Rok 2020 był dla Muzeum Miasta Gdyni czasem wielu istotnych zmian. Pomimo trudnej dla wszystkich sytuacji, udało nam się otworzyć 3 wystawy czasowe. W marcu odbył się wirtualny wernisaż gdyńskiej odsłony „Gdynia – Tel Awiw”. Wrzesień i wczesna jesień stałą pod znakiem naszego sztandarowego cyklu Polskie Projekty Polscy Projektanci, tym razem poświęconą Januszowi Kaniewskiemu. Ostatnia wystawa to „Legenda Radmoru”, której ekspozycję przedłużamy do końca wakacji 2021 roku, dając tym samym wszystkim możliwość zetknięcia się z niezwykłą historią gdyńskiej firmy oraz jej dokonań.

Rok 2021 rozpoczynamy bardzo bogatą ofertą online i nie tylko…bowiem z odsieczą przeciwko nudzie przybywa Muzealna Brygada! Tegoroczne ferie zimowe organizujemy we współpracy z Muzeum Emigracji. Przygotowaliśmy niezwykłe wyzwania, które będzie można przechodzić ze specjalnymi mapami poświęconymi dwóm dworcom – gdyńskiemu dworcowi oraz dworcowi morskiemu, gdzie mieści się Muzeum Emigracji. Dźwiękonaśladownictwo? Podchwytliwe zagadki? W te ferie najmłodszych i starszych czeka mnóstwo dobrej zabawy dzięki połączonym muzealnym mocom obu muzeów!

Drugi tydzień ferii, od 11 do 14 stycznia to właśnie wydarzenie “Kolej na Wyzwanie” czyli maraton dworcowy!

Odnajdźcie ślady stóp Witolda Gombrowicza, wdrapcie się na pomnik, policzcie schody na peron i sprawdźcie, który z królów Polski ma własną linię kolejową. Posłuchajcie dźwięków dworca, podziwiając dekoracje na suficie restauracji i poczujcie wiatr we włosach, oczekując na odpływający prom. Nie dajcie się zimowej nudzie i razem z rodziną przyjrzyjcie się gdyńskim dworcom. W obu dworcach dostępna będzie mapa z zadaniami – wyczynami. Na bacznych obserwatorów czekają nagrody.

Po feriach, 14 stycznia, swój wykład poprowadzi Hubert Bilewicz, znany historyk sztuki i nauczyciel akademicki. Tym razem poznamy sekrety zmodernizowanego klasycyzmu kompleksu wojskowego na Oksywiu i gmachu Banku Polskiego w Gdyni. Wykład odbędzie się w cyklu prelekcji „Perły”, którego celem jest prezentacja gdyńskiej architektury z tej drugiej, niemodernistycznej strony.

Aktywnie działa nasz Klub Doborowego Towarzystwa. Liczni Seniorzy i Seniorki odkrywają w nim dawną Gdynię. 21 stycznia poznają miejsca ukazane w książce Michała Piedziewicza “Dżoker”, którą klubowicze otrzymali w grudniu w pakiecie powitalnym.

Na zakończenie chcielibyśmy zachęcić państwa do wzięcia udziału w naszych spacerach, które można organizować samodzielnie z wykorzystaniem specjalnych map. Dawid Gajos z Działu Historycznego Muzeum Miasta Gdyni przygotował możliwe do pobrania mapy dla młodszych i starszych poświęcone starym, gdyńskim szlakom kolejowym – tym znanym i tym od dawna zapomnianym, ukrytym w gąszczu drzew i chaszczy. Uzupełnione o ciekawy komentarz historyczny mapy od stycznia do pobrania ze strony Muzeum!

SPACER LINIĄ KOLEJOWĄ GDYNIA – KOKOSZKI – SPACER Z HISTORIĄ!

Kliknij tutaj aby pobrać “Spacer linią kolejową Gdynia – Kokoszki.PDF

 

BOCZNICA KOLEJOWA DO ZAKŁADÓW POLIFARB – SPACER Z HISTORIĄ!

