także precyzyjne oznaczenia ich terenów i leśnych duktów przecinających osadę. Jest to nie tylko wyjątkowy przykład podziału majątków ziemskich po uwłaszczeniu chłopów we wsiach, będących współcześnie dzielnicami Gdyni, ale również jeden z ostatnich pisanych śladów po leśnym przysiółku pomiędzy Gołębiewem a Wielkim Kackiem.

Reces w sprawie rozdzielenia gruntów w przysiółku Józefowo koło Wielkiego Kacka, 15.11.1877, papier (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/I/1907).
Plan separacyjny w sprawie rozdzielenia gruntów w przysiółku Józefowo koło Wielkiego Kacka, papier, 1877, (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/I/1907).

Wzmianka o Józefowie pojawia się również w zarządzeniu biskupa Augustyna Rozentretera z 16 października 1902 roku, na mocy którego erygowano (czyli założono) parafię w Wielkim Kacku. Przynależały do niej wsie i przysiółki, w tym Józefowo, Chwarzno i Mały Kack. Po raz ostatni leśna osada Josefovo została zaznaczona na mapie turystycznej lasów oliwsko-sopockich z 1919 roku jako pozbawiona zabudowań, śródleśna polana. Mniej więcej w tym czasie ślad po osadzie zupełnie znika, a przyczyny jej opuszczenia przez mieszkańców pozostają nieznane. Można jedynie przypuszczać, że około 1920 roku ludność została przesiedlona w wyniku utrudnień związanych z przebiegiem granicy państwowej pomiędzy Polską a Wolnym Miastem Gdańsk. W kolejnym wydaniu tej samej mapy turystycznej z 1926 roku w miejscu przysiółka możemy zauważyć już tylko leśną polanę bez żadnej nazwy. Do dziś w wielkokackim lesie nie zachowały się żadne ślady zabudowań osady Józefowo.

Fragment mapyturystycznej lasów oliwsko-sopockich – Wald-karte vom Ostseebade u. Luftkurorte Oliva und dem Seebade Zoppot, 1919, kopia cyfrowa (ze zbiorów strony www.igrek.amzp.pl).
Fragment mapyturystycznej lasów oliwsko-sopockich – Wald-karte vom Ostseebade u. Luftkurorte Oliva und dem Seebade Zoppot, 1926, kopia cyfrowa (ze zbiorów strony http://forum.dawnygdansk.pl).
Fragment mapy turystycznej Nadleśnictwa Gdańsk, 2017, kopia cyfrowa (ze zbiorów autora).

Błędne ogniki z Cebulowych Moczarów

Lasy otaczające dawną osadę Józefowo obfitują w bagna i podmokłe śródleśne łąki. Tereny oznaczane na planach z XVIII wieku nazywano Żabieńcem, Pierwszymi Łąkami i Cebulowymi Moczarami. Znajdziemy je  także na aktualnych mapach Wielkiego Kacka. Określa się je jako Zarosłe Łąki, Końskie Łąki, Krowie Łąki oraz Księże Łąki, a także Mokradło Rozlewisko, rozległe bagno leśne z zatopionymi drzewami znajdujące się w pobliżu dawnej osady Józefowo i Cebulowych Moczarów. Wzmianki o wielkokackich bagnach pojawiają się nie tylko w dokumentach i na mapach, ale również w lokalnych legendach, podaniach i wierzeniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Od najdawniejszych czasów rozpalały one wyobraźnię mieszkańców Wielkiego Kacka, dla których las i jego mokradła były miejscem kultu, ale także występowania złowrogich sił. 

Mieszkańcy wierzyli w nadprzyrodzoną moc demonów zamieszkujących okolicę. Opowiadali o Rokitniku mylącym drogi, Mogilniku czającym się nad miejscami tragicznych utonięć, ale też dobrych opiekunach lasu – Borówcu i Borowej Ciotce. Najwięcej historii dotyczyło jednak Błędnych Ogników – dusz zmarłych lub pokutujących osób. Występowały one pod postacią człowieka z latarnią lub tajemniczych, płonących świateł. Bez litości wabiły na mokradła, z których nie było już powrotu. Powszechne było przekonanie, że taki los spotykał przede wszystkim nieuczciwych gospodarzy, którzy oszukiwali podczas sprzedaży czy podziału gruntów, podając fałszywe wymiary należących do nich terenów.

Na bagnach w pobliżu Wielkiego Kacka i Józefowa, zgodnie z ludowymi podaniami, widywano także kaszubskiego diabła – Pùrtka, który strzegł kosztowności, przesypywał złoto, snuł intrygi i prowadził do zguby skłóconych ze sobą gospodarzy. Taka historia została nawet opisana w kaszubskim, ludowym dramacie Lecha Bądkowskiego pt. „Sąd nieostateczny”. Może właśnie działanie Pùrtka dotknęło gospodarzy z Józefowa podczas separacji gruntów i ostatecznie doprowadziło do zniknięcia tej tajemniczej leśnej osady?

Dawid Gajos

Wybrana bibliografia:

  • J. Ceynowa, Dobro zwycięża. Legendy z Kaszub i Pomorza, Gdańsk 1985.
  • A. Gieysztor, Mitologia Słowian, Warszawa 2006.
  • J. Mamelski, Legendy kaszubskie, Gdynia 1999.
  • M. Miegoń, Paranormalne tajemnice Gdyni – błędne ogniki. Znaki z zaświatów?, „Dziennik Bałtycki” 26.12.2016, https://dziennikbaltycki.pl/paranormalne-tajemnice-gdyni-bledne-ogniki-znaki-z-zaswiatow/ar/11623669, dostęp: 21.02.2022.
  • M. Mizińska- Momčilović, Błędne Ogniki, tajemnicze istoty z bagien, „Bewildered Slavica”, https://bewilderedslavica.com/bledne-ogniki-tajemnicze-istoty-z-bagien/, dostęp: 21.02.2022.
  • L. Pełka, Polska demonologia ludowa, Poznań 2020.
  • T. Rembalski, Gdynia i jej dzielnice przed powstaniem miasta (XIII – XX wiek), Gdynia 2011.
  • J. Treder, Kaszubi. Wierzenia i twórczość: ze słownika Sychty, Gdynia 2002.
  • I. Trojanowska, Z podaniem i legendą na kaszubskich szlakach, Gdańsk 2013.
  • T. Rembalski, D. Małszycki, Z. Żywicka, Wielki Kack: dzieje kaszubskiej wsi, Gdynia 2011.
  • Z. Żywicka, Z dziejów Wielkiego Kacka, Gdynia 2005.
  • M. Poliński, Gdyńska księga demonów, „Gdyński Folklor” 14.11.2019, http://gdynskifolklor.blogspot.com/2019/11/gdynskie-straszki.html, dostęp: 21.02.2022

Walory militarne skrawka Kępy Oksywskiej, zwanego Cyplem Oksywskim, zostały zauważone już we wczesnym średniowieczu. To właśnie w tym okresie wybudowano gród, który miał bronić mieszkańców dwóch osad zlokalizowanych na terenie dzisiejszego cmentarza Marynarki Wojennej oraz kościoła św. Michała Archanioła przy ul. Arciszewskich. Gród przestał istnieć najprawdopodobniej w okresie, z którego pochodzą pierwsze pisemne wzmianki o wsi Oksywie (I poł. XIII wieku) a wszelkie naziemne ślady wskazujące na jego istnienie zostały zatarte przez czas. Kilka wieków później potencjał militarny tego terenu został ponownie doceniony.

Stanowisko ogniowe nr 1 baterii „Canet”, wrzesień 1939 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni).

Oksywie na tle początków polskiej artylerii nadbrzeżnej

Początki polskiej artylerii nadbrzeżnej na terenie dzisiejszej Gdyni sięgają roku 1920, kiedy gdyński port istniał jedynie w sferze rozważań i mają bezpośredni związek z Pułkiem Artylerii Nadbrzeżnej w Pucku (1920-1922). W ramach Pułku zorganizowano III Dywizjon Artylerii Nadbrzeżnej z siedzibą w Oksywiu, pod który podlegała 6. bateria ciężka w Małym Kacku oraz 7. bateria ruchoma w Oksywiu. Według niektórych publikacji wymieniona 7. bateria ruchoma była zlokalizowana na Cyplu Oksywskim, aczkolwiek ta teza nie znajduje potwierdzenia w źródłach. Ze względu na brak finansowych perspektyw na rozbudowę i utrzymanie istniejącego wówczas systemu, na początku 1922 roku Pułk Artylerii Nadbrzeżnej zlikwidowano, zaś koncepcje stworzenia polskiej artylerii nadbrzeżnej do lat trzydziestych istniały jedynie „na papierze”.

