Zdjęcia z misiem na skwerze Kościuszki

Tradycją, jeszcze przedwojenną, były niedzielne spacery rodzinne na skwer Kościuszki. Tu przychodziło się dla relaksu, dla zaczerpnięcia, świeżego, morskiego powietrza, którego zarówno zapach, jak i smak czuło się zawsze przebywając w tym miejscu. Tu zachodziło się na kawę i lody do licznych kawiarni. Tu wreszcie, w pobliżu skrzyżowania z ul. Świętojańską, robiło się pamiątkowe zdjęcia. Większość zdjęć ze skweru Kościuszki jest bardzo podobna w charakterze, z pasem zieleni na pierwszym planie i pierzeją północną kamienic, które powstawały przed II wojną, w tle.

  1. Fot.: Wacław Schulz, Foto-Fox, fotografia z 1937 r.

  1. Fot.: Wacław Schulz, Foto-Fox Fotografia z 1939 r.
  1. Fot.: Foto-Alma,1935-1939

Każdy dorosły gdynianin ma taką fotkę w rodzinnych albumach.  Najciekawsze zdjęcia przedstawiają dzieci. Głównie dla nich ustawione były na początku skweru różnego rodzaju przedmioty, które przyciągały uwagę najmłodszych. Maluchy koniecznie chciały wsiąść do miniaturowego samochodu, czy małej bryczki z konikiem a fotograf, który stał obok, natychmiast dokumentował to pstrykając fotografie. Oczywiście za odpowiednią opłatą i pokwitowaniem. Zdjęcia przychodziły pocztą po kilku dniach, można je było także odebrać w zakładzie fotograficznym.  Zimą robiono zdjęcia dzieciom na sankach, do których zaprzęgnięto tego samego konika, który latem ciągnął bryczkę. Fotografie zachwycają urokiem radosnych dzieci i intrygują pomysłowością dorosłych na robienie interesu. Przedsiębiorczy fotograf, wykupiwszy licencję, mógł wykonywać swój zawód w plenerze. Dla przyciągnięcia klientów  ustawiał modele wspomnianych pojazdów, ale także np. drewniane bociany. Ci, którzy przechadzali się po skwerze Kościuszki, czy pobliskiej promenadzie przed II wojną, mogli fotografować się z żywym bocianem, zwanym Wojtkiem, czy Maćkiem? Największą furorę wśród mieszkańców i letników, także po wojnie, robił niedźwiedź i to nie tylko u dzieci. Oczywiście biały, polarny miś.

 

4-5 Fotografie datowane na rok 1950 i 1951

 

6-7. Fotografie z połowy lat 50. XX w.

  1. fotografia z lat 60, XX w.

Mężczyzna, bo chyba był to mężczyzna, ukryty za przebraniem misia, wcale nie miał łatwego zadania. Przecież pracował w sezonie letnim, często w upalne dni. Musiał zagadywać dorosłych, mamić maluchy, aby pozwoliły na zdjęcie. Czy taką niedźwiedzią mordą można się było uśmiechać i to w taki sposób, by dzieci nie bały się i pozwoliły nawet wziąć się na ręce? Wiem z własnych przeżyć, że nie wszystkie maluchy  na to pozwoliły. Ja nie zgodziłam się nawet na przywitanie z misiem, który wyciągnął do mnie potwornie, jak mi się zdawało, kosmatą łapę. Nie mam wśród swoich pamiątek zdjęcia z gdyńskim misiem. Znalazłam natomiast fotografię na sankach, „ciągniętych” przez konika.

  1. Pamiątka rodzinna, pocz. Lat 50. XX w.

Charakterystyczne jest to, że przed wybuchem II wojny, na skwerze Kościuszki i promenadzie „działał” tylko niedźwiedź, no i żywy bocian. Po wojnie pojawiły się dodatkowo:  drewniane bociany, bryczka z konikiem, sanki a następnie różnej marki samochody. Jednak zdjęcia znajdujące się rodzinnych albumach wskazują, że na przełomie lat 50. i  60. XX w. dzieci fotografowane były także w towarzystwie krasnoludków, w samolociku czy w bryczce zaprzęgniętej do psa bernardyna. A więc, dość duża rozpiętość w pomysłach fotografów. Interesujące jest też gdzie i przez kogo produkowane były wymienione zabawki? Czy były wytwarzane w  kraju, czy, co jest bardziej prawdopodobne, przywożone z zagranicy?

Przeglądając muzealne fotografie zwróciłam uwagę na to, że wśród obiektów, z którymi fotografowały się dzieci, brak jest modeli statku, okrętu, czy choćby kutra rybackiego. Czy dlatego, że te prawdziwe przycumowane były niedaleko, w basenie portowym? Jedynie na gdyńskiej i orłowskiej plaży widzimy pamiątkowe koła ratunkowe. W Orłowie koło było własnością Foto Alma, przedwojennego zakładu fotograficznego. Na kole zainstalowanym na gdyńskiej plaży jest podany jedynie rok: 1947.  Kilka fotografii sprzed wojny na rewersach ma pieczątki Foto Alma i Foto Fox. Przedstawicielem tego drugiego zakładu był znany gdyński fotograf Wacław Schulz. Natomiast ze zdjęć powojennych nie dowiemy się, kto był ich autorem i tak pięknie dokumentował krótkie chwile radości maluchów. Na ich rewersach zachowały się jedynie oznakowania numeryczne, które niczego nie wyjaśniają. Gdynianie opowiadają, że wywołane zdjęcia odbierało się, za odpowiednią opłatą w niewielkim kantorku zakładu na zapleczu jedynego w Gdyni fotoplastykonu, który mieścił się  przy skwerze Kościuszki nr 18. Powstał w latach 50. XX w. Inicjatorem zainstalowania urządzenia do oglądania zdjęć stereoskopowych i jednocześnie obsługującym go był starszy bosman Marynarki Wojennej, operator filmowy i fotograf, Paweł Płonka. Prawdopodobnie, chociaż nigdzie nie znalazłam potwierdzenia, to on właśnie był fotografem ze skweru Kościuszki. Z czasem, po zamknięciu fotoplastykonu, stał się „nadwornym” fotografem na okręcie-muzeum ORP „Burza”.

Szkoda, że tradycja zdjęć pamiątkowych na skwerze Kościuszki w pewnym okresie zanikła. Ostatnie datowane zdjęcie, znajdujące się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni, pochodzi z 1981 r. Przedstawia uśmiechniętego chłopca w wyścigowym samochodzie, obok stojącego dmuchanego zająca.

  1. Fotografia z 1981 r.

W muzealnej kolekcji takich scenek rodzajowych na fotografiach, z różnych okresów, jest zaledwie około dwudziestu. Pochodzą od mieszkańców Gdyni, darowane z myślą o zachowanie w pamięci gdynian pięknego zwyczaju.

Barbara Mikołajczuk

 

Fot. ze zbiorów IPN Gdańsk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Grudzień 1970 roku kojarzy się jednoznacznie z robotniczymi protestami na Wybrzeżu i brutalną reakcją władz. Wydarzenia te miały jednak także swoje mniej znane międzynarodowe oblicze. Robotnicze protesty, rozlew krwi i zmiana władz w Warszawie przyciągnęły uwagę dyplomatów z niemal całego świata.

7 grudnia 1970 roku, zaledwie tydzień przed początkiem protestów na Wybrzeżu, w Warszawie premier Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej Józef Cyrankiewicz podpisał z kanclerzem Republiki Federalnej Niemiec Willy Brandtem układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków.

Dokument ten był niewątpliwie dużym sukcesem politycznym pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysława Gomułki. Na jego mocy władze RFN uznały polską granicę zachodnią na Odrze i Nysie Łużyckiej, godząc się tym samym z wynikiem II wojny światowej. Na arenie międzynarodowej ustalenia te przyjęto z wyraźną ulgą. Wpisywały się one bowiem w charakterystyczny dla lat 70. XX wieku trend redukowania napięć pomiędzy wolnym światem a blokiem wschodnim.

Zaledwie tydzień później spokój dyplomatów w ambasadach w Polsce został zburzony. Wprowadzone 12 grudnia podwyżki cen żywności i innych podstawowych artykułów były niespodziewane i – z ich punktu widzenia – nielogiczne. W Warszawie panował jednak spokój i nic nie wskazywało na nadchodzącą tragedię. Jeden z pracowników ambasady Austrii w Warszawie, nazwiskiem Taurich, w rozmowach z kolegami z placówki RFN wyrażał nawet zdziwienie, iż w stolicy Polski wielkie zakłady pracy pracowały tego dnia normalnie i nie doszło do protestów.

Gdy 14 grudnia, w poniedziałek zastrajkowali robotnicy Stoczni Gdańskiej, zachodni dyplomaci w Warszawie nie dysponowali żadnymi informacjami na ten temat. Podobnie korespondenci zachodnich agencji prasowych nie mieli jeszcze wówczas pojęcia o sytuacji na Wybrzeżu. Realia Polski i bloku wschodniego z początku lat 70. były bardzo dalekie od współczesnych warunków „globalnej wioski”, w której informacje dzięki internetowi i mediom społecznościowym w ciągu kilku minut obiegają cały kraj.

W tej sytuacji szczególną rolę w zbieraniu informacji o protestach odegrały działające w Gdańsku konsulaty. W uprzywilejowanej pozycji znajdował się Konsulat Generalny Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Kierujący tą placówką konsul Iwan Borisow został bowiem uprzedzony przez stronę polską o planowanych podwyżkach. Już 12 grudnia radzieccy dyplomaci w Gdańsku (z których część prawdopodobnie realizowała także zadania dla służb specjalnych) powołali w konsulacie „zespół operacyjny”, który spotkał się z działaczami PZPR różnego szczebla. Co ciekawe polscy towarzysze zapewniali wówczas, iż nie spodziewają się protestów społecznych. Szybko okazało się, jak dramatycznie się pomylili.

Z placówek krajów wolnego świata w Grudniu’70 czołową rolę odegrał Konsulat Szwecji w Gdańsku. Kierujący nim konsul Kurt Gunnar Wik ze swojego gabinetu obserwował pochód protestujących robotników. Konsul poinformował o wybuchu protestów zarówno ambasadę w Warszawie, a za jej pośrednictwem władze w Sztokholmie, jak i Radio Wolna Europa. Konsul Wik tak bardzo rozdrażnił tym działaniem polskie władze, iż zaraz po wydarzeniach grudniowych musiał opuścić Polskę jako persona non grata.

Informacje o sytuacji w Trójmieście zaczęli także zbierać dyplomaci z placówek ZSRR i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Konsulowie wysłali niższej rangi dyplomatów na rekonesans, sami pozostając bezpieczni w murach swych placówek. Wicekonsul NRD, Heinz Richter, poinformował o licznych śladach walk ulicznych w śródmieściu Gdańska. Radziecki konsulat oszacował z kolei liczbę demonstrantów na 10 tysięcy.

Nazajutrz, 15 grudnia, gdy stało się jasne, iż ukrycie przed polską i międzynarodową opinią publiczną protestów nie jest możliwe, ekipa Gomułki rozpoczęła wielką operację propagandową. W partyjnych mediach pojawił się komunikat Polskiej Agencji Prasowej, a następnie seria artykułów tłumaczących sytuację na Wybrzeżu. Winę za protesty i walki na ulicach zrzucono na „chuliganów”, którzy mieli wykorzystać niezadowolenie robotników. Był to jednak dopiero początek manipulacji. Władze posunęły się do, używając dzisiejszego języka, rozpowszechniania fake newsów kompromitujących protestujących robotników.