Kliknij tutaj aby pobrać “Spacer bocznicą kolejową do zakładów POLIFARB.PDF”

 

 

STYCZEŃ 2020

  • 4 I 2021 – godz. 11:00 – [online] Ferie w Muzeum: Zaprojektuj sprzęt audio przyszłości – warsztaty rodzinne. Prowadzenie: Gosia Bujak
  • 5 I 2021 – godz. 11:00 – [online] Ferie w Muzeum: Zamknij oczy! Usłysz Port! – warsztaty rodzinne. Prowadzenie: Tomasz Sosnowski
  • 7 I 2021 – godz. 11:00 – [online] Ferie w Muzeum: W pełni zrozumiałe – warsztaty rodzinne. Prowadzenie: Olga Lewandowska
  • 8 I 2021 – godz. 11:00 – [online] Ferie w Muzeum: Halo, czy mnie słychać? – warsztaty rodzinne. Prowadzenie: Patrycja Wójcik
  • 11 I 2021 – Gdyńska Brygada Muzealna – ferie zimowe, jakich jeszcze nie było!
    Współpraca: Muzeum Emigracji w Gdyni
  • 13 I 2021 – godz. 13:00 – [online] Oprowadzanie rodzinne po wystawie „Legenda Radmoru” – dla dzieci w wieku 6 – 12 lat. Prowadzenie: Olga Lewandowska
  • 14 I 2021 – godz. 17:00 – [online] Perły: Zmodernizowany klasycyzm kompleksu wojskowego na Oksywiu i gmachu Banku Polskiego w Gdyni – wykład. Prowadzanie: Hubert Bilewicz
  • 15 I 2021 – godz. 14:00 i 15:00 – [online] Muzealne zmysły: Pierwsze kroki – grupa I i II – zajęcia rozwojowe dla niemowląt z opiekunem
  • 15 I 2021 – godz. 16:00 – [online] – Znamy się! Radmor – o sposobach komunikacji. Prowadzenie: Tomasz Sosnowski
  • 16 I 2021 – [online] Dzień Rodzinny – warsztaty dla rodzin z dziećmi
    • 11:00 – [online] Wszystko nagrane – warsztaty z nagrywania dźwięku na kasetę magnetofonową. Prowadzenie: Olga Lewandowska
    • 13:30 – [online] Szczegóły dogadane – warsztaty z tworzenia sprzętu komunikacyjnego. Prowadzenie: EcoArt – Akademia Kreatywności
  • 21 I 2021 – godz. 11:00 – Klub Doborowego Towarzystwa: Przejdźmy się – spacer dla seniorek i seniorów po śródmieściu Gdyni. Prowadzenie: Gosią Bujak
  • 26 I 2021 – godz. 12:00 – [online] Jak chcesz to i z miski ukręcisz dobre brzmienie, czyli domowe inspiracje w produkcji muzyki – spotkanie z Marcelem Grabarzem
  • 29 I 2021 – godz. 16:00 – [online] Znamy się: Jak żyć? O biografiach na wystawach. Prowadzenie: Olga Lewandowska

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Dziesięć lat po tragicznych grudniowych wydarzeniach w Gdyni Bolesław Just, gdyński malarz i grafik, przekazał jedno ze swoich dzieł na aukcję prac plastyków na rzecz “Solidarności” i budowę pomników ofiar tamtych wydarzeń. Dostał za ten podarunek podziękowanie na piśmie. Rok później stworzył obraz przedstawiający, odsłonięty 17 grudnia 1980, pomnik Ofiar Grudnia’70 znajdujący przy obecnej ul. Janka Wiśniewskiego.

