Wydarzenia i informacje Muzeum Miasta Gdyni, ul. Zawiszy Czarnego 1A, Gdynia

3 IV 2022, godz. 14:00 – „Gdynia – dzieło otwarte” – oprowadzanie po wystawie

Prowadzenie: Dariusz Małszycki

8 IV 2022, godz. 18:00 – „Poświeć mi!” – wieczorne oprowadzanie po wystawie „Ściana Zaczarowana. Ilustracje Bożeny Truchanowskiej”

Prowadzenie: Olga Lewandowska

9 IV 2022, godz. 11:00 – „Cięcie!” – warsztaty z podstaw montażu filmu

Prowadzenie: Dorian Butkiewicz

10 IV 2022, godz. 14:00 –  „Gdynia – dzieło otwarte” – oprowadzanie po wystawie

Prowadzenie: Dawid Gajos

17 IV 2022, Wielkanoc – Wielkanoc – Muzeum zamknięte dla zwiedzających

23 IV 2022, godz. 10:30 – 16:30 „Dzień wolnej sztuki”

23 IV 2022, godz. 11:00 – „Ścieżki” – przejazd rowerowy po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym

Prowadzenie: Tomasz Sosnowski

24 IV 2022, godz 14:00 „MORZE \ MIASTO \ PORT” – oprowadzanie kuratorskie po wystawie

Prowadzenie: Gabriela Zbirohowska-Kościa, Anna Orchowska-Smolińska

1 V 2022, godz. 14:00 „MORZE \ MIASTO \ PORT” – oprowadzanie kuratorskie po wystawie

Prowadzenie: Katarzyna Gec

27 IV 2022, godz. 11:00 – „Pleść każdy może” –  warsztaty dla seniorów z tworzenia wieńców w ramach Klubu Doborowego Towarzystwa

Prowadzenie: Gosia Bujak, Tomasz Sosnowski

Muzeum to ludzie, nieważne skąd i dokąd zmierzają. Tworzymy przestrzeń otwartą dla każdego, niezależnie od narodowości. Mamy nie tyle obowiązek, co przywilej gościć w swoich progach wszystkich, którzy poszukują chwili wytchnienia, refleksji i spokoju.

W geście solidarności z dotkniętym rosyjską napaścią zbrojną narodem ukraińskim, zapraszamy wszystkie obywatelki i wszystkich obywateli Ukrainy do bezpłatnego zwiedzania Muzeum Miasta Gdyni.

Tu w Gdyni, w naszym muzeum, jesteście bardziej niż mile widziani.

Dla rodziców z dziećmi przygotowaliśmy przyjazną przestrzeń, w której można ciekawie i twórczo spędzić czas. Dzień najmłodszym upływa na warsztatach plastycznych. Wspólnie tworzymy, bawimy się i gramy w gry. W tym czasie opiekunowie dzieci mogą skorzystać z muzealnego wifi, komputera z ukraińską klawiaturą, drukarki czy skanera.

Świetlica Muzeum Miasta Gdyni czynna jest od środy do piątku, od godziny 13:00 do 17:00. Na miejscu jest również osoba komunikująca się w języku ukraińskim.

Zachęcamy do skorzystania z naszej przestrzeni w Gdyni. Tu – w Muzeum Miasta Gdyni czekają na Was trzy wystawy – dla zwiedzających Ukrainek i Ukraińców wstęp jest bezpłatny.

190 artystów z całego świata zgłosiło swoje dzieła na konkurs, będący jednocześnie przeglądem tego, co najciekawsze we współczesnej miniaturze tkackiej. BMTG od lat pełni funkcję przeglądu współczesnych poszukiwań twórców w dziedzinie miniatur tkackich realizowanych w dowolnej technice. Artyści coraz częściej sięgają po materiały z pochodzące z recyclingu.

Spośród nadesłanych prawie 340 zgłoszeń Jury, pod koniec marca 2022 roku, wyłoni 50 najciekawszych prac, związanych z tematyką 12. edycji konkursu – naturą.

Międzynarodowy prestiż, jakim cieszy się Baltic Mini Textile Gdynia, przyciąga artystów z całego globu. W szranki o udział w finałowej prezentacji prac stanęły w tym roku artystki oraz artyści z 30 krajów: Polski, Łotwy, Niemiec, Litwy, Holandii, Francji, Australii, Kanady, Włoch, Finlandii, Japonii, Danii, Wielkiej Brytanii, Bułgarii, Hiszpanii, Tajwanu, Belgii, Austrii, Ukrainy, Rumunii, Meksyku, Wegier, Argentyny, Armenii, Norwegii, Estonii, Czech, Słowacji, Brazylii oraz Chile.

Miniatura tkacka, dzięki szerokiemu spektrum używanych do tworzenia materiałów, mnogości interpretacji dzieł oraz niewielkim, mobilnym rozmiarom stanowi jedną z najważniejszych dziedzin współczesnej sztuki. Bo małe jest piękne!

W geście solidarności z dotkniętym rosyjską napaścią zbrojną narodem ukraińskim, zapraszamy do Muzeum Miasta Gdyni wszystkie obywatelki i wszystkich obywateli Ukrainy do bezpłatnego zwiedzania naszych wystaw.

Tu w Gdyni, w naszym muzeum, jesteście bardziej niż mile widziani.

