Trudne początki
Inżynier Tadeusz Wenda, wychowany w kulcie pracy, obowiązki zawodowe stawiał na pierwszym planie. O jego zaangażowaniu w budowę portu pisano wiele. Mało jednak wiemy o tym, co robił w czasie wolnym? Część odpowiedzi na te pytania znajdziemy we wspomnieniach osób, które znały inżyniera, a także w opowieściach i pamiętnikach rodziny.
Na Wybrzeże Wenda przyjechał z polecenia władz polskich w 1920 roku. Zaraz po przyjeździe do Gdyni zamieszkał w domu usytuowanym blisko placu budowy, aby móc szybko dojść na miejsce i dopilnować robotników budujących port. „Tuż za dębem stojącym pośrodku bitej drogi prowadzącej do Oksywia, już za wsią, po lewej stronie stał parterowy baraczek – Biuro Budowy Portu. W ostatnim domku rybackim, po tejże lewej stronie, prawie obok »restoracji« Grzegowskiego (chodziło prawdopodobnie o restaurację Pod Dębem Jakuba Wojewskiego – BM), miał swą kwaterę naczelny kierownik budowy inż. Wenda” – tak jego nowe miejsce zamieszkania opisał Stanisław Korwin w swoich Wspomnieniach. Można się domyślać, że wynajmowany pokój był bardzo skromnie wyposażony, a warunki sanitarne były wręcz spartańskie. Gdynia nie miała jeszcze doprowadzonej energii elektrycznej ani sieci wodociągowej. Kontrast był tym mocniejszy, że w Warszawie Wenda zostawił rodzinę i bardzo luksusowe, świetnie wyposażone mieszkanie.
Śniadanie, przyrządzane zapewne przez gospodynię, inżynier spożywał w domu. Obiad zjadał w kantynie dla pracowników Biura Budowy Portu, gdzie – zdaniem Jana Żelewskiego – jadało się „jak w bardzo skromnej restauracji”. Jeśli miał ochotę na coś bardziej wykwintnego, musiał pofatygować się do Wojewskiego lub jeszcze dalej, do centrum wsi.
Poprawa warunków
Dość szybko, bo na początku lat dwudziestych Tadeusz Wenda zrezygnował z niedogodnego mieszkania w domu rybaka i przeniósł się do domu Feliksa Kohnke, mieszczącego się na rogu ulicy Kuracyjnej (10 Lutego) i Świętojańskiej. Od tej pory zajmował umeblowane mieszkanie z balkonem, na piętrze, po lewej stronie willi (zwanej później Marysieńką). Tu też mieściło się biuro Kierownika Budowy Portu. Do samej budowy miał wprawdzie znacznie dalej, to jednak po zamieszkania w śródmieściu mógł sobie pozwolić na więcej wygód. Bliżej było do sklepów, jadłodajni, apteki czy do stacji kolejowej. Blisko miał też do sióstr szarytek, u których często się stołował, o czym wspominał w liście do żony. Wszystkie sprawy związane z życiem codziennym Wenda załatwiał zwykle sam. Nie posiadał samochodu, rzadko korzystał z pojazdu służbowego.
Obiady jadał także w domowej kuchni na Świętojańskiej, prowadzonej przez nieznaną z nazwiska panią G., żonę profesora gimnazjum. Wspomina o tym Stanisław Hueckel w Inżynierskich wspomnieniach: „Trochę byłem tym (spotkaniem z Wendą – BM) zaskoczony, wyobrażałem sobie bowiem, że twórcę Gdyni stać by było na jadanie w najdroższych restauracjach, jednakże wrodzona skromność inż. Wendy jeszcze raz tu się potwierdziła; daleki był od jakiegokolwiek brylowania w lokalach, wolał skromne obiadki, byle zdrowe i niedrogie.”
W 1930 roku Tadeusz Wenda przeprowadził się na ul. Waszyngtona 38, do służbowego mieszania, wybudowanego na zlecenie Urzędu Morskiego na potrzeby Biura Budowy Portu. Zajmował lokal na piętrze, z balkonem i oknami wychodzącymi na morze. Wenda lubił siedzieć na balkonie, obserwować zmieniający się Bałtyk i rozmyślać o przyszłości portu, który budował. W tym mieszkaniu pozostał do końca swego pobytu w Gdyni.
Inżynier wstawał wcześnie. Wszelkie życzenia, zresztą bardzo skromne, zlecał już w tym czasie telefonicznie woźnemu Franciszkowi Fryzłowi, który z rodziną mieszkał na parterze. Nie wspomagał się czarną kawą, lubił herbatę, a najbardziej mleko i świeże bułeczki, które dostarczał mu pan Franciszek. Ponieważ biura mieściły się w tym samym budynku, nie musiał się śpieszyć rano do pracy. Jednak pracowity i rzetelny inżynier rozpoczynał ją ze wszystkimi. Zaraz po śniadaniu, nakarmieniu żółwia i uporządkowaniu jego małego terrarium, udawał się do biura, a potem na plac budowy.
Działalność społeczna i publicystyczna
Tadeusz Wenda rzadko udzielał się towarzysko, częściej można go było spotkać w różnego rodzaju organizacjach społecznych. Kochał morze i lubił spędzać wolny czas pod żaglami, dlatego na długo przed przyjazdem do Gdyni założył z innymi działaczami Stowarzyszenie Pracowników na Polu Rozwoju Żeglugi „Bandera Polska” z siedzibą w Warszawie. Widząc wielkie możliwości, jakie dla sportu wodnego dawało morze, współtworzył w 1928 roku jeden z pierwszych klubów sportowych – Jacht Klub Morski „Gryf” (od 1935 roku Klub Żeglarski „Gryf”). Również w 1928 roku powołał komitet lokalny budowy Pomnika Zjednoczenia Ziem Polskich i został prezesem jego zarządu. Wraz z księdzem Turzyńskim, Julianem Rummlem, Józefem Unrugiem i innymi społecznikami, próbował zebrać fundusze na symboliczny, widoczny z morza, pomnik upamiętniający zjednoczenie ziem polskich z trzech zaborów. Na niektórych planach Gdyni widać miejsce na postument, zaznaczone na końcu mola Południowego. Niestety, nie udało się zrealizować tego przedsięwzięcia.