Olejny wizerunek gdyńskiego pomnika, to próba uchwycenia szczególnego czasu i atmosfery otaczającej niedawno odsłonięty monument. Centrum kompozycji zajmuje rzeźba z charakterystyczną opuszczoną siódemka, przypominającą w kształcie upadającą postać ludzką. Na obrazie Justa nie zobaczymy ludzi, ale o ich obecności i pamięci świadczą liczne kwiaty i wiązanki, złożone u stóp pomnika. Biel i czerwień kwiatów znajdzie jeszcze swoje powtórzenie w elementach tła. W prawym dolnym rogu umieszczono sygnaturę artysty i rok powstania dzieła – 1981.

Rok 1981 był szczególnym w życiu Bolesława Justa. To rok jubileuszów: 50-lecia pracy twórczej, 50-lecia zamieszkiwania w Gdyni i 50-lecia zawarcia związku małżeńskiego. Z tej okazji gdyńskie BWA zorganizowało wystawę poświęconą jego twórczości.

Józef Bolesław Just urodził się w 1903 roku we wsi Rypułtowice w woj. łódzkim. Uczył się w Państwowej Szkole Włókienniczej w Łodzi, kończąc ją w 1921 roku. W 1926 roku, za namową swego szwagra Romana Śrótka, zdał egzaminy i dostał się na studia do Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Poznaniu. W 1931, po ślubie z Jadwigą Dokowicz, osiedlił się w Gdyni. Zajął się pracą twórczą i prowadzeniem wraz z żoną prywatnej wypożyczalni książek. Zainteresowania plastyczne rozwijał w Pomorskiej Szkole Sztuk Pięknych Wacława Szczeblewskiego.

W 1939 roku zmobilizowany, wraz z 52 kompanią 81 Pułku Telegraficznego z Zegrza brał udział w kampanii wrześniowej i dostał się do niewoli, z której udało mu się uciec. Na krótko powrócił do Gdyni, po czym został przesiedlony do Generalnej Guberni. W czasie wojny pracował w tartaku w Czarnej Strudze k. Żyrardowa. Należał do AK i działał w grupie „Macieja” na terenie Kampinosu. W czasie powstania warszawskiego brał udział w walkach na tym terenie. W 1945 roku, po oswobodzeniu, powrócił do Gdyni.

Przez kilka pierwszych lat powojennych pracował w Wydziale Kultury gdyńskiego magistratu. W latach 1950–1960 był dyrektorem Pracowni Sztuk Plastycznych w Gdyni, pracował także w Lidze Morskiej, w latach 1960–1969 uczył w Szkole Podstawowej nr 26, po czym przeszedł na emeryturę.

Od 1946 roku był czynnym członkiem ZPAP. Do 1988 roku prezentował swoje prace na blisko 50 wystawach indywidualnych. W 1950 roku otrzymał Nagrodę Artystyczną Miasta Gdyni, a w 1971 roku – odznaczenie Zasłużony Działacz Kultury. Artysta zmarł w 1989 roku. Spoczywa na cmentarzu w Gdyni Witominie.

MMG/SZ/1536. Bolesław Just, Pomnik Ofiar Grudnia, 1981, olej na płótnie, wym. 54,5 x 70,2 cm, Muzeum Miasta Gdyni

Anna Śliwa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Bolesław Just, Pomnik Ofiar Grudnia, 1981

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Marian Drabik urodził się w Laskach k. Parczewa. W 1967 roku przybył do Gdyni, gdzie rozpoczął pracę w stoczni jako ślusarz. Po odbyciu służby wojskowej w Toruniu (1968–1970), w październiku 1970 roku powrócił do Gdyni i ponownie podjął pracę w stoczni. W czasie wydarzeń grudniowych został ciężko ranny. Po czterech latach pobytu na rencie inwalidzkiej powrócił do pracy w stoczni i pracował w niej aż do przejścia na emeryturę w 1996 roku. Był jednym z organizatorów i głównych działaczy najpierw Koła Rodzin Ofiar Grudnia, następnie, od 1993 roku, Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Grudnia. Przez kilka lat pełnił funkcję jego prezesa i wiceprezesa.