Krótka historia powstania oraz podległość baterii „Canet”

Pierwszą baterię nadbrzeżną w Gdyni wybudowano na początku lat trzydziestych. Mowa o oksywskiej baterii „Canet”, która miała zapewnić obronę podejścia do portu w Gdyni. Nie bez znaczenia był również fakt, że zakupione w 1925 roku dwie francuskie armaty Canet wz. 91/92 okazały się zbyt ciężkie dla kanonierek ORP Komendant Piłsudski i ORP Generał Haller, więc szukano dla nich nowej lokalizacji. Obie armaty planowano początkowo ustawić na dwóch płaskodennych barkach lub lorach kolejowych, ale docelowo wybrano stanowiska na Cyplu Oksywskim w bezpośredniej bliskości latarni morskiej.

Plan armaty Canet wz. 91/92 uwzględniający modernizację armat z 1916 r., polegającą na obróceniu luf o 180 stopni względem podstawy. Dwie armaty tego typu stanowiły uzbrojenie baterii „Canet” i w 1939 r. broniły podejścia do portu w Gdyni (ze zbiorów Service Historique de la Défense de Châtellerault).
Uproszczony schemat oraz najważniejsze dane techniczne armaty Canet wz. 91/92 kal. 100 mm (ze zbiorów Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie).

Za opracowanie projektu baterii odpowiedzialny był kapitan saper Mieczysław Kruszewski z Szefostwa Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego, autor późniejszego projektu ufortyfikowania Wojskowej Składnicy Tranzytowej „Westerplatte”. Baterię wybudowano w latach 1931-32. W pierwszej kolejności wzniesiono stanowiska ogniowe, a w drugiej zbudowano schrony amunicyjne wraz z wyciągiem wagonikowym, służącym do transportu amunicji, na co wskazują dokumenty niemieckiego wywiadu.

Zdjęcie lotnicze wykonane przez wywiad niemiecki w trakcie budowy baterii „Canet”. Widoczne stanowiska ogniowe i wykopy pod budowe schronów amunicyjnych, 1931/32 (ze zbiorów Bundesarchiv Militararchiv Freiburg).

W początkowym okresie służby bateria „Canet” podlegała pod utworzoną w 1931 roku Kompanię Artylerii Nadbrzeżnej jako I Pluton, a w czerwcu 1935 roku wcielono ją do nowopowstałego Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej w Helu jako XIII Baterię. W 1937 roku została wyłączona ze składu DAN i włączona do 1. Morskiego Dywizjonu Art. Plot. jako XI Bateria.

Opis obiektów baterii „Canet”

Oba stanowiska ogniowe baterii posiadały formę betonowych podstaw o średnicy ok. 6 m z kanałami technicznymi, do których dostęp był zapewniony przez właz o wymiarach ok. 0,85 x 0,85 m znajdujący się przy każdej z działobitni. W wąwozie przyległym do Cypla Oksywskiego wybudowano dwa schrony amunicyjne: jeden dla pocisków, drugi dla ładunków prochowych. Oba schrony miały podobną konstrukcję, co wynika bezpośrednio z analizy zdjęć archiwalnych, aczkolwiek trudno dokonać precyzyjnej rekonstrukcji schronu na pociski ze względu na duży stopień zniszczenia obiektu, dokonanego w trakcie obrony Kępy Oksywskiej we wrześniu 1939 roku. Magazyn na ładunki zachował się do dziś w dobrym stanie i posiada formę żelbetowego schronu o wymiarach 8 x 6,3 m ze ścianami zewnętrznymi grubości 0,42 m, ścianami wewnętrznymi grubości 0,1 m oraz stropem o grubości ~ 0,6 m. Główne pomieszczenie magazynowe o wymiarach 5,95 x 2,8 m otaczał wąski korytarz powietrzny o szerokości 0,6 m, zamykany drewnianymi drzwiami z dwóch stron. Do opisywanego pomieszczenia prowadził korytarz wejściowy o długości 3,45 m i szerokości 1,1 m, w którym umieszczono wnękę telefoniczną z prowadnicą na kabel. Korytarz zakończony był małym pomieszczeniem technicznym o wymiarach 1,3 x 1,1 m, przeznaczonym najprawdopodobniej na ręczny wentylator.

Rysunek schronu magazynowego na ładunki baterii „Canet”, 2022, rys. Kamil Sarapuk
Schron na ładunki baterii „Canet” współcześnie, 2022, fot. Kamil Sarapuk
Zniszczony schron na pociski baterii „Canet”, wrzesień 1939 (ze zbiorów autora).
Częściowo odbudowany po wojnie, schron na pociski baterii „Canet”, 2022, fot. Kamil Sarapuk.

Między dwoma schronami wybudowano wagonikowy wyciąg amunicyjny, który służył do transportu amunicji po zboczu wąwozu z magazynów na górną część Cypla Oksywskiego, gdzie zlokalizowane były stanowiska ogniowe. Wyciąg miał formę betonowego „koryta” o długości ok. 16 m i szerokości 1,2 m. Wewnątrz ułożono tory o rozstawie 600 mm.

Adolf Hitler i Hermann Goering przy zamaskowanym wyciągu amunicyjnym baterii „Canet” na Oksywiu, wrzesień 1939 (ze zbiorów autora).
Wyciąg amunicyjny baterii „Canet”, 2022, fot. Kamil Sarapuk.

Ostatnim obiektem fortyfikacyjnym wybudowanym dla baterii „Canet” był magazyn na podręczny zapas amunicji, wzniesiony w pobliżu stanowiska ogniowego nr 2. W trakcie walk 2 września 1939 roku baterie dozbrojono, tworząc w improwizowany sposób stanowiska dla dwóch przestarzałych armat Hotchkiss wz. 85 kal. 47 mm, które zlokalizowano po drugiej stronie wąwozu (w którym m.in. znajdowały się schrony amunicyjne baterii). W końcowym okresie służby koszary baterii stanowił budynek dawnej latarni morskiej Oksywie, wygaszonej w 1933 roku.

Wrzesień 1939 i późniejsze losy

Zachowane dzienniki bojowe jednostek Kriegsmarine (KTB) oraz sprawozdanie z walk baterii „Canet” opracowane przez chor. mar. Stanisława Brychcego pozwalają dość precyzyjnie odtworzyć przebieg walk, który szerzej będzie przybliżany w ramach projektu Gdynia Forteczna. W trakcie okupacji niemieckiej walory lokalizacji Cypla Oksywskiego zostały ponownie docenione i na terenie dawnej baterii „Canet” wybudowano baterię przeciwlotniczą Marine Flak Batterie “Oxhoft”. Stworzono cztery stanowiska ogniowe dla armat SKC/32 kal. 105 mm. Wybudowano także schron kierowania ogniem o zbliżonej konstrukcji do schronów typu Fl 184 (powszechnie budowanych dla baterii obrony przeciwlotniczej Gotenhafen), pomniejszony o część pomieszczeń. Analogicznej konstrukcji schrony powstały w Wielkim Kacku i Redłowie, jednak do dziś zachował się tylko drugi z nich.

Po wojnie w latach 1955-57 na terenie Cypla Oksywskiego wzniesiono 28. Baterię Artylerii Stałej, która uzbrojona była w cztery armaty B-34U kal. 100 mm. Dla 28. BAS wybudowano cztery stanowiska ogniowe połączone podziemnym przejściem wraz z ośmioma pomieszczeniami przeznaczonymi na komory amunicyjne. W tym celu wykorzystano dwa istniejące obiekty, które włączono do podziemnego ciągu komunikacyjnego – na jedną z komór przeznaczono przedwojenny schron na podręczny zapas amunicji baterii „Canet”, a na drugą niemiecki schron kierowania ogniem MFB “Oxhoft”. Dodatkowo zbudowano centralę artyleryjską, główny punkt kierowania ogniem połączony ze stanowiskiem dowodzenia oraz schron załogi. Na potrzeby 28. BAS zaadaptowano również przedwojenny schron na ładunki baterii „Canet” oraz rozpoczęto adaptację zniszczonego schronu na pociski. 28. BAS została rozformowana w czerwcu 1974 roku i w tym samym czasie na Cyplu Oksywskim sformowano 113. Baterię Przeciwlotniczą uzbrojoną w 6 armat kal. 57 mm, dla której wybudowano sześć stanowisk ogniowych z prefabrykowanych płyt (cztery z nich znajdowały się w miejscach stanowisk niemieckiej Marine Flak Batterie “Oxhoft”).

