Gdynia dn. 27.II.1929r.

Kochany Jerzyku!

Dziękuję Ci bardzo za list.

Przede wszystkim odpowiadam na Twoje zapytania. Jestem zdrów, dzięki Bogu. Biuro w nowym domu idzie lepiej, bo jest ciepło i dużo jest światła, więc urzędnicy chętniej pracują. Obiady i kolacje jadam codziennie u Sióstr razem z księdzem.

Pogoda w Gdyni jest taka sama jak w Warszawie, w mieszkaniu jest dosyć ciepło. Posiedzenia w sali konferencyjnej dotychczas nie było, bo sala ta nie jest jeszcze wykończona. Cieszę się, że jesteś zdrów i że chodzisz z Mamusią na spacery, i że byłeś u fryzjera, musisz teraz ładnie wyglądać. Czy jesteś z tego zadowolony? Bardzo mi było miło dowiedzieć się, że uczysz się chętnie francuskiego i że z panem Chełmińskim grzecznie się bawisz. Jedna rzecz mnie jednak martwi, to to, że nie oduczyłeś się krzyczeć. Z tego krzyku możesz zachorować, a Mamusia też od tego krzyku może być chora.

Spodziewam się, że już więcej nigdy krzyczeć nie będziesz. Jeżeli starsze dzieci Ci dokuczają, to najlepiej schowaj się pod opiekę Mamusi i odejdź od nich spokojnie. W ten sposób pokażesz, że jesteś rozumny i dobry chłopczyk.

Na zakończenie całuję Cię mój kochany Jerzyku bardzo serdecznie.

Twój Kochający Cię Tatuś Tadeusz

Janusz Franciszek ( Władysław ) Wenda, starszy syn inż. Tadeusza Wendy urodził się w 1913 r., w Warszawie. Zmarł w 1938 r., po operacji wyrostka robaczkowego, w wyniku skrzepu krwi w mózgu. Pochowany jest na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Jak Ojciec, był inżynierem, specjalizował się w zakresie budowy portów. Pracował przy budowie portu we Władysławowie. Pamiętniki (dzienniki) prowadził w wieku młodzieńczym w l. 1927- 1930, kiedy był uczniem gimnazjum.

Pisownia oryginalna.

Pamiętnik z czasów szkolnych Janusza Wendy 1927-28 

„Dnia 21 czerwca 1927 roku, wtorek

O godz. 9.30 poszedłem do szkoły. Był to ostatni dzień roku szkolnego 1926-27. Wszyscy uczniowie zebrali się na podwórzu, skąd czwórkami udali się do kościoła. Po skończonej mszy poszliśmy z powrotem do szkoły. Tutaj rozdano nam cenzury; w ten dzień przeszedłem do IV klasy. Resztę dnia spędziłem w Warszawie i na podwórzu na Pradze bawiąc się z Dudą i Niunią. „

Dnia 1.VII.1927r., piątek

W tym dniu nigdzie nie wychodziłem, natomiast cały dzień pakowało się rzeczy. Wieczorem pożegnaliśmy się z rodziną i pojechaliśmy tramwajem na dworzec Główny, skąd pojechaliśmy do Gdyni na wakacje. Z dworca pociąg ruszył o godz. 8.10. Jechaliśmy całą noc.”

Dnia 2.VII.1927r., sobota

O godz. 8 30. Przyjechaliśmy do Gdyni. Przyjechawszy samochodem Franciszka do domu, wzięliśmy się do rozpakowywania rzeczy. Ja przez cały ten dzień czułem się po podróży zmęczony, a nad wieczorem miałem nawet torsje.”

Dnia. 3.VII.1927 r., niedziela

W tą niedzielę nie byłem w kościele, gdyż jeszcze byłem zmęczony, lecz w południe byliśmy wszyscy na plaży. Wróciliśmy z nad morza na obiad. Po obiedzie padał deszcz, więc nigdzie wyjść nie było  można.”

Dnia. 4.VII.1927 r., poniedziałek

Z rana byliśmy na targu, lecz gdyśmy wrócili padał deszcz, który nie pozwolił nam nigdzie więcej iść. Ale po obiedzie, gdy przestał padać deszcz, poszliśmy na plażę i pod stację. Wieczorem zaś słuchaliśmy radja.”

Dnia. 12.VII.-1927 r., wtorek

Od rana padał deszcz. Na plażę wyjść nie było można. Nie wychodziliśmy z domu do południa. Dopiero o godz. 12-ej poszedłem z Niunią na stację wrzucić list. Gdyśmy szli, jakiś pan, widząc, że niesiemy list, dał nam i swój abyśmy wrzucili do skrzynki. Wracając ze stacji, kupiliśmy sobie w piekarni 3 ciastka i dla Bebusia parę zabawek w sklepie „Bazar Gdyński”. Po obiedzie byliśmy na plaży. Po podwieczorku zaś poszliśmy z tatusiem przez Kamienną Górę i wróciliśmy na kolację.”

Dnia. 3/VIII 1927 r., środa

Do obiadu siedzieliśmy nad morzem. Po obiedzie również byliśmy na plaży, lecz krócej, gdyż o 5-ej pojechaliśmy samochodem do Orłowa. Po podwieczorku zaś poszliśmy pod stację zobaczyć uroczystości, które odbywały się w Gdyni z powodu przyjazdu prezydenta.”

Dnia 6/ VIII- 1927 r., sobota

Do obiadu byliśmy nad morzem. Statek „Gdynia” stał jeszcze wprawdzie przy pomoście, ale Prezydent Mościcki już wyjechał przez Kartuzy i Kościerzynę do Warszawy. Statek, na którym Prezydent mieszkał, również wkrótce odjechał do portu.