17 grudnia 1970 Marian Drabik, zmierzający do pracy w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, został trafiony pociskiem, który przeszył kurtkę, ranił go w przedramię i utkwił w ubraniu (swetrze). Do postrzału doszło w okolicy wiaduktu drogowego przy przystanku SKM Gdynia Stocznia. Stoczniowiec został ranny najpierw w lewe przedramię, następnie, po upadku na kolana, w głowę. Ciężko rannego odwieziono obecną ul. Janka Wiśniewskiego (wówczas ul. Marchlewskiego) do Szpitala Miejskiego.

Po dwóch albo trzech dniach pobytu w szpitalu odwiedziła go matka, która przyjechała z rodzinnej miejscowości. Zabrała ubrania syna do domu. Podczas prania znalazła w swetrze pocisk. Następnie, przez wiele lat, był on pieczołowicie przechowywany przez postrzelonego stoczniowca, dopóki nie stał się elementem muzealnej kolekcji. Obecnie pocisk prezentowany jest w Muzeum Miasta Gdyni na wystawie stałej Gdynia. Dzieło otwarte.

Razem z pociskiem Marian Drabik podarował Muzeum również kilka dokumentów lekarskich, związanych z tym wydarzeniem. Do zbiorów trafiła między innymi Karta wypadku w drodze oraz z pracy, która została wypełniona prawdopodobnie w 1971 roku. Uzupełnia ją dokumentacja medyczna – dwie Karty informacyjne leczenia szpitalnego. Jedną z kart wystawiono w styczniu 1971 roku, drugą – po latach, w 1997 roku. Są o tyle ciekawe, że w pierwszym wypisie brakuje informacji o ranie postrzałowej głowy. Marian Drabik dążył to ujawnienia prawdy o okolicznościach odniesionego postrzału, będącego wynikiem użycia broni przeciw nieuzbrojonym i zdążającym do pracy cywilom. Doprowadził do wystawienia drugiego, pełnego wypisu, w którym uzupełniono brak z pierwszego dokumentu. Dzięki zaangażowaniu Mariana Drabika, tę historię możemy dziś udostępnić, ilustrując ją wybranymi obiektami.

 

Dariusz Małszycki
Fot. ze zbiorów MMG, MMG/HM/III/3175, pocisk KBK AK, dł. 2,8 cm, metal

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

„W tych pamiętnych dniach […] narodziła się solidarna więź społeczna, która, kiełkując w następnych latach, dała w końcu owoc w postaci sierpniowego zrywu mieszkańców Wybrzeża i zapoczątkowała późniejsze demokratyczne przemiany” – tak o wydarzeniach grudniowych pisał Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.

Grudzień 1970 roku był ważną, choć zarazem bolesną, kartą w historii Wybrzeża. Mimo że strajki wybuchły nie tyle na ideowym, co ekonomicznym podłożu (w proteście przeciwko podwyżce cen żywności), trudno nie dostrzec w nich zalążka przyszłej wolności. Oprócz Gdyni (15.12.1970) zamieszki objęły Gdańsk (14.12.1970), Elbląg (16.12.1970) i Szczecin (17.12.1970). Protest gdyński przebiegał jednak odmiennie niż w innych miastach. O ile w Gdańsku i Szczecinie spalono budynki komitetów wojewódzkich Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, o tyle w Gdyni strajk przebiegał spokojnie. Powstał Główny Komitet Strajkowy Miasta Gdyni, a strajkujący podjęli rozmowy z przedstawicielami władz miejskich, które doprowadziły do podpisania porozumień.

Jednak pomimo tego 17 grudnia 1970 roku władze komunistyczne kazały żołnierzom i milicjantom strzelać do idących do pracy robotników. Wydarzenia te miały miejsce m.in. w okolicy stacji kolejki SKM Gdynia Stocznia – ważnego węzła komunikacyjnego dla nadjeżdżających z Gdańska i Wejherowa pracowników Stoczni im. Komuny Paryskiej. Było wiele ofiar śmiertelnych i wielu rannych. Dzień ten przeszedł do historii jako czarny czwartek. W Balladzie o Janku Wiśniewskim uwieczniono jednego z zabitych robotników, Zbigniewa Godlewskiego, którego tłum strajkujących niósł na drzwiach ul. Świętojańską pod budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej.