Biuro Prasy KC PZPR dysponowało zdjęciami Centralnej Agencji Fotograficznej z Gdańska, które przedstawiały stoczniowców broniących sklepu przed grupką złodziei. Fotografie te zostały jednak poddane retuszowi. Usunięcie stoczniowych kasków spowodowało, iż można je było podpisać jako zdjęcia rzekomych chuliganów rozbijających i rozkradających sklep. Nie mając na czym się oprzeć, dyplomaci zachodnich krajów przekazali tekst oficjalnego oświadczenia PAP swoim władzom. Co gorsza, zmanipulowane fotografie znalazły się na łamach wielu europejskich gazet, które tym samym nieświadomie przyczyniły się do powielania kłamstwa komunistycznych władz.

Reakcje Moskwy na masakrę robotników Trójmiasta i Szczecina nie są do końca znane. Rosyjskie archiwa ciągle jeszcze strzegą tajemnic dawnego imperium. W tej sytuacji trzeba się opierać na wspomnieniach radzieckich przedstawicieli aparatu władzy. Według nich na Kremlu początkowo nie zdawano sobie sprawy z powagi sytuacji, chociaż dzięki raportom gdańskiego konsulatu radzieckie kierownictwo miało obraz wydarzeń na Wybrzeżu. Zmieniły to dopiero doniesienia o użyciu broni i ofiarach śmiertelnych. W tej sytuacji radziecki ambasador, Awierkij Aristow, złożył w Komitecie Centralnym w Warszawie niezapowiedzianą wizytę Władysławowi Gomułce. Pierwszy sekretarz podczas spotkania podkreślał chęć zdławienia robotniczego buntu i co chwila odwoływał się do rzekomego kontrrewolucyjnego zagrożenia. Radziecki ambasador odniósł z kolei wrażenie, że Gomułka zachowywał się nerwowo i sprawiał wrażenie człowieka ciężko chorego Takie informacje zaniepokoiły przywódcę ZSRR Leonida Breżniewa i jego otoczenie.

Gdy na ulicach Trójmiasta pojawiły się czołgi i lała się krew, na Kremlu i w Warszawie toczyła się polityczna gra. Wieczorem 16 grudnia radziecki premier, Aleksiej Kosygin, zasugerował w rozmowie z wicepremierem Piotrem Jaroszewiczem, że zdaniem Moskwy Gomułka stracił panowanie nad sytuacją i nie ma pomysłu na wyjście z kryzysu. Rzekomo wykluczył on też radziecką interwencję, oświadczając, że to PZPR musi znaleźć wyjście z sytuacji. Wkrótce stało się jasne, iż kierownictwo ZSRR najchętniej widziałoby jako nowego pierwszego sekretarza Edwarda Gierka.

Nieco więcej wiadomo o reakcjach innego kraju z obozu państw socjalistycznych, czyli NRD. Już 15 grudnia wszystkie enerdowskie służby zostały postawione w stan podwyższonej gotowości, a na granicy z Polską wzmocniono patrole. Wkrótce też, gdy protesty objęły Szczecin, zamknięto przejście graniczne w Kołbaskowie, blokując tym samym trasę do Berlina. Szczególną „kontrolą operacyjną” poprzez inwigilację, podsłuch i sieć donosicieli miały być objęte zarówno osoby powracające z Polski do NRD, jak i Polacy pracujący w tym kraju.

Jako że większa część mieszkańców odbierała zachodnioniemiecką telewizję, która wspominała o rozlewie krwi w Polsce, towarzysze z Berlina Wschodniego, podobnie jak ekipa Gomułki, rozpoczęli wielką operację propagandową. Działacze Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) otrzymali specjalne wytyczne, co mówić na spotkaniach i partyjnych naradach. Powielano kłamstwa ekipy Gomułki o rozbijających sklepy chuliganach. Podobną narrację przyjęły także wschodnioniemieckie media, oskarżając przy tym RFN i NATO o „podgrzewanie nastrojów” w Polsce i bliżej nieokreślone „prowokacje”.

Trudno stwierdzić, czy i w jakim stopniu machina propagandowa wpłynęła na poglądy zwykłych mieszkańców NRD. Częśćz nich zapewne uwierzyła lub chciała uwierzyć w propagandowe zaklęcia. Według zachowanych raportów Stasi w rozmowach w zakładach pracy i gospodach pojawiały się antypolskie stereotypy mówiące o tym, że „Polacy nie potrafią rządzić własnym krajem”. Część zwykłych Niemców odrzuciła jednak propagandowe klisze, podkreślając w rozmowach, iż biedni, zdesperowani ludzie to nie chuligani. Władza, która strzelała do robotników, miała, zdaniem niektórych członków SED, niewiele wspólnego z prawdziwym socjalizmem.

Rzadko, lecz jednak zdarzały się bezinteresowne akty sympatii i solidarności z Polską i Polakami. Stasi odnotowała w czasie trwania protestów na Wybrzeżu kilkadziesiąt takich przypadków. W kilku miastach, m.in. w Berlinie Wschodnim i Erfurcie, pojawiły się napisy na murach i ulotki mówiące o solidarności z Polakami i wzywające do pójścia w ich ślady, a nawet do wywołania w NRD antykomunistycznego powstania.

Osobną kwestią była sytuacja Polaków pracujących za Odrą. Szczególnie trudne chwile przeszli z pewnością pracownicy Gdyńskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego „Wybrzeże”, którzy pracowali przy budowie fabryki porcelany w Ilmenau w Turyngii. Można się tylko domyślać, jak straszne uczucia musiały im towarzyszyć. Być może wśród czytelników tego tekstu są byli pracownicy tego przedsiębiorstwa, których Grudzień ‘70 zastał w NRD. Chętnych do podzielenia się swymi wspomnieniami zachęcamy do kontaktu z Muzeum Miasta Gdyni.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja po drugiej strony „żelaznej kurtyny”. Szczególnie uważnie sytuację na Wybrzeżu obserwowano w RFN. Nic dziwnego, zaledwie tydzień wcześniej zawarto przecież w Warszawie wspomniany układ zakładający normalizację stosunków. Władze RFN obawiały się więc upadku Gomułki lub innych politycznych zawirowań, które mogłyby na przykład spowodować wycofanie się Polski z polityki zbliżenia z RFN. Obawiano się także, iż protest przeniesie się z Wybrzeża na inne miasta, a Polska utonie w chaosie, co mogłoby spowodować radziecką interwencję.

Dopiero 19 grudnia rzecznik prasowy rządu kanclerza Brandta, Conrad Ahlers, w odpowiedzi na pytanie z redakcji dziennika „Welt am Sonntag” wydał krótkie oświadczenie na temat sytuacji w Polsce. Jego pierwsze zdanie brzmiało jednak absurdalnie, bowiem rząd w Bonn ze względu na rozlew krwi uznawał zajęcie konkretnego stanowiska w tej sprawie za „niestosowne”. Według słów rzecznika władze RFN postrzegały sytuację w Polsce jako kolejny przejaw „głębokiego i niemożliwego do przezwyciężenia” kryzysu gospodarczego w bloku wschodnim. Ewidentnie nie chciano zrazić do siebie zarówno ekipy Gomułki, jak i Kremla. Jednak na dyplomatycznych salonach nawet taka łagodna i wyważona wypowiedź została skrytykowana przez radzieckich dyplomatów, którzy uznali ją za „nieprzyjazną” wobec ZSRR i bloku wschodniego.

Media w RFN usiłowały obiektywnie informować o wydarzeniach na Wybrzeżu. Wiele artykułów opierało się na informacjach pozyskanych od osób trzecich. Kilku dziennikarzy szwedzkiej i duńskiej prasy przebywało w czasie grudniowych dni w Szczecinie i Słupsku. Ich relacje z walk ulicznych przytoczyła prasa w całej Europie. Z kolei kapitan jednego z zachodnioniemieckich statków handlowych stojących na redzie portu w Gdańsku poinformował o słupie dymu unoszącym się nad miastem po spaleniu budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR przez protestujących. Z drugiej jednak strony zdarzały się przekłamania i plotki. Niektóre tytuły publikowały sensacyjne informacje, np. o rzekomym wybuchu na terenie ambasady ZSRR w Warszawie czy też o przejściu części wojska w Gdyni na stronę stoczniowców.

W kakofonii sprzecznych komunikatów na pierwszym planie znalazły się opisy walk ulicznych w Szczecinie i Słupsku oraz wzmianki o sytuacji w Gdańsku i Gdyni. Bodaj najsmutniejszym faktem jest jednak pominięcie w zachodnich mediach „czarnego czwartku”, czyli wydarzeń z 17 grudnia w Gdyni. Obrazy, które dla Polaków są symbolami grudniowej masakry, zdjęcia niesionego na drzwiach „Janka Wiśniewskiego”, pozostały poza Polską w zasadzie nieznane.

Bodaj jedynym wyłomem w blokadzie informacyjnej, przez który informacje o gdyńskiej tragedii jednak przedostały się do wolnego świata było Radio Wolna Europa. Informacje o walkach ulicznych i gdyńskiej tragedii przekazał amator krótkofalowiec z Witomina, Zbigniew Ejtminowicz, co opisała swego czasu w „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Fryc. Wstrząśniętemu rozlewem krwi gdynianinowi udało się nadać w świat w języku angielskim krótką informację: „Przekaż informację dziennikarzom. W Polsce, w Gdyni trwa masakra, na ulicach wojsko i skoty, Strzelają, krew się leje, giną ludzie”. Jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem komunikat ten nadało Radio Wolna Europa. Szczegółów gdyńskiej tragedii Zachód nigdy jednak nie poznał.

Amerykanie dzięki raportom Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) szybko dowiedzieli się o wydarzeniach w Polsce. 16 grudnia na biurko prezydenta Richarda Nixona w gabinecie owalnym w Białym Domu trafił raport, w którym po raz pierwszy wspomniano o protestach w Trójmieście. Kolejne dni przynosiły dalsze szczegółowe informacje o sytuacji w Polsce, strajkach i walkach ulicznych. Co ciekawe, przewidywano, iż napięta sytuacja i niepokoje mogą potrwać nawet do połowy 1971 roku. Analitycy CIA odnotowali także echa wydarzeń w Polsce w innych krajach bloku wschodniego. I tak, 18 grudnia minister finansów Bułgarii zapowiedział publicznie, iż nie planuje żadnych podwyżek cen żywności.

Głównym zmartwieniem USA była jednak ewentualna interwencja ZSRR w Polsce. Według raportu CIA z 19 grudnia jednostki Armii Radzieckiej w Polsce, NRD i Czechosłowacji nie zostały jednak postawione w stan gotowości, co świadczyło o tym, że Sowieci nie planowali akcji zbrojnej. Reakcje amerykańskiej dyplomacji były zatem powściągliwe. Media za oceanem opisywały jednym tchem rozlew krwi w Polsce i obawy władz, iż protesty mogą niekorzystnie wpłynąć na proces odprężenia w Europie, którego prezydent Nixon był gorącym zwolennikiem.

Podobne stanowisko zajęli Brytyjczycy i Francuzi. Londyn, niezależnie od tego, kto akurat rządził, konserwatyści czy Partia Pracy, trzymał się żelaznej zasady nieingerowania w wewnętrzne sprawy innych krajów, zwłaszcza tych w radzieckiej strefie wpływów. Z kolei prasa francuska podkreślała kłopoty gospodarcze nad Wisłą, a dziennik „Paris Jour” określił nawet Polskę Gomułki mianem „chorego człowieka Wschodu”.