Po obiedzie pojechaliśmy samochodem do lasu w stronę strumyka. W lesie stała się przygoda. Wyszliśmy z babcią do plantu kolei Gdynia- Kartuzy. W chwilę potem mamusia mówi do babci, żeby się wróciła, a my pójdziemy do strumyka, który przepływał niedaleko od plantu. Babcia nie znając drogi, poszła w inną stronę i zabłądziła. Gdyśmy wrócili od strumyka do tatusia, który leżał, bawiąc się z Bebusiem, pytamy się , czy Babcia wróciła, ale Zosia, która była też przy tatusiu, odpowiedziała, że pani starszej wcale nie ma.

Więc idziemy do plantu i widzimy babcię o jakieś dwa kilometry od nas. Babcia gdy nas zauważyła prędko przyszła. Była bardzo zmęczona i spocona. Gdyśmy roztarli plecy, jakoś przyszła do siebie i poszliśmy do samochodu, który już po nas przyjechał.”

Dn. 21/ VIII- 1927 r., niedziela.

W kościele byłem z tatusiem na 9-tą. Później poszliśmy na plażę. Koło pomostu fotografowaliśmy się. Do domu wróciliśmy na obiad. O godz. 3-ej pojechaliśmy samochodem zakrytym do Kartuz. Naprzód zwiedziliśmy stary i bardzo ładny kościół, w którym znajdują się pamiątki, mające 6 wieków. Później poszliśmy do Gaju Świętopełka, gdzie zjedliśmy podwieczorek i posiedzieliśmy z godzinę. Wprawdzie pogoda nie była ładna, deszcz padał nawet dość duży, ale w Gaju tym bardzo łatwo można się ukryć pod starymi drzewami. Potem pojechaliśmy na dworzec po pocztówki.”

Dnia 30/VIII- 1927 r., wtorek

Gdy zjadłem śniadanie, wziąłem się za pakowanie swoich rzeczy, gdyż dziś naznaczyliśmy dzień wyjazdu. Po śniadaniu poszliśmy do Deptego, po sprawunki na drogę i na plażę, pożegnać się z morzem. Następnie Franciszek, woźny z portu zabrał żółwia do swego mieszkania, na czas wyjazdu tatusia. O godz. 11-ej pojechaliśmy samochodem portowym na dworzec. Pociąg miał odejść za ½ godziny. Widzimy na sali dworcowej dużo ludzi, niosących swe walizki i  spieszących na peron. My również wyszliśmy z budynku dworcowego i poszliśmy przed tor, na który miał wjechać oczekiwany pociąg. Nareszcie wtoczył się z hukiem żelastwa na  stację. Pociąg był przepełniony, więc nie tracąc czasu wsiadamy do przedziału, w którym również siedziało kilka osób. W parę minut później zawarczała lokomotywa i ruszyliśmy z miejsca naszego pobytu przez lato. Czekała nas droga przeszło 10 godz. Do Bydgoszczy, gdzie wysiedli nasi towarzysze podróży, z którymi poznaliśmy się w drodze, było jako tako, nie bardzo nudno. Ale pozostałe 6 godzin było daleko uciążliwsze. Do Warszawy przyjechaliśmy na 9-ą wieczór. Później pojechaliśmy dwoma samochodami na Pragę. Po zjedzeniu kolacji poszliśmy spać, zmęczeni długą drogą

Dn.1.IX.1927 r., czwartek

O godz. 9 –ej poszedłem do szkoły. Na 10-ą poszliśmy ze sztandarem do kościoła. Po mszy, kazaniu i wystawieniu Najśw. Sakramentu, wróciliśmy znowu do szkoły, gdzie podyktowano książki, jakie trzeba kupić. Mnie umieszczono w klasie 4- B. O godz. 1-ej wróciłem do domu. Gdy zjadłem 2-e śniadanie to poszedłem na podwórze. O godz.6-ej pojechałem z tatusiem do Warszawy po książki.

Dn. 4/IX-1927r., niedziela

W kościele byłem na godz. 10-ą u Bernardynów z tatusiem i Bebusiem. Po mszy poszliśmy do cukierni i później przez ogród Saski do Zachety Sztuk Pięknych. Po obiedzie pojechaliśmy do parku Skaryszewskiego.”

Dn. 24/XII- 1927. Sobota

Leżałem dziś do 10-ej. O 10.30 przyjechał wuj Józio z Łucka. W południe ubieraliśmy choinkę i bawiliśmy Jurka. O godzinie 6-ej zasiedliśmy do wilji, dzieląc się wprzód opłatkiem. Oprócz nas byli:  Babcia, Muńka i wuj Józio. Po sutej wigilji zapaliliśmy światło na choince, która stała w sali i tatuś  ( tatuś przyjechał z Gdyni )   przez zamknięte drzwi mówił jako „Mikołaj”, wuj Józio odpowiadał, na końcu Bebuś mówił wierszyk: „ Osiołkowi w żłoby dano”, i „ Mikołaj” poszedł sobie zostawiając  dużo zabawek pod choinką. Wówczas drzwi się otworzyły i wszyscy weszli do „ kraju niespodzianek”. Bebuś, zobaczywszy najprzód pięknego konia, potem aniołka z kiwającą głową, szablę i duży tramwaj z szybkami, oniemniał ze zdziwienia; lecz po chwili poszedł ku zabawkom i począł się bawić.

Następnie każdy coś dostał i zasiedli wszyscy, wpatrując się w żarzącą się choinkę od lampek i świeczek i słuchając śpiewanych kolęd na eufonie. Dopiero późnym wieczorem, gdy Bebuś spał już wśród darów, św. Mikołaj, babcia, Muńka i wuj Józio poszli do mieszkania na górę, a my również położyliśmy się spać.”

Dn.29/I- 1928 r., niedziela

Mamusia dziś czuła się bardzo osłabioną, więc cały dziń leżała w łóżku, a szykowała jedzenie Aleksandrowa, dawna nasza służąca. W kościele byłem z tatusiem na ostatniej mszy u fary (św. Jana). Po obiedzie poszedłem z tatusiem i z Jerzykiem na spacer. Później uczyłem się do wieczora.”