Do tego wydarzenia symbolicznie nawiązuje powstały 10 lat później kolaż gdyńskiego artysty Maksymiliana Kasprowicza, znajdujący się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni. Dzieło przedstawia umownie zaznaczoną sylwetkę robotnika, stworzoną z niebieskich rękawic, unoszącą się nad wyciągniętymi w górę brązowymi rękawicami. Artysta posłużył się prostymi środkami wyrazu – wykorzystał zwykłe robotnicze rękawice, które wkleił w swoją kompozycję. Te nieartystyczne, użytkowe elementy robotniczego stroju stały się częścią dzieła sztuki, wnosząc w nie szczególnie silny ładunek emocjonalny. Las brązowych rękawic świetnie też oddaje masowość gdyńskich protestów. Strajkowali bowiem nie tylko stoczniowcy, ale także pracownicy wielu innych przedsiębiorstw, w tym portu czy „Dalmoru”. Rękawice, na co dzień okrywające dłonie pracujących, wydają się obrazować siłę tłumu połączonego wspólnym działaniem. Tę szczególną więź, międzyludzką solidarność, udało się Kasprowiczowi artystycznie uchwycić.

MMG/SZ/954. Maksymilian Kasprowicz, Tragedia gdyńska II, 1980, kolaż, wym. 115,6 x 148,5 cm, fot. Monika Zakroczymska

 

Anna Śliwa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Maksymilian Kasprowicz, Tragedia gdyńska II, 1980

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Ulotka wydana przez Solidarność Gdyńskich Zakładów Pracy, a zatytułowana Pomnik Zapomniany, ukazała się w grudniu 1988 roku jako forma upomnienia się o uhonorowanie pamięci ofiar 17 grudnia 1970 roku.

Na pierwszej stronie znajduje się obszerny tekst wspominający czarny czwartek, czyli dzień 17 grudnia 1970 roku, kiedy doszło do masakry robotników przy przystanku kolejowym Gdynia Stocznia oraz pod ówczesnym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (obecny Urząd Miasta). Tym, co od razu rzuca się w oczy, jest nadrukowany kolorem czerwonym, bezpośrednio na tekst, celownik, w środku którego znajduje się sylwetka mężczyzny. Nad nim umieszczono pełne wyrazu słowa: Człowiek – celem socjalizmu.

Tekst skupia się przede wszystkim na kwestii upamiętnienia wspomnianych wydarzeń, które było możliwe dopiero dziesięć lat po tragedii. W 1980 roku Solidarność, działająca w gdyńskich zakładach pracy, powołała Społeczny Komitet Budowy Pomników, którego celem było wykonanie projektów i zbiórka funduszy potrzebnych do wykonania dwóch pomników, które miały stanąć w miejscach tragedii. Pierwszy z nich, u zbiegu dawnych ulic Czechosłowackiej i Marchlewskiego (obecnie przemianowanych odpowiednio na aleję Solidarności oraz ulicę Janka Wiśniewskiego), stanął na swoim miejscu dokładnie 17 grudnia 1980 roku. W dalszej części tekstu zwrócono uwagę na problemy, które napotkała budowa drugiego pomnika nieopodal budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przy dawnej ulicy Czołgistów (obecnie aleja Marszałka Józefa Piłsudskiego), mimo wmurowania kamienia węgielnego. Dotyczyły one główne względów politycznych, w szczególności wprowadzenia w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stanu wojennego (1981–1983). Do chwili wydania ulotki w 1988 roku, sprawa budowy drugiego pomnika pozostawała w impasie, do którego przełamania nawoływała Solidarność. Ostatecznie został on odsłonięty w 23. rocznicę wydarzeń Grudnia ‘70 – 17 grudnia 1993, już po przemianach ustrojowych w Polsce.