Inżynier Wenda znał kilka języków obcych, a szczególnie dobrze władał francuskim. Nic więc dziwnego, że w 1936 roku został zaproszony do objęcia stanowiska wiceprezesa Towarzystwa Polsko-Francuskiego, a także zaangażowania na rzecz przyjaźni i współpracy obu krajów. Był współzałożycielem Urzędniczej Spółdzielni Mieszkaniowo-Budowlanej w Gdyni, aktywnym członkiem Gdyńskiego Towarzystwa Technicznego, a także Komitetu dla Spraw Zabudowy Gdyni. Nie miał zbyt wiele czasu dla siebie, zwłaszcza że brał również udział w licznych konferencjach, zjazdach czy zebraniach, dotyczących pełnionego przez niego stanowiska. Czynnie uczestniczył w I Polskim Zjeździe Hydrotechnicznym w 1929 roku, a także Zjeździe Inżynierów Portowych Państw Bałtyckich i Skandynawskich w 1938 roku. Wygłaszał referaty, propagujące w Europie nowoczesny polski port. Dużo czasu poświęcał na pisanie publikacji do wydawnictw i prasy fachowej. Już w 1921 roku wraz z Kazimierzem Porębskim przygotował broszurę pt. Port nacjonalny w Gdyni, zawierającą wizję przyszłej budowli morskiej, którą przedstawił później Komitetowi Ekonomicznemu Ministrów. W 1935 roku ukazał się jego artykuł pt. Dzieje budowy portu gdyńskiego, zamieszczony w XV lat polskiej pracy na morzu. Kolejne, nieco późniejsze publikacje Tadeusza Wendy to: Budowa fundamentów na skrzyniach żelbetowych pod nabrzeża i mola w porcie gdyńskim i Rzut oka na warunki powstania portu w Gdyni. Doświadczenia publicystyczne zaowocowały uczestnictwem Wendy w pracach Instytutu Wydawniczego Szkoły Morskiej.
Najprzyjemniejszy czas
Najprzyjemniejsze chwile poza pracą Tadeusz Wenda spędzał z rodziną. Do Warszawy jeździł kilka razy w miesiącu, latem gościł bliskich w Gdyni. O spotkaniach z ojcem wspomina w pamiętniku starszy syn – Janusz. Były one wielką radością dla żony i trojga dzieci. Wolny czas spędzali na spacerach, zabawach, wycieczkach za miasto i wspólnym czytaniu książek.
Tadeusz Wenda interesował się sztuką. W Warszawie, często chadzał z całą rodziną do Zachęty, gdzie przekazywał dzieciom swoje opinie o sztuce. W Gdyni zaprzyjaźnił się z Marianem Mokwą, którego malarstwo bardzo sobie cenił. Odwiedzał artystę w jego pracowni oraz Galerii Morskiej przy ul. 3 Maja. Kupował jego obrazy – jeden z nich przechowywany jest w rodzinie do dzisiaj.
Wychowany w wierze katolickiej, uczestniczył w nabożeństwach niedzielnych, a także w innych obrządkach religijnych. Najprawdopodobniej początkowo uczęszczał do kościoła na Oksywiu, a później do pierwszego gdyńskiego kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Polski przy ulicy Świętojańskiej. Janusz Wenda dość często wspomina w swoim pamiętniku wizyty z ojcem w gdyńskich i warszawskich kościołach. Świątynie traktowali obaj nie tylko jako przybytki wiary, ale także zabytki historii Polski.
Karty u proboszcza
Przez 17 lat Tadeusz Wenda pracował i mieszkał w Gdyni. Prowadził życie skromne, dalekie od kawiarniano-salonowego stylu, typowego dla dużych miast. Nie lubił brylować w towarzystwie. Jedyną rozrywkę, jaką uznawał i o której wiemy, była karciana gra w preferansa u proboszcza z Oksywia, księdza Franciszka Łowickiego, wielkiego społecznika zwanego „biskupem gburskim”.
Wspomina o tym Stanisław Korwin, pracownik Polskiej Najwyższej Izby Kontroli, wysłany nad morze, aby sprawdzić prawidłowość umów zawieranych z wykonawcami budowy portu oraz właścicielami gruntów w sprawie wywłaszczenia. Poznał on osobiście Wendę i towarzyszył mu w wyjazdach na Oksywie. Gra w karty w takim towarzystwie nie mogła przynieść ujmy uczestnikom spotkania.
Barbara Mikołajczuk
← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”
Stanisław A. Korwin w swojej książce wspomina inżyniera Tadeusza Wendę w czasie, kiedy był pracownikiem Najwyższej Izby Kontroli Państwa. Jak sam pisze: „Miałem rozpatrywać sprawy związane z morzem […] i umowy państwowe z kontrahentami zagranicznymi […]”.
„Druga sprawa, o jakiej chce opowiedzieć, dotyczy portu gdyńskiego. Nie chodziło tu o żadne nadużycia. W początkowym heroicznym okresie budowy portu, a więc za czasów naczelnego kierownictwa inżyniera Wendy, pracowali w Gdyni, wówczas nędznej wiosce rybackiej, ludzie zadowalający się legalnymi źródłami dochodu. Jeśli NIKP zechciała wejrzeć w budowę portu, to żeby przekonać się, czy cała impreza ma jakieś szanse powodzenia. Przy sposobności miałem zbadać rozrachunki z właścicielami gruntów i dostawcami.