Dn. 4/III- 1928r., niedziela

Rano przyjechał tatuś z Gdyni. Do południa nigdzie nie wychodziłem, gdyż mamusia z tatusiem poszli na głosowanie do sejmu. Dopiero o godz. 12.30 poszliśmy na ostatnią mszę do kościoła św. Floriana i po mszy na spacer do parku Praskiego. Po obiedzie do wieczora uczyłem się. O godz. 8-ej  byliśmy z tatusiem na spacerze.”

Dn. 27/III -1928r.,  wtorek

Jeszcze do dzisiejszego dnia w szkole nie byłem (wrósł mnie paznokieć u nogi). Do południa sprzątałem pokój i czytałem książkę p.t. „Szkice amerykańskie”, i „Z puszczy Białowieskiej” H. Sienkiewicza. O godz. 10.30 pojechałem z mamusią i Bebusiem do Warszawy,. Byliśmy po pantofle u Citorskiego dla mnie i Jurka i za sprawunkami. Do domu wróciliśmy na obiad. Po obiedzie byłem z Jurkiem na podwórku, gdyż choć w marcu było już + 24 R. na słońcu. Wieczorem czytałem „ Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela” – książkę Sienkiewicza, a także odrabiałem lekcje.”

Dn. 7/IV – 1928 r., sobota

Rano czytałem „Iskry”. Dzisiaj otrzymaliśmy 2 pierwsze tomy dzieł Wiktora Hugo. Przed obiadem czytałem „Tygodnik Ilustrowany”, który tatuś zaprenumerował i „Naokoło Świata”. Popołudniu od godz. 3-ej do 5-ej przeczytałem książkę Kornela Makuszyńskiego „ Po mlecznej drodze” – tom I- y. Potem trochę słuchałem radja. Na grobach w tę Wielkanoc być nie mogłem, ponieważ jeszcze nie mogłem kłaść butów na chorą nogę.”

Dn. 12/IV- 1928r.,  piątek

O godzinie 10.30 pojechałem z tatusiem do Warszawy. Najpierw byłem w ratuszu po kartkę na  prześwietlenie, którą dostaliśmy na ul. Królewską No. 23.

Później poszedłem do biura tatusia, gdzie czekałem pół godziny; następnie poszliśmy do doktora radiologa, który zrobił fotografję moich płuc i prześwietlił mnie promieniami Rentgena. Stąd pojechałem tramwajem do domu, a tatuś poszedł do biura. O godzinie 3.30 miałem lekcję z p. Laskowską. Wieczorem byliśmy z wizytą u państwa Zagrodzkich.”

Dn. 15/IV – 1928r.,  niedziela

Rano byłem z Jurkiem na podwórzu. Później poszedłem z tatusiem na ostatnią mszę do katedry, a po nabożeństwie byliśmy w Zachęcie Sztuk Pięknych. Fantastyczne, lecz ładne są obrazy Wawrzenieckiego oraz kilku innych artystów. Po obiedzie siedziałem w domu aż do wieczora. ( wieczorem tatuś pojechał do Gdyni ).

   Pamiętnik  Janusza Wendy  z czasów szkolnych  1928 – 1929 

Dn. 30/VI- 1928 r.,  sobota

Po całonocnej, nieprzespanej podróży, zajechaliśmy do Gdyni na godz. 7.30 rano. Franciszek, woźny, zabrał nasze rzeczy do samochodu portowego i my również wyszliśmy przed dworzec. Mamusia z Jurkiem i tatuś pojechali samochodem, a my, to jest ja, Niunia i Aleksandrowa poszliśmy piechotą, ponieważ pogoda była bardzo ładna i chcieliśmy zobaczyć Gdynię i jej zmiany w ciągu roku ostatniego.                                                                                                                                                                      Jakoż rozwinęła się nadzwyczajnie, przybyło kilkanaście kilkupiętrowych kamienic, wiele nowych, wielkich sklepów i magazynów, nowych ulic i nowych mieszkańców. Wkrótce zaszliśmy do naszego mieszkania w willi ” Marysieńka” – Pani Sikorskiej, na rogu ulicy 10 Lutego i Świętojańskiej.                     W godzinę potem z Aleksandrową udaliśmy się po sprawunki i jeszcze podziwialiśmy jakim prędkim, amerykańskim sposobem powstaje to duże, portowe, polskie miasto.”.

Dn. 15/ VII-1928 r., niedziela

W kościele byliśmy na godz. 10- tą na mszy. Wróciwszy do domu, już zastaliśmy czekający na nas samochód, którym mamy jechać do portu. Wkrótce zajechaliśmy do biura tatusia ( w porcie ) gdzie zgromadzili się państwo dr Wędrychowscy i Witold Kotowski, czekając na nasz przyjazd. W kilka minut później najpierw pojechali p. Wędrychowscy, a później  my z Witoldem, do promu. Tam właśnie stał statek portowy „Erik”, którym mieliśmy objechać cały port. A wię najpierw pojechaliśmy basenem wewnętrznym do łuszczarni ryżu, gdzie wysiedliśmy, chcąc obejrzeć urządzenia wewnętrzne, lecz niestety z powodu święta cały gmach i olbrzymie składy były zamknięte. Dłużej tu nie zatrzymywaliśmy się i w kilkanaście minut potem stanęliśmy przy molo portu handlowego, aby zobaczyć ładowanie podwożonego wagonami węgla, na okręty zapomocą  dźwigów elektrycznych. Później oglądaliśmy port wojenny i polskie okręty tam stojące. Odjechaliśmy stąd koło łamacza fal, czyli falochronu i pojechaliśmy przez port w stronę Orłowa. Przejażdżka ta trwała pół godziny. Ze statku wysiedliśmy przy pomoście i jeszcze chwilę posiedzieliśmy na ławce przy pomoście, poczem powróciliśmy do domu na obiad.”