Na drugiej stronie ulotki znajduje się czarno-biała plansza składająca się z sześciu elementów, z których pięć to odbitki zdjęć z wydarzeń, jakie rozegrały się w dniach 14–22 grudnia 1970 roku na Wybrzeżu. Oprócz nich w środkowej części, na dole znajduje się logotyp upamiętniający Grudzień ‘70, z prostym motywem roku „1970”, w którym cyfra „7” układa się w kształt krzyża.

Zdjęcie w lewym górnym rogu przedstawia pochód robotników stoczniowych i dokerów ulicami Gdyni w dniu 17 grudnia 1970 roku. Na fotografii wykonanej przez Edmunda Peplińskiego na czele korowodu widzimy sześciu mężczyzn, którzy na trzymanych na ramionach drzwiach niosą ciało zabitego tego dnia pracownika Portu Gdynia, Zbigniewa Godlewskiego. Początkowo, nie znając jego prawdziwych personaliów, nazwano go Jankiem Wiśniewskim. Po lewej stronie fotografii widać idących za czołem pochodu, w niewielkim odstępie pozostałych protestujących.

Kolejną fotografię umieszczono w lewym dolnym rogu. Przedstawia ona ludzi tłumnie zgromadzonych pod Komitetem Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku w dniu 16 grudnia 1970 roku. Nie są uzbrojeni, niektórzy jedynie trzymają w rękach parasole. Środkowe zdjęcie przedstawia tabliczkę nagrobną Janusza Żebrowskiego, siedemnastoletniej ofiary gdyńskich protestów, zastrzelonej w Gdyni 17 grudnia 1970 roku przez Milicję Obywatelską. Fotografia autorstwa Edmunda Chabowskiego, umieszczona w prawym górnym rogu, przedstawia mężczyznę przejechanego przez czołg 15 grudnia 1970 roku w Gdańsku. Jego zwłoki leżą na bruku ulicy Wały Jagiellońskie, nad ciałem pochyla się człowiek. Na pierwszym planie widać sylwetki innych osób. W prawym dolnym rogu pola wykorzystano fotografię, wykonaną 15 grudnia 1970 roku przez Wojciecha Laskiego, przedstawiającą czołg na jednej z ulic Gdańska.

Opisywane w ulotce pomniki ofiar zajść grudniowych do dziś przypominają o tragicznych wydarzeniach sprzed pięciu dekad.

 

Dawid Gajos

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

MMG/HM/I/4036 Ulotka Solidarność Gdyńskich Zakładów Pracy Pomnik zapomniany, grudzień 1988, wydruk dwustronny na papierze, wym. 20,5 x 15 cm, Muzeum Miasta Gdyni
MMG/HM/I/4036 Ulotka Solidarność Gdyńskich Zakładów Pracy Pomnik zapomniany, grudzień 1988, wydruk dwustronny na papierze, wym. 20,5 x 15 cm, Muzeum Miasta Gdyni

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Tragedia Grudnia ’70 wstrząsnęła mieszkańcami Wybrzeża. Niedługo po krwawych wydarzeniach czarnego czwartku architekt Ryszard Semka, pracujący nad przebudową Domu Książki w centrum Gdyni, przedstawił do akceptacji projekt wielkoformatowej metaloplastyki upamiętniającej ten dzień. Czy udało mu się zmylić czujność władz?

Ryszard Semka, przygotowując plan rozbudowy Domu Książki w Gdyni przy ul. Świętojańskiej 47, wkomponował w ścianę szczytową pozornie abstrakcyjną kompozycję. Geometryczne formy, zdawałoby się przypadkowe, po uważniejszym obejrzeniu pozwalały się odczytać jako zapis daty 17 grudnia ułożony z rzymskich liczb XVII XII. Dyskretnie wkomponowana w metaloplastykę szczególna dla gdynian data czarnego czwartku – 17 grudnia 1970 roku – miała stać się zakamuflowanym pomnikiem tragicznych wydarzeń. Projekt został przyjęty. Władze nie domyśliły się, jaki przekaz ukrył w swym projekcie wybitny architekt. Niestety Dom Książki zrezygnował z planowanej rozbudowy i finalnie tajny gest sprzeciwu wobec systemu pozostał jedynie na kartach projektu.