Ukraina – Autor – Joanna Czaplewska

Zegarek o okrągłym kształcie składa się z srebrnej koperty (zewnętrznej obudowy) i koronki (pokrętła służącego do nastawiania wskazówek czasomierza). Do koronki, w górnej części obudowy, zaczepiono dewizkę, czyli srebrny łańcuszek. To właśnie ten typ zegarka kieszonkowego uchodzi za prawdziwe dzieło zegarmistrzowskie. Największą popularność zyskał na początku XX wieku, kiedy był niezbędną ozdobą każdego gentelmana. Przechowywano go w kieszeni kamizelki lub spodni. Z czasem został zastąpiony zegarkiem naręcznym. Do dzisiaj zegarki kieszonkowe z dewizką są obiektami pożądania, nie tylko wśród kolekcjonerów, ale też miłośników historii i muzealników, którzy zachwycają się ich kunsztem wykonania.

Wspomniany zegarek kieszonkowy utrzymano w tradycyjnym stylu. Pozłacane ozdobne wskazówki na tle minimalistycznej, białej tarczy (tła), otoczonej podwójnie powtórzonymi cyframi arabskimi i pojedynczym sekundnikiem, umieszczonym w dolnej części zegarka. W centrum, nad wskazówkami, znajduje się czarny napis: „Józef Kliks / Gdynia”. Na wieku zewnętrznym, o ciekawej fakturze, wygrawerowano ozdobne litery: „JN”. Wewnątrz umieszczono dedykację: „Na pamiątkę przeładowania 10.000.000 ton węgla od >>PolskaROB<< 29.VII.1933”. Osoba obdarowana musiała nosić go z zachwytem i dumą, ponieważ tak drogie prezenty wręczano tylko zasłużonym pracownikom w ramach nagrody.

Historia tego egzemplarza rozpoczyna się w zakładzie zegarmistrzowskim Józefa Kliksa. Kliks przybył do Gdyni ze Stęszewa pod Poznaniem w 1928 roku, wcześniej pracował w Essen i Paryżu, gdzie razem z bratem składał zegarki firmy Patek-Philippe, jednej z najbardziej ekskluzywnych marek na świecie, założonej przez polskich migrantów. W Gdyni swój pierwszy zakład zegarmistrzowski otworzył przy ulicy Portowej 51. Później działalność przeniósł pod adres Plac Kaszubski 3.

Kliks bardzo szybko zyskał wierną klientelę dzięki pięknu i precyzji wykonania, a także udzielanym gwarancjom, jak w niniejszym wzorze z 1934 roku:

Niniejszem zaświadczam, iż kupiony u mnie damski (zegarek) Jasmin Nr. 686768 / udzielam trzy-letniej gwarancji. Tem samem zobowiązuję się wykonać bezpłatnie w przeciągu trzech lat, licząc od dnia dzisiejszego, wszelkie reperacje, wynikające z błędów, które istniały już przy zakupie wyżej wymienionego zegara(ka). Ustne umowy nie mają znaczenia. Miejscem wykonania obustronnych zobowiązań jest Gdynia (…).

Firma rozwijała się prężnie – w 1936 roku właściciel zdecydował się otworzyć drugi sklep przy ulicy Świętojańskiej 90, a w niedługim czasie pewnie kolejne placówki, gdyby nie nadejście II wojny światowej. We wrześniu 1939 roku Józef Kliks został wysiedlony z Gdyni – odebrano mu klucze, a następnie zarekwirowano zakłady zegarmistrzowskie. Podobnie jak tysiące gdynian w jednej chwili stracił dorobek całego życia. W 1945 roku powrócił do Gdyni, gdzie otworzył ponownie sklep i warsztat przy Placu Kaszubskim 3. Jednak w 1949 roku otrzymał po raz kolejny nakaz opuszczenia miasta. Wrócił dopiero w 1957 roku, by od nowa rozpocząć działalność rzemieślniczą – tym razem przy ulicy Portowej 8. W 1981 roku zmarł i został pochowany na Cmentarzu Witomińskim.

Do dzisiaj, przy ulicy Portowej, na tyłach kamienicy pod nr 8, znajduje się skromny zakład prowadzony i kontynuowany przez syna Józefa – Andrzeja Kliksa. Możemy u niego zobaczyć zegarki kieszonkowe czy budziki marki Jaz. Wspomniany zegarek kieszonkowy został nabyty przez Muzeum Miasta Gdyni od Andrzeja Kliksa w 2009 roku. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, oprócz zegarka, mamy również narzędzia jubilerskie i zegarmistrzowskie, jak również należące do Józefa Kliksa odznaczenia oraz medale Bractwa Kurkowego. Zabytkowy zegarek skrywa nie tylko kunsztownie wykonany mechanizm, ale też złożoną historię jego twórcy.

Joanna Mróz / Dział Historyczny Muzeum Miasta Gdyni

Po kilku miesiącach mroźnej zimy z utęsknieniem wyczekujemy wiosny. A ta już czeka, aby rozgościć się w gdyńskich progach. Marzec upłynie nam pod znakiem wystawy „MORZE \ MIASTO \ PORT”. Będziemy eksplorować przestrzeń ekspozycji, przyglądać się morskiemu żywiołowi uchwyconemu na płótnach, a także poznawać historię portu widzianego oczami najlepszych polskich marynistów Mariana Mokwy, Antoniego Suchanka i Henryka Baranowskiego. To nie jedyna podróż, w którą razem wyruszymy. Pod koniec marca zostawimy na chwilę morze i skierujemy się do lasu. Tam oddamy się zwiedzaniu w stylu slow. Ubierzcie się ciepło – widzimy się na gdyńskim szlaku!