Od setek lat w krajobrazie kulturowym Polski widoczne są krzyże – symbole wiary chrześcijańskiej, patriotyzmu i pamięci. Te znaki były i są obiektem kultu religijnego, miejscem modlitwy, pamiątką misji i pielgrzymek, ale także ważnych wydarzeń historycznych. Dlatego znajdziemy je nie tylko przy kościołach, ale też na rozdrożach i skrzyżowaniach dróg, polach bitew a także w wielu innych nieoczywistych miejscach. Tak bardzo wkomponowały się w polski krajobraz, że niemal przestaliśmy je dostrzegać.

Krzyże stawiano w wioskach, które z czasem stały się dzielnicami Gdyni. Wznosili je z reguły prości ludzie, lokalni budowniczowie i cieśle z inicjatywy księży czy miejscowych działaczy. Jeden z gdyńskich krzyży jest jednak szczególny. Swoim znaczeniem wykracza poza kwestie lokalne i przypomina o doniosłości pierwszych decyzji polskiego rządu nad Bałtykiem. Mowa o Krzyżu Rybackim, zwanym także Krzyżem im. Tadeusza Wendy, znajdującym się przy ul. Waszyngtona. Jego historia sięga początków zarówno budowy portu tymczasowego, jak i samego miasta Gdynia.

Krzyż jako początek

29 maja 1921 roku odbyła się uroczystość wbicia pierwszego pala pod budowę drewnianego mola portowego. Tym samym przypieczętowano decyzję, że to właśnie w Gdyni powstanie Tymczasowy Port Wojenny i Schronisko dla Rybaków. W wydarzeniu wzięli udział licznie zgromadzeni gdynianie i gdynianki, rybacy i gospodarze wsi z wójtem Janem Radtke na czele. Z Warszawy przybyli przedstawiciele podkomisji sejmowej pod kierownictwem Juliusza Trzcińskiego, zaś Ministerstwo Spraw Wojskowych reprezentował szef Departamentu Spraw Morskich Kazimierz Porębski i dowódca Wybrzeża Morskiego, komandor Jerzy Świrski.

Pierwszym punktem programu było poświecenie krzyża postawionego na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Następnie odprawiono mszę polową, celebrowaną przez kapelana Marynarki Wojennej księdza Władysława Miegonia. O godz. 9.30 poświęcono miejsce budowy portu, a okolicznościowe przemówienia wygłosili m.in. ks. Miegoń, dr Trzciński i wiceadmirał Porębski.

Budowa portu

W wydawnictwie albumowym z 1934 r. pt. Gdynia 80 widoków Gdyni portu i wybrzeża zamieszczono zdjęcie z podpisem, który potwierdza powód wzniesienia sakralnego obiektu: Krzyż wystawiony na pamiątkę rozpoczęcia budowy portu. Widać na nim wysoki, drewniany krucyfiks z daszkiem, ogrodzony niedużym drewnianym płotem.

Początkowo krzyż stanął na brzegu morza, po prawej stronie wejścia na molo portu tymczasowego. Jednak w miarę rozbudowy właściwego portu, zaczął przeszkadzać w pracach. Dlatego w 1932 roku na polecenie Wendy został przeniesiony naprzeciwko siedziby Biura Naczelnika Budowy Portu. Podjęli się tego gdyńscy działacze z Józefem Ratajem na czele. Od tej pory Wenda mógł widzieć krzyż z okien i wspominać pionierskie czasy, kiedy podejmował ważne decyzje o lokalizacji polskiego portu. W latach 30-tych projekt stawał się rzeczywistością. A krzyż, pełniąc wieloletnią straż nad morzem, przywoływał pamięć o mozolnej pracy człowieka i jego dziele.

Dalsze dzieje

Tuż przed wybuchem II światowej wojny Gdynia była jednym z największych i najnowocześniejszych portów w Europie. Dobrą passę przerwali jednak Niemcy. Krzyż im. Tadeusza Wendy – podobnie jak wiele innych cennych obiektów kultury – został zniszczony już na początku okupacji. Był symbolem nie tylko wiary, ale także wielkiego sukcesu gospodarczego Polaków.

Po wojnie inicjatorami ustawienia nowego krzyża byli miejscowi rybacy, wspierani przez pracowników Biura Odbudowy Portu. Replika stanęła już w 1946 roku, jednak przez następne dekady została zapomniana i uległa znacznej degradacji. Dopiero pod koniec XX wieku z inicjatywy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego krzyż został odrestaurowany i ponownie ustawiony przy ul. Waszyngtona. Uroczystość poświęcenia odbyła się 17 maja 1996 roku w obecności przedstawicieli Duszpasterstwa Ludzi Morza, księży Józefa Kroka i Józefa Herdy, a także mieszkańców i mieszkanek Gdyni. To właśnie wtedy umieszczono na nim tabliczkę z tekstem wyjaśniającym historię obiektu:

 

Pierwszy krzyż postawiono ok. 1920 roku

z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni.

W roku 1939 krzyż został zniszczony przez okupanta niemieckiego.

W latach 1945/1946 również z inicjatywy rybaków i mieszkańców Gdyni

postawiono w tym samym miejscu nowy – obecny krzyż.

Kapitalnej renowacji krzyża dokonano dzięki staraniom

Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdyni.

Poświęcenia odnowionego krzyża dokonano 17 maja 1996 r.

 

Dodatkowo w setną rocznicę postawienia krzyża nad brzegiem Bałtyku, umieszczona została tablica pamiątkowa ufundowana przez Społeczność Garnizonu Gdynia. Przypomina ona o historycznym dniu rozpoczęcia budowy portu morskiego w dniu 29 maja 1921 roku.