Urodzony w 1925 roku Ryszard Semka w latach 1945–1950 studiował na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej, a następnie, dzięki otrzymanemu stypendium, w latach 1964–1965 kontynuował kształcenie na Uniwersytecie Harvarda. Po studiach, w 1950 roku rozpoczął pracę w PWSSP w Gdańsku (obecnie ASP w Gdańsku), od tego też roku należał do SARP-u. Tytuł docenta zdobył w 1967 roku, obejmując jednocześnie funkcję kierownika Pracowni Projektowania Architektury Wnętrz. Kolejne lata przyniosły mu tytuł profesora nadzwyczajnego – w 1981 roku i zwyczajnego – w 1990 roku. W 1971 roku, gdy powstał interesujący nas projekt, Ryszard Semka objął właśnie funkcję dziekana Wydziału Architektury Wnętrz i Wzornictwa Przemysłowego, które to stanowisko piastował do 1984 roku. Do jego najważniejszych architektonicznych realizacji należy zaliczyć: domy mieszkalne w Gdańsku-Wrzeszczu, zbudowane w okresie 1953–1957, rozbudowę Wielkiej Zbrojowni w Gdańsku jako siedziby PWSSP (1968), teatr w Kwidzynie (1986), kilkadziesiąt budynków mieszkalnych na terenie Starego Miasta w Elblągu (1983–2003) oraz Pomnik Ofiar Grudnia ‘70 w Gdyni. Zmarł w 2016 roku w Gdańsku.

Ponad dwadzieścia lat po stworzeniu projektu z zakamuflowanym przesłaniem, w innych już realiach społeczno-politycznych, Ryszard Semka miał możliwość oddać hołd ofiarom czarnego czwartku. Jako główny projektant odpowiadał bowiem za realizację pomnika ofiar Grudnia ‘70 usytuowanego przy Urzędzie Miasta Gdyni, w miejscu, na które niegdyś protestujący dotarli z niesionym na drzwiach Zbyszkiem Godlewskim, utrwalonym w balladzie jako Janek Wiśniewski. Pomnik odsłonięto 17 grudnia 1993 roku, z udziałem prezydenta Lecha Wałęsy. Projekty i drewniany model pomnika znajdują się w zbiorach Muzeum Miasta Gdyni.

 

Anna Śliwa

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Projekt przebudowy Domu Książki w Gdyni. Elewacja Północna, fot. Leszek Żurek

 

Projekt przebudowy Domu Książki w Gdyni. Elewacja Zachodnia, fot. Leszek Żurek

 

Ryszard Semka na tle zaprojektowanej przez siebie fasady Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie ASP w Gdańsku), lata 70. XX w., archiwum rodziny projektanta

 

Model pomnika ofiar Grudnia 70, fot. Leszek Żurek

 

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

17 grudnia 1970 roku na przystanku kolejki podmiejskiej Gdynia Stocznia milicja otworzyła ogień do pracowników stoczniowych i portowych, którzy, jak co dzień, udawali się do pracy, nie spodziewając się, że tego poranka wydarzenia przyjmą tak dramatyczny obrót. Bilans tego tragicznego dnia w Gdyni to 18 zabitych i setki rannych. Wcześniej, bo 15 grudnia, Komitet Wojewódzki PZPR, Wojewódzka i Miejska Rada Narodowa oraz Wojewódzka Komisja Związków Zawodowych wydały druk ulotny, będący odezwą do klasy robotniczej i ludzi pracy w Gdyni. Wzywano w niej, by pracownicy nie ulegali prowokacjom, jakie odbyły się w Gdańsku, i wrócili na stanowiska pracy. W drodze do pracy czekały na nich jednak uzbrojone oddziały milicji i czołgi.