W zależności od rozwoju sytuacji i obowiązujących obostrzeń związanych z COVID-19, spotkania mogą odbyć się w formie online. Wszelkie informacje zostaną zamieszczone na stronie internetowej Muzeum Miasta Gdyni.

Wydarzenia i informacje Muzeum Miasta Gdyni, ul. Zawiszy Czarnego 1A, Gdynia

DataGodzinaWydarzenie
6 III 2022godz. 14:00MORZE \ MIASTO \ PORT – oprowadzanie po wystawie. Prowadzenie: Katarzyna Gec
9 III 2022godz. 11:00A to historia! – czytanie książek dla dzieci.
Prowadzenie: Patrycja Wójcik
13 III 2022godz. 14:00Gdynia – dzieło otwarte – oprowadzanie po wystawie.
Prowadzenie: Gabriela Zbirohowska-Kościa
16 III 2022godz. 11:00 i 12:30Morze, nasze morze – oprowadzanie dla seniorów po wystawie „MORZE \ MIASTO \ PORT”.
19 III 2022godz. 11:00-13:00Kamień na kamieniu – gra leśna.
Prowadzenie: Olga Lewandowska
20 III 2022godz. 14:00Ściana zaczarowana. Ilustracje Bożeny Truchanowskiej – oprowadzanie kuratorskie po wystawie.
Prowadzenie: Tomasz Sosnowski
27 III 2022godz. 14:00MORZE \ MIASTO \ PORT. Mokwa – Suchanek – Baranowski. Maryniści o gdyńskim porcie – oprowadzanie po wystawie.
Prowadzenie: Anna Śliwa

Kiedy myślimy o morzu, mamy przed oczami bezkresną przestrzeń, nieograniczony niczym horyzont, rytm przypływów i odpływów. Innym razem będzie to okręt miotany sztormem, rybacy wracający z połowu, portowe dźwigi odbijające się w tafli wody. Tajemniczość morskiego żywiołu potrafili rozpoznać i oddać w swych pracach malarze maryniści. Często nie zdając sobie z tego sprawy, patrzymy na morze tak, jak oni przyzwyczaili nas je postrzegać. Spacerując plażą, przywołujemy w pamięci morze z ich obrazów.

Niełatwa definicja

W stulecie decyzji o budowie gdyńskiego portu Muzeum Miasta Gdyni, świętując 96. Urodziny Gdyni, zaprasza na wystawę malarstwa „Morze \ miasto \ port”. Sto prac opowiada tu historię gdyńskiego portu, widzianą oczyma artystów. Większość z nich pochodzi ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, które dopełniają dzieła użyczone z Muzeum Narodowego w Gdańsku, Narodowego Muzeum Morskiego, Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie oraz kolekcji prywatnych. Czy techniczna strona portu, budowa falochronów, zatapianie kesonów, praca urządzeń przeładunkowych mogą inspirować malarzy? Jak na gdyński port patrzyli wybitni trójmiejscy maryniści: Marian Mokwa, Antoni Suchanek, Henryk Baranowski? Te i inne pytania postawiły sobie kuratorki ekspozycji.

Zanim odwiedzimy muzeum, by w rytmie slow oglądać wspomniane obrazy, warto zastanowić się, co oznacza „marynistyka” czy „malarz-marynista”. Zwłaszcza że, o ile większość z badających temat polskich historyków sztuki podejmowała się ustalenia chronologicznego zakresu sztuki marynistycznej, sam termin stanowił przedmiot ich zainteresowania znacznie rzadziej. Przyczyny można by upatrywać w tym, że polska sztuka marynistyczna, marginalizowana przez część badaczy jako mało znaczący nurt malarstwa, nie doczekała się jeszcze wyczerpujących badań[1]. Na braki w tej dziedzinie zwróciła uwagę Ewa Maria Różańska, proponując własną definicję. Badaczka odróżniła w niej malarstwo marynistyczne od tematów morskich w malarstwie. Zacytujmy: „jeżeli celem malarza było przedstawienie statku, portu, bitwy morskiej, ludzi morza zajętych pracą lub samego morza — możemy mówić o malarstwie marynistycznym, natomiast jeżeli morze stanowi tło innej, pierwszoplanowej (w sensie zarówno formalnym, jak i treściowym) sceny — mamy jedynie do czynienia z tematem morskim w malarstwie”[2]. I choć niewątpliwie zaletę definicji stanowi próba sformułowania przejrzystych zasad klasyfikacyjnych, jej słabszą stroną jest umieszczenie punktu ciężkości na intencji malarza, nierzadko trudnej do jednoznacznego określenia.

Narodziny marynistyki

Niektórzy badacze upatrują początków polskiej marynistyki w sztuce średniowiecza[3], renesansu[4], czy baroku[5]. Inni podkreślają jej dynamiczny rozwój od lat siedemdziesiątych XIX wieku[6]. Wszyscy zaś są zgodni, że największe znaczenie odegrała ona po 1918 roku, a więc w związku z odzyskaniem przez Polskę niepodległości, uzyskaniem dostępu do morza i utworzeniem Marynarki. Najbardziej prawdopodobna wydaje mi się XIX-wieczna geneza polskiego malarstwa marynistycznego. Zwłaszcza, że świadczą o tym zarówno realizacje artystyczne świadomie podejmujące temat marynistyczny, jak i rozwój związanej z nim terminologii.