Tuż za dębem stojącym pośrodku bitej drogi prowadzącej do Oksywia, już za wsią, po lewej stronie stał parterowy baraczek – Biuro Budowy Portu. W ostatnim domku rybackim, po tejże lewej stronie, prawie obok „restoracji” Grzegowskiego, miał swą kwaterę naczelny kierownik budowy inż. Wenda. Za barakiem biurowym rozpościerała się, aż hen ku Oksywiu, torfowa topiel, sięgająca szerokim klinem daleko w głąb lądu. Gdy wiatr wiał od wschodu, fale z zatoki spłukiwały oksywską drogę, zaś po każdym większym deszczu torfowisko oddawało zbytek swej wody na tę samą drogę. Raz, kiedy wracaliśmy bryczką do Gdyni – ja, Wenda i niejaki Stodolski – po preferansie u proboszcza oksywskiego, woda sięgała nam powyżej osi kół – przybyło jej tyle w ciągu jednego wieczora. Konie cofały się i w żaden sposób nie chciały iść naprzód. Dopiero furman – Kaszub zdjął buty i chlupocąc po wodzie przeprowadził oporne pferdy. […]
[…] Inż. Wenda uznawał jedną tylko rozrywkę – preferansa u proboszcza w Oksywiu, ale kilku jego młodszych współpracowników wolało podnosić ducha w Sali bufetowej na stacji Reda.” […]
[…] „Kreśląc powyższe wspomnienia mimo woli zastanawiam się, czy to ja rzeczywiście Gdynię wspominam. Proszę sobie tylko przedstawić: oto na przykład wychodzę do S-kich, zapowiadam swój powrót na godzinę 22. Matka Tildy (u której mieszkał autor – przyp. red.) daje mi latarnię i gruby kij; latarnię wiadomo dlaczego – żeby świecić sobie w drodze, kij – dla odpędzania psów. Zdarzało się i tak: inż. Wenda ma po coś jechać do Gdańska, ale mu jeszcze nie przygotowano wszystkich potrzebnych papierów, więc telefonuje na stację kolejową, żeby zatrzymano pociąg, aż on, Wenda, się sprawi. Tak było w latach 1922-1923!
Sama budowa portu nie zawierała żadnych ciekawych momentów. Wszystko sprowadzało się do wbijania grubych okrąglaków w dno zatoki, zaczynając od samego brzegu. Miały one utworzyć pomost tak długi, by wybiegał nad głębszą wodę. Nie bardzo to szło Wendzie, bo też brakło mu jako tako obeznanych z podobną pracą robotników. W ogóle ciężkie miał Wenda życie w Gdyni. Ministerstwo Przemysłu i Handlu, któremu podlegały sprawy morskie (oczywiście bez Marynarki Wojennej), nie traktowało poważnie budowy portu, a właściwa komórka w ministerstwie – Departament Morski, z Gabrielem Chrzanowskim na czele, sam ledwo dychał, jako że p. Chrzanowski nie był ani narodowym demokratą, ani pepesowcem, ani legionistą, a zwyczajnie wybitnym znawcą spraw morskich z Rosji.
Mój memoriał o Gdyni trochę dopomógł budowie, bo wywołał niejakie poruszenie w Sejmie. Jednak Wenda boczył się na mnie za wytknięcie mu szeregu usterek organizacyjno-administracyjnych. On miał siebie za naczelnego inżyniera, bo zresztą taki był jego tytuł urzędowy, ja zaś przekonywałem go, że jest naczelnym dyrektorem i jednakowo winien dbać o wszystkie sprawy – tak techniczne, jak administracyjne i inne.
Gdynia pod względem spraw dotyczących morza (umocnienia brzegu, znakowanie wodne, rybactwo) podlegała Urzędowi Morskiemu w Wejherowie, z którym też wypadało Wendzie często się kontaktować. Sprawy stosunków gdyńsko-gdańskich (Gdańsk bardzo wcześnie zaczął występować z rozmaitymi pretensjami, by zahamować powstanie nowego portu, choćby najmniejszego) należały do kompetencji Polskiego Komisariatu Generalnego w Gdańsku. Zwierzchni nadzór nad budową portu sprawował Departament Morski Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Tak więc Wenda musiał się zwijać między Wejherowem, Gdańskiem i Warszawą.
Ta różnorodna geograficznie zależność mogłaby zachwiać równowagę nerwową nawet bardzo mocnego człowieka. A Wenda, cierpiący na nadkwasotę żołądka, z niewyleczalnym lumbago i słabym ciśnieniem krwi, odczuwał dotkliwie najmniejszą przeciwność losu. Mógł on znaleźć w Polsce lepszą posadę, ale żył wizją Wielkiej Gdyni i w taką Gdynię wierzył. Przez parę lat tylko on i Gabriel Chrzanowski bronili idei budowy portu gdyńskiego przed ostatecznym jej poniechaniem.”[…]
Stanisław A. Korwin
Wspomnienia. Wyścig z życiem
Warszawa 1966
← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”
Fotografia, Pracownicy budowy portu tymczasowego na pomoście, 1922, papier,
ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/634/12
Ostatnia dekada życia inżyniera Tadeusza Wendy to okres, w którym w jego życiu zawodowym zaszły duże zmiany. Jego sytuacje życiową zmienił też okres wojenny oraz nowy ustrój powojenny. Służąc wciąż radami oraz wiedzą tym, którzy odbudowywali port, wciąż żył Gdynią, mimo iż przebywał z dala od miasta z morza i marzeń.
Podcast zrealizowano we współpracy z Portem Gdynia. Czyta: Dagmara Płaza-Opacka. Lektor: Mariusz Żarnecki.