Do dziś zachowała się zdecydowanie większa część infrastruktury fortyfikacyjnej budowanej w latach 1931-1974. Niestety ze względu na brak odpowiedniego zabezpieczenia obiektów i terenu, na którym się znajdują, postępuje stopniowa dewastacja zabytków architektury militarnej Cypla Oksywskiego. Niewątpliwie bliskość Cmentarza Marynarki Wojennej oraz Kwatery Pamięci, gdzie pochowany jest m.in. adm. Józef Unrug, stwarza argumenty do lepszego i godniejszego zagospodarowania terenu dawnej Baterii Canet i należy wykazywać nadzieję że ten potencjał zostanie niebawem dostrzeżony.

Kamil Sarapuk

Stowarzyszenie „Wiatr od Morza” w ramach projektu „Wirtualne Oksywie 1939” tworzy wirtualną rekonstrukcję Oksywia na stan z roku 1939 r. (na chwilę przed wybuchem wojny) z przeznaczeniem na zwiedzanie w technologii wirtualnej rzeczywistości – na ilustracji modele armaty Canet wz. 91/92 oraz latarni morskiej Oksywie wykonane na potrzeby opisanego projektu.
Mauzoleum gen. Gustawa Orlicz-Dreszera, wybudowano w 1939 r. na terenie przy baterii oraz latarnia morska Oksywie, projekt Wirtualne Oksywie 1939 stowarzyszenia Wiatr od Morza.
Stanowiska ogniowe baterii Canet, projekt Wirtualne Oksywie 1939 stowarzyszenia Wiatr od Morza.

„Baza służy dla floty, a nie flota dla bazy” – pisał komandor podporucznik Heliodor Laskowski, szef Służby Artylerii i Uzbrojenia w Kierownictwie Marynarki Wojennej. Dlatego w latach międzywojennych Gdynię jako główną bazę Polskiej Marynarki Wojennej należało jak najszybciej ufortyfikować, aby odpowiednio zabezpieczyć port zarówno od strony zatoki jak i morza. W rezultacie powstały: bateria nadbrzeżna na tzw. Cyplu Oksywskim (uzbrojona była w dwie armaty Canet wz. 91/92 kal. 100 mm) oraz cztery baterie przeciwlotnicze (po 2 armaty Schneider wz. 22/24 kal. 75 mm). 3. Bateria Przeciwlotnicza została zlokalizowana na Grabówku i właśnie ta budowa zapoczątkowała militarną historię dzielnicy.

Stanowisko ogniowe 2. Baterii Przeciwlotniczej „Redłowo”. Stanowiska o analogicznej konstrukcji wybudowano w 3. Baterii „Grabówek”, 1939 r (ze zbiorów autora)

W latach międzywojennych organizacja obrony przeciwlotniczej w Gdyni wynikała z planów wykorzystania 14 armat przeciwlotniczych Schneider wz. 22/24, które Marynarka Wojenna zakupiła we Francji w 1925 roku. Pierwotna koncepcja zakładała ustawienie armat na hulku ORP Bałtyk, czyli starym okręcie pozbawionym napędu i uzbrojenia, stojącym w oksywskim porcie wojennym. Rozwiązanie, choć korzystne budżetowo, było jednak mało pragmatyczne – tego typu stacjonarną, „pływającą” baterię łatwo było wyeliminować z walki, np. w wyniku nalotu. Wobec tego, armaty ustawiono na lądzie w czterech dwudziałowych bateriach wokół Gdyni (pozostałe ustawiono w Helu w późniejszym okresie): pierwszą przy Wąwozie Ostrowickim na Oksywiu, drugą na Redłowie, trzecią na Grabówku, a czwartą na Pogórzu, niedaleko Suchego Dworu. Całość zorganizowano w ramach 1. Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej, który powstał na bazie Kadry 9. Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej sformowanej w październiku 1931 roku.

Schron amunicyjny polskiej przedwojennej 3. Baterii Przeciwlotniczej „Grabówek”, fot. Kamil Sarapuk (ze zbiorów autora)

„Grabówkowa” bateria została wybudowana przez Szefostwo Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego w latach 1932-1933 i – podobnie jak w przypadku pozostałych – składała się z dwóch stanowisk ogniowych oraz jednego schronu amunicyjnego na 500 pocisków (nie posiadała go jedynie 2. Bateria „Redłowo”). Ponadto zbudowano koszary dla obsady baterii oraz brukowaną drogę dojazdową poprowadzoną przez Obóz Emigracyjny (kompleks budynków wybudowany w latach 1930-35, związany z ruchem emigracyjnym z Polski, okolice dzisiejszej ul. Skłodowskiej-Curie).

Stanowiska ogniowe miały formę betonowych podstaw, zagłębionych poniżej poziomu terenu wraz z nieregularnym sześciokątnym przedpiersiem o wysokości ponad metra, w którym umieszczono nisze amunicyjne, w tym jedną dla zapalników. Każde stanowisko miało również blaszany dach maskujący, który poza swoją główną funkcją stanowił ochronę przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Schron amunicyjny został wybudowany jako żelbetowy monolit o wymiarach 12 x 8,5 m. Grubość ścian zewnętrznych oraz stropu wynosiła metr, a obiekt wkomponowywano w teren tak, by wyeksponowana była jedynie elewacja wejściowa. Ściany wewnętrzne o zmiennej grubości 15 – 100 cm, tworzyły funkcjonalny układ pomieszczeń: dwie komory amunicyjne o wymiarach 3,8 x 3,8 m, przedsionek wraz z niszami dla pocisków oraz korytarz powietrzny o szerokości 0,6 m, pełniący funkcje izolacyjne. Z polskiej przedwojennej baterii przeciwlotniczej na Grabówku do dziś zachowały się jedynie: schron amunicyjny oraz brukowana droga dojazdowa, zaś stanowiska ogniowe, jeśli do tej pory nie uległy rozbiórce, wciąż czekają na swojego odkrywcę. Nie zachowały się również międzywojenne koszary, bowiem zabudowa dawnego węzła łączności przy ul. Dembińskiego ma późniejszy rodowód (lata 1955–1956). We września 1939 roku 3. Bateria pod dowództwem kpt. Władysława Faczyńskiego odegrała znaczącą rolę w obronie przestrzeni powietrznej nad Gdynią.

Po zajęciu Gdyni (przemianowanej na Gotenhafen) przez wojska niemieckie, port wojenny wraz z większością części cywilnej został zaadaptowany przez Kriegsmarine. Ze względu na położenie miasta i istniejącą infrastrukturę władze okupacyjne umieściły tu Dowództwo Środkowego Wybrzeża Bałtyku. Już w początkowym okresie okupacji przystąpiły do tworzenia nowego systemu obrony przeciwlotniczej, tym razem znaczącej bazy morskiej, wykorzystując często lokalizacje dawnych polskich baterii. Bateria “Oxhoft” powstała w miejscu polskiej Baterii „Canet”, bateria “Adlerhorst” – w miejscu 2. Baterii, a baterii “Grabau” – 3. Baterii. Zagadnienie niemieckiej obrony przeciwlotniczej Gotenhafen zasługuje na szersze opracowanie, a w niniejszym tekście skupię się jedynie na opisie Marine Flak Batterie “Grabau” w końcowym okresie okupacji.

Niemiecka Marine Flak Batterie Grabau”

Pod koniec wojny 5. Bateria MFB „Grabau” jako jedyna z gdyńskich baterii podlegała pod helski 818. Marine Flak Abteilung, który został utworzony marcu 1943 roku w Lorient i w listopadzie 1943 roku włączony w skład gdyńskiego 9. Marine Flak Regiment na potrzeby obrony przestrzeni powietrznej niemieckich baz morskich w Helu i Gotenhafen.