Sytuacji w Polsce przyglądały się także władze i media krajów położonych na uboczu wielkich dyplomatycznych rozgrywek. O protestach na polskim Wybrzeżu z dużą dozą sympatii i współczucia dla ofiar informowano nawet w dalekiej Algierii.

Upadek Gomułki i zastąpienie go przez Edwarda Gierka zostały przyjęte w zachodnich stolicach z wyraźną ulgą. Podobnie przyjęto informacje o powolnym stabilizowaniu się sytuacji w Polsce. Nowy pierwszy sekretarz zapowiedział bowiem kontynuację polityki zagranicznej swojego poprzednika, a także zbliżenie z Zachodem. Zamiast gromadzenia informacji na temat skali ofiar i represji po zdławieniu protestów, dyplomaci i publicyści skupili się od tej pory na rozpisywaniu scenariuszy na przyszłość i analizowaniu kolejnych kroków Gierka.

27 stycznia 1971 roku sytuacja w Polsce była przedmiotem obrad Komitetu Politycznego NATO. Przedstawiciele poszczególnych krajów członkowskich zastanawiali się wówczas, dlaczego na Wybrzeżu polała się krew. Najbardziej konkretną ocenę Grudnia ‘70 wygłosił stały przedstawiciel USA przy NATO Robert Ellsworth. Podkreślił on przyczyny ekonomiczne protestów, które nie były antykomunistycznym powstaniem, lecz wyrazem desperacji zwykłych ludzi. Zauważył on także, iż ekipa Gierka miała pełne poparcie Moskwy, a nowy pierwszy sekretarz sprawiał wrażenie pragmatyka i człowieka umiarkowanego w odróżnieniu od oderwanego od rzeczywistości Gomułki.

Grudniowe dni 1970 roku wstrząsnęły Wybrzeżem i całą Polską. Odbiły się one także echem na międzynarodowych salonach. Z drugiej strony nie można mówić o żadnych protestach krajów Zachodu, ostrych notach dyplomatycznych czy też wyrazach solidarności z Polakami. Odprężenie międzynarodowe, stabilność sytuacji i niechęć do ingerencji w radziecką strefę wpływów były w stolicach Zachodu priorytetami. Nie pierwszy i nie ostatni raz tragedia zwykłych ludzi przegrała z kalkulacjami dyplomatów i obojętnością bogatych społeczeństw.

 

Korzystałem z następujących archiwów i opracowań:

  • Politisches Archiv des Auswärtigen Amts Berlin
  • Central Intelligence Agency Records Waszyngton
  • Jerzy Eisler, Grudzień 1970. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 2012.
  • Katarzyna Fryc, Krótkofalowiec, nie bohater. Nieznana historia Grudnia’70 „Gazeta Wyborcza. Trójmiasto” 17.12.2017.
  • Łukasz Jasiński, Grudzień’70 w prasie Republiki Federalnej Niemiec. Relacje i analizy polityczne, „Zapiski Historyczne”, z.3. 2019.
  • Mieczysław Nurek, Dyplomacja brytyjska wobec Grudnia 1970. Pierwsze reakcje i oceny [w:] Polska w podzielonym świecie po II wojnie światowej, pod red. M. Wojciechowskiego, Toruń 2002.
  • Jacek Tebinka, Nadzieje i rozczarowania. Polityka Wielkiej Brytanii wobec Polski 1956-1970, Warszawa 2005.

Łukasz Jasiński

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Fot. ze zbiorów IPN Gdańsk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Jak Grudzień ‘70 stał się częścią pamięci zbiorowej mieszkańców Gdańska i Gdyni?

Rewolta robotnicza 1970 roku na Wybrzeżu postrzegana jest dzisiaj jako dramatyczny epizod dziejów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, jeden z etapów „polskiej drogi do wolności”. Jego sens historycy widzą w przygotowaniu społeczeństwa Wybrzeża do Sierpnia 1980 roku, a w efekcie do wielkiego zwycięstwa rewolucji Solidarności. Zanim jednak dokonał się akt ostatecznego rozbratu robotników z komunizmem, należało przejść przez bolesne lata pogrudniowe. Nie było wtedy nadziei – zwłaszcza dla tych, którzy patrzyli z przerażeniem, gdy nocą grzebano w pośpiechu ich bliskich, zastrzelonych w Gdańsku i Gdyni. Nie było też nadziei, gdy funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej rozdeptywał 1 listopada 1971 roku świeczkę ku czci zabitych robotników, zapaloną obok stacji SKM Stocznia w Gdyni.

Jak to się stało, że mimo tej beznadziei pamięć o Grudniu przetrwała i zaczęła przeobrażać świadomość społeczeństwa Wybrzeża? Dlaczego potrzeba było na to całej dekady? Ten krótki artykuł ma wytłumaczyć sens procesów społecznych zachodzących od końca roku 1970 do roku 1980 i dalej – aż do dzisiaj. Pokaże on, że „umojona” (czyli przejęta na własność) przeszłość, jak pisał znany badacz pamięci społecznej Robert Traba, nadal kształtuje tożsamość ludzi, nawet jeśli nie doświadczyli jej osobiście.

 

„Przyciszony wewnętrzny bunt”

Znaczenie Grudnia nie zamyka się w rozgrywce politycznej na szczytach władzy – w zastąpieniu na stanowisku I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysława Gomułki przez Edwarda Gierka. Odpowiedź na zadane wyżej pytania tkwi w tym, co odczuwali i w co wierzyli mieszkańcy gdańskich falowców, gdyńskich dzielnic – Grabówka czy Chyloni. Ważniejsze od sporów politycznych na salonach Gdańska czy Warszawy były rozmowy w rodzinach stoczniowców czy wśród młodzieży aglomeracji trójmiejskiej. Były one reakcją na przelaną krew w Gdańsku i Gdyni, na niesprawiedliwość, na nocne pogrzeby i zakaz przypominania o krzywdzie, jaką wyrządzono robotnikom i ich rodzinom w grudniu.

Tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Kasprzak” w donosie z 19 grudnia 1970 roku pisał: „Sytuacja w Gdańsku uległa poprawie, lecz z mego punktu obserwacji, przeistoczyła się w głęboki żal większości społeczeństwa i w przyciszony wewnętrzny bunt”. Ta ciekawa obserwacja jest w istocie mikroanalizą socjologiczną, która trafnie opisuje nastrój społeczeństwa po krwawo stłumionym proteście. Wydaje się, że ów „przyciszony wewnętrzny bunt” był stale obecny również w latach następnych. Opinię tę potwierdza zdanie wyjęte z planu działań SB na rok 1971: „Zaprowadzenie porządku przy pomocy użycia siły nie spotkało się z pełnym zrozumieniem części społeczeństwa i naruszyło istniejącą dotychczas więź organów MO ze społeczeństwem”. Sprawy zaszły jednak jeszcze dalej, gdyż, analizując relacje uczestników i dokumenty, można mówić o kompromitacji nie tylko milicji, ale całego aparatu władzy.

W takich to warunkach poczucia głębokiego skrzywdzenia i niedopełnionej żałoby „wewnętrzny bunt” drążył skałę, inspirując postawy sprzeciwu wobec rządzących. Co ciekawe, nie dotyczyło to tylko środowisk robotniczych. Wbrew staraniom SB, komunistycznej propagandy i Gierka z sukcesami modernizującego Polskę Grudzień ‘70 stawał się częścią pamięci nie tylko wybrzeżowej, ale w końcu – zwłaszcza po 1980 roku – ogólnonarodowej. Pamięć ta od samego początku miała wyraźny wolnościowy rys.

 

Groby

Władza doskonale wiedziała, że podstawowym sposobem upamiętniania Grudnia będą groby ofiar. Nie mogli więc dopuścić do tłumnych pogrzebów i zapisania na pomnikach sposobu, w jaki umarli. Komuniści bali się kultu męczenników. Ktoś na wysokim szczeblu podjął więc decyzję o nocnych pogrzebach, jedynie w towarzystwie najbliższej rodziny i kapelana wojskowego, w asyście funkcjonariuszy SB, która nadzorowała całą operację na wyrost zwaną „pogrzebami”. Zadanie organizacji tych urągających tradycji i szacunkowi do ludzkiego bólu pochówków powierzono pracownikom Urzędu Spraw Wewnętrznych Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku. Wsławili się oni wyjątkowym brakiem taktu i instrumentalnym traktowaniem rodzin zamordowanych. Do tego brali udział w oszustwach, których celem było ukrycie prawdziwej przyczyny zgonu zabitych. Praktyką było na przykład wpisywanie do urzędowego aktu zgonu zupełnie innego powodu niż śmierć od kuli. Na przykład w akcie Zbigniewa Wyciechowskiego, zastrzelonego w „czarny czwartek”, podano, że umarł na wrzód żołądka.

Nocne pochówki nie były końcem traumy rodzin. Władza nie zostawiła ich w spokoju, gdyż poddani zostali kontroli operacyjnej, również szantażowi moralnemu – temu miały służyć odszkodowania wciskane rodzinom zabitych przez szefa Urzędu Spraw Wewnętrznych, Mieczysława Gromadzkiego. Miała to być cena za milczenie. Gdy to nie skutkowało, SB przystępowała do działań bezpośrednich, na przykład niszczenia napisów nagrobnych. Przykładem może być walka o tabliczkę Janusza Żebrowskiego zastrzelonego w „czarny czwartek”. Gdy rodzice Janusza, wbrew dyspozycjom, napisali na niej, że „został zastrzelony przez MO w zajściach grudniowych”, nieznani sprawcy niszczyli ją. Działo się tak dwukrotnie. Ojciec Janusza dyżurował na cmentarzu w nocy, żeby złapać sprawcę. W końcu, wobec uporu rodziny, SB zrezygnowała.

W atmosferze walki, jaką aparat państwowy wydał pamięci zamordowanych, nie dziwiły rozchodzące się pogłoski o potajemnym likwidowaniu grobów przez władzę. Mit ten upowszechnił film Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza.

 

Pieśń uliczna

Wielką rolę w upamiętnieniu Grudnia ma anonimowa twórczość uliczna. Piosenki, wiersze czy dowcipy stały się silnym katalizatorem narodzin legendy Grudnia. Przepisywano je ręcznie i przekazywano dalej. Licznie pojawiały się też krótkie hasła, które malowano na murach, albo wydrapywano w zamkniętych pomieszczeniach, toalet nie wyłączając. Największy ładunek emocji niosła Ballada o Janku Wiśniewskim. Jej pierwszy odpis znany jest dopiero z maja 1971 roku, ale powstała najprawdopodobniej już w grudniu bądź wiosną 1971. Nie jest to jednak prymitywna rymowanka, jak wiele innych „ulicznych utworów”, lecz pieśń o głębokiej treści z kończącym ją wezwaniem do matek poległych:

Nie płaczcie matki, to nie na darmo

Nad stocznią sztandar z czarną kokardą

Za chleb i wolność, i nową Polskę Janek Wiśniewski padł.

Do powszechnej świadomości wprowadził ją w nieco zmienionej wersji film Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza. Od tej pory „Janek Wiśniewski” stał się narodowym symbolem, a Ballada w wykonaniu Krystyny Jandy hymnem wolności znanym w całej Polsce.

Wydaje się, że początkowo znacznie popularniejsze od Ballady o Janku Wiśniewskim były rymowanki nawiązujące do popularnych wówczas piosenek. Ich mała sprawność językowa wskazuje, że nie były tworzone przez osoby wykształcone.