Realizacja, mastering: Sound 8, Gdynia www.sound8.pl
Tadeusz Wenda cieszył się w Gdyni wielkim szacunkiem. Oprócz budowy portu angażował się w sprawy miasta, z zainteresowaniem śledził proces rozwoju Gdyni, poszukiwał nowych rozwiązań konstrukcyjnych i snuł plany rozwoju portu, który przerwał wybuch II Wojny Światowej. Międzywojenna Gdynia to okres rozkwitu Tadeusza Wendy jako inżyniera, człowieka, aktywisty.
Podcast zrealizowano we współpracy z Portem Gdynia. Czyta: Dagmara Płaza-Opacka. Lektor: Mariusz Żarnecki.
Realizacja, mastering: Sound 8, Gdynia www.sound8.pl
Święto Niepodległości na m/s Batory w 1939 roku
Wśród kilkunastu tysięcy dokumentów związanych z życiem społecznym i politycznym, zebranych w Muzeum Miasta Gdyni, znajduje się obiekt, którego historię pragnę przybliżyć. Jest to Program Święta Niepodległości w dniu 11- go listopada 1939 r. obchodzonego na m/s Batory.
Historia Święta Niepodległości
Tradycje polskiego święta narodowego, obchodzonego co roku 11 listopada, można uznać za symboliczne dla naszej najnowszej historii. Dzień ten kojarzy się Polakom z rocznicą przekazania w 1918 roku przez Radę Regencyjną władzy Józefowi Piłsudskiemu, uwolnionemu właśnie z niemieckiego więzienia oraz zakończeniem I wojny światowej po zawarciu rozejmu w Compiègne 11 listopada tego roku.
Państwowe Święto Niepodległości zostało ustanowione ustawą Sejmu z dnia 23 kwietnia 1937 roku. Nie oznacza to jednak, że w latach wcześniejszych nie pamiętano w Polsce o rocznicy odzyskania niepodległości po I wojnie światowej. Organizowane były uroczystości o charakterze wojskowym, odbywające się przeważnie w pierwszą niedzielę po dacie rocznicy. Po raz pierwszy uroczyście upamiętniono odzyskanie państwowości w 1920 roku. Po przewrocie majowym 1926 roku Józef Piłsudski, jako prezes Rady Ministrów, wydał okólnik ustanawiający 11 listopada dniem wolnym od pracy dla urzędników państwowych. Od tego czasu obchody święta zaczęły przyjmować coraz bardziej zorganizowaną formę. W miastach odbywały się z reguły uroczyste parady z udziałem wojska oraz akademie. W kościołach odprawiano z tej okazji nabożeństwa. Od 1932 roku 11 listopada stał się też dniem wolnym od nauki. Uroczyste obchody Państwowego Święta Niepodległości miały upamiętnić zakończenie I wojny światowej, odzyskanie suwerenności państwowej oraz wzmocnić autorytet osoby Józefa Piłsudskiego.
W 1945 roku władze Polski zniosły Święto Niepodległości i zastąpiły je Świętem Odrodzenia Polski obchodzonym 22 lipca, w rocznicę ogłoszenia przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego Manifestu Lipcowego w 1944 roku.
Należne miejsce w świadomości Polaków przywrócono Świętu Niepodległości na początku lat 80., a 15 lutego 1989 roku Sejm PRL-u ogłosił ustawę o Narodowym Święcie Niepodległości obchodzonym 11 listopada każdego roku, w dniu wolnym od pracy i nauki.
Pierwsza wojenna podróż Batorego
24 sierpnia 1939 roku od nabrzeża Francuskiego gdyńskiego portu odbił polski statek o królewskim imieniu Batory. Dla pasażerów i prawdopodobnie większej części załogi miał to być normalny rejs transatlantyku do Ameryki Północnej. Statkiem dowodził kapitan Eustazy Borkowski. W połowie rejsu kapitan otrzymał ostatni telegram z Gdyni o treści: „Idźcie do najbliższego portu brytyjskiego”. Najbliższym portem okazał się być Saint Johns w Nowej Funlandii, skąd Batory popłynął do Halifaxu w Kanadzie i wreszcie do Nowego Jorku. Tu, z różnych powodów, zatrzymano kapitana statku do dyspozycji konsulatu generalnego RP. Konsul poinformował pasażerów i załogę o możliwości opuszczenia statku i pozostania w USA. W rezultacie w Nowym Jorku zeszły z pokładu wszystkie kobiety, z wyjątkiem siostry Polskiego Czerwonego Krzyża – Romany Turońskiej oraz pielęgniarki okrętowej. Zeszli też wszyscy nieletni chłopcy zatrudnieni na różnych stanowiskach. Natomiast załoga pokładowa i maszynowa pozostała na statku prawie w całości – 120 załogantów i oficerowie. Obowiązki kapitana Batorego przejął starszy oficer Franciszek Szudziński. Zgodnie z decyzją władz konsularnych nowy kapitan poprowadził statek z powrotem do Kanady, która była w stanie wojny z Niemcami. Nie zachodziła więc obawa ewentualnego internowania załogi. W Halifaxie przycumowano Batorego przy Imperial Oil Ltd, gdzie pobrał 300 ton ropy i słodką wodę. Zdecydowano, że wypłynie w rejs do Europy. Decyzje jednak zmieniono i statek zacumował w porcie na kilka miesięcy.