Termin „marynistyka” jest stosunkowo młody. Nie notują go słownik polszczyzny XVI-wiecznej, ani słownik Samuela Bogumiła Lindego, wydany w połowie XIX wieku. Nie występuje też w słowniku z początku XX wieku, pod redakcją Jana Karłowicza, Adama Krycińskiego i Władysława Niedźwiedzkiego. Odnotowano w nim za to wyraz „marynista”, opatrzony adnotacją „now.”, którą oznaczano wyrazy nowoutworzone. A jako jego źródłosłów podano francuski wyraz „marine” w znaczeniu „obraz morski”. Ówczesna definicja, zgodnie z którą „marynista” to „malarz scen morskich, okrętów”[7] ograniczała znaczenie słowa „marynista” wyłącznie do reprezentantów sztuk pięknych. Nie powinno to dziwić, gdyż w tym właśnie kontekście posłużono się terminem w języku polskim po raz pierwszy. Nie znany z nazwiska krytyk użył go w 1870 roku na łamach „Wędrowca” w notatce z wystawy malarstwa w Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych, pisząc o Iwanie Ajwazowskim[8].

W kręgu sztuki

Na umieszczenie w słowniku języka polskiego „marynistyka” musiała zaczekać do II połowy XX wieku. Odnotowano ją wówczas w znaczeniu „twórczość artystyczna poświęcona tematyce morskiej”[9], a jako źródłosłów autor hasła wskazał łaciński przymiotnik „marinus” — „morski”. Podobnie rozszerzył swoje znaczenie termin „marynista” i oznaczał już nie tylko malarza, ale „artystę (malarza, grafika, pisarza) malującego, opisującego morze”[10]. Obok „marynistyki” i „marynisty” wystąpił też przymiotnik „marynistyczny”, którego wcześniejsze słowniki nie podawały.

Z kolei w opublikowanym w ubiegłej dekadzie Uniwersalnym słowniku języka polskiego przy wszystkich trzech terminach — „marynistyka”, „marynista” i „marynistyczny” — umieszczono adnotację „książk.”, oznaczającą wyrazy książkowe, a więc rzadziej stosowane w mowie użytkowników języka. Definicja interesującego nas terminu pozostała nie zmieniona. Wyraz „marynista” zaś zamieszczono w znaczeniu „twórca dzieł o tematyce morskiej”[11], przy czym jako przykład użycia podano „malarz marynista”.

Słownik terminologiczny sztuk pięknych nie podaje znaczenia terminu „marynistyka”, odsyła do wcześniej zdefiniowanej „mariny”. Sprecyzowano tam, że marina to „przedstawienie malarskie krajobrazu morskiego, jak np. morza z łodziami, okrętami i partią brzegu, ożywionego niekiedy sztafażem; także przedstawienie sceny odbywającej się na morzu, jak bitwa morska (nie zalicza się jej do przedstawień batalistycznych, jeśli przeważa w niej element krajobrazowy); marina łączy się czasem z wedutą, jeśli przedstawia fragment portu i zabudowań nadbrzeżnych”. W odróżnieniu od przywoływanych wcześniej słowników, w Słowniku terminologicznym sztuk pięknych podkreślono, że wyraz pełni funkcję nazwy gatunku malarstwa. W dalszej części hasła „marina” podano bowiem, że „jako samodzielny gatunek malarski (zw. marynistyką) marina rozwinęła się w XVII w. w związku z rozwojem malarstwa krajobrazowego w Holandii”[12].

W morzu słów

Definicja ze Słownika terminologicznego sztuk pięknych czyni więc z „marynistyki” określenie gatunkowe, nie rozstrzyga jednak wątpliwości, które zasygnalizowała Ewa Maria Różańska. Co więcej, po lekturze haseł słownikowych już samo proponowane przez badaczkę przeciwstawienie marynistyki tematowi morskiemu nie wydaje się nazbyt fortunne. Skoro marynistyka to „twórczość artystyczna poświęcona tematyce morskiej”[13], malarz, chcąc stworzyć obraz marynistyczny, przedstawia na nim właśnie temat morski. Oba pojęcia mają znaczenie synonimiczne, nie antynomiczne (przeciwstawne). Ponadto należy pamiętać, że odbiorca może oceniać jedynie efekty działania artystycznego, nie intencje malarza. Tym samym definicja proponowana przez Różańską nie dostarcza nam oczekiwanych narzędzi badawczych.