Szczególny charakter ma prymitywnie rymowana Odezwa do mieszkańców Gdyni, znana z odręcznego odpisu z licznymi błędami ortograficznymi. Już pierwszy wers uderza w propagowane w Gdańsku i Gdyni kłamstwo: „Z wybrzeża wiedzą nawet dzieci, kto strzelał do ojców ich matek, bo kiedy przechodzi milicjant wołają, że idzie morderca”. Pieśń kończy się uroczystym zapewnieniem: „Po długie lata będzie pamiętać lud gdyński te wydarzenia, i wszystko będzie przekazywał na swoje dalsze pokolenia ”.

Do tego trzeba doliczyć również dowcipy polityczne o tematyce grudniowej, np. „Sprzedam dom z dobrze wypalonej cegły – Alojzy Karkoszka”, odnoszący się oczywiście do spalonego 14 grudnia 1970 roku przez demonstrantów budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku i rezydującego tam sekretarza partii Alojzego Karkoszki. Inny, równie popularny w całej Polsce też odnosił się do tryumfu gdańskich robotników: „Palicie Belwedery? [marka papierosów] Nie, komitety!”.

 

Pierwsze próby upamiętnienia zabitych – 1971 rok

Ci, którzy chcieli upamiętnić Grudzień, musieli zmierzyć się z potężną machiną propagandową, która robiła wszystko, aby rewoltę skompromitować w oczach opinii publicznej. Po tysiąckroć powtarzano, że ton wydarzeniom nadawały „elementy chuligańskie”, pokazywano obrabowane sklepy i spalony komitet w Gdańsku, nie wspominając o tym, że w Gdyni protest miał charakter pokojowy i nie wybito choćby jednej szyby. O ofiarach milczano.

Walkę z kiełkującą mimo to legendą Grudnia, podjęła natychmiast – i to skutecznie – SB. Jak już wiemy, zaczęła od „zabezpieczenia” (to terminologia fachowa) nocnych pogrzebów organizowanych na trójmiejskich cmentarzach. Potem jej podstawowym zadaniem stało się wygaszanie inicjatyw upamiętnienia ofiar przez kolegów z zakładów pracy. Kontrolowano też rodziny, obawiając się emocjonalnych reakcji. To drugie okazało się znacznie łatwiejsze – nietrudno było zastraszyć straumatyzowanych ludzi. Z robotnikami – kolegami zabitych – szło im oporniej.

Bardzo szybko ktoś rzucił pomysł wybudowania pomnika. Publicznie zgłoszono go prawdopodobnie 25 stycznia 1971 roku w Stoczni im. Komuny Paryskiej, na robotniczym zebraniu. Nieco później podobne żądania na różnych zebraniach wysunięto również w Stoczni im. Lenina w Gdańsku. Wydawać by się mogło, że w Gdańsku odniesiono nawet sukces, gdyż dyrekcja Stoczni wyraziła zgodę na zawieszenie tablicy pamiątkowej. Był to jednak blef obliczony na uspokojenie nastrojów. Wiosną 1971 roku znowu zawrzało, pojawiły się ulotki i głosy z żądaniem realizacji obietnic. Decydenci, próbując rozładować napięcie, wytypowali osoby, które miały złożyć kwiaty na grobach zabitych w przeddzień 1 maja. Ruch ten wpłynął uspokajająco na robotników, ale nie uciszył wszystkich.

W Stoczni Gdańskiej im. Lenina zdesperowana grupa stoczniowców zdecydowała się na publiczne wyartykułowanie swych żądań. Tak doszło do demonstracji w czasie obchodów święta 1 maja, kiedy to robotnicy nieśli własne, niezależne transparenty. Napisano na nich: „Żądamy ukarania winnych za zajścia grudniowe”, „Żądamy odsłonięcia tablicy pamiątkowej zabitych w zajściach grudniowych”. Wszyscy zostali zidentyfikowani przez SB, która rozpoczęła nękanie tych odważnych ludzi. Nie był to jednak jedyny znak pamięci, gdyż tego dnia mur przy bramie nr 2 pokrył się wieńcami z żałobnymi szarfami. Ostatnia zidentyfikowana przez SB grupa robotników złożyła kwiaty 19 maja. Dzień później w raporcie SB zapisano, że pod ścianą pozostały już tylko trzy gałązki bzu i jeden tulipan koloru kremowego.

W Gdyni tajna policja okazała się bardziej skuteczna niż w Gdańsku, gdyż szybko zidentyfikowano osoby nawołujące do protestu. W rezultacie 1 maja doszło tylko do kilku incydentów. Wywiadowcy SB zauważyli mężczyznę, który rozwinął czarną chustę i zaraz potem zniknął w tłumie. Do większej demonstracji doszło przy stacji SKM Gdynia Stocznia, gdzie zebrało się około 60 osób, które złożyły wiązankę kwiatów. Zauważono też samochód, z którego kierowca wyrzucił bukiet z szarfą ozdobioną napisem „miejsca upamiętnienia krwią poległych”. Innemu „nieznanemu sprawcy” udało się w tym miejscu pozostawić karton z napisem „Miejsca uświęcone krwią poległych w wydarzeniach grudniowych w 1970 r.”

1 listopada gesty pamięci były jeszcze skromniejsze. Pod murem obok bramy nr 2 pojawiło się kilka zniczy. W grudniu – w pierwszą rocznicę rewolty – „nieznani sprawcy rozwiesili ręcznie wykonane plakaty i wiersze”. Na jednym z wydziałów zorganizowano ceremonię wciągnięcia flagi na maszt, uczczono ciszą pamięć zastrzelonych, odśpiewano hymn. W Gdyni przy wiadukcie stacji SKM Gdynia Stocznia grupa dzieci zapaliła świeczki. Jeden ogarek płonął przy ulicy Marchlewskiego, przy schodach stacji SKM. Patrolujący teren funkcjonariusz MO zareagował natychmiast. Raportował: „Świeczkę tę – kawałek stearyny, korzystając z nieobecności innych osób, rozdeptałem”.

Skala grudniowych demonstracji była więc skromna – na miarę czasów i nasilających się represji organów bezpieczeństwa i szykan dyrektorów zakładów, ściśle współpracujących z SB. Z punktu widzenia formowania się pamięci zbiorowej niezwykle ważne było to, że zbrodnia grudniowa została powiązana z konkretnymi miejscami. Zaczęło bowiem kształtować się coś, co nazywamy „miejscem pamięci”, gdzie z czasem zaczęto gromadzić się, aby uczcić zabitych kolegów. W Gdańsku takie miejsce znajdowało się przy murze opodal bramy nr 2. To obok niego w 1981 roku stanął pomnik Poległych Stoczniowców. W Gdyni nikt nie miał wątpliwości, że „miejscem pamięci” stały się okolice wiaduktu przy stacji SKM.

 

Ksiądz Hilary Jastak

Wielką rolę w zachowaniu pamięci o ofiarach odegrał ksiądz Hilary Jastak (1914–2000), proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni. Po „czarnym czwartku” jego kościół był otwarty całą dobę; ks. Jastak i jego wikariusze dodawali otuchy rodzinom, które pukały do drzwi kościoła, nie mogąc gdzie indziej znaleźć pomocy. To właśnie on poinformował w liście prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego o „niezasłużonym męczeństwie” mieszkańców Gdyni. Słowa ks. Jastaka, którymi pocieszał wówczas ludzi i które kierował do prymasa, wyznaczyły kierunek nauczania Kościoła i widzenia grudniowej tragedii. Po latach ks. Jastak wspominał: „Pocieszałem, tłumacząc, że zginęli w czasie wypełniania swoich obowiązków wynikających z czwartego przykazania, z miłości do rodziny i ojczyzny. Zginęli jako męczennicy”. Jego kościół przy dzisiejszej ulicy Armii Krajowej stał się miejscem przechowywania grudniowych relikwii: drzwi, na których niesiono zabitego chłopca i sztandaru umoczonego w jego krwi. To jeden z najbardziej wymownych przykładów sakralizacji pamięci Grudnia. Jednak nie jedyny – ofiarę krwi w duchu nauk ks. Jastaka przypominali także inni odważni duchowni Wybrzeża. Nie było ich wielu – w 1971 roku SB zarejestrowała wystąpienia trzech kapłanów. Od końca lat 70. uaktywniło się kilku kolejnych, w tym ks. Bronisław Sroka, przybyły do Gdańska z Lublina, związany z młodzieżą, która uformowała Ruch Młodej Polski, jedną z głównych sił gdańskiej opozycji antykomunistycznej drugiej połowy lat 70. W latach 80. msze za pomordowanych w Grudniu stały się jednym z elementów integrujących przeciwników systemu. Skala ich była już o wiele większa aniżeli w poprzedniej dekadzie.

 

Przełom

Po 1972 roku sytuacja na Wybrzeżu wydawała się opanowana. Kolportaż prymitywnie sporządzanych ulotek był niewielki, w zakładach pracy nie upominano się już o tablice pamiątkowe. Ten czas wspominał Andrzej Wajda, który przyjechał do Gdyni kręcić Człowieka z marmuru: „Nie było żadnych grobów ofiar 1970 r., nie było żadnych zdjęć, w ogóle Grudnia nie było”. Ale były to tylko pozory, bo pamięć była, ukryta i bolesna.

Gdy sądzono, że rany się zabliźniły, a ludzie zapomnieli, garstka gdańskich opozycjonistów, zaczęła po 1976 roku organizować opór. Do rozpowszechniania wolnościowych haseł wykorzystywano kolejne rocznice grudniowej tragedii. Zaczęło się w 1977 roku, przełomowy okazał się jednak rok 1979. Miejscem demonstracji nie stała się najbardziej doświadczona Gdynia, lecz okolice bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej. Organizatorem ich byli działacze opozycji demokratycznej, związani z Wolnymi Związkami Zawodowymi, Ruchem Młodej Polski i Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Maryla Płońska w 1979 roku, podczas obchodów dziewiątej rocznicy, wołała do kilku tysięcy zgromadzonych: „Co dał nam Grudzień? Grudzień uświadomił naszą siłę i nasze prawa oraz to, do czego zdolna jest władza. Za tę wiedzę niektórzy zapłacili najwyższą cenę. Własne życie”. Podobne hasła głosili inni uczestnicy tego wiecu, m.in. Tadeusz Szczudłowski, Dariusz Kobzdej, ks. Bronisław Sroka. Lech Wałęsa z WZZ wezwał do budowy pomnika ofiar, choćby z kamieni, wspólnym wysiłkiem, za rok, w dziesiątą rocznicę wydarzeń. W sierpniu 1980 roku na tablicy z 21 postulatami Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku pojawił się również ten z żądaniem budowy pomnika ofiar Grudnia. Upamiętnienie ofiar wojska i milicji z 1970 roku stało się sztandarowym hasłem zaczynającej się rewolucji Solidarności.

 

Pomniki

Już 17 sierpnia 1980 roku, a więc trzy dni po wybuchu strajku w Stoczni im. Lenina, robotnicy postawili krzyż na miejscu, gdzie w niedługiej przyszłości – na 10 rocznicę – postanowili wybudować zapowiedziany w 1979 roku pomnik. 24 sierpnia inż. Bogdan Pietruszka przedstawił członkom Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego projekt pomnika własnego autorstwa. Został przyjęty z entuzjazmem. Po latach jego autor tłumaczył, że jego idea wykraczała daleko poza sens Grudnia. Pietruszka chciał bowiem upamiętnić polskie dążenie do wolności. Rozumiał je jako ciąg zdarzeń, którego Grudzień był jednym z etapów.