Terapia zajęciowa na pokładzie
Załodze polskiego statku, jak i załogom innych, cumujących w porcie jednostek, nie wolno było opuszczać pokładu i wychodzić na ląd. Każdego dnia cała załoga Batorego zajęta była do godziny 17.00 przemalowywaniem burty statku na kolor szary, bojowy. Pracowali wszyscy nie tylko z obowiązku, ale i dla zabicia czasu. Po pracy załoga spotykała się przy kolacji. Potem były już tylko długie, często samotne wieczory i noce, rozmyślania o bliskich i kraju. Przed oficerami statku stanęło trudne zadanie dostarczania załodze najnowszych wiadomości z Polski oraz znalezienia zajęć, które by oderwały ludzi od smutnych rozmyślań. Na pokładzie wywieszano więc gazetkę ścienną. Były to tłumaczone z angielskiego wiadomości z prasy kanadyjskiej dostarczanej wraz z prowiantem na pokład. Aby poprawić nastroje załogi zaczęto poszukiwać wśród marynarzy i oficerów talentów artystycznych. Znalazło się ich sporo. Dzięki temu powstał na statku chór i orkiestra.
Święto Niepodległości na Batorym
Zarówno śpiewacy, jak i instrumentaliści orkiestry pragnęli zaprezentować się pozostałym członkom załogi m/s Batory. Postanowiono więc zorganizować na statku 11 listopada akademię z okazji Święta Niepodległości. Opis przygotowań do święta i jego przebiegu podaje, w wydanej w 1992 roku książce pt. Ku chwale bandery, ówczesny starszy oficer – Bohdan Korodziejewski.: „Ponieważ nasz drukarz zszedł ze statku w Nowym Jorku, II oficer Leopold Mikuła, zabrał się do badania tajników drukarni, aby drukować programy. Postanowiono, że wszystko będzie jak w prawdziwym teatrze; pięknie malowane afisze, dekoracje oraz porządnie wydrukowane programy. Użyto do nich ozdobnych kartoników do menu, do afiszy zaś – dużych arkuszy papieru do pakowania.” Dekoracje przedstawiające okopy na tle płonącej Warszawy wykonano także na papierze pakowym. Przygotowania do święta pozwoliły załodze zapomnieć o kłopotach. Na akademię zaproszono wiele osób z miasta. Jak podaje Korodziejewski, uczestniczyli w niej tacy znakomici goście, jak: admirał Królewskiej Marynarki Kanady wraz z małżonką, kierownik miejscowej placówki Sea Transport, komandor Oland, czy dyrektor portu Halifax. Uroczystość rozpoczęła się o godz. 10.00 mszą odprawioną przez katolickiego kapelana portowego, misjonarza, ojca Piusa. Występy artystów rozpoczęły się, jak podaje Program Święta Niepodległości, o godz. 14.00 przemową kapitana Franciszka Szudzińskiego i odegraniem hymnu państwowego przez orkiestrę. Podobno najbardziej spodobał się piękny skecz pt. Głosy z oddali, napisany przez siostrę PCK Romanę Turońską, przeplatany znanymi melodiami. Załogowi artyści odnieśli wielki sukces. Ich występy zakończyły się żywym obrazem pt. Obrona Warszawy i odegraniem Roty Feliksa Nowowiejskiego.
Zupełnie niespodziewanym skutkiem zorganizowania na Batorym polskiego święta patriotycznego było, ku uciesze wszystkich, odwołanie zakazu zejścia ze statku do portu i miasta.
Program Święta Niepodległości w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni
Dokument trafił do muzeum jako dar w 2000 roku. Jest niezwykle cenny. Jego treść ma charakter sentymentalny i symboliczny, jeśli weźmiemy po uwagę okoliczności i miejsce powstania obiektu. Niezwykłe jest też to, że był przechowany przez 82 lata i zachowany w dobrym stanie. Potrzebne były tylko drobne zabiegi oczyszczające papier. Historia obiektu nie jest do końca znana. Z wielkim prawdopodobieństwem podać możemy, że był on własnością Mieczysława Richtera, który zamustrował na m/s Batory w połowie 1939 roku jako magazynier. Na statku pływał przez całą II wojnę światową. Jako członek załogi otrzymał od organizatorów Program Święta Niepodległości i zapewne uczestniczył w uroczystości.
Kiedy połączymy informacje zawarte w Programie oraz dołożymy wspomnienia z tamtego wydarzenia i czasu przygotowań zawarte w Ku chwale bandery, otrzymamy całkowity obraz tworzenia samego dokumentu i akademii, której dotyczy. Drukowany w 1939 roku dokument jest jednak wierniejszy pod względem faktograficznym od wspomnień. Pamięć ludzka jest zawodna. Świadczy o tym chociażby godzina rozpoczęcia akademii. W programie podano godzinę drugą po południu a Bohdan Korodziejewski wymienia godzinę trzynastą. Z dokumentu nie wyczytamy jednak emocji i zaangażowania załogi i oficerów m/s Batory w to trudne przedsięwzięcie. Możemy się ich jedynie domyślać. Wspomnienia pierwszego oficera są tu więc nie do przecenienia.
Z Programu dowiadujemy się nie tylko o doborze repertuaru, ale także poznajemy nazwiska wykonawców i organizatorów święta. Uzupełniamy je o wiadomości z literatury. Reżyserem całości widowiska i akompaniatorem była Romana Turońska, która przed wojną studiowała w konserwatorium, orkiestrą dyrygował asystent elektryka – Edward Kozłowski, inspicjentem został E. Maćkowiak, a dekoracje wykonali stewardzi: Witold Strzelbicki, który dobrze grał na skrzypcach i pięknie malował (studiował w Akademii Sztuk Pięknych) i P. Łaniewski o dużych zdolnościach plastycznych.