Z pomocą przychodzą definicje wypracowane na potrzeby innych dziedzin humanistycznych. Z podobnymi problemami borykali się bowiem wcześniej, w dwudziestoleciu międzywojennym historycy literatury. Nie do końca jasna i jednolita definicja marynistyki wywołała spór wśród badaczy. Część z nich opowiedziała się za węższym, część zaś za szerszym rozumieniem tego terminu. Zbigniew Jasiński twierdził, że utwór marynistyczny powinien dotyczyć wyłącznie morza, marynista zaś „to twórca w morskie arkana wtajemniczony, którego lądem nie czuć”[14]. Z kolei Władysław Bodnicki, polemizując z poprzednikiem, doszedł do wniosku, że pisząc o morzu, nie sposób pominąć też spraw wybrzeża i zamieszkujących go ludzi. Ostatecznie, choć przeważyła szersza definicja, niejednokrotnie postulowano konieczność posiadania przez pisarza fachowej wiedzy o morzu. W latach sześćdziesiątych XX wieku Bronisław Miazgowski pisał nawet: „Ażeby znać morze, ludzi morza, ich mentalność, trzeba żyć wśród nich, trzeba być jednym z nich. Dlatego prawdziwym pisarzem morskim w zasadzie może być tylko człowiek morza. Ten, kto pływał”[15]. I chociaż pogląd ten, jako zbyt skrajny, był potem przez innych badaczy krytykowany[16], można zastanowić się, czy nie ma w nim trochę racji? Sedno, jak się wydaje, tkwi w odpowiednim przygotowaniu artysty, jego znajomości morza. Ta zaś rodzi się głównie z obserwacji. Stąd też najlepsze obrazy marynistyczne powstały jako owoc nadmorskich urlopów i plenerów oraz morskich podróży. Tak jak marynarskie doświadczenia Josepha Conrada Korzeniowskiego okazały się nie bez wpływu na jego pisarstwo, tak bezpośrednie spotkania z morzem zaważyły na twórczości malarzy marynistów.

Czy rzeczywiście spojrzenie marynistów na Gdynię i port odbiega od tego, jak widzieli ją nie związani z morzem artyści? Czy w ich obrazach jest coś, co już na pierwszy rzut oka pozwala rozpoznać, że namalował je marynista? Wydaje się, że tak. Otóż pejzaże Henryka Baranowskiego czy Andrzeja Sobieraja, nawet gdy ich tytuły wskazują bardziej na wedutę niż marinę, zostały tak skomponowane, by pokazać morskość Gdyni. Patrząc na nie wyraźnie czujemy, że morze jest tu czymś więcej niż tylko tłem. W nadmorskim położeniu miasta tkwi jego piękno, lokalizacyjny atut. Maryniści, tworząc swoje prace, mieli tego świadomość, może nawet silniejszą niż ich „lądowi” koledzy. Dlatego właśnie morze pozostało dla nich zawsze tematem najważniejszym, naznaczyło swoją obecnością także pejzaże miejskie i portowe.

Tekst stanowi fragment artykułu: A. Śliwa, Baranowski – Litwin – Sobieraj. Maryniści z Pracowni Plastycznej Marynarki Wojennej w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, „Biuletyn Historyczny” 2013, nr 28, s. 218–241.


[1]     Zainteresowanych odsyłamy do pełnej wersji artykułu.

[2]     Sztuka marynistyczna. Malarstwo, rysunek, rzeźba (katalog zbiorów zgromadzonych w latach 1960–1979), oprac. E. M. Różańska, Gdańsk 1986, s. 8.

[3]     M. Fabjańska-Przybytko, Morze w plastyce polskiej, Gdynia 1976, s. 7–10.

[4]     Sztuka marynistyczna…, dz. cyt., s. 13.

[5]     B. Purc-Stępniak, Morze jako świat. Obraz morza w malarstwie polskim do połowy XIX wieku, [w:] Morze w obrazach artystów polskich XX w. Katalog wystawy Muzeum Narodowe w Gdańsku, czerwiec–wrzesień 2001, Gdańsk 2001, s. 18.

[6]     Tamże, s. 14–15; W. Zmorzyński, Odkrywanie morza, w: Morze w obrazach artystów polskich XX w.…, dz. cyt., s. 8.

[7]     J. Karłowicz, A. Kryciński, W. Niedźwiedzki, Słowik języka polskiego, t. 2 H–M, Warszawa 1952, s. 891.

[8]     J. Tuczyński, W kręgu sporów o marynistykę, w: tegoż, Marynistyka polska. Studia i szkice, Poznań 1975, s. 6.

[9]     Słownik języka polskiego, por red. W. Doroszewskiego, t. 4 L–Nić, Warszawa 1963, s. 482.

[10]   Tamże.

[11]   Uniwersalny słownik języka polskiego, pod red. S. Dubisza, t. 2 K–Ó, Warszawa 2006, s. 573.

[12]   Słownik terminologiczny sztuk pięknych, Warszawa 2004, s. 250.

[13]   Słownik języka polskiego, por red. W. Doroszewskiego, dz. cyt., s. 482.

[14]   Z Jasiński, Głębie i płycizny marynistyki, „Wiadomości Literackie” 1937, nr 27.

[15]   B. Miazgowski, Morze w literaturze polskiej, Gdynia 1964, s. 122.

[16]   Por. J. Tuczyński, W kręgu sporów o marynistykę, dz. cyt., s. 8; A. Martuszewska, Czy marynistyka może stać się kategorią teoretycznoliteracką?, [w:] Problemy polskiej literatury marynistycznej, pod red. E. Kotarskiego, Gdańsk 1982, s. 28–29.

10 lutego to bardzo ważna data  historii Gdyni. Wiąże się z nią nie tylko pamięć o zaślubinach Polski z morzem, które odbyły się w Pucku 10 lutego 1920 roku, ale również o rocznicy nadania Gdyni praw miejskich.