Plan schronu kierowania ogniem typu FI 184, reprodukcja cyfrowa, 18.02.1942 (ze zbiorów autora)
Plan schronu kierowania ogniem typu FI 184, reprodukcja cyfrowa, 18.02.1942 (ze zbiorów autora)
Wyburzony w 2012 roku schron kierowania ogniem typu Fl 184. Baterii “Grabau”, fot. Marcin Dudek, 2011 (ze zbiorów Marcina Dudka)

Na potrzeby baterii wybudowano między innymi cztery stanowiska ogniowe dla armat S.K.C/32 kal. 105 mm, w formie okrągłych betonowych podstaw, otoczonych drewniano-ziemnym przedpiersiem oraz centralnie umieszczony względem działobitni schron kierowania ogniem typu Fl 184. Tego typu schrony były powszechnie budowane w gdyńskich bateriach jak również na terenie okupowanej Francji. Ich głównym elementem wyposażenia były dalmierze stereoskopowe o bazie optycznej 6 m, osłonięte pancernymi kopułami. Oryginalną kopułę niemieckiego dalmierza z MFB można obejrzeć na Helu w głównym punkcie kierowania ogniem powojennej 13. Baterii Artylerii Stałej, tyle że zachowana tam kopuła była przystosowana pod dalmierz o bazie 4 m. Schron mieścił również pomieszczenie dowodzenia, mały przelicznik artyleryjski (Kleinkog), nisze łączności oraz dwie nisze obserwacyjne. W drugiej połowie 1944 roku baterię uzbrojono w trzy podwójne armaty Flakzwilling 40 M kal. 128 mm, co uczyniło baterię na Grabówku najsilniej uzbrojoną po “Koliebken” MFB w Gotenhafen. Armaty ustawiono na typowych ośmiokątnych, betonowych podstawach.

Do dziś nie zachował się żaden z wymienionych obiektów niemieckiej baterii przeciwlotniczej, a schron kierowania ogniem został rozebrany w 2012 roku, co zatarło ostatnie wyraźne ślady po grabówkowej MFB. Na szczęście na terenie Gdyni i okolic, możemy oglądać analogicznej konstrukcji schrony typu Fl 184 m.in. na Kolibkach (najlepiej zachowany tego typu obiekt), Babich Dołach i Górze Markowca w Rumi, w Łężycach, Dębogórzu (posesja prywatna) oraz na Pogórzu i Oksywiu (oba obiekty w dużej części zasypane). Schrony kierowania ogniem o uproszczonej konstrukcji względem typu Fl 184 tj. pomniejszone poprzez rezygnację z części pomieszczeń, można również podziwiać na Redłowie oraz Oksywiu.

Powojenne wykorzystanie terenu również zatarło ślady po stanowiskach ogniowych MFB “Grabau”, aczkolwiek nie należy wykluczać, że zachowały się one pod warstwą ziemi. Wciąż istniejące podstawy pod armaty S.K.C. 32 oraz Flakzwilling 40 M możemy oglądać w różnych bateriach wybudowanych wokół Gdyni, czego najlepszym przykładem jest bateria na terenie dawnego toru motocrossowego na Kolibkach. Do dziś zachowało się bardzo mało zdjęć Baterii “Grabau”, na szczęście w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajduje się kilka niezwykle cennych fotografii, które wykonano w 1948 roku. Przedstawiają one dwie uszkodzone armaty Flakzwilling 40 M kal. 128 mm.

Grupa osób siedząca na dziale przeciwlotniczym baterii „Grabau”, 1948 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/579/1)

Obecnie militarna strona Grabówka – pomimo bardzo dużego potencjału historycznego i widokowego – jest w dużej mierze zapomniana. Na szczególną uwagę zasługuje przedwojenny schron amunicyjny, który pomimo wpisu do gminnej ewidencji zabytków jest regularnie dewastowany. Pozostaje żywić nadzieję, że wzrastające zainteresowanie tą tematyką, jak również wydanie przez miasto Gdynia mapy „Fortyfikacje Gdyni i okolic”, popularyzacja wiedzy prowadzona przez Muzeum Miasta Gdyni czy wytyczanie szlaków turystycznych przyczyni się do lepszego gospodarowania tym miejscem.

Kamil Sarapuk

Grupa osób siedząca na dziale przeciwlotniczym baterii „Grabau”, 1948 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/579/2)
Grupa osób siedząca na dziale przeciwlotniczym baterii „Grabau”, 1948 (ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/579/3)

10 lutego to bardzo ważna data  historii Gdyni. Wiąże się z nią nie tylko pamięć o zaślubinach Polski z morzem, które odbyły się w Pucku 10 lutego 1920 roku, ale również o rocznicy nadania Gdyni praw miejskich.

To właśnie tę datę jako dzień swoich urodzin podawał oficjalnie ostatni sołtys wsi a także pierwszy po I wojnie światowej polski wójt obwodu wójtowskiego w Chyloni – Jan Radtke. Data widnieje w wielu jego oficjalnych biogramach, a nawet na nagrobku na Cmentarzu Witomińskim.

W rzeczywistości Jan Radtke urodził się dzień wcześniej, 9 lutego 1872 roku. Tak przynajmniej wynika z księgi chrztów z lat 1840-1872 parafii p.w. św. Michała Archanioła na Oksywiu, gdzie 14 lutego 1872 roku przyszły wójt został ochrzczony. Nie wiemy jednak, czy niedokładna data urodzin była wynikiem zapomnienia, błędem osoby rejestrującej chrzty w księdze, czy też rezultatem świadomego nawiązywania przez Radkego do zaślubin i zarazem rocznicy nadania Gdyni praw miejskich.

U Pana Boga za piecem

Jego rodzicami byli Józef – właściciel 50-hektarowego gospodarstwa w Dębogórzu na Kępie Oksywskiej oraz pochodząca z Cisowej, Julianna, z domu Magryan. Oprócz Jana małżeństwo miało jeszcze ośmioro dzieci: cztery dziewczynki oraz czterech chłopców. Najmłodszym z braci był Stefan Radtke (1890-1940), w przyszłości pierwszy kapłan w parafii p.w. Chrystusa Króla w Małym Kacku, zamordowany przez Niemców w obozie koncentracyjnym Oranienburgu.

Jan ukończył szkołę rolniczą w Sopocie. Po odbyciu praktyk w Starostwie Powiatowym w Wejherowie, pracował jako rządca w majątkach na Żuławach. Do Gdyni przeniósł się w 1912 roku, gdzie zamieszkał w wybudowanym przez siebie domu, który stoi do chwili obecnej przy ulicy 10 Lutego 2, przy skrzyżowaniu z ulicą Świętojańską. W latach dwudziestych XX wieku na sąsiedniej posesji, przy ulicy 10 Lutego 4, Radtke postawił dom dla swoich sióstr – podobnie jak własny, dostosowany do goszczenia letników. W latach 1934-1935 wybudował stojącą do dzisiaj czteropiętrową kamienicę przy ulicy Świętojańskiej 18, chociaż sam do wojny mieszkał w pierwszej lokalizacji.

W obliczu wielkich przemian

Jeszcze zanim Gdynia wraz z Pomorzem wróciła do państwa polskiego, 30 września 1919 roku, z woli mieszkańców Jan Radtke przejął obowiązki sołtysa od Niemca Aarona Jansena. Jako nowy sołtys niezwłocznie wprowadził do urzędu język polski, a na budynku swej siedziby wywiesił biało-czerwoną flagę. Nieco później objął również obowiązki wójta obwodu wójtowskiego w Chyloni, w granicach którego znajdowała się Gdynia. W ten sposób został pierwszym Polakiem, który sprawował obie funkcje po 147 latach władzy pruskiej. Fakt ten został potwierdzony po zajęciu Pomorza przez administrację polską.