Program został wydrukowany na statku, na ozdobnym, złożonym na pół, gotowym kartoniku do menu o wymiarach 22 x 14 cm. Barwna rycina na awersie sygnowana jest symbolicznym znakiem ptaka – mewy w locie.. Mewa – to nazwa powołanego w Warszawie w 1933 roku atelier graficznego. Jego założycielami byli znakomici artyści – Edward Manteuffel i Antoni Wajwód. Później dołączyła do nich Jadwiga Hładki. Twórcy Mewy wykonali wiele prac artystycznych na polskich transatlantykach GAL (Gdynia Ameryka Linie Żeglugowe) – Piłsudskim i Batorym. Także projekty kart dań. Na awersie Programu Święta Niepodległości graficy zamieścili barwną rycinę przedstawiającą wiejską scenkę z kobietą w stroju ludowym, ubijającą w specjalnym naczyniu masło. Ilustracja podpisana jest jako LUBLIN, chociaż przedstawiona scenka nie kojarzy się z miastem, a raczej z jego okolicami. Projekt ryciny świadczy o doskonałym warsztacie i uproszczonym widzeniu rzeczywistości jego autorów.
Program Święta Niepodległości w dniu 11- go listopada 1939 r. wydrukowany na m/s Batory jest dokumentem świadczącym o głębokim patriotyzmie Polaków, których wojna rzuciła daleko od kraju. Przekazanie go do Muzeum Miasta Gdyni jest natomiast dowodem wysokiej świadomości społecznej darczyńcy.
Barbara Mikołajczuk
Program Święta Niepodległości na m/s Batory 11 listopada 1939 roku, sygn. MMG/HM/I/2591
Eksperci skandynawscy w Gdyni
2 maja 1931 roku w tygodniku „Polska Gospodarcza” ukazała się niesygnowana notatka pt. Eksperci skandynawscy w Gdyni. Zawarte w niej informacje sugerują, że znawcy budowli hydrograficznych przybyli do Polski, aby ocenić pracę inżyniera Tadeusza Wendy. Jak podaje autor tekstu, przez dwa lata prowadzone były obserwacje istniejących i już eksploatowanych budowli, które zakończono na początku 1931 roku. Oględziny potwierdziły „znakomite wartości wykonanych robót”, jednak ocena ta nie była ostateczna. By zyskać całkowitą pewność co do jakości projektu portu i jego realizacji, rząd polski zaprosił dwóch znakomitych zagranicznych inżynierów – Szweda Knuta E. Petersena – naczelnego inżyniera i dyrektora portu w Göteborgu oraz Norwega Moëna – naczelnego inżyniera portu w Oslo, powierzając im przeprowadzenie dodatkowej ekspertyzy robót. Obaj specjaliści przybyli do Gdyni 12 kwietnia (Wenda podaje datę 13 kwietnia) i przez tydzień dokładnie zbadali nabrzeża i urządzenia portowe, wraz z ich planami i rysunkami. Przyjrzeli się dokładnie również ich metodom budowy. Wielokrotnie rozmawiali z autorem projektu gdyńskiego portu – inżynierem Tadeuszem Wendą. Ostatecznie specjaliści orzekli, że „zarówno same projekty budowy portu w Gdyni, sporządzone przez Biuro Budowy Portu (inż. Tadeusz Wenda), jak też ich wykonanie przez przedsiębiorcę (Konsorcjum Francusko-Polskie) – nie pozostawiają nic do życzenia, są […] pierwszorzędne.”
Można zatem postawić pytanie – skąd wzięła się nieufność polskich władz do inżyniera Tadeusza Wendy i stworzonego przez niego projektu, do tego stopnia, że zdecydowały się one na zlecenie ekspertyzy zachodnim fachowcom? I to w okresie przyspieszenia budowy i ewidentnych sukcesów gospodarczych. Od 1929 roku na eksploatowanym już molu Węglowym pracowała nowoczesna wywrotnica wagonowa, co znacznie przyczyniło się do zwiększenia eksportu polskiego węgla. Informacja w „Polsce Gospodarczej” na tę wątpliwość nie odpowiada.
Antypolska propaganda prasy niemieckiej
Wraz z rozwojem działań na polskim wybrzeżu w okresie międzywojennym zmieniało się natężenie informacji na temat budowy polskiego portu w prasie niemieckiej, zarówno w Wolnym Mieście Gdańsku, jak i w Niemczech. Do roku 1923 pojawiały się tylko nieliczne notatki o zamiarach i rozpoczęciu budowy portu w Gdyni. W informacjach z lekceważeniem i niedowierzaniem odnoszono się do możliwości wybudowania portu przez Polskę. Po ogłoszeniu ustawy o budowie portu 23 września 1922 roku prasa gdańska zaczęła dostrzegać pewne niebezpieczeństwo i ewentualną konkurencyjność przyszłego portu w Gdyni. Propaganda niemiecka nasiliła się po 1926 roku, kiedy widać już było, że Polska, korzystając z ówczesnych układów politycznych i gospodarczych Europy, zintensyfikowała prace nad budową własnego portu handlowego. Ton komentarzy był wtedy jeszcze łagodny, jednak już po 1929 roku, stał się napastliwy. W prasie niemieckiej Wolnego Miasta Gdańska na plan pierwszy wybijały się teksty przekonujące o konieczności walki z portem polskim. Na łamach gazet organizowano kampanię przeciwko Gdyni i Polsce. Przemyślana akcja dziennikarzy zmierzała do przekonania ludności niemieckiej w Gdańsku, jak i Republice Weimarskiej a także mocarstw zachodnich o konieczności zmian terytorialnych ustanowionych Traktatem Wersalskim. Spór o Gdynię miał więc znacznie szerszy wymiar, niż tylko lokalny. Propaganda niemiecka posuwała się w krytyce tak daleko, że dyskredytowała zarówno projekt, jak i wykonanie budowli portowych. Uderzało to w samego twórcę portu gdyńskiego, znakomitego fachowca w dziedzinie budowli hydrotechnicznych – inżyniera Tadeusza Wendę. W publikacji z 1938 roku pt. „Rzut oka na warunki powstania portu w Gdyni” pisał on: „Konstrukcja portu gdyńskiego była swego czasu przedmiotem nieuzasadnionej krytyki ze strony prasy niemieckiej. Pisano wówczas, że port gdyński za niedługo przestanie istnieć, ponieważ zbudowany jest na piasku i że jego budowle będą podmyte lub port zostanie przez piasek zasypany.”