Początkowo planowano budowę czterech krzyży z kotwicami, ale z czasem z powodów konstrukcyjnych ograniczono się do trzech krzyży. Gdy podpisywano porozumienia sierpniowe, makieta pomnika stała na stole i to rodząca się Solidarność wzięła na siebie odpowiedzialność za realizację pomysłu. 1 września 1980 roku ukonstytuował się Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców na czele z Henrykiem Lenarciakiem, stoczniowcem, który już w 1971 roku walczył o upamiętnienie zabitych. W niezwykle trudnej sytuacji, w chaosie i euforii początków rewolucji Solidarności, Komitet wywiązał się z przyjętego zadania, mimo niechęci władz i piętrzących się problemów. 16 grudnia po 106 dniach ciężkiej pracy ogromny monument stanął obok bramy nr 2. Był dziełem stoczniowców, mieszkańców Gdańska i całej Polski, która widziała w nim nie tylko upamiętnienie robotniczego protestu, ale również to, co widział w nim inż. Pietruszka – polskie marzenie o wolności i sprawiedliwości. Miał być też przestrogą i znakiem nadziei – mówił o tym wiersz Miłosza, ale również akt erekcyjny wmurowany 10 dni przed odsłonięciem pomnika. Zapisano w nim: „[…]Pomordowanym – na znak wiecznej pamięci. Rządzącym – na znak przestrogi, że żaden konflikt społeczny w Ojczyźnie nie może być rozwiązany siłą. Współobywatelom – na znak nadziei, iż zło może zostać przezwyciężone […]”.

W uroczystościach wzięło udział 150 – 200 tysięcy ludzi z całej Polski, szczelnie wypełniając plac przy stoczni. Miliony oglądały wywalczoną transmisję w telewizji rządowej. Ta eksplozja pamięci uformowała Gdańsk na następne lata. Pomnik stał się najważniejszym symbolem miasta i jednym z najważniejszych symboli wolności w Polsce. W mroźny wieczór 16 grudnia, gdy Daniel Olbrychski wyczytywał nazwiska zabitych, a stoczniowcy odpowiadali: „Są wśród nas!”, nikt nie wątpił, że Grudzień na zawsze staje się częścią ogólnonarodowej historii.

W Gdyni zaplanowano dwa pomniki – jeden pod stocznią – niedaleko stacji SKM, drugi przy alei Czołgistów (dziś al. Marsz. Piłsudskiego) przy Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (dziś Urząd Miasta). Społeczny Komitet Budowy Pomników Ofiar Grudnia ukonstytuował się nieco później niż w Gdańsku – dopiero 16 września. Przede wszystkim nie było projektu, który można by realizować od ręki, trzeba było więc wybrać go w konkursie. Społeczny Komitet zdecydował się na ekspresyjny projekt Stanisława Gierady, przedstawiający datę 1970 i siódemkę uformowaną w padającego od kuli człowieka. Pomnik powstawał w szalonym tempie podczas 22 dni i nocy przy udziale setek ludzi i wielu zakładów pracy. Ten wielki czyn społeczny był dla gdynian katharsis – duchowym oczyszczeniem. Miasto, pamiętające grozę grudniowej masakry, mogło w końcu dokończyć należną żałobę. Aktu odsłonięcia Pomnika Ofiar Grudnia rankiem 17 grudnia 1980 roku, w dziesiątą rocznicę masakry dokonała Anna Piernicka, matka dwudziestoletniego Ludwika, zastrzelonego w drodze do pracy. Ta uroczystość zaczynająca się od niezwykłej ciszy jest częścią legendy miasta. Żyje ona nadal, gdyż uroczystość powtarzana jest co roku z udziałem – mimo upływu lat – tłumów gdynian.

Tego samego dnia wieczorem odbyła się w Gdyni druga ważna uroczystość. Obok Urzędu Miasta wmurowano kamień węgielny pod drugi pomnik. Miał on stanąć w ciągu następnego roku. Ponieważ prace się przeciągały, w rocznicę sierpnia, w 1981 roku postawiono czternastometrowy drewniany krzyż, a obok cokół z napisem: „W tym miejscu powstanie Pomnik Ofiar Grudnia 1970”. Konkurs na pomnik miał zostać rozstrzygnięty 13 grudnia 1981 roku, wtedy kiedy gen. Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Zatem drewniany krzyż stał do 1993 roku, bo dopiero wtedy udało się dokończyć zaczęte w 1980 roku dzieło upamiętnienia ofiar Grudnia.

 

Fotografia chłopca niesionego na drzwiach

Dla kształtowania świadomości społecznej równie ważna jak budowa pomnika okazała się inicjatywa Bogdana Borusewicza, by zebrać i opublikować wspomnienia uczestników Grudnia. Zajęła się tym sekcja historyczna powstała w Ośrodku Badań Społecznych przy Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim NSZZ „Solidarność” w Gdańsku. Inicjatywa ta miała ważne konsekwencje społeczne – pomogła ludziom (zwłaszcza gdynianom) przełamać strach. Uczestnicy rewolty, rodziny ofiar – wszyscy zaczęli mówić. Mimo że materiały wydano w postaci książki dopiero w 1986 roku w Paryżu, to ich znaczenie dla pokazania prawdziwego oblicza PRL-u i odkłamania historii było ogromne. Znacznie wcześniej, w grudniu 1980 roku, jeszcze przed odsłonięciem pomnika, zaczęły ukazywać się artykuły poświęcone rocznicy. W 1981 roku upubliczniono słynną dziś fotografię „Janka Wiśniewskiego” niesionego na drzwiach ulicami Gdyni, autorstwa Edmunda Peplińskiego. Ukazała się ona w gdańskim tygodniku „Czas”. Całej Polsce historię chłopca niesionego na drzwiach przybliżyła Małgorzata Niezabitowska w „Tygodniku Solidarność”, w jego ostatnim numerze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Na czytelnikach ten tekst zrobił wstrząsające wrażenie. Fotografia Peplińskiego stała się ikoną „grudniowej drogi do wolności”. Największą rolę w jej upowszechnieniu odegrał jednak Człowiek z żelaza Wajdy.

Wiesława Kwiatkowska

Wśród wieloosobowego, zasłużonego grona współpracowników sekcji historycznej dokumentującej Grudzień należy wymienić gdyniankę, Wiesławę Kwiatkowską (1936–2006). Przez wiele lat, również w czasie stanu wojennego, mimo policyjnych represji, dokumentowała Grudzień, stając się z czasem największym autorytetem wśród badaczy tego tematu. Jej publikacje ukazywały się nawet w podziemiu – podczas stanu wojennego (Grudzień ‘70 w Gdyni, Warszawa 1986). Ostatnia ukazała się tuż po jej śmierci w 2006 roku (To nie na darmo. Grudzień ‘70 w Gdańsku i Gdyni). Na legendę Wiesławy Kwiatkowskiej oprócz pracy reportersko-historycznej składa się też pięcioletni wyrok wydany przez sąd wojskowy w Gdyni za „kontynuowanie zbierania materiałów faktograficznych dotyczących wypadków grudniowych z 1970 r.”.

Z chwilą wprowadzenia stanu wojennego pamięć o Grudniu znowu zeszła do podziemia. Rocznice robotniczego buntu gromadziły wokół pomników tysiące demonstrantów. Stały się one powszechnie znanymi w Polsce i poza nią symbolami walki o wolność. Szczególnie znany był światu pomnik gdański, na którym umieszczono wiersz noblisty Czesława Miłosza Który skrzywdziłeś...

Pamięć Grudnia w wolnej Polsce

Czy dzisiaj pamięta się o Grudniu? W Polsce, poza Wybrzeżem, jest to przede wszystkim lekcja historii, nauczana z podręczników, jeszcze bardziej odległa niż wojenne opowieści z lat 1939–1945, bo te są przecież nadal częścią rodzinnych historii. Grudzień dla mieszkańców Gdańska, Gdyni, Szczecina również Elbląga nie jest tylko datą w patriotycznym kalendarzu, przypominaną podczas corocznych obchodów przez samorządowców, związkowców z „Solidarności” czy lokalnych historyków. Jest legendą dla urodzonych po 1970 roku, a dla świadków i uczestników ciągle osobistym doświadczeniem formacyjnym. Nadal wspominają krzyk tryumfu tłumu, gdy płonął budynek Komitetu KW PZPR w Gdańsku; wydaje się, że pamięć ofiar nie jest tu tak bolesna jak pamięć gdyńska.

Jest ona inna niż gdańska, na pewno bardziej żywotna, o czym świadczą chociażby tłumniejsze niż w Gdańsku obchody rocznic. Coroczny marsz ulicami miasta ciągle wywołuje emocje uczestników. Nie może to dziwić, gdyż w Gdyni, mimo upływu lat, zachowało się poczucie dużej niesprawiedliwości. Krzywda dotknęła większą liczbę osób niż w Gdańsku. Do tej pory pamięta się też zakaz żałoby, który bolał równie mocno jak rany fizyczne.

17 grudnia 1993 roku odsłonięto nieopodal Urzędu Miejskiego, na miejscu wybranym jeszcze w 1980 roku, drugi grudniowy pomnik. To monumentalny, uskrzydlony krzyż o wysokości 23 metrów. Przemianowano również ulicę Marchlewskiego na Janka Wiśniewskiego; jest też w Gdyni aleja 17 Grudnia. W Gdańsku protestowi z 1970 roku poświęcono ulicę Ofiar Grudnia. Położona poza śródmieściem nie wpływa raczej znacząco na świadomość historyczną gdańszczan. O wiele więcej można się spodziewać po planowanym na grudzień 2020 roku upamiętnieniu miejsc śmierci ośmiu gdańskich ofiar.

Do utrwalenia pamięci gdyńskiego Grudnia przyczyniały się nie tylko wspomniane już wysiłki Społecznego Komitetu Budowy Pomników Ofiar Grudnia, Wiesławy Kwiatkowskiej czy innego gdynianina, Adama Gotnera, jednej z ofiar Grudnia, niezmordowanie przez lata przypominającego o zbrodni pod stocznią, ale też liczne książki, wystawy i projekty edukacyjne wspierane przez samorząd i instytucje państwowe. W 2011 roku odbyła się premiera filmu Antoniego Krauzego Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł, opartego na historii śmierci Brunona Drywy i losach jego rodziny. Dzięki temu obrazowi legenda Grudnia zaistniała mocno również poza Wybrzeżem – po raz pierwszy od premiery Człowieka z żelaza Wajdy. W ten sposób zwrócono m.in. uwagę na problem odpowiedzialności za śmierć niewinnych ludzi. Rodziny ofiar i wspierający ich społecznicy i publicyści liczyli na szybkie wymierzenie sprawiedliwości. Tymczasem proces ciągnął się latami, a dziennikarka Wiesława Kwiatkowska, krytykująca sędziów za opieszałość została skazana za obrazę sądu na grzywnę i dwa lata w zawieszeniu. Emocje wokół ciągnącego się latami procesu stopniowo przygasały, okresowo rozpalały się, by w końcu wypalić się w beznadziejnym przekonaniu, że sprawiedliwość nie jest nieuchronna. Wyrok z 2013 i 2015 roku został uznany przez część opinii publicznej za klęskę Temidy. Nie da się jednak ukryć, że sądowy tasiemiec i utrzymujące się, zwłaszcza na Wybrzeżu, niezadowolenie z powodu nieukaranej zbrodni czyniły z Grudnia element historii ogólnonarodowej, symbol przeszłości, która nie może odejść.