Po ponownym wyborze na urząd sołtysa w 1923 roku, z jego inicjatywy Rada Gminna wystąpiła do władz państwowych o nadanie Gdyni praw miejskich. Starania te zakończyły się sukcesem w roku 1926. Jan Radtke został członkiem Rady Miejskiej, wybrano go także na wiceburmistrza. Jednak ze względu na zbyt bliskie pokrewieństwo z innymi członkami tego gremium, Janem Grubbą i Janem Skwierczem, nie został zatwierdzony na tym stanowisku przez wojewodę pomorskiego. Nadal pozostawał członkiem Rady Miejskiej, funkcję tę pełnił przez wiele lat. Tak jak wielu Pomorzan sympatyzował politycznie z Narodową Demokracją. Należał do czołowych działaczy endecji w Gdyni.

Zapalony społecznik

Sympatię społeczeństwa gdyńskiego zdobył swoją działalnością społeczną. Był aktywnym członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, Zrzeszenia Miłośników Kaszubszczyzny „Stanica”, Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości, czy Bractwa Kurkowego. Działał również w kulturze. Był honorowym patronem Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych Wacława Szczeblewskiego, a od 1931 roku prezesem Związku Towarzystw Śpiewaczych „Dzwon Bałtycki”.

W budującej się Gdyni, aktywnie wspierał różne inicjatywy związane z powstaniem ważnych dla społeczeństwa gmachów. Już na początku lat dwudziestych XX wieku Jan Radtke został głównym rzecznikiem budowy kościoła w Gdyni, a gdy Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny powstał, był długoletnim członkiem jego Rady Parafialnej. Co więcej, plebania parafii znajdowała się w domu Radtkego do 1934 roku. Należał również do Zarządu Towarzystwa Budowy Bazyliki Morskiej, a także Kaszubskiego Komitetu Budowy Koszar w Gdyni. Od 1928 roku uczestniczył w pracach zarządu gdyńskiego Oddziału Morskiego Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego – prywatnie bardzo lubił podróże.

Choć przez całe życie był kawalerem, prowadził otwarty dom, w którym bywali znamienici goście. Odwiedzali go między innymi: znany działacz kaszubski Antoni Abraham, Stefan Żeromski, Tadeusz Wenda, Jan Kamrowski, Feliks Nowowiejski oraz wielu czołowych przedstawicieli miejscowej społeczności.

Ostatnie lata życia

W czasie II wojny światowej Jana Radtke wyrzucono z domu, a następnie aresztowano. Przez pewien czas przebywał w obozie w Potulicach. Po powrocie do Gdyni zamieszkał u krewnych w Pustkach Cisowskich. Po wojnie – podobnie jak w przypadku wielu przedsiębiorczych mieszkańców miasta – nękany był wysokimi podatkami. Musiał sprzedać część swoich dóbr.

Przeżył 86 pracowitych lat, z których ponad połowę poświęcił swojej ukochanej Gdyni. Zmarł 22 grudnia 1958 roku. Jego pogrzeb zgromadził tłumy ludzi, którzy w kondukcie pogrzebowym przeszli spod kościoła p.w. Najświętszej Marii Panny ulicami: Świętojańską, 10 Lutego, Śląską na Cmentarz Witomiński. W ten sposób uhonorowali zasłużonego gdynianina.

W 2018 roku Muzeum Miasta Gdyni otrzymało pamiątki z likwidowanego Gimnazjum nr 14 im. Jana Radtkego w Gdyni. Są to przeważnie fotografie związane z rodziną ostatniego sołtysa Gdyni, a także przedmioty pochodzące z jego domu.

Fotografia, Przed wejściem do domu przy obecnej ul. 10 Lutego 2. Jan Radtke stoi drugi z prawej, autor nieznany, ok. 1914, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/5751

Wybrana bibliografia

  • Encyklopedia Gdyni, red. M. Sokołowska, Gdynia 2006, t. 1., s. 663.
  • Archiwum Archidiecezjalne w Gdańsku, Księga chrztów 1840-1872 parafii p.w. św. Michała Archanioła na Oksywiu, sygn. W 1109.
  • M. Sokołowska, W. Kwiatkowska, Gdyńskie cmentarze, Gdynia 2013 s. 35-36.
  • Gdyńscy Kaszubi, red. J. Mordawski, Gdynia 2006, s. 82-84.

Neoklasycystyczne filiżanki ze spodkiem, wykonane z najwyższej jakości białej porcelany, o bardzo subtelnym złoto-kobaltowym zdobieniu, były produkowane dla dworu cesarskiego i szlachty. Ta konkretna pochodzi z fabryki manufaktury wiedeńskiej. Prawdopodobnie około połowy XIX wieku została zakupiona przez kapitana Gracjana Wendę, a następnie trafiła w ręce Tadeusza, budowniczego portu gdyńskiego.

KOBALTOWA SUBTELNOŚĆ

Filiżanka z charakterystycznym łamanym uszkiem została wykonana w komplecie z głębokim spodkiem o wysokim kołnierzu. Ranty naczyń obwiedziono kobaltowymi liniami, nad którymi naniesiono w niewielkich odległościach podwójne, ukośne kreseczki w kolorze złotym. Wzdłuż górnych krawędzi poprowadzono drobne punkty w kształcie półkola, zwieńczone dekoracyjną linią. Pierwotnie na filiżance i spodku, w centrum, znajdowały się złote przedstawienia floralne i pojedyncze gałązki z listkami przy brzegach. Ale w wyniku użytkowania całkowicie się wytarły. 

ESTETYKA WIEDEŃSKIEJ MANUFAKTURY

Historia tego egzemplarza rozpoczyna się w wiedeńskiej fabryce – drugiej po ośrodku w Miśni, najstarszej w Europie wytwórni porcelany. Początkowo było to prywatne przedsiębiorstwo, założone w 1718 roku przez wiedeńskiego urzędnika dworu cesarskiego – Claude du Paquiera i zlokalizowane przy Porzellangasse w Alsergrund. Wytwarzane produkty wyróżniały się kremową barwą o delikatnym połysku. W 1744 roku z powodu trudnej sytuacji finansowej Claude du Paquier postanowił sprzedać fabrykę państwu. Od tego czasu na spodzie każdego naczynia wybijano austriacką tarczę z niebieskim paskiem – właśnie taka kobaltowa sygnatura widnieje na filiżance inżyniera Tadeusza Wendy. 

POLSKI ŚLAD

Firma z roku na rok doskonaliła jakość wyrobów, a odkrycie złóż glinki na Węgrzech znacznie poprawiło jakość masy porcelanowej. W 1777 roku wytwórnia otworzyła dwa sklepy w Polsce – we Lwowie i Berdyczowie, wtedy też zaczęto wytwarzać figurki nazywane „polską rodziną”. W latach 1784-1805, zgodnie z duchem czasu, skupiła się na tworzeniu produktów w subtelnej bieli z drobnymi zdobieniami. Motywem przewodnim była natura, a na naczyniach pojawiły się liście akantu i palmety. W 1795 roku odkryto błękit kobaltowy, a na porcelanie coraz częściej widniały złote dekoracje i kobaltowe błękity. Mimo dużej popularności i najwyższej jakości wykonywanych produktów w 1864 roku manufakturę zamknięto. Jej działalność wznowiono dopiero w 1923 roku pod nową nazwą Augarten. 

EKSPOZYCJA CZASOWA

Mimo swojego wieku filiżanka wciąż zachwyca prostotą formy i subtelnym zdobieniem, o czym można się przekonać na własne oczy zwiedzając ekspozycję pt. Tadeusz Wenda – człowiek i jego dzieło. Dzięki uprzejmości Hanny Wendy-Uszyńskiej obiekt znajduje się wśród innych pamiątek po inżynierze. 

Ekspozycja trwa do 13 lutego 2022 roku.

Joanna Mróz

Filiżanka inżyniera Tadeusza Wendy, poł. XIX wieku, ze zbiorów prywatnych, fot. Leszek Żurek

 

Trudno dzisiaj wyobrazić sobie mieszkanie bez kuchenki, piekarnika, miksera czy lodówki – ich brak byłby dla nas prawdziwym wyzwaniem. W II Rzeczypospolitej posiadanie takiego sprzętu pozostawało w sferze marzeń. Poza osobami wyjątkowo zamożnymi prawie nikogo nie było stać na lodówkę. Dlatego w dawnej prasie zamieszczano poradniki gospodarstwa domowego, gdzie polecano różne inne sposoby zabezpieczania żywności, by jak najdłużej zachowały swoją świeżość. Jak doradzało czasopismo „Dom i Szkoła” z 1931 roku:

Nawet latem, w największe upały, jeżeli nie mamy lodówki pokojowej, niestety, dla ludzi niezamożnych niedostępnej ze względu na drogi abonament lodu, można wyroby, ułożone w gliniany garnek, wstawiony w większe naczynie z zimną wodą doskonale z dnia na dzień przechować.