Władze Polski wobec propagandy niemieckiej
Nasilająca się propaganda antypolska ze strony Niemców, niechęć i wrogość wokół powstającego portu została wykorzystana przez przedstawicieli elit rządowych po 1926 roku przeciwko projektantowi i budowniczemu portu. Wynikało to wyłącznie z pobudek politycznych. Tadeusz Wenda nie był zaufanym człowiekiem dla rządzących elit. Pracę w Gdyni rozpoczął kilka lat przed przewrotem majowym, kiedy przy władzy byli przedstawiciele innego ugrupowania. Przedstawiciele nowego rządu, mimo że zdawali sobie sprawę z ewidentnych kłamstw pisanych na temat gdyńskiego portu nie darzyli nadmiernym zaufaniem jego twórcy. Prawdopodobnie pozostanie na stanowisku kierownika budowy Wenda zawdzięczał jedynie ówczesnemu ministrowi Przemysłu i Handlu, Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu. Minister szanował i doceniał umiejętności inżyniera, był przekonany o jego fachowości i słuszności podejmowanych decyzji. Stanowisko Tadeusza Wendy, mimo że dawało mu szerokie kompetencje, było jednak przez przełożonych marginalizowane. Stracił pozycję w Biurze Budowy Portu, którym kierował do 1931 roku, jednocześnie będąc zdegradowanym do stanowiska zaledwie naczelnika jednego z wydziałów Urzędu Morskiego, co potraktowane zostało przez fachowców jako wyraźny dowód braku zaufania dla inżyniera. Dyskredytowanie zasług inżyniera Wendy i pominięcie go na liście honorowych uczestników uroczystego poświęcenia portu i otwarcia Dworca Morskiego w 1933 roku, świadczyło o ewidentnym ignorowaniu go przez przełożonych. Wyrazem braku szacunku było także odesłanie Tadeusza Wendy na przymusową emeryturę w 1937 roku. Choć miał wówczas 74 lata, wykazywał się znakomitą sprawnością fizyczną i intelektualną, a przede wszystkim wyrażał chęć do dalszej pracy.
Elity rządzące po zamachu majowym uruchomiły procedurę dochodzeniową skierowaną przeciwko Tadeuszowi Wendzie wyłącznie na podstawie ukazujących się w niemieckojęzycznej prasie artykułów źle oceniających polski port. Kłamliwe oskarżenia i szykany okazały się bezpodstawne, lecz trwały na tyle długo, że Tadeusz Wenda mógł poczuć się zmęczony i poniżony.
Europa o polskim porcie
Cała Europa uznała dzieło inżyniera Tadeusza Wendy za jeden z najnowocześniejszych portów bałtyckich.
Zarówno sam projekt Wendy, jak i tempo oraz organizacja budowy portu, były wysoko ocenione przez polskich i zagranicznych specjalistów w tej dziedzinie. Tadeusza Wendę wyróżniono wieloma odznaczeniami polskimi i zagranicznymi, z francuską Legią Honorową i duńskim orderem Dannebroga włącznie. Doceniał go też właściciel firmy budującej port gdyński Knut Hojgaard. Zaproponował Wendzie pracę za kilka razy większe wynagrodzenie, ale usłyszał odpowiedź: „Ja ten port dla Polski buduję”.
Także niektórzy naukowcy niemieccy pozytywnie oceniali polski port i jego twórcę. Przykładem niech będzie pochodząca z 1942 roku pozytywna ocena niemieckiego hydrografa dr Arveda Bolle: „Należy tutaj wskazać na Gdynię, której urządzenia zostały zaplanowane jako jednolita całość i wykonanie w niezmiernie krótkim (w porównaniu z innymi portami) czasie lat 10. Plan sytuacyjny wykazuje korzystne dla manewrowania statków położenie pirsów (wysuwających się szeroko i pod wielkim kątem) oraz korzystny podział zadań między poszczególne baseny, możliwy na skutek warunków, które port sam sobie stworzył”.
Wypowiedź tę można uznać za wyraz szczególnego uznania dla dzieła inżyniera Tadeusza Wendy.
Barbara Mikołajczuk
← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”
Polska wzywa. Wzywa port. Po zmianie sytuacji geopolitycznej w Europie oraz w obliczu nadziei, jakie rodzą się w sercu setek tysięcy Polaków, Tadeusz Wenda rozpoczyna swoją najważniejszą zawodową podróż w życiu. Poznajcie genezę narodzin gdyńskiego portu!
Podcast zrealizowano we współpracy z Portem Gdynia. Czyta: Dagmara Płaza-Opacka. Lektor: Mariusz Żarnecki.
Realizacja, mastering: Sound 8, Gdynia www.sound8.pl
Jak przyszły budowniczy gdyńskiego Portu poznał swoją przyszłą małżonkę? Jak życie rodzinne wpływało na zmiany w życiu zawodowym? Jak głosi przysłowie, za każdym wielkim sukcesem mężczyzny stoi kobieta. Poznajcie inspirującą i wciągającą opowieść o życiu rodzinnym inżyniera Tadeusza Wendy.
Podcast zrealizowano we współpracy z Portem Gdynia. Czyta: Dagmara Płaza-Opacka. Lektor: Mariusz Żarnecki.