To właśnie tę datę jako dzień swoich urodzin podawał oficjalnie ostatni sołtys wsi a także pierwszy po I wojnie światowej polski wójt obwodu wójtowskiego w Chyloni – Jan Radtke. Data widnieje w wielu jego oficjalnych biogramach, a nawet na nagrobku na Cmentarzu Witomińskim.

W rzeczywistości Jan Radtke urodził się dzień wcześniej, 9 lutego 1872 roku. Tak przynajmniej wynika z księgi chrztów z lat 1840-1872 parafii p.w. św. Michała Archanioła na Oksywiu, gdzie 14 lutego 1872 roku przyszły wójt został ochrzczony. Nie wiemy jednak, czy niedokładna data urodzin była wynikiem zapomnienia, błędem osoby rejestrującej chrzty w księdze, czy też rezultatem świadomego nawiązywania przez Radkego do zaślubin i zarazem rocznicy nadania Gdyni praw miejskich.

U Pana Boga za piecem

Jego rodzicami byli Józef – właściciel 50-hektarowego gospodarstwa w Dębogórzu na Kępie Oksywskiej oraz pochodząca z Cisowej, Julianna, z domu Magryan. Oprócz Jana małżeństwo miało jeszcze ośmioro dzieci: cztery dziewczynki oraz czterech chłopców. Najmłodszym z braci był Stefan Radtke (1890-1940), w przyszłości pierwszy kapłan w parafii p.w. Chrystusa Króla w Małym Kacku, zamordowany przez Niemców w obozie koncentracyjnym Oranienburgu.

Jan ukończył szkołę rolniczą w Sopocie. Po odbyciu praktyk w Starostwie Powiatowym w Wejherowie, pracował jako rządca w majątkach na Żuławach. Do Gdyni przeniósł się w 1912 roku, gdzie zamieszkał w wybudowanym przez siebie domu, który stoi do chwili obecnej przy ulicy 10 Lutego 2, przy skrzyżowaniu z ulicą Świętojańską. W latach dwudziestych XX wieku na sąsiedniej posesji, przy ulicy 10 Lutego 4, Radtke postawił dom dla swoich sióstr – podobnie jak własny, dostosowany do goszczenia letników. W latach 1934-1935 wybudował stojącą do dzisiaj czteropiętrową kamienicę przy ulicy Świętojańskiej 18, chociaż sam do wojny mieszkał w pierwszej lokalizacji.

W obliczu wielkich przemian

Jeszcze zanim Gdynia wraz z Pomorzem wróciła do państwa polskiego, 30 września 1919 roku, z woli mieszkańców Jan Radtke przejął obowiązki sołtysa od Niemca Aarona Jansena. Jako nowy sołtys niezwłocznie wprowadził do urzędu język polski, a na budynku swej siedziby wywiesił biało-czerwoną flagę. Nieco później objął również obowiązki wójta obwodu wójtowskiego w Chyloni, w granicach którego znajdowała się Gdynia. W ten sposób został pierwszym Polakiem, który sprawował obie funkcje po 147 latach władzy pruskiej. Fakt ten został potwierdzony po zajęciu Pomorza przez administrację polską.

Po ponownym wyborze na urząd sołtysa w 1923 roku, z jego inicjatywy Rada Gminna wystąpiła do władz państwowych o nadanie Gdyni praw miejskich. Starania te zakończyły się sukcesem w roku 1926. Jan Radtke został członkiem Rady Miejskiej, wybrano go także na wiceburmistrza. Jednak ze względu na zbyt bliskie pokrewieństwo z innymi członkami tego gremium, Janem Grubbą i Janem Skwierczem, nie został zatwierdzony na tym stanowisku przez wojewodę pomorskiego. Nadal pozostawał członkiem Rady Miejskiej, funkcję tę pełnił przez wiele lat. Tak jak wielu Pomorzan sympatyzował politycznie z Narodową Demokracją. Należał do czołowych działaczy endecji w Gdyni.

Zapalony społecznik

Sympatię społeczeństwa gdyńskiego zdobył swoją działalnością społeczną. Był aktywnym członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, Zrzeszenia Miłośników Kaszubszczyzny „Stanica”, Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości, czy Bractwa Kurkowego. Działał również w kulturze. Był honorowym patronem Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych Wacława Szczeblewskiego, a od 1931 roku prezesem Związku Towarzystw Śpiewaczych „Dzwon Bałtycki”.

W budującej się Gdyni, aktywnie wspierał różne inicjatywy związane z powstaniem ważnych dla społeczeństwa gmachów. Już na początku lat dwudziestych XX wieku Jan Radtke został głównym rzecznikiem budowy kościoła w Gdyni, a gdy Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny powstał, był długoletnim członkiem jego Rady Parafialnej. Co więcej, plebania parafii znajdowała się w domu Radtkego do 1934 roku. Należał również do Zarządu Towarzystwa Budowy Bazyliki Morskiej, a także Kaszubskiego Komitetu Budowy Koszar w Gdyni. Od 1928 roku uczestniczył w pracach zarządu gdyńskiego Oddziału Morskiego Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego – prywatnie bardzo lubił podróże.

Choć przez całe życie był kawalerem, prowadził otwarty dom, w którym bywali znamienici goście. Odwiedzali go między innymi: znany działacz kaszubski Antoni Abraham, Stefan Żeromski, Tadeusz Wenda, Jan Kamrowski, Feliks Nowowiejski oraz wielu czołowych przedstawicieli miejscowej społeczności.