Lodownie

W XIX wieku, zanim wynaleziono lodówkę, do chłodzenia wykorzystywano naturalny lód, który przechowywano w specjalnie skonstruowanych budynkach – tzw. lodowniach. Zlokalizowane były na prowincji, przeważnie na niewielkich pagórkach przy wiejskich dworach, jak również przy okazałych rezydencjach. W miejskich i prywatnych lodowniach przechowywano mięso, wędliny, dziczyznę i nabiał.

Aby lód wystarczył na cały rok – a zdarzało się dłużej – trzeba było zadbać o odpowiednią temperaturę. W ziemi wykopywano dół, gdzie na samym dnie umieszczano metalową kratkę do odprowadzania zbędnej wody. Ściany dołka obmurowywano lub zabezpieczano drewnem, a wewnątrz konstruowano wąskie korytarze z zamkniętymi z dwóch stron drzwiami, jak również – sklepienie, które dodatkowo pokrywano ziemią albo mchem. W środku znajdował się lód, który najczęściej uzupełniano w środku zimy, gdy panował największy mróz. Tak przygotowane lodownie spełniały funkcję konserwacji i chłodzenia żywności. Co ciekawe, okoliczni mieszkańcy mogli wykupić comiesięczny abonament na lód.

Luksus

Mieszkańcy, którzy decydowali się na zakup lodu, musieli zaopatrzyć się w lodówki pokojowe – na początku XX wieku były to metalowe, zaizolowane szafki, w których trzymano lód i żywność. Takie chłodziarki – jak byśmy je dziś nazwali – nie miały jeszcze funkcji mrożenia i można je było zakupić między innymi w Zakładzie Wyrobów Blacharskich J. Seroczyńskiego w Warszawie, krakowskiej lodowni „Ideał” oraz Fabryce Lodowni i Wyrobów Blaszanych „Eskimos” zlokalizowanej w stolicy, przy ulicy Karolkowej.

W latach trzydziestych XX wieku lodówki znajdowały się tylko w nielicznych, najzamożniejszych domostwach. Były naprawdę dużym udogodnieniem dla osób przyzwyczajonych dotychczas do kopanych pod domem piwniczek – nic więc dziwnego, że uchodziły za luksus.

W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni

Lodówka „Eskimos” do dziś zachwyca elegancją i starannym wykończeniem. W dwudziestoleciu międzywojennym swoim wyglądem wpisywała się w różne stylistyczne aranżacje wnętrz kuchennych, a dzięki oferowanym udogodnieniom była jednym z najbardziej pożądanych sprzętów domowych.

Lodówka domowa, którą podarowano muzeum w 1994 roku, pochodzi z wyposażenia gdyńskiego mieszkania. Poza funkcją, niewiele ma wspólnego z dzisiejszymi zasilanymi elektrycznie lodówkami. To po prostu drewniana szafka na nóżkach, która wykorzystując termoizolację, pozwalała kiedyś na zachowanie świeżości jedzenia.

Nasz Eskimos został wyposażony w drzwiczki z metalowym zamkiem, uchwytem i okrągłym wywietrznikiem. Umieszczony w lewym dolnym narożniku niewielki kranik służył do odprowadzania zbędnej wody. Nad nim, w górnej części obudowy, przytwierdzono ażurową plakietkę z napisem „ESKIMOS”. Blat lodówki jest podnoszony i zamykany na klucz. W środku znajdują się dwie komory. Jedna z nich obita ocynkowaną blachą i przedzielona ażurową półką przeznaczona była na żywność. Druga, zamykana pokrywką z uchwytem w formie wąskiego pręta, służyła do przechowywania lodu.

Lodówka, wyprodukowana przez warszawską Fabrykę Lodowni i Wyrobów Blaszanych „Eskimos” w latach trzydziestych XX wieku, uchodziła za cenne urządzenie chłodzące do przechowywania żywności. Dzisiaj nie nazwalibyśmy jej „lodówką”, niemniej stanowi niezwykle wartościową ilustrację rozwoju technicznego urządzeń gospodarstwa domowego.

Joanna Mróz

Lodówka domowa „Eskimos”, lata 30. XX wieku, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/III/446

 

Przyjazd do Gdyni

Kiedy w drugiej połowie 1920 roku inżynier Tadeusz Wenda ponownie przyjechał do Gdyni, by rozpocząć budowę portu, wiedział że tym razem zostanie tu na dłużej. Kilka miesięcy wcześniej osobiście wybrał dolinę rzeki Chylonki z leżącą w jej obszarze Gdynią pod budowę portu, a rekomendacja ta, złożona w Ministerstwie Spraw Wojskowych 20 czerwca 1920 roku, ostatecznie spotkała się z aprobatą rządzących. Choć prace nad budową Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków oficjalnie rozpoczęły się wraz z jego uroczystym poświęceniem 29 maja 1921 roku, to jednak faktyczne przygotowania, w tym zwożenie materiałów budowlanych, budowa baraków biurowych i mieszkalnych, ruszyły już jesienią poprzedniego roku.

W pierwszych miesiącach pobytu w Gdyni aż do 1922 roku Tadeusz Wenda – nie zważając na swoją rolę, pozycję społeczną, czy wykształcenie – mieszkał w starej checzy rybackiej u miejscowych Kaszubów na Oksywskich Piaskach, w okolicy dzisiejszej ulicy Węglowej. Wynikało to przede wszystkim ze skromnych warunków lokalowych, jakie oferowała Gdynia w tamtym czasie. To w niej kreślił pierwsze plany portu. Miał też możliwość lepiej poznać lokalnych rybaków. W prowizorycznym, drewnianym baraku Naczelnika Budowy Portu przyjmował kolejnych właścicieli ziemi, których majątki wykupywał lub wywłaszczał pod budowę portu w imieniu państwa polskiego. Gospodarze byli bardzo przywiązani do swojej własności i – choć były to głównie torfowiska – nie chcieli sprzedawać ojcowizny. Negocjowanie musiało kosztować Wendę dużo wysiłku, zwłaszcza że kaszubskie pola zaczęły błyskawicznie zyskiwać na wartości. Cena gruntu wzrosła z 21 fenigów do 150 marek polskich za metr kwadratowy. Sam Wenda zwracał uwagę na fakt, że za sprawą spekulantów ceny terenów pod przyszły port poszybowały w górę nawet kilkusetkrotnie. Mimo tego starał się z jednej strony spełnić zobowiązania wobec polskiego rządu, z drugiej – zrozumieć sytuację Kaszubów i z wyrozumiałością negocjować warunki sprzedaży.

Inżynier stopniowo wrastał w społeczność i czuł potrzebę pomocy miejscowym (choćby anonimowo).  Do napotkanych w Gdyni osób, odnosił się z szacunkiem oraz zrozumieniem, dzięki czemu szybko stał się znany i powszechnie szanowany. Barbara wnuczka siostry Tadeusza Wendy – Stefanii – wspominała: „wuj to był wielki człowiek. Jaki on był dobry! On wszystko wszystkim załatwiał i pomagał we wszystkim”. Z kolei jedna z sióstr szarytek, u których często jadał, wspomina, że pewnego dnia inżynier osobiście przyniósł siostrze przełożonej 70 000 zł w gotówce w zamian za wywłaszczony grunt.

Najważniejsze postacie Pomorza i Gdyni

Inżynier stronił od nadmiernej popularności. Jednak wiejski, a potem małomiasteczkowy charakter Gdyni sprawił, że stał się postacią rozpoznawalną w lokalnym środowisku, dzięki czemu sam spotkał wiele osób zasłużonych dla Pomorza i Gdyni. Przez pewien czas mieszkał w domu pierwszego polskiego wójta Gdyni – Jana Radtke. Brał udział w ustawieniu na brzegu morza krzyża rybackiego, nazwanego od jego imienia i wzniesionego z inicjatywy gdynian w miejscu, gdzie powstawał port tymczasowy.