Realizacja, mastering: Sound 8, Gdynia www.sound8.pl
Zanim inż. Tadeusz Apolinary Wenda rozpoczął budowę portu, doświadczenie zdobywał na studiach. Jak wyglądała edukacja studentów podczas zaborów? Dlaczego Tadeusz Wenda wybrał taki, a nie inny kierunek studiów? Wreszcie jaki impakt wywarły na nim podróże po świecie? Wszystkiego tego dowiecie się z trzeciego odcinka podcastów poświęconych życiu budowniczego portu. Podcast zrealizowano we współpracy z Portem Gdynia. Czyta: Dagmara Płaza-Opacka. Lektor: Mariusz Żarnecki.
Realizacja, mastering: Sound 8, Gdynia www.sound8.pl
Młody Tadeusz Apolinary Wenda od lat szkolnych przejawiał wyjątkowe talenty, które rozwijał w burzliwym dla kraju momencie zaborów oraz rusyfikacji. Jak przebiegała jego edukacja? Z jakim problemami zmagał się na co dzień oraz jak kształtowały się wówczas jego stosunki rodzinne? Historie związane z młodością inżyniera Wendy poznacie w drugim odcinku serii podcastów. Podcasty zostały zrealizowane we współpracy z Portem Gdynia.
W 1921 roku, w niewielkiej w tamtym czasie wsi Gdynia rozpoczęto budowę portu. Osobą, która wskazała miejsce budowy, przygotowała projekt i nadzorowała jego wykonanie był inż. Tadeusz Wenda (1863-1948). Z rybackiej, kaszubskiej małej wioski stała się Gdynia tętniącym życiem portowym miastem. Jego twórcza inżynierska praca zapewniła miastu rozwój gospodarczy, dający tysiącom ludzi zatrudnienie do dnia dzisiejszego.
W stulecie tamtego wydarzenia rok 2021 został na XXVIII sesji Rady Miasta Gdyni ogłoszony Rokiem Tadeusza Wendy, a 29 maja, na Molo Rybackim odsłonięto Jego pomnik.
Pierwsze medale poświęcone inż. Tadeuszowi Wendzie były autorstwa Józefa Kaweckiego.
![]() |
![]() |
50-lecie Portu Gdyńskiego, projekt, model i wykonanie Józef Kawecki, 1972, http://ptngdansk.pl/gzn/GZN_134.pdf, ze zbiorów prywatnych
![]() |
![]() |
Inż. Tadeusz Wenda, 60-lecie Portu Gdynia 1922-1982, projekt i model Józef Kawecki, 1982, http://ptngdansk.pl/gzn/GZN_134.pdf, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/SZ/M/138
![]() |
![]() |
Inż. Tadeusz Wenda, 1922-1982, projekt i model Józef Kawecki, 1982, http://ptngdansk.pl/gzn/GZN_134.pdf, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/SZ/M/172
![]() |
![]() |
Inż. Tadeusz Wenda, 60-lecie Portu Gdynia 1922-1982, projekt i model Józef Kawecki, 1982, http://ptngdansk.pl/gzn/GZN_134.pdf, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/SZ/M/232
Do tegorocznych obchodów Roku Tadeusza Wendy włączył się Oddział Gdański Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego przygotowując okolicznościowy medal. Został on wyemitowany z inicjatywy Aleksandra Kuźmina. Autorem projektu awersu jest Andrzej Denis, rewersu Dariusz Świsulski. Medal został wykonany przez Wiesława Kuleja w firmie Odlewnictwo Eksport-Import w Kłobucku. Medale zostały odlane w cynku i wykonane w trzech wersjach kolorystycznych: posrebrzony (w nakładzie 29 sztuk), pomiedziowany (8 sztuk) i pobrązowiony (5 sztuk). Średnica medali wynosi 70 mm.
Na awersie medalu przedstawiono popiersie Tadeusza Wendy według fotografii z 1918 roku. Z lewej strony dźwigi portowe. W otoku napis: TADEUSZ WENDA 1863-1948 BUDOWNICZY MIASTA I PORTU GDYNIA.
Na rewersie medalu przedstawiono budynki będące symbolami Gdyni, jednocześnie na wspólnym rysunku łączące historię i dzień dzisiejszy miasta. Na pierwszym planie Domek Abrahama przy ul. Starowiejskiej, jeden z najstarszych stojących do dzisiaj budynków w mieście. Został wybudowany w 1904 roku przez Jana Skwiercza, w latach 1920-1923 mieszkał w nim znany działacz kaszubski Antoni Abraham. Za Domkiem Abrahama na rewersie medalu przedstawiono stojące przy Nabrzeżu Prezydenta wieżowce Sea Towers, oficjalnie otwarte do użytku w 2009 roku. Wyższy z nich ma wysokość (bez masztu) 125,4 m. Widoczne nawet z odległych miejsc, już na trwale wpisały się w krajobraz współczesnej Gdyni. W górnej części po lewej stronie medalu znajduje się logo Oddziału Gdańskiego Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. U dołu napis: GDYNIA / 1926 – 2021 (w 1926 roku Gdynia uzyskała prawa miejskie). Z prawej strony herb Gdyni. W otoku napis: POLSKIE TOWARZYSTWO NUMIZMATYCZNE / ODDZIAŁ W GDAŃSKU.
![]() |
![]() |
Medal z Tadeuszem Wendą Oddziału Gdańskiego PTN, posrebrzony, 2021, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
![]() |
![]() |
Medal z Tadeuszem Wendą Oddziału Gdańskiego PTN, pomiedziowany, 2021, zbiory PTN w Gdańsku
![]() |
![]() |
Medal z Tadeuszem Wendą Oddziału Gdańskiego PTN, pobrązowiony, 2021, zbiory PTN w Gdańsku
Andrzej Denis, Dariusz Świsulski
Oddział Gdański Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego
Artykuł pierwotnie ukazał się w 164 numerze Gdańskich Zeszytów Numizmatycznych (październik-grudzień 2021).
← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony “www.TadeuszWenda.pl”