W rejestrze zabytków

7 marca 2006 roku Krzyż Rybacki został wpisany do rejestru zabytków ruchomych  województwa pomorskiego pod numerem 299 jako Pomnik – Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy. Jest jedynym tego typu obiektem zabytkowym w Gdyni.

 

Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
Fotografia, Krzyż Rybacki im. Tadeusza Wendy, 2007, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

 

 

Rada Miasta Gdyni, w 95. rocznicę nadania Gdyni praw miejskich i w 100. rocznicę rozpoczęcia budowy portu w Gdyni, ustanowiła rok 2021 na obszarze Gminy Miasta Gdynia – rokiem Tadeusza Wendy, budowniczego gdyńskiego portu. To doskonała okazja do przekazywania opowieści o wybitnym inżynierze, jego dokonaniach, życiorysie oraz poznawania tego, co ukształtowało go zarówno jako człowieka jak i projektanta.

Od 1921 roku Tadeusz Wenda stał na czele zespołu ludzi budujących Port Gdynia.

29 maja 2021 roku w Gdyni stanie pomnik inżyniera. Nieprzypadkowo na lokalizację monumentu wybrano nasadę Mola Rybackiego, przy ul. Arkadiusza Rybickiego. Sylwetka Tadeusza Wendy, wskazującego dłonią na śródmieście, symbolizuje zarówno fenomen powstania okna na świat II RP jak i przypomina o największym społecznym zrywie międzywojennej Polski – budowie miasta z morza i marzeń.

Uroczystość odsłonięcia pomnika Tadeusza Wendy rozpocznie się 29 maja o godzinie 12:00 na ostrodze Mola Rybackiego, ul. Arkadiusza Rybickiego w Gdyni. Po ceremonii Przewodnicząca Rady Miasta Joanna Zielińska i Prezydent Miasta Gdyni Wojciech Szczurek zapraszają na koncert Orkiestry Kameralnej TriCity. O godzinie 16:30 w gdyńskiej Muszli Koncertowej na Placu Grunwaldzkim usłyszymy „Gdynię – morze dźwięków”.

 

Muzeum Miasta Gdyni przez cały 2021 rok przybliżać będzie sylwetkę człowieka o nieprzeciętnej wiedzy, ale i wyobraźni – inżyniera Tadeusza Wendy. To właśnie jemu Gdynia zawdzięcza tak wiele.

Tadeusz Wenda wskazał miejsce realizacji budowy portu, ale także zaprojektował i nadzorował budowę. Stworzył dzieło, które pozwoliło na rozwój gospodarczy kraju oraz rozwinięcie żeglugi i handlu zamorskiego. Port był dumą i chlubą nie tylko rządzących, ale całego społeczeństwa II Rzeczypospolitej. Specyficzne okoliczności i warunki, jakie zaistniały w odrodzonym po I wojnie światowej  państwie, spowodowały konieczność skupienia się Polaków na inwestycjach morskich. Budowa portu dawała szanse pracy i samorealizacji ogromnej grupie przedstawicieli inteligencji technicznej, specjalistów różnych dziedzin, ale także zwykłych robotników. Miasto, które tu wyrosło stało się symbolem nowoczesności, przedsiębiorczości i chlubą II Rzeczypospolitej.

Muzeum Miasta Gdyni stworzyło stronę poświęconą pamięci człowieka, dla którego praca dla Polski była obowiązkiem i zaszczytem. Na stronie www.tadeuszwenda.pl Muzeum Miasta Gdyni opowiada o dziedzictwie Tadeusza Wendy i jego nieocenionym znaczeniu dla Gdyni.

Poprzez teksty autorstwa inżyniera, z zachowaniem oryginalnej pisowni, popularnonaukowe artykuły o budowniczym Portu Gdynia, pamiątki po Tadeuszu Wendzie, spisane wspomnienia i nagrania audio poznajemy bohatera 2021 roku z nowej, nieznanej dotąd strony.

Fotografia, inżynierowie budujący Port Tymczasowy w Gdyni (Tadeusz Wenda trzeci od prawej), 1922-1923, negatyw szklany, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/1541/5
Fotografia, inżynierowie budujący Port Tymczasowy w Gdyni (Tadeusz Wenda trzeci od prawej), 1922-1923, negatyw szklany, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/1541/5

 

Pisownia oryginalna.

Po długich latach niewoli Polska odzyskała na podstawie traktatu wersalskiego część Pomorza, zabranego nam przez Prusy. Dnia 10 lutego 1920 roku wojska polskie, które wkroczyły na Pomorze, dotarły do morza pod Puckiem. Data ta pozostanie wiekopomna w dziejach Polski. W dniu tym odzyskaliśmy część wybrzeża morskiego, o łącznej długości 146 km, z czego na półwysep Hel przypada 80 km.

Niestety, ten piękny kawałek „bursztynowego” brzegu morza nie posiadał ani ujścia rzeki, ani portu i w naturalnym swym stanie nie nadawał się do komunikacji morskiej, Gdańsk zaś, który miał zapewnić Polsce wolny dostęp do morza „bez żadnych zastrzeżeń”, stał się Wolnem Miastem z pewnemi tylko uprawnieniami na rzecz Polski. W ten sposób Polska faktycznie została pozbawiona niezależnego dostępu do morza.

Naczelnik Państwa rozumiał, że wolny dostęp do morza to najważniejszy warunek przyszłego rozwoju i życia Państwa Polskiego i dlatego polecił zainicjować niezwłocznie badania w kierunku przeprowadzenia drogi do morza.