Wenda osobiście znał i cenił Antoniego Abrahama. Kierując się w życiu podobnymi wartościami, co „Król Kaszubów”, doceniał jego głęboki patriotyzm i walkę o polskość Kaszub. W schyłkowym okresie życia Abrahama, gdy ten zamieszkał w Gdyni w skromnych warunkach i mocno podupadł na zdrowiu, Wenda o nim nie zapomniał. Ze wspomnień Jana Żelewskiego, pracownika Biura Budowy Portu w Gdyni, wiemy, że był proszony przez swojego szefa o zanoszenie „po cichu nieoficjalnej zapomogi Kierownictwa” na rzecz Antoniego Abrahama.

Jak wspominają inni współpracownicy Naczelnika Budowy Portu w Gdyni, Wenda bywał w wolnym czasie na Oksywiu u proboszcza tamtejszej parafii pw. św. Michała Archanioła – księdza Franciszka Łowickiego – na preferansach. Popularna gra w karty miała stanowić jedyną uznawaną przez Wendę w tym czasie rozrywkę i z pewnością stawała się okazją do poznawania wielu znamienitych osób.

Lokalne inicjatywy

Inżynier Wenda angażował się w ważne dla Gdyni inicjatywy, nawet jeśli praca w porcie nie pozostawiała mu wiele wolnego czasu. Jedną z nich była budowa kościoła Najświętszej Marii Panny przy ulicy Świętojańskiej. Wcześniej, przez stulecia Gdynia należała do parafii oksywskiej. Wraz z rozwojem wsi, początkowo jako letniska, a później miejsca budowy portu, pojawiła się potrzeba stworzenia pierwszej gdyńskiej świątyni. Jak Radtke powołał komitet budowy, do którego zaprosił m.in. inżyniera Tadeusza Wendę. Za sprawą Naczelnika Budowy Portu fundamenty kościoła zostały ułożone z kamienia wydobytego z dna budowy Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków.

W 1928 roku uczestniczył w pracach Komitetu Budowy Pomnika Zjednoczenia Ziem Polskich w Gdyni, którego inicjatorem był minister przemysłu i handlu – Eugeniusz Kwiatkowski, a honorowym patronem – Marszałek Józef Piłsudski. Jak pisano o projekcie w ówczesnej prasie: „Pomnik ten, który będzie wzniesiony z dobrowolnych ofiar publicznych, ma być uczczeniem chwalebnej pamiątki dziesięciolecia odrodzenia Państwa Polskiego i zjednoczenia ziem Jego i wód oraz znakiem tężyzny i świetności Narodu Polskiego. (…) Nie ma to być zatem pomnik przeszłości, lecz pomnik przyszłości. Ma to być symbol obowiązku naszego i pokoleń następnych, rozwijania twórczej pracy na polskiem wybrzeżu – stwierdzenie, iż nie ma Zjednoczonej Polski bez własnego, nieskrępowanego dostępu do Bałtyku”. Wśród członków komitetu znaleźli się również m.in. Julian Rummel, Józef Unrug i Tadeusz Wenda. Monument miał stanąć na końcu mola Południowego, na skraju nabrzeża Wejściowego. Ostatecznie nie powstał z powodów finansowych, a jedynie ulicę biegnącą wzdłuż mola Południowego (współczesną aleję Jana Pawła II) nazwano aleją Zjednoczenia. Po pracach komitetu zachowała się pieczęć używana przez Tadeusza Wendę, o której można przeczytać w tym artykule.

Tadeusz Wenda angażował się również w rodzący się w Gdyni sport. Uważał, że wraz z rozwojem portu i miasta powinien powstać w nim ośrodek sportowy. 30 października 1928 roku w kawiarni „Grand Cafe” wziął udział w spotkaniu grupy gdynian, m.in. dowódcy Floty w Gdyni komandora Józefa Unruga, komendanta Daru Pomorza Konstantego Maciejewicza, Józefa Poznańskiego – pierwszego dyrektora Urzędu Morskiego, czego rezultatem było stworzenie Klubu Sportowego „Gryf”. Otwarto w nim szkółkę pływacką, której wielkim zwolennikiem był Tadeusz Wenda, ponieważ pływanie było jego osobistą pasją. Oprócz tego utworzono sekcję lekkoatletyczną, piłki nożnej oraz żeglarską i sportów wodnych. Klub pod patronatem Ligii Morskiej i Kolonialnej organizował szkolenia żeglarskie oraz rejsy po Bałtyku w krótkim czasie stał się jednym z najważniejszych ośrodków żeglarstwa morskiego w Polsce.

Działalność społeczna inżyniera Wendy w Gdyni wiązała się również z jego kontaktami zawodowymi. W 1928 roku był jednym z założycieli Gdyńskiego Towarzystwa Technicznego, którego celem była integracja zawodowa i towarzyska środowiska. Wenda regularnie bywał na spotkaniach i utrzymywał kontakty z lokalnymi inżynierami i technikami, w tym z Janem Śmidowiczem czy Julianem Rummlem. Brał również udział w zebraniach utworzonego 24 września 1936 roku Towarzystwa Polsko-Francuskiego. Powstało ono dzięki kontaktom z Konsorcjum Polsko-Francuskim dla Budowy Portu w Gdyni, a także zaangażowaniu Claude’a Rabauda – dyrektora Konsorcjum, konsula Francji Xaviera Gauthiera, publicysty francuskiego Omera Neveux oraz wicekomisarza rządu w Gdyni, inżyniera Włodzimierza Szaniawskiego. Inżynier Wenda – który biegle władał językiem francuskim – został wiceprezesem. Towarzystwo zrzeszające 80 osób miało swoją siedzibę przy ulicy Świętojańskiej 72 i organizowało kursy językowe, wykłady, odczyty literatury oraz popularyzowało współpracę gospodarczą Polski i Francji.

Dziś trudno sobie wyobrazić, jak przy tak czasochłonnym i odpowiedzialnym zadaniu budowy portu, inżynier Wenda mógł sobie pozwolić na jakąkolwiek aktywność pozazawodową. Jednak zachowane dokumenty, wspomnienia współpracowników i rodziny świadczą, że nie tylko angażował się w różne projekty zawodowe, ale też inicjatywy lokalne, popularyzację wiedzy, upowszechnianie kultury sportowej, wspieranie mieszkańców – innymi słowy: budowę miasta.

Dawid Gajos

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Grupa ludzi stojących przy drewnianym baraku podczas budowy Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków (Tadeusz Wenda w kapeluszu w środkowej części w trzecim rzędzie), 1922-1923, szkło, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/1541/8

Tadeusz Wenda był wybitnym inżynierem, projektantem portów bałtyckich, mostów i kolei. Obdarzony ścisłym umysłem, swoje zdolności wykorzystywał w pracy, której oddawał  się bez reszty. O jego karierze zawodowej, zasługach dla Polski świadczą jego projekty, wypowiedzi naukowe i dzieła, które pozostały i nadal są w użyciu. Poznając tego bohatera, stajemy się coraz bardziej zaciekawieni, jakim był człowiekiem? Z zachowanych źródeł, wynika, że przede wszystkim – skromnym, szanowanym, o nienagannych manierach – prawdziwym dżentelmenem. Cechy te miały swoje odzwierciedlenie w preferowanej garderobie i dbałości o wygląd.

Zapoznanie z etykietą 

Tadeusz Wenda urodził się w 1863 roku w inteligenckiej rodzinie o korzeniach szlacheckich. Jego wychowaniem i edukacją zajmował się ojciec – Władysław Wenda, podsekretarz Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego, późniejszy dyrektor Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. To on również nauczył młodego Tadeusza zasad savoir-vivre’u i odpowiednich manier. 