 

Spór o symbol

Ale to nie koniec sporów o symbole. Do jakiego stopnia Grudzień może oddziaływać na współczesnych Polaków świadczy forma protestu zorganizowanego 28 października, po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Tego dnia przez Gdynię przeszedł kilkutysięczny pochód na czele, którego młodzi mężczyźni nieśli kukłę zakrwawionej kobiety. Było to czytelne nawiązanie do symboliki pochodu z ciałem „Janka Wiśniewskiego” podczas „czarnego czwartku” 17 grudnia 1970 roku. Ta forma ekspresji wiele osób zszokowała. Pojawiło się mnóstwo ostrych komentarzy potępiających szarganie świętości i wykorzystywanie „narodowych symboli” w walce politycznej. Znalazło się równie wielu obrońców tej formy protestu i to nie tylko wśród ludzi młodych. Wskazywali oni, skądinąd słusznie, że w obronie podstawowych praw młodzież zwróciła się do znanych im symboli. Trudno też nie zgodzić się z tezą, że emocje wokół tej sprawy pokazują niezwykłą żywotność pamięci Grudnia i jej symboliki.

Kontrowersje dotyczą również wykorzystania w czasie bieżących sporów politycznych pomników grudniowych. Szczególnego znaczenie nabiera Pomnik Poległych Stoczniowców na pl. Solidarności. Od lat podążają w jego stronę różne grupy pod różnymi sztandarami, począwszy od stronników rządu, przez opozycję wskazującą na łamanie konstytucji w Polsce, aż po skrajną prawicę reprezentowaną przez Młodzież Wszechpolską. Można więc powiedzieć, że znak trzech gdańskich krzyży ustawiony na miejscu, gdzie w 1970 roku padli od kul stoczniowcy stał się areną zaciekłego sporu, podczas którego każda ze stron chce wejść w rolę albo walczących o prawdziwą wolność, albo strażników wywalczonej krwawo wolności. Oczywiście dla wzmocnienia swych argumentów wskazuje wprost albo w sposób zakamuflowany na swych oponentów, jako dziedziców tych, którzy strzelali do robotników. Jak to więc jest z Pomnikiem Poległych Stoczniowców? Dzieli czy łączy? Bez wątpienia w czasie akademickiej dyskusji można by znaleźć argumenty za obiema tezami. Nie ulega wątpliwości, że w idealnym świecie miejsce to powinno być miejscem narodowej wspólnoty. Niestety dzisiaj musimy się zadowolić jedynie zgodą, co do tego, że Grudzień ‘70, wyobrażany przede wszystkim przez pomniki grudniowe w Gdańsku i Gdyni, jest jednym z najważniejszych w Polsce symboli walki o wolność w okresie PRL-u. Jego różne interpretacje są świadectwem, że mitologia zastępuje nam prawdę. Ale to również znak, że nigdy w Polsce nie znudzi nas podręcznikowy dyskurs. Zawsze znajdzie się ktoś, kto odnajdzie nowe znaczenie przeszłości, która – mimo upływu lat – ciągle nie może od nas odejść.

Janusz Marszalec

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Literatura:

Dudek A., Rewolta grudniowa jako etap destrukcji systemu komunistycznego, [w:] Grudzień przed sierpniem. W XXV rocznicę wydarzeń grudniowych, red. Lech Mażewski, Wojciech Turek, Gdańsk 1996, s.

Eisler J., Grudzień 1970. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 2000.

Greczanik-Filipp I., Grudniowe pomniki, [w:] To nie na darmo… Grudzień ’70 w Gdańsku i Gdyni, red. Małgorzata Sokołowska, Pelplin 2006, s. 145–156.

Grudzień 70, Paryż 1986.

Kwiatkowska W., Greczanik-Filipp I., Są wśród nas, Gdynia 2000.

Marszalec J., Po długie lata będzie pamiętał lud..., „Wolność i Solidarność. Studia z dziejów opozycji wobec komunizmu i dyktatury”, 2010, nr 1, s. 172–176.

Marszalec J., „Przyciszony wewnętrzny bunt” – pamięć Grudnia ’70 na Wybrzeżu Gdańskim w latach 70. i 80., [w:] To nie na darmo… Grudzień ’70 w Gdańsku i Gdyni, red. Małgorzata Sokołowska, Pelplin 2006, s. 115–144.

Okuniewska B., Wielowątkowa symbolika Grudnia `70 i jej odbicie w postawach elit politycznych, [w:] Grudzień przed sierpniem. W XXV rocznicę wydarzeń grudniowych, red. Lech Mażewski, Wojciech Turek, Gdańsk 1996,

Sokołowska M., Wiesława Kwiatkowska, Gdynia 2011.

Wójcicki K., Rozmowy z księdzem Hilarym Jastakiem, Gdynia 2002.

 

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Medal Ofiarom Grudnia 1970, o średnicy 70 mm, został odlany w brązie i cynku w odlewni Zarządu Portu Gdynia w 1981 roku. Jego wykonawcą był Józef Kawecki, a projektantem – Henryk Tarasiewicz, działacz opozycyjny, przewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ „Solidarność” Portu Gdynia, współorganizator strajku w Porcie Gdynia w 1980 roku.

W centralnej partii awersu medalu, na fakturowanej powierzchni, widnieje fragment zaprojektowanego przez Stanisława Gieradę, pomnika Ofiar Grudnia 1970. Monument, umiejscowiony na podstawie w kształcie krzyża, przedstawia wykonaną z nierdzewnej stali datę 1970, w której cyfrę 7 upodobniono do upadającego człowieka ze śladami po kulach na plecach. Wzdłuż krawędzi medalu biegnie drukowany napis: OFIAROM GRUDNIA, a u dołu widnieje rok 1970, flankowany motywem krzyża maltańskiego.

Emitentem medalu była Komisja Zakładowa NSZZ Zarządu Portu Gdynia. Jednak – jak relacjonował sam Józef Kawecki – ok. 100 egzemplarzy tego medalu zostało skonfiskowanych przez przedstawiciela Służby Bezpieczeństwa w Gdyni.

Wykonawca medalu, Józef Kawecki (1921–2009) był medalierem i grafikiem. Na jego dorobek składa się m.in. ok. 150 medali odlewanych i bitych w Mennicy Państwowej. Artysta realizował się również jako malarz. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znajdują się dwa wykonane przez niego medale upamiętniające wydarzenia grudniowe 1970 roku.

 

Gabriela Zbirohowska-Kościa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

MMG/SZ/M/1233. Ofiarom Grudnia 1970, 1981 r., wym. 70 mm, brąz i cynk

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Medal Rocznica wydarzeń grudniowych Gdańsk 1970–1980, o średnicy 38 mm, został zaprojektowany i wykonany przez nieznanych autorów. Na awersie, w centralnej partii ukazano pomnik Poległych Stoczniowców na tle zarysu Zatoki Gdańskiej. W centralnej partii rewersu znajdują się cztery nieregularnie rozmieszczone herby miast: Gdańska, Szczecina, Elbląga oraz Gdyni.

Widniejący na awersie medalu pomnik Poległych Stoczniowców 1970, znajdujący się na placu Solidarności w Gdańsku, został zaprojektowany m.in. przez Bogdana Pietruszkę, plastyka i medaliera, współautora medalu 25-ta rocznica Grudnia 1970 (1970–1995), również przechowywanego w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni. Pozostałymi współprojektantami tej realizacji byli: małżeństwo rzeźbiarzy, Robert Pepliński i Elżbieta Szczodrowska-Peplińska oraz architekt Wiesław Szyślak. Liczące 42 metry wysokości krzyże (każdy o wadze 36 ton) stanowią hołd pamięci trzech pierwszych stoczniowców straconych przez Milicję Obywatelską i Ludowe Wojsko Polskie. Na ramionach każdego z krzyży znajduje się kotwica o wadze 2 ton (symbol nadziei, nawiązujący kolejno do lat 1956, 1970 oraz 1976). Na pomniku umieszczono poniżej zacytowany ustęp z wiersza Czesława Miłosza, a na murze od strony stoczni – cytat z jedenastego wersetu Psalmu 29, w przekładzie poety: „Pan da siłę swojemu ludowi / Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju”. Odsłonięcie pomnika nastąpiło 16 grudnia 1980 roku, z okazji dziesiątej rocznicy tragicznych wydarzeń.

 

Który skrzywdziłeś człowieka prostego/ Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając / NIE BĄDŹ BEZPIECZNY poeta pamięta / Możesz go zabić – narodzi się nowy / Spisane będą czyny i rozmowy.

Fragment wiersza Czesława Miłosza Który skrzywdziłeś, umieszczony na pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku.

 

Gabriela Zbirohowska-Kościa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

MMG/SZ/M/619. Rocznica wydarzeń grudniowych Gdańsk 1970–1980, wym. 38 mm, awers

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Medal 25-ta rocznica Grudnia 1970, o średnicy 60 mm, został zaprojektowany w 1995 roku przez Bogdana Pietruszkę we współpracy z Andrzejem Bartoszewiczem. Wybito go w mosiądzu w Gdańskiej Stoczni Remontowej.

Na awersie medalu, pośrodku gładkiej powierzchni, widnieje krzyż z umieszczonymi nań tarczami herbowymi czterech miast: Gdańska, Gdyni, Elbląga oraz Szczecina. U jego podstawy rozpostarł skrzydła orzeł. Na rewersie odnaleźć możemy informację o twórcach medalu. U dołu odczytamy inicjały BP (sygnatura Bogdana Pietruszki), skrót SG. SA. (Stocznia Gdańska S.A.) oraz inicjały AB (sygnatura Andrzeja Bartoszewicza).

Autor projektu medalu, Bogdan Pietruszka, urodził się 17 listopada 1935 roku w Końskiem. Ukończył Technikum Budowy Okrętów w Gdańsku (1967). Realizował się m.in. jako projektant statków. Od roku 1976 piastował funkcję prezesa Oddziału Pomorskiego Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy w Gdańsku. Poczynając od roku 1980 zaprojektował ok. 20 medali, w tym (poza medalami poświęconymi tematyce grudniowej) medal z okazji 50. rocznicy operacji „Ostra Brama” w Wilnie. Jest współautorem koncepcji pomnika Poległych Stoczniowców. W grudniu 1970 roku i sierpniu 1980 roku brał udział w gdańskich strajkach stoczniowych. Przyznano mu również kilka odznaczeń – został uhonorowany m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2008) oraz Krzyżem Wolności i Solidarności (2018). W roku 1991, we współpracy z Krystyną Kutą, artysta zrealizował wystawę Znaki Ojczyzny. Bogdan Pietruszka zaprojektował także inny medal ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni – Dla współtwórcy projektu fregaty „Dar Młodzieży” z 1980 roku.

 

Gabriela Zbirohowska-Kościa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

 

MMG/SZ/M/1726.  25-ta rocznica Grudnia 1970, 1995 r., wym. 60 mm, mosiądz

„W pierwszym tygodniu grudnia, gdy pogoda stała, będzie zima długo biała”. Mamy nadzieję, że w tym roku spełni się to popularne ludowe przysłowie. Oby najbliższe święta były jak każde inne, wypełnione rodzinną atmosferą, zimowymi spacerami, prezentami i przepysznymi potrawami. To wreszcie czas odpoczynku, na który tak długo czekaliśmy.

W tym miesiącu nasze Muzeum przenosi się całkowicie do Internetu, ale tym razem na świątecznie. Zanim rozsiądziemy się do stołów warto przygotować odpowiednie świąteczne dekoracje. 6 grudnia o godz. 16:00 Ośrodek Edukacji (Gosia, Olga, Patrycja oraz Tomek) zabiorą Was do magicznego wiejskiego domu, który otoczony jest polami, na których spotkać można jedynie drzewa i rozpostarte łąki. Właśnie tam wprowadzimy Was wprowadzić w świąteczny klimat. Pokażemy Wam, jak w prosty sposób zaczarować domowe wnętrza szczyptą świątecznej magii, a także jak wypełnić Wasze domy zapachami i kolorami. Bądźcie z nami 6 grudnia o godz. 16:00 na muzealnym Facebooku oraz Youtube! Radość, miłość, szczęście, tęsknota, nadzieja oraz wyjątkowa atmosfera Świąt Bożego Narodzenia.