Początek badań portowych morskich spoczywał w ręku Ministerstwa Robót Publicznych, które zleciło na początku 1920 r. piszącemu te słowa przeprowadzenie studjów, celem zbadania możliwości wybudowania portu morskiego w Tczewie i połączenia go z morzem zapomocą pogłębienia rzeki Wisły, względnie zapomocą kanału morskiego, przecinającego terytorjum W. M. Gdańska. Okazało się jednak, że pogłębienie rzeki Wisły do rozmiarów niezbędnych dla statków morskich zapomocą bagrowania jest technicznie niewykonalne i mogłoby być urzeczywistnione tylko zapomocą śluzowania rzeki Wisły na przestrzeni między Tczewem i jej ujściem, co byłoby bardzo kosztowne i trudne do wykonania, ze względu na wielkie zmiany poziomu wód, na rumowisko, jakie niesie Wisła i na zimowe lody. Dlatego myśl połączenia Tczewa z morzem zapomocą pogłębienia Wisły musiała być zaniechana, natomiast utrzy­mała się idea połączenia Tczewa z morzem zapomocą kanału morskiego, przecinającego terytorjum W. M. Gdańska.

Ministerstwo Robót Publicznych zaniechało wkrótce prowadzenia badań portowych morskich i już 6 maja 1920 r. dalsze konkretne prowadzenie badań portowych przeszło do b. Departamentu Spraw Morskich Ministerstwa Spraw Wojskowych, które na ten cel przeznaczyło 240.000 mk. polskich. Badania portowe zostały skierowane na własne wybrzeże morskie. Piszący te słowa, któremu przypadł w udziale wybór miejsca dla portu i wykonanie jego projektu, po dokładnem obejrzeniu wybrzeża morskiego, przyszedł do przekonania, że jedynem i najlepszem miejscem do budowy portu jest dolina między t. zw. Kępą Oksywską i Kamienną Górą. Ponieważ w tej dolinie leży, znana od dawna polskim letnikom nadmorskim, wioska Gdynia, więc przyszłemu portowi nadano też nazwę Gdynia.

Badania portowe polegały na dokładnem zdjęciu planów miejscowości, wykonaniu pomiarów głębokości dna morza na przestrzeni przyległej do terenów portowych, na próbnem bagrowaniu i szcze- gółowem zbadaniu torfowiska, na którem miał powstać port. W mniemaniu miejscowych mieszkańców, torfowiska miały mieć niezmierną głębokość. Okazało się jednak, że grubość warstwy torfu i błota nie przekraczała 7 m. niżej poziomu morza i że torfowisko leży na piasku ze żwirkiem. Fakt ten za­decydował o możliwości budowy portu w Gdyni.

Poza Gdynią pozostały nasz brzeg morski jest bardzo ubogi w miejsca odpowiednie do budowy portu. Brzegi przyległe do tak zw. otwartego morza, czyli brzegi, poczynając od jeziora Żarnowiec­kiego do końca półwyspu Hel, mało nadają się do budowy portu z powodu ruchu piasków, który obserwuje się na całem południowem i wschodniem wybrzeżu Bałtyku, a jezioro Żarnowieckie, które byłoby może niezłem miejscem, leży na granicy pru­skiej. Brzegi zatoki Puckiej również mało nadają się do budowy portu ze względu na jej płytkość i zamarzanie.

Wybór Gdyni dla portu spotkał się z silnym sprze­ciwem. Jedni cięgle jeszcze wskazywali na Tczew, jako na miejsce najodpowiedniejsze dla portu. Idea ta jednak, pomija­jąc wielkie koszta wykonania, miała ten duży brak, że Tczew, jakkolwiek leży nad Wisła, musiałby być połączony z mo­rzem zapomocą kanału mor­skiego długości 35 km, który podczas miesięcy zimowych stanowiłby poważną przeszkodę dla żeglugi spowodu lodów, i że na całej prawie swej długości leżałby na terytorjum W. M. Gdańska, przez co stałby się niejako przedłużeniem portu gdańskiego i nie uniezależniłby Polski od Gdańska.

Inni znów uważali, że najlepszem miejscem pod budowę portu jest zatoka Pucka i że w tym celu należy przekopać półwysep Hel i wybudować wielką tamę, oddzielają zatokę Pucką od zatoki Gdańskiej. Pomysł ten, połączony z ogromnemi kosztami, nie nadawał się do wykonania. Przekop półwyspu Hel naruszyłby równowagę naturalnego porządku przenoszenia się piasków morskich wzdłuż półwyspu, a istniejące prądy morskie zanosiłyby piaskiem wejście do portu. Połączenie kolejowe tego portu z lądem szłoby po wielkiej tamie, oddzielającej zatokę Pucką od zatoki Gdańskiej. Na tamie musiałby być zbudowany most dla przejścia okrętów. Pod mostem tworzyłyby się bardzo silne prądy podczas zmian poziomów wody w obu zatokach. Takie prądy tworzyłyby się również przy wejściu do portu. Pod względem komuni­kacyjnym położenie takiego portu byłoby bardzo niekorzy­stne.

Na temat obioru miejsca pod budowę portu odbyły się liczne konferencje i dyskusje publiczne. Wreszcie fachowcy zagraniczni, do których zwró­cono się o opinję w tej sprawie, uznali bez wahania, że wybór miejsca pod budowę portu w Gdyni jest najodpowiedniejszy i że Gdynia ma znakomite warunki techniczne dla tego celu.

Przekonawszy się o trafnym wyborze miejsca i pod wpływem niemożności wyładunku amunicji w Gdańsku w lipcu 1920 r., kiedy to w porcie gdańskim zatrzymano transporty wojenne, idące do Polski drogą morska, w najkrytyczniejszej chwili woj­ny z bolszewikami, czynniki rządowe zdecydowały się na zapoczątkowanie budowy portu w Gdyni pod nazwą „Tymczaso­wego Portu Wojennego i Schro­niska dla Rybaków”, jako frag­mentu portu, zaprojektowanego na dużą skalę, obecnie wykony­waną.

Dnia 1 listopada 1920 r. Komitet Ekonomiczny Ministrów przyznał na cel budowy portu 40 milj. ówczesnych marek pol.