Wspomniana ulotka z szarego papieru przypomina o nastawieniu władz partyjnych wobec robotników. Odezwa została wydana w Gdańsku, a jej autorzy już na początku odwołują się do gdańskich wydarzeń z 14 i 15 grudnia, opisując rozruchy i sytuacje, jakie miały miejsce w zakładach pracy i na ulicach miasta. Podkreślają również, że zostały one wykorzystane przez awanturników i chuliganów do ataku na osoby cywilne i funkcjonariuszy milicji, którzy odnieśli rany. Zwrócono uwagę na poniesione wielomilionowe straty mienia, w tym uszkodzenia budynków publicznych, które godzą w interesy państwa i ludzi pracy.

W dalszej części instytucje podpisane pod dokumentem – Komitet Wojewódzki PZPR, Wojewódzka i Miejska Rada Narodowa oraz Wojewódzka Komisja Związków Zawodowych – stwierdzają, że organy porządku publicznego w obronie własnej oraz by przywrócić ład, użyły broni wobec agresorów. Zapowiedziano, że wobec winnych zabójstw i przestępstw zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje. Wskazano również, że od daty wydania odezwy wprowadza się w Gdyni godzinę milicyjną obowiązującą od 18.00 do 5.00 rano oraz zakazuje się wszelkich zgromadzeń i demonstracji.

W drugiej części odezwy jej wydawcy zwracają się do ludzi pracy w Gdyni, przestrzegając ich przed zajściami, które wydarzyły się w ostatnich dniach w Gdańsku. Przekonuje się gdynian, że gdańscy prowokatorzy działają na ich niekorzyść, realizując własne interesy kosztem niszczenia przestrzeni publicznej. Zachęca się do rozwiązywania wszelkich spraw poprzez rozmowę na zebraniach w zakładach pracy, jednocześnie podkreślając, że nielegalne akcje nie będą tolerowane.

W końcowej części odezwy wydawcy zwracają się do wszystkich robotników i ludzi pracy z apelem, by razem zapewnili spokój i normalną pracę wszystkich zakładów, fabryk i instytucji w mieście, co leży w ich interesie.

Zachowany afisz świadczy o wyjątkowej brutalności działań i dwulicowości władz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej wobec robotników. Rządowy apel, zawarty również na drukach ulotnych, skłonił bowiem wielu ludzi do powrotu do pracy, równocześnie wyprowadzając ich wprost pod lufy karabinów i czołgów.

 

Dawid Gajos

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

MMG/HM/I/3969 Ulotka zawierająca odezwę KW PZPR… Do klasy robotniczej i ludzi pracy w Gdyni!, 15 grudnia 1970, wydruk na papierze, wym. 26,5 x 16,5 cm, Muzeum Miasta Gdyni

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Budowa pomników ku czci pamięci ofiar Grudnia ’70 była jednym z głównych postulatów obywateli strajkujących w sierpniu 1980 roku. W tym celu 10 września 1980 roku powołano Społeczny Komitet Budowy Pomników Ofiar Grudnia 1970 w Gdyni. Miał on za zadanie upamiętnienie ofiar tamtych wydarzeń. Jak pisano: „Pomniki nasze będą dowodem ciągle odradzającego się zwycięstwa wszystkiego co dobre i wielkie w człowieku. Postawimy je zamiast kamieni nagrobnych poległym w grudniu 1970 na ulicach Gdyni naszym Braciom. (…) Pomniki nasze będą krzykiem wyrzutu na zawsze zawisłym nad gdyńskim brukiem”. Projektanci obu realizacji, zawarli w nich wszystko to, co było najbardziej istotne dla wydarzeń grudniowych z perspektywy społeczeństwa.

We współpracy z rzeźbiarzami gdańskiego