W poprzednim miesiącu odbył się wernisaż naszej nowej wystawy czasowej pt. “Legenda Radmoru”. Na wystawie, dzięki przedmiotom oraz licznym relacjom, można będzie prześledzić pięćdziesiąt lat historii komunikacji radiowej, techniki i wzornictwa przemysłowego oraz dzieje ludzi, którzy swoją codzienną pracą budowali gdyńską. Niestety, z powodu obostrzeń tylko nieliczni mieli okazję ją zobaczyć. W oczekiwaniu na otwarcie instytucji kultury przygotowaliśmy wyjątkowy film z oprowadzania kuratorskiego, który już niebawem opublikujemy na naszej stronie internetowej. Dzięki niemu poznać w detalach niezwykłą wystawę poświęconą kultowym urządzeniom i niezwykłej historii Radmoru!

Filmy prezentujące oprowadzania po wystawach wpisały się już na stałe do naszego kalendarza wirtualnych wydarzeń. Takie oprowadzania odbyły się przy wystawach: „Dawno temu nad Bałtykiem”; „Gdyna – Tel Awiw” oraz naszej najnowszej wystawie z cyklu „Polskie Projekty Polscy Projektanci”, która poświęcona została Januszowi Kaniewskiemu – uznanemu na świecie projektantowi samochodów. Filmy archiwalne są dostępne na naszym koncie YouTobe oraz na Facebooku pod adresem www.facebook.com/muzeummiastagdyni.


GRUDZIEŃ 2020

  • 3 XII 2020 – godz. 17:00 – [online] Perły: Nie tylko mieszkania. Architektura obiektów użyteczności publicznej powojennej – wykład. Prowadzenie: Agata Abramowicz
  • 4 XII 2020 – godz. 16:00 – [online] Znamy się! Legenda Radmoru – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji
  • 6 XII 2020 – godz. 16:00 – [online] Blisko – Miło – Wspaniale – świąteczne warsztaty z magicznej wsi
  • 11 XII 2020 – godz. 16:00 – [online] Znamy się! Na(ta)sza – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji
  • 15 XII 2020 – godz. 14:00 – [online] Kaniewski: Gdyńska utopia – spacer z działaniami projektowymi
  • 18 XII 2020 – godz. 14:00 – [online] Muzealne Zmysły: Wczesne wykrywanie i zapobieganie wadom postawy u dzieci

Imieniny kamieni. Pod takim tytułem w „Dzienniku Bydgoskim”, w numerze 296 z 1938 r., na stronie 8, ukazała się krótka notatka dotycząca dwóch gdyńskich kamieni narzutowych, nazywanych „Adamem” i „Ewą”, a leżących w Małym Kacku. Niestety, nie udało się  ustalić czy mieszkańcy Gdyni urządzili swoim głazom imieninową imprezę.

(http://www.forum.eksploracja.pl/viewtopic.php?f=131&t=15866)

Kamieni polodowcowych w samej Gdyni, okolicy Trójmiasta, czy na Pomorzu jest wiele. Niektóre z nich zrobiły karierę i stoją w reprezentacyjnych miejscach jako pomniki. Inne natomiast, niegdyś znane, odeszły w zapomnienie. Choćby te, wspomniane w gazecie bydgoskiej, o których gdynianie niewiele wiedzą, znają może tylko legendę z nimi związaną. Opowieści o „Adamie” i Ewie”  jest kilka. Jedną ze starszych, odmienną od przytoczonej w gazecie, znaleźć można w niemieckim wydawnictwie pt. Westpreussischer Sagenschatz eine Auswahl der schὄnsten Heimatsagen der Jugend erzählt von Paul Behrend mit 52 Abbildungen drittes Bᾂndchen – zweite Auflage, Danzig, Verlag und Druck von U.W Kafemann 1915 (Skarbiec legend Zachodnich Prus Wybór najpiękniejszych legend o Ojczyźnie dla młodzieży opowiedzianych przez Paula Behrendta z 52 rycinami, Trzeci tomik, Wydanie drugie, Gdańsk, Nakład i druk U.W. Kafemann sp.z o.o., 1915).

Autor Skarbca, Paul Behrend pisze, że na Oksywiu, w warownym zamku, mieszkał książę z córką Ewą. Wyróżniała się ona nie tylko urodą ale także niezwykłą, jak dla płci pięknej, siłą fizyczną. Za męża chciała tylko tego, który rzuci kamieniem dalej niż ona.” Odbywały się zawody, kto dalej rzuci kamieniem… Zawodnicy – Rybak i Olbrzymka mieli rzucać kamienie ze Wzgórza Oksywskiego w stronę doliny potoku Chylonki. Rybak chwycił wielki kamień i cisnął go daleko na ponad pół mili, aż poza Gdynię. Olbrzymka zebrała wszystkie siły i jeszcze większy kamień rzuciła aż o kilkaset kroków dalej. Zawstydzony Rybak spiesznie oddalił się a następnie wyjechał z Ojczyzny i nigdy już nie powrócił.” Dalej autor podaje, że  kamienie te „są dzisiaj do zobaczenia na polu między Gdynią a Johanniskrug  (Karczma na Św.Janie, czyli okolice kapliczki Jana Nepomucena, w pobliżu przystanku SKM Wzgórze św.Maksymiliana- BM). Ludność nazwała je Adam i Ewa. Głazy w postaci granitowych kolumn wysokości człowieka wystają z ziemi. Jeden z nich można było zobaczyć jadąc pociągiem z Małego Kacka do Gdyni po prawej stronie torów, drugi natomiast nie był widoczny, zasłonięty płotem z drewnianych desek.”

Zdjęcia Adama i Ewy zamieszczone w książce Paula Behrenda

Kamienie przez długie lata leżały nienaruszone w miejscach, gdzie je rzucili bohaterowie podania. Ich losy  nie są wyjaśnione, a przekazy są niespójne. Wzmianki o leżących głazach narzutowych znaleźć można również w polskich przewodnikach. Józef Staśko, w wydanym w 1924 r. Przewodniku po polskiem Wybrzeżu pisze:  „Prześliczne spacery na południe od Gdyni. Widok cudowny z wiaduktu drogowego nad torem kolejowym 1 klm na południe od dworca kolejowego (27 metrów). Oczy biegną po czerwonych dachach świeżych gmachów, po sinych falach morza, po niezmierzonych równinach  aż po Oksywie, po stromy przylądek wysunięty w fale… W pobliżu toru kolejowego w tem miejscu wznoszą się dwa olbrzymie głazy eratyczne w odległości jeden od drugiego jakie 400 metrów. Jeden w pobliżu cegielni na polu między dwiema bitemi drogami, drugi bliżej Gdyni też na polu obok obu dróg przecinających się pod kątem prostym. Lud zwie je „Adamem” i „Ewą” i opowiada o nich mnóstwo legend.”  Staśko nie określa, który jest „Adamem”, a który „Ewą”? Współcześni nam przewodnicy i badacze legend opierają się na podaniu z 1915 r. i „Ewę” umiejscawiają  nieco dalej od Oksywia, w pobliżu dzisiejszego wiaduktu na ul. Stryjskiej w Małym Kacku, przecież pokonała Rybaka Adama.  To właśnie o „Ewie” pisze w Bedekerze Gdyńskim  Kazimierz Małkowski. Natomiast o  „Adamie” wzmiankuje bardzo krótko, że  uległ zniszczeniu. Niektóre źródła podają, że został zniszczony w czasie działań wojennych.  W 1954 r.  kamień o imieniu „Ewa” wpisany został do  wojewódzkiego rejestru zabytków przyrody pod nr 2. Dwa lata później  został przeniesiony na skwerek przy skrzyżowaniu ulic Świętojańskiej i 10 Lutego i stanowił podstawę, na której umocowano płytę z popiersiem Stefana Żeromskiego z 1933 r., która szczęśliwie przetrwała okres wojny  i tablicę  pamiątkową. Z tego mniej więcej okresu pochodzi zdjęcie E. Zdanowskiego dokumentujące wygląd legendarnego kamienia. Czy głaz, na którym widać tablice poświęcone wielkiemu pisarzowi, to ten sam, którego fotografię zamieszczono w Skarbcu z 1915 r.?

  1. Zdanowski, pomnik Stefana Żeromskiego, 1956-1959

Nie wiemy, kiedy kamienie pomnika zostały wymienione i co stało się z „Ewą”? Na znajdujących się w Muzeum Miasta Gdyni zdjęciach z lat 80-tych XX w., widoczny jest już nowy, umieszczony na podeście. Dowodem niech będzie fotografia przedstawiająca członków Towarzystwa Miłośników Gdyni przy pomniku z 10 lutego 1988 r. lub sam pomnik sfotografowany na początku lat 90.XX w. Kazimierz Małkowski, pisząc w Bedekerze Gdyńskim z 1995 r.: „kilka lat temu… władze przebudowały pomnik poświęcony Stefanowi Żeromskiemu i przeniosły „Ewę” na mało widoczne miejsce przy pawilonie wystawowym Muzeum Miasta Gdyni.”, mylił się. Stało się to jeszcze wcześniej niż podaje autor Bedekera i  wskazują pokazane tu fotografie. Potwierdza tę myśl zamieszczone w Dziejach Gdyni pod redakcją Romana Wapińskiego w 1980 r. zdjęcie „nowego” pomnika, czyli przeniesienie „Ewy” w okolice ul. Waszyngtona i skweru Kościuszki odbyć się musiało przynajmniej w latach 70. XX w. Może ktoś z czytelników zna jeszcze inną, dokładną historię gdyńskich głazów, które swoje imieniny obchodziły w wigilię Bożego Narodzenia?

Wykorzystywanie głazów narzutowych jako pomników jest dość powszechne. W Gdyni mamy kilkanaście tego przykładów. Najokazalszy z nich to, odsłonięty w 1965 r. przy ul. Polskiej w okolicach Dworca Morskiego, Pomnik Ludziom Morza. Tworzą go 4 głazy granitowe wydobyte z dna morskiego podczas prac pogłębiania redy portu gdyńskiego. Ustawione w jedną całość reprezentują zawody związane z morzem: stoczniowca, portowca, marynarza i rybaka.  Warto więc, spacerując po mieście, zatrzymać się przed pomnikami historii, które jednocześnie są cennymi pamiątkami natury. O „Ewie” i „Adamie” zapomniano, ale w lasach cisowskich spotkać można zespół 4 ogromnych, pokrytych porostami głazów o sympatycznej nazwie „Muminki” oraz oddzielnie leżących „Pawła” i „Gawła”. Wszystkie one wpisane są do Rejestru Zabytków Przyrody. Chociaż leżą daleko od centrum Gdyni wybierzmy się na wycieczkę, aby je obejrzeć i zachować w pamięci i na fotografiach. (http://inneszlaki.pl/historia-gdyni/pomniki-przyrody-najstarsi-swiadkowie-historii-gdyni)

 

Barbara Mikołajczuk

 

 

Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników Gdyni na wieczorny spacer online po mieście, który odbędzie się 11 listopada o godzinie 18:00 w ramach obchodów Dnia Niepodległości!

Spacer odbędzie się z wykorzystaniem waszego zmysłu słuchu za pomocą specjalnie stworzonego audioguide’a dostępnego dla wszystkich uczestniczących. Jeśli nie chcecie czekać do 18:00, możecie rozpocząć go już teraz!