Ostatnie lata życia

W czasie II wojny światowej Jana Radtke wyrzucono z domu, a następnie aresztowano. Przez pewien czas przebywał w obozie w Potulicach. Po powrocie do Gdyni zamieszkał u krewnych w Pustkach Cisowskich. Po wojnie – podobnie jak w przypadku wielu przedsiębiorczych mieszkańców miasta – nękany był wysokimi podatkami. Musiał sprzedać część swoich dóbr.

Przeżył 86 pracowitych lat, z których ponad połowę poświęcił swojej ukochanej Gdyni. Zmarł 22 grudnia 1958 roku. Jego pogrzeb zgromadził tłumy ludzi, którzy w kondukcie pogrzebowym przeszli spod kościoła p.w. Najświętszej Marii Panny ulicami: Świętojańską, 10 Lutego, Śląską na Cmentarz Witomiński. W ten sposób uhonorowali zasłużonego gdynianina.

W 2018 roku Muzeum Miasta Gdyni otrzymało pamiątki z likwidowanego Gimnazjum nr 14 im. Jana Radtkego w Gdyni. Są to przeważnie fotografie związane z rodziną ostatniego sołtysa Gdyni, a także przedmioty pochodzące z jego domu.

Fotografia, Przed wejściem do domu przy obecnej ul. 10 Lutego 2. Jan Radtke stoi drugi z prawej, autor nieznany, ok. 1914, ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, sygn. MMG/HM/II/5751

Wybrana bibliografia

  • Encyklopedia Gdyni, red. M. Sokołowska, Gdynia 2006, t. 1., s. 663.
  • Archiwum Archidiecezjalne w Gdańsku, Księga chrztów 1840-1872 parafii p.w. św. Michała Archanioła na Oksywiu, sygn. W 1109.
  • M. Sokołowska, W. Kwiatkowska, Gdyńskie cmentarze, Gdynia 2013 s. 35-36.
  • Gdyńscy Kaszubi, red. J. Mordawski, Gdynia 2006, s. 82-84.

Gdynia to nie tylko modernizm. Międzywojenne klasycyzujące śródmiejskie kamienice, historyzujące gmachy użyteczności publicznej, dworkowe wille podmiejskie czy zakopiańskie domy mieszkalne również zasługują na uwagę badaczy architektury i mieszkańców miasta.


„Gdyńskie perły, czyli więcej niż modernizm”, nowa publikacja Muzeum Miasta Gdyni, oddaje hołd gdyńskiej architekturze niemodernistycznej – budynkom takim jak: Dworzec Morski Żeglugi Gdańskiej, Siedziba Organizacji YMCA, Dom Marynarza czy kamienica Władysława Budyna.


Jak zdobyć książkę? Wystarczy odwiedzić muzealny sklep i zrobić zakupy za minimum 80 złotych,
a publikację otrzymasz gratis.


• promocja trwa od 1.02.2022, dotyczy zakupów w sklepie stacjonarnym i on-line, i trwa do wyczerpania produktu

Neoklasycystyczne filiżanki ze spodkiem, wykonane z najwyższej jakości białej porcelany, o bardzo subtelnym złoto-kobaltowym zdobieniu, były produkowane dla dworu cesarskiego i szlachty. Ta konkretna pochodzi z fabryki manufaktury wiedeńskiej. Prawdopodobnie około połowy XIX wieku została zakupiona przez kapitana Gracjana Wendę, a następnie trafiła w ręce Tadeusza, budowniczego portu gdyńskiego.

KOBALTOWA SUBTELNOŚĆ

Filiżanka z charakterystycznym łamanym uszkiem została wykonana w komplecie z głębokim spodkiem o wysokim kołnierzu. Ranty naczyń obwiedziono kobaltowymi liniami, nad którymi naniesiono w niewielkich odległościach podwójne, ukośne kreseczki w kolorze złotym. Wzdłuż górnych krawędzi poprowadzono drobne punkty w kształcie półkola, zwieńczone dekoracyjną linią. Pierwotnie na filiżance i spodku, w centrum, znajdowały się złote przedstawienia floralne i pojedyncze gałązki z listkami przy brzegach. Ale w wyniku użytkowania całkowicie się wytarły. 

ESTETYKA WIEDEŃSKIEJ MANUFAKTURY

Historia tego egzemplarza rozpoczyna się w wiedeńskiej fabryce – drugiej po ośrodku w Miśni, najstarszej w Europie wytwórni porcelany. Początkowo było to prywatne przedsiębiorstwo, założone w 1718 roku przez wiedeńskiego urzędnika dworu cesarskiego – Claude du Paquiera i zlokalizowane przy Porzellangasse w Alsergrund. Wytwarzane produkty wyróżniały się kremową barwą o delikatnym połysku. W 1744 roku z powodu trudnej sytuacji finansowej Claude du Paquier postanowił sprzedać fabrykę państwu. Od tego czasu na spodzie każdego naczynia wybijano austriacką tarczę z niebieskim paskiem – właśnie taka kobaltowa sygnatura widnieje na filiżance inżyniera Tadeusza Wendy. 