Budowę portu tymczaso­wego, prostej i taniej konstruk­cji drewnianej, wypełnionej ka­mieniem, rozpoczęto wiosną 1921 r. pod zarządem Mini­sterstwa Spraw Wojskowych, a kontynuowano (od początku 1922 r.) pod zarządem Ministerstwa Prze­mysłu i Handlu. Jakkolwiek budowa ta prowadzona była ze znaczną korzyścią dla Skarbu, jednak napotykała na wielkie trudności finansowe i ukończona została dopiero w końcu 1923 r. Budowa Portu tymczasowego składała się z mola, długości 550 m., idącego w kierunku wschodnim i końcowego odgałęzienia, długości 170 m., idącego w kierunku północnym, które zabezpieczało od fali przystań, długości 150 m, położoną na naturalnej głębokości morza około 7 m.

W owym czasie, oprócz mola, przystani i falochronu, zbudowano w porcie wodociąg dla zaopatrywania okrętów w wodę z wieży ciśnień, niewielką elektrownię o sile 100 KW h, warsztaty mechaniczne i tartak dla potrzeb budowy portu.

Port tymczasowy został poświęcony dnia 29 kwietnia 1923 r. Dnia 13 sierpnia 1923 r. przybił do mola gdyńskiego pierwszy oceaniczny statek Ken­tucky, o pojemności 6614 t. rej. brutto, jadący pod banderą francuską, a należący do Compagnie Général Transatlantique, który nie mógł wyładować to­waru w porcie gdańskim z po­wodu strajku. Była to dobra wróżba na przyszłość i miła niespodzianka dla Gdyni. Od tego czasu francuskie Towarzy­stwo Okrętowe stale kierowało do Gdyni swoje statki z Hawru.

Wszystkie budowle portu tymczasowego razem z admini­stracją kosztowały niewiele, a mianowicie: w r. 1921 — 194 milj. mk. pol., w r. 1922— 390 milj. mk. pol. i w r. 1923 — ogromną, lecz mało wartościową sumę — 16 miljardów 665 miljonów mk. pol. Po przeliczeniu na walutę stałą, dzisiejszą, wynosi to ogółem w ciągu trzech lat około 2 miljony zł. obiegowych.

Dnia 12 maja 1921 r. 38 posłów z dr. J. Trzcińskim na czele zgłosiło w Sejmie ustawodawczym wniosek następującej treści: „Budowa Portu w Gdyni została rozpoczęta, sumy potrzebne wykładało dotychczas Ministerstwo Spraw Wojskowych. Ważność tego portu dla naszej Marynarki Wo­jennej jak i handlowej wymaga, ażeby ustawowo postanowić, w jakim zakresie i w jakim cza­sie ma być port wybudowany. Możnaby także dla budowy por­tu przyciągnąć kapitały zagra­niczne, nadewszystko amerykańskie. Wobec powyższego Wysoki Sejm uchwalić raczy: Sejm wzywa Rząd do przedłożenia w najkrótszym czasie ustawy o budowie portu morskiego w Gdyni”.

Dnia 13 lipca 1921 r. Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów powtórnie zajmował się budową portu morskiego w Gdyni, ale ze względu na niezałatwienie sprawy gdańskiej ostateczną decyzję swoją w tej sprawie odroczył.

Dopiero dnia 23 września 1922 r. Sejm uchwalił ustawę o budowie portu w Gdyni. Ustawa ta, ze względu na stan Skarbu Państwa, była ogólnikowa, chodziło bowiem tylko o uzyskanie prawnej podstawy, niezbędnej dla budowy portu. Ustawa nie przesądzała ani terminu budowy portu, ani jego zakresu, ani potrzebnych dla tego celu kredytów, to też nie posunęła ona naprzód sprawy budo­wy portu.

Ogół społeczeństwa polskiego zapatrywał się sceptycznie na sprawę budowy portu w Gdyni, do czego przyczyniał się brak zrozumienia wagi dostępu do morza, wynikający z braku tradycji mor­skiej i powolne wykonywanie budowy portu, wywołane szyb­kim spadkiem wartości marki polskiej. Udzielane przez Skarb kredyty nie były waloryzowane i z każdym dniem traciły na wartości; nie było za co płacić ludziom, trzeba było roboty przerwać. Pierwsza połowa 1924 r. była dla budowy portu w Gdyni katastrofalna.

Dopiero z chwilą ustabilizo­wania waluty, dzięki energicznej akcji Ministerstwa Przemysłu i Handlu, popartej przez koła sejmowe, Rząd zdecydował się zrealizować budowę portu w Gdyni przy pomocy kapitałów zagranicznych. W tym celu za­proponowano kilku firmom za­granicznym, które zgłosiły gotowość wykonania budowy portu, i Towarzystwu Robót Inżynier­skich w Poznaniu przedstawienie własnego projektu portu o zdol­ności przewozowej 2,5 milj. tonn rocznie i złożenie oferty na bu­dowę. Firmy własnych planów nie przedstawiły, uważając wy­pracowany projekt za racjonalny.

Po długotrwałych rokowa­niach Rząd zdecydował się od­dać budowę portu Konsorcjum Francusko-Polskiemu, którego oferta była cokolwiek droższa, niż oferta Firmy TRI, lecz da­wała większe gwarancje finan­sowe i większą pewność facho­wego wykonania robót. W skład Konsorcjum Francusko-Polskiego weszły następujące firmy: Tow. Société de Construction de Batignolles, Tow. Schneider, Tow. Société :Anonyme Hersent, Polski Bank Przemysłowy we Lwowie, inż. Władysław Rummel i inż. Teodozy Nosowicz, (który wystąpił z Konsorcjum w r. 1927).