W tym roku odwiedzimy ulicę 10 lutego w poszukiwaniu majestatycznych przykładów małej i dużej architektury. Co właściwie czyni miasto eleganckim i prestiżowym – sporej wielkości budynki odwołujące się stylem do ważnych historycznych epok czy detale, które próbują całą tradycję ująć w nowoczesnym wydaniu? Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w tym swoistym pojedynku między starym i nowym! Prowadzenie: Patrycja Wójcik i Olga Lewandowska, Ośrodek Edukacji

Link do spaceru audio: https://muzeummiastagdyni.bandcamp.com/album/spacer-niepodleg-o-ciowy-muzeum-miasta-gdyni?fbclid=IwAR02YggPIJ2yjPiYmwSinBzQ2QPcdPd3pALsjqa0hzIvQnFwS8LUZHjkcJE

UWAGA! Pierwszych 15 osób, które odnajdzie sekretne hasło w grze, otrzyma termiczny kubek! Słuchajcie uważnie! HASŁO przesyłajcie na naszą skrzynkę messenger na facebook (funkcja – wyślij wiadomość na naszej stronie facebook)

Fot. Roman Morawski, z www.gdyniawsieci.pl

 

W listopadzie Muzeum Miasta Gdyni przenosi swoje działania oraz bogaty program wydarzeń do przestrzeni internetowej. Wszyscy Ci, którzy zapisali się na nasze listopadowe wydarzenia będą mogli w nich uczestniczyć w swoich domach, dzięki linkom do platformy zoom oraz filmom online.

Muzeum Miasta Gdyni stawia na łatwą dostępność swojej oferty online ale również na indywidualny kontakt z odbiorcą. Podczas zajęć edukacyjnych takich jak Muzealne Zmysły (zajęcia dla mam z niemowlętami) czy Dzień Rodzinny uczestnicy otrzymają osobiście link do spotkania, podczas którego w gronie zapisanych osób będą mogli wziąć udział w spotkaniach z edukatorami oraz zaproszonymi gośćmi.

Najnowsza wystawa “Legenda Radmoru” pojawi się w przestrzeni internetowej w formie oprowadzania online, dzięki któremu przybliżone zostaną prezentowane eksponaty oraz historia kultowego przedsiębiorstwa i jego produktów. W formie online można odwiedzić również naszą wystawę “Janusz Kaniewski. Polskie Projekty Polscy Projektanci” (link: https://www.youtube.com/watch?v=C9MBFeQUTLI)

Wystawa stała “Gdynia – dzieło otwarte” wzbogaci się o nowy moduł zmienny poświęcony dziejom kolei na terenie Gdyni, który będzie prezentowany w formie cyklu ciekawostek naszej stronie i w mediach społecznościowych. W formie dedykowanego audioguide’a mieszkańcy Gdyni będą mogli uczestniczyć w tradycyjnym muzealnym spacerze niepodległościowym 11.11 o godzinie 18:00!

Regularne rozwijamy nasze cyfrowe archiwum www.gdyniawsieci.pl – cyfrowe archiwum zbiorów Muzeum Miasta Gdyni. Zapraszamy na nowo otwartą stronę internetową www.szklometaldetal.pl – wirtualne kompendium wiedzy o gdyńskim modernizmie, wypełnione wieloma godzinami premierowych materiałów filmowych, zawierające liczne teksty, które w wyczerpujący sposób omawiają gdyńską architekturę modernistyczną. Na muzealnym kanale Youtube dostępne są filmy, wirtualne oprowadzania oraz zapisy wydarzeń poświęconych bogatej historii Gdyni oraz naszym wystawom czasowym. Muzealny Spotify (portal streamingowy) oraz Bandcamp zapełnią się podcastami oraz materiałami audio. Już dziś można posłuchać relacji pracowników Radmor uzupełniających wystawę „Legenda Radmoru”, wspomnienia Jacka Fedorowicza czy fragmenty audiobooka „Iskierki w Mroku” Pani Heleny Urbaniak.

Program wydarzeń online Muzeum Miasta Gdyni w listopadzie:

 

LISTOPAD 2020

  • 11 XI 2020 – godz. 18:00 – Spacer Niepodległościowy Online: Stare nowego początki – wieczorny spacer w ramach obchodów Dnia Niepodległości / online
  • 13 XI 2020 – godz. 16:00 – Znamy się: Czy projektant może mieć poczucie humoru? – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji / platforma zoom
  • 20 XI 2020 – godz. 14:00 – Muzealne Zmysły: Dlaczego zabawa jest tak ważna w życiu dziecka? Prowadzenie: Maciej Matuszewski / platforma zoom
  • 21 XI 2020 – Dzień Rodzinny! – warsztaty i oprowadzanie dla dzieci w wieku 6-12 lat / online
    • 11.00 – Dobre zagranie – warsztaty aktorskie / platforma zoom
    • 13.00 – Oprowadzanie po wystawie Janusz Kaniewski. Polskie Projekty Polscy Projektanci / online
    • 13.30 – Coś mi tu nie gra – warsztaty z projektowania przestrzeni miejskiej / platforma zoom
  • 21 XI 2020 – godz. 16:00 – Projekt + Michał Ptak: Auta przyszłości – wykład / online
  • 24 XI 2020 – godz. 14:00 – Kaniewski: Wzorowy obywatel – gra miejska / online
  • 27 XI 2020 – godz. 16:00 – Znamy się! Gdynia Qulturalna – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji / platforma zoom

 

Jesienią przywitaliśmy nową wystawę z cyklu Polskie Projekty Polscy Projektanci. Jej bohaterem został przedwcześnie zmarły Janusz Kaniewski – uznany na świecie projektant samochodów i wizjoner. Z jego bogatym, inspirującym dorobkiem, projektami i rysunkami, mamy okazję zapoznać się aż do 28 lutego 2021 roku.

Zanim to jednak nastąpi zapraszamy do zapoznania się z bogatą ofertą bieżących wykładów i warsztatów. Już 1 października o godz. 17:00 swój autorski wykład poprowadzi Agata Abramowicz – wybitna specjalistka w zakresie powojennej architektury. Tematem spotkanie będą kościoły oraz architektura sakralna Gdyni.

Ośrodek Edukacji Muzeum Miasta Gdyni tradycyjnie przygotował mnóstwo zajęć które zadowolą nawet najwybredniejszych. Dzieci w wieku 6 – 12 lat wraz z opiekunami zapraszamy na kolejny w tym roku Dzień Rodzinny. 17 października o godz. 11:00 rozpocznie się warsztat z tworzenia ekologicznego obuwia. O godz. 13:30, po wirtualnym oprowadzaniu dla rodzin, który opublikujemy na naszym facebookowym koncie, rozpoczną się kolejne warsztaty – tym razem z robotyki. Warsztaty te organizujemy we współpracy z Akademią Kreatywności EcoArt.

Muzeum Miasta Gdyni działa również…poza budynkiem! 18.10 o 17:00 zapraszamy do przestrzeni ART 39 przy Liceum Plastycznym w Gdyni na wernisaż wystawy “Na styku morza i lądu” prezentującej nieznane kadry z bogatej historii Gdyni oraz projekcję naszego audiowizualnego widowiska “Miastofonia” – podróży przez gdyńskie dźwięki. 23.10 w Galerii Klif odbędzie się wernisaż kolejnej wystawy organizowanej wraz z Muzeum Miasta Gdyni, tym razem poświęconej historii terenów, na których znajduje się galeria. I wisienka na torcie – 11.10 o 16:00 zapraszamy na spotkanie z kultową artystką Izabelą Trojanowską i Leszkiem Gnoińskim, promujący najnowszą książkę – wywiad rzekę z autorką przeboju “Wszystko czego dziś chcę”.

 

Przypominamy, że na wszystkie wydarzenia obowiązują zapisy przez formularz na stronie www.muzeumgdynia.pl/wydarzenie

 

PAŹDZIERNIK 2020

1 X 2020 – godz. 17.00 – Perły: Kościoły w Śródmieściu Gdyni do roku 1989 – wykład ukazujący architekturę sakralną Gdyni. Prowadzenie: Agata Abramowicz

2 X 2020 – godz. 17.00 – Znamy się! Szkice i projekt w twórczości Kaniewskiego – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji. Prowadzenie: Tomasz Sosnowski

9 X 2020 – godz. 17.00 – Znamy się! Ludzkie historie – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji. Prowadzenie: Patrycja Wójcik

11 X 2020 – godz. 16.00 – Wszystko, czego dziś chcę – spotkanie z Izabelą Trojanowską i Leszkiem Gnoińskim. Obowiązują zapisy: m.kraszewska@gdynia.pl

16 X 2020 – godz. 14.00 – Muzealne Zmysły. Stymulacja Rozwoju Małego Dziecka. Grupa I. Prowadzenie: Maciej Matuszewski

16 X 2020 – godz. 15.00 – Muzealne Zmysły. Stymulacja Rozwoju Małego Dziecka. Grupa II. Prowadzenie: Maciej Matuszewski

16 X 2020 – godz. 17.00 – Znamy się! Morskie podróże – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji. Prowadzenie: Iza Meronk

16 X 2020 – godz. 17:00 – Wernisaż wystawy Na styku morza i lądu w ART 39. Adres: ul. Orłowska 39, Gdynia

16 X 2020 – godz. 18:00 – Projekcja audiowizualna Miastofonia – dźwiękowa mapa Gdyni w ART 39. Adres: ul. Orłowska 39, Gdynia

17 X 2020 – Dzień Rodzinny! – warsztaty i oprowadzanie dla dzieci w wieku 6-12 lat

Godz. 11.00 – Na grubej podeszwie – warsztaty z tworzenia obuwia.
Prowadzenie: Olga Lewandowska

Godz. 13.00 – Oprowadzanie po wystawie Janusz Kaniewski. Polskie Projekty Polscy Projektanci. Prowadzenie: Olga Lewandowska

Godz. 13.30 – Pod samochodową maską – warsztaty z robotyki. Prowadzenie: EcoArt – Akademia Kreatywności

22 X 2020 – godz. 18.00 – Kaniewskiego związki z Japonią. Między ikonografią mangi a sztuką designu – wykład dr Agnieszki Kiejziewicz

23 X 2020 – godz. 17.00 – Znamy się! A to sprytne – o pomysłowości gdynian – spotkanie z Ośrodkiem Edukacji. Prowadzenie: Olga Lewandowska

27 X 2020 – godz. 14.00 – Kaniewski: Gra w chowanego – gra z miejską urbanistyką – gra miejska online. Prowadzenie: Patrycja Wójcik

30 X 2020 – godz. 18.00 – Kino Kaniewski: „Bellingcat: prawda w czasach postpropagandy” – edukacyjny cykl filmowy

🎼Zapraszamy do odsłuchu Podcastu Jacka Fedorowicza, nagranego dla naszego Muzeum. Człowiek legenda, wybitny satyryk, wspomina kulisy powstawania swoich prac.
🖍Jacek Fedorowicz, z pochodzenia gdynianin, to znany polski satyryk i aktor. Do wspomnień warto obejrzeć załączone prace, które wykonał artysta – Jacek Fedorowicz jest z wykształcenia jest artystą malarzem.
🎼Podcast towarzyszy nowemu modułowi zmiennemu na wystawie “Gdynia – dzieło otwarte” pt. “POD ZNAKIEM SOLIDARNOŚCI. GDYŃSKI SIERPIEŃ’80”. Zapraszamy to odwiedzin: https://www.muzeumgdynia.pl/zaplanuj-wizyte/