POLSKI ŚLAD

Firma z roku na rok doskonaliła jakość wyrobów, a odkrycie złóż glinki na Węgrzech znacznie poprawiło jakość masy porcelanowej. W 1777 roku wytwórnia otworzyła dwa sklepy w Polsce – we Lwowie i Berdyczowie, wtedy też zaczęto wytwarzać figurki nazywane „polską rodziną”. W latach 1784-1805, zgodnie z duchem czasu, skupiła się na tworzeniu produktów w subtelnej bieli z drobnymi zdobieniami. Motywem przewodnim była natura, a na naczyniach pojawiły się liście akantu i palmety. W 1795 roku odkryto błękit kobaltowy, a na porcelanie coraz częściej widniały złote dekoracje i kobaltowe błękity. Mimo dużej popularności i najwyższej jakości wykonywanych produktów w 1864 roku manufakturę zamknięto. Jej działalność wznowiono dopiero w 1923 roku pod nową nazwą Augarten. 

EKSPOZYCJA CZASOWA

Mimo swojego wieku filiżanka wciąż zachwyca prostotą formy i subtelnym zdobieniem, o czym można się przekonać na własne oczy zwiedzając ekspozycję pt. Tadeusz Wenda – człowiek i jego dzieło. Dzięki uprzejmości Hanny Wendy-Uszyńskiej obiekt znajduje się wśród innych pamiątek po inżynierze. 

Ekspozycja trwa do 13 lutego 2022 roku.

Joanna Mróz

Filiżanka inżyniera Tadeusza Wendy, poł. XIX wieku, ze zbiorów prywatnych, fot. Leszek Żurek

 

Tak niedawno, bo zaledwie pięć lat temu, wraz z panią Agnieszką dumnie otwieraliśmy moduł zmienny na naszej wystawie poświęcony jej rodzinnej historii. Wspominając fascynujące koleje losu jej rodziny, gdyńskich rymarzy działających pod adresem ul. Świętojańska 137, opowiadała o dramatycznych chwilach i wydarzeniach wojennych, których była świadkiem i uczestnikiem, wydarzeniach, które dzięki jej odwadze i uporowi przeszły do historii nie tylko Gdyni, ale i całego kraju.

Przedmiotem, który wiąże się z losami Pani Agnieszki jest plecak, przechowywany w Muzeum Miasta Gdyni. Plecak pozornie zwyczajny, charakterystyczny dla okresu międzywojennego, który został wykonany w zakładzie rymarskim Leona i Jadwigi Rekowskich przy ul. Świętojańskiej 137. W plecaku tym, wyposażonym w specjalnie przygotowane drugie dno, druhna Mieczysława Oleszak (po mężu Pobłocka) ps. „Przelotny Ptak”, łączniczka Tajnego Hufca Harcerzy w Gdyni, przeniosła przez front plany niemieckich umocnień wokół miasta i przekazała je wojskom radzieckim idącym ku Zatoce Gdańskiej.

Plany zostały przygotowane podczas akcji wywiadowczej o kryptonimie „B-2”, przeprowadzonej w ostatniej fazie II wojny światowej przez harcerzy z inicjatywy por. Joachima Joachimczyka. Na ul. Śląską, skąd wyruszyła w podróż Pobłocka, plecak z mapami przeniosła córka właścicieli zakładu rymarskiego Agnieszka Rekowska (po wojnie: Agnieszka Sitko). Dzięki tej akcji podczas wyzwalania udało się ocalić życie wielu żołnierzy i mieszkańców, a także znacznie zmniejszyć zniszczenie miasta. Do 2011 roku plecak był przechowywany w domu Mieczysławy Pobłockiej w Koleczkowie.

Pani Agnieszka dzieliła się z nami historiami nie tylko związanymi z wyżej opisanymi wydarzeniami. Była osobą serdeczną, otwartą, lokalną patriotką w pełnym tego słowa znaczeniu.

AGNIESZKA SITKO zd. Rekowska
21.09.1927 – 22.01.2022


Plecak Agnieszki Sitko
Plecak Agnieszki Sitko

I TYDZIEŃ
„Ściana zaczarowana. Ilustracje Bożeny Truchanowskiej”

Za oknami zimowe krajobrazy, mróz co szczypie w uszy… Brrr… można nieźle zmarznąć! W Muzeum Miasta Gdyni przed zimnem skryły się przeróżne stwory i zwierzęta.  Wszystko za sprawą wystawy „Ściana zaczarowana. Ilustracje Bożeny Truchanowskiej”, która jest tematem pierwszego tygodnia ferii w Muzeum.

Uzupełniajcie termosy! Wkładajcie szaliki! A później biegnijcie do nas na warsztaty, podczas których będziemy malować, wycinać, projektować, a nawet… spać!

II TYDZIEŃ
„MORZE \ MIASTO \ PORT”

Słyszycie? To szum morza! Podążając w jego kierunku, w drugim tygodniu ferii zimowych, dotrzecie na wyjątkowe warsztaty do Muzeum Miasta Gdyni. Pod banderą najnowszej wystawy „MORZE \ MIASTO \ PORT” na naszym feryjnym okręcie czekają na Was wyzwania – malowanie, modelowanie, sklejanie. A to jeszcze nie wszystko. Przybywajcie!



Na warsztaty zapraszamy dzieci w wieku 6-12 lat wraz z opiekunami.

Wszelkie pytania dotyczące warsztatów można kierować do Ośrodka Edukacji mailowo na adres: edukacja@muzeumgdynia.pl lub telefonicznie na jeden z podanych numerów: 58 662 09 35/36/37.

Wszystkie szczegóły dotyczące warsztatów znajdziecie w zakładce Wydarzenia