Umowa z Konsorcjum została zawarta w dniu 4 lipca 1924 r. na ogólną sumę 28,980.050 zł w zł. i objęła sobą wykonanie awanportu i pierwszego basenu wewnętrznego. Termin ukończenia bu­dowy został określony na dzień 31 grudnia 1930 r. Umowa przewidywała wykonanie robót częściowo za gotówkę, częściowo na kredyt. Na tem tle w końcu 1925 r. powstał zatarg pomiędzy Konsorcjum a Rządem, który niekorzystnie odbił się na budowie portu, gdyż roboty były przez kilka miesięcy wstrzymane.

Wreszcie dnia 1 lipca 1926 r. budowa portu została wznowiona przez Konsorcjum na nowych warunkach, wyłuszczonych w umowie, zawartej dnia 30 października 1926 r., która zmieniła częściowo kredytową zasadę opłaty robót na gotówkową z poprzednim terminem ukończenia robót. Od tej chwili prace zostały wznowione ze zdwojoną energją i postęp robót rósł znacznie prędzej, niż przewidywała umowa, ponieważ Konsorcjum otrzymywało pewne premje za szybsze wykonanie robót i 1% miesięcznie od wartości robót nieopłaconych. Ilość robót, wykonanych przez Konsorcjum Francusko-Polskie na podstawie umowy z dnia 4. VII. 1924 r. i z dn. 30. X. 1926 r. faktycznie była znacznie większa i wyniosła ogółem zł. w zł. 48,134.107. — czyli złotych obiegowych około 82,655.940.-.

Gdy oddawano do wykona­nia budowę portu Konsorcjum Francusko-Polskiemu nie przypuszczano, że rozwój gospodarczy Polski oraz potrzeby naszego eksportu morskiego wzrastać będą tak szybko, jak to wkrótce wykazało samo życie. Strajk angielski otworzył szeroko wro­ta eksportowi węgla polskiego do krajów skandynawskich, zorjentowano się, że budowa portu w Gdyni na szeroką skalę roz­poczęta została zapóźno i że postępuje zbyt powolnie w sto­sunku do potrzeb. Na redzie gdyńskiej zaroiło się od okrętów, oczekujących kolejki. Widać było, że państwo ponosi straty wskutek braku środków niezbę­dnych do zadośćuczynienia po­trzebom eksportu.

Spostrzegł to prędko Rząd nasz w osobie p. Ministra Przemysłu i Handlu inż. E. Kwiatkow­skiego i zabrał się energicznie do dzieła budowy portu, oraz bu­dowy własnej floty handlowej. Zdobycie środków materjalnych, wobec polityki sanacyjnej Skarbu Państwa, przedstawiało wielkie trudności, rozszerzono jednak znacznie ramy budowy portu. Dnia 8 sierpnia 1928 r. zo­stała zawarta dodatkowa umowa z Konsorcjum Francusko-Polskiem na budowę basenu Rybnego (Południowego). Na podstawie tej umowy wykonano robót na sumę złotych obieg. 11,421.818. — .

Dnia 15 lutego 1930 r. została podpisana druga umowa z Konsorcjum Francusko-Polskiem, w skład którego weszły firmy: belgijska Ackermans et van Haaren i duńska Hojgaard et Schulz, na sumę zł. 48,466.861. — . Faktycznie na podstawie tej umowy wykonano robót na sumę zł. obiegowych 53,916.587.-.

Wreszcie dnia 20 lipca 1934 r. została zawarta z Konsorcjum Francusko-Polskiem (do którego weszły firmy: Biuro Budowlane F. Skąpski i S-ka, Inżynierowie S. A. i Inż. W. Paszkowski i z którego ustąpił inż. Wł. Rummel) trzecia umowa na sumę 10,800.000 — zł. ob. Termin ukończenia robót został oznaczony na dzień 1 września 1935 r.

W ten sposób 1 września r. b. port w Gdyni będzie posiadał wykończony zupełnie awanport, dwa duże baseny zewnętrzne, Południowy i Prezydenta, oraz basen dla statków żaglowych i dwa naj­większe baseny wewnętrzne: im. Marszałka Piłsudskiego i Ministra Kwiatkowskiego.

Jednocześnie z postępem robót portowych morskich wykonywane były wszystkie inne prace, związane z zaopatrzeniem nabrzeży portowych w magazyny, dźwigi, drogi kołowe i kolejowe, mosty, oświetlenie, w wodę etc. Nie podaję tutaj historji stopniowego rozwoju tych urządzeń, jako sprawy zbyt szczegółowej.

Można powiedzieć, że port gdyński jest obecnie mniejwięcej zaopatrzony dostatecznie w powyższe urządzenia. Jednak polski handel morski i związane z tem potrzeby portu wzrastają tak szybko, że muszą być budowane dalsze baseny portowe, dalsze magazyny i urządzenia przeładunkowe.

Jest powszechne mniemanie, że budowa portu w Gdyni kosztowała Skarb Państwa kolosalne sumy. Faktycznie jednak tak nie jest. Skarb Państwa wydatkował dotychczas na budowę portu w Gdyni wraz z budową dróg, mostów, torów kolejowych, stacji kolejowej, magazynów, dźwigów etc. i na wywłaszczenie gruntów razem około 235 miljonów zł. ob., z czego 159 miljonów zł. na bu­dowle morskie, a 76 miljonów zł. na urządzenia portowe.

Pozatem firmy prywatne, banki etc. inwestowały na budowę zakładów przemysłowych w porcie i na urządzenia portowe około 34 miljonów złotych.

 

 

Inż. Tadeusz Wenda, Dzieje budowy portu gdyńskiego [w:] XV lat polskiej  pracy na morzu, A. Majewski (red.), Instytut Wydawniczy Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, Gdynia 1938, s. 63-68.

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony „www.TadeuszWenda.pl”

Fotografia, Tymczasowy Port Wojenny i Schronisko dla Rybaków w Gdyni, tuż przed poświęceniem, kwiecień 1923, papier, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/4251