W zbiorach rodzinnych zachowała się fotografia z końca lat sześćdziesiątych XIX wieku, przedstawiająca kilkuletniego Tadeusza trzymanego na rękach przez ojca, w towarzystwie członków rodziny. Ojciec ubrany jest według panującej mody męskiej, w dłuższy żakiet o lekko bufiastych rękawach, z kamizelką, białą koszulą z wysokim, stojącym kołnierzem. Pod szyją zamiast krawata – muszka. Podążanie za najnowszymi trendami mody męskiej wyraża się  również w całkowitym braku zarostu oraz w krótkiej fryzurze z przedziałkiem z boku i dłuższymi puklami włosów poniżej skroni. Był to typowy strój przedstawiciela inteligencji doby pozytywizmu, wzorowany na trendach modowych arystokratycznej Anglii. Wykształcony w tym czasie model angielskiego dżentelmena będzie stanowił kodeks ubioru dla mężczyzn do końca lat trzydziestych XX wieku. 

Na tym samym zdjęciu rodzinnym Wendów uwiecznionych zostało również dziewięć kobiet – wszystkie ubrane są w skromne, ciemne stroje, które znacznie odbiegają od ówczesnych trendów europejskich, wzorowanych na modzie paryskiej. Uzasadnione było to powszechnym nakazem noszenia żałoby narodowej, będącej manifestem poglądów narodowowyzwoleńczych tamtego czasu. Postawa ta kształtowała wartości patriotyczne u Tadeusza Wendy i pokazywała już od najmłodszych lat, jak ważną rolę pełni moda.

Przez kolejne lata, wpojone wartości, osobowość czy kultura osobista dorastającego Wendy nie mogły uwidocznić się w indywidualnie dobranym stroju. Przez okres edukacji szkolnej, następnie na studiach, a także w początkach kariery zawodowej w Ministerstwie Komunikacji, obowiązywał go narzucony odgórnie przez władze uniform – mundurek szkolny, a następnie mundur rosyjskiego urzędnika. Niestety nie wiemy, jak wyglądał jego strój podczas wypoczynku czy uprawiania sportu, kiedy to konwenanse pozwalały na swobodniejszy strój. 

Styl angielskiego dżentelmena

Przez ten czas moda męska konsekwentnie dążyła do uproszczenia przyjętego w drugiej połowie XIX wieku stylu angielskiego dżentelmena, którego strój składał się z marynarki, kamizelki, koszuli i krawatu, wymiennie stosowanego z muszką lub motylkiem. Na zewnątrz taki elegant musiał mieć stosowne do pogody i okoliczności nakrycie głowy – wytworny cylinder, codzienny melonik albo popularny latem słomkowy canotier z ciemną wstążką. Dodającym szyku atrybutem była cienka laseczka z kościaną lub srebrną gałką. 

W 1855 roku, ikona mody tamtego czasu, król Edward VII pokazał się po raz pierwszy w garniturze – surdut, kamizelka i spodnie uszyte były z tego samego materiału. Jednak dopiero w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku stało się to powszechnie noszonym ubiorem codziennym. Surdut został lekko dopasowany w talii, a jego długość skrócono do połowy ud, dając w ten sposób początek marynarce. Spodnie przytrzymywane były szelkami, które umiejętnie chowano pod obowiązkowo noszoną kamizelką. Do bardziej oficjalnych okazji stosowano krawat, do mniej – muszkę. W codziennych stylizacjach zagościły kapelusze typu panama latem, a w okresach przejściowych filcowe borsalino z miękką główką i szerokim rondem. Wytworni mężczyźni wciąż zobowiązani byli nosić ze sobą laseczkę z ozdobną gałką.

Na początku XX wieku w modzie męskiej pojawiły się nowe fasony marynarek zróżnicowane długością, szerokością, jedno- i dwurzędowe. Białe koszule o umiarkowanej długości z kołnierzykami o ostro ściętych lub zaokrąglonych rogach. Spodnie zyskały mankiety i kanty, które powstały dzięki praktycznym rozwiązaniom Anglików. Mankiety za czasów angielskiego księcia Walii (późniejszy król Jerzy V) podwinięto w celu ochrony przed zabrudzeniem a kanty na nogawkach zaprasowano, aby ułatwić przechowywanie spodni w angielskich sklepach konfekcyjnych. Z praktycznych względów zaczęto również ochraniać odzież warstwą wierzchnią, wprowadzając luźne prochowce w okresie letnim, a w zimowym – wełniane jesionki lub palta z futrzanym kołnierzem. 

Pożegnanie z mundurem

W 1915 roku Tadeusz Wenda stracił zatrudnienie w Ministerstwie Komunikacji i tym samym pożegnał się z mundurem, jaki musiał nosić, piastując rosyjskie stanowisko państwowe. Od tej pory sam decydował o własnym ubiorze, dostosowując się oczywiście do panujących zasad. Inspiracje modowe mógł w tym czasie czerpać z własnych obserwacji, np. witryn zakładów krawieckich. Korzystał również z porad swojej o 25 lat młodszej żony, która czytając prasę skierowaną do kobiet miała dostęp do regularnie ukazujących się artykułów o tematyce modowej. 

Jesienią 1920 roku rozpoczęto budowę portu tymczasowego według projektu Tadeusza Wendy. Rok później inżynier przeprowadził się do Gdyni, która do 1937 roku stała się jego drugim domem. Z tego okresu pochodzi najwięcej zachowanych fotografii Wendy. Widzimy go podczas obowiązków służbowych na terenie budującego się portu, w trakcie uroczystości w towarzystwie dygnitarzy, a także w sytuacjach prywatnych, podczas spacerów z rodziną na Kamiennej Górze, na plaży czy na łąkach witomińskich. Zachowane zdjęcia mówią nam o guście dojrzałego dżentelmena, który ostrożnie przyjmuje nowinki modowe. Zdjęcia, wykonane w różnych sytuacjach i porach roku, pozwalają nam prześledzić sezonowe stylizacje Wendy. 

Elegant w Gdyni

W latach dwudziestych preferuje on dopasowaną jednorzędową marynarkę z wąskimi klapami oraz wysmuklające sylwetkę spodnie o wąskich nogawkach. Latem, ulubionym nakryciem głowy jest słomkowy canotier, w okresie zimowym – melonik. W tym czasie nosi on również mocno charakterystyczny wąs o końcach podwiniętych ku górze. W sytuacjach oficjalnych i służbowych garnitur chroni pod jasnym prochowcem. A w trakcie przyjęć oficjalnych przywdziewa czarny smoking, białą kamizelkę i białą muszkę. Charakterystyczne dla Wendy są stojące, proste kołnierzyki o ściętych, łamanych rogach. Stosuje je konsekwentnie przez cały okres międzywojenny do wszystkich stylizacji. Być może są one wynikiem prywatnego upodobania – wyrazem większej elegancji niż powszechnie noszone w tym czasie proste kołnierze. Możliwe jest też, że wybór podyktowany jest wygodą, gdyż kołnierze dopinane do półokrągłych dekoltów koszul, były bardziej praktyczne.

W latach trzydziestych w stylizacjach Wendy wiązane muszki zastępują krawaty, a wąs zostaje przystrzyżony do szerokości nosa. Zmieniony zostaje również rodzaj ulubionego kapelusza – latem nosi popularną panamę, a w wiosną i jesienią – homburg, wykonany z miękkiego filcu, o rondzie podwiniętym z niewielkim zagłębieniem na środku główki. Preferuje też szersze spodnie i marynarki, a laseczkę ze srebrną gałką zamienia na tę z zaokrągloną rękojeścią, której używa wymiennie z mocno związanym parasolem. Podczas spacerów z rodziną nadal nosi zestaw, który był zalecany na tę okoliczność pod koniec XIX wieku. A mianowicie, wełniane spodnie sztuczkowe w wąskie podłużne paski oraz ciemną, wydłużoną marynarkę i krótszą kamizelkę w tym samym kolorze, do guzika której mocuje dewizkę zegarka kieszonkowego. 

Dzięki zachowanym fotografiom, a także fragmentom listów czy wspomnień, możemy dowiedzieć się, jak Tadeusz Wenda kreował swój wizerunek. Moda końca XIX i początku XX wieku uzupełnia tę wiedzę o informacje dotyczące pozycji społecznej, statusu materialnego, wrażliwości estetycznej i stosunku do obowiązujących konwenansów. Ubiór Tadeusza Wendy był wizytówką, która określała go jako dżentelmena o nieskazitelnych manierach, a także pewnego swych umiejętności inżyniera.

Katarzyna Piotrowska

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Janusz i Tadeusz Wenda z rodziną w lesie, 1930-1935, ze zbiorów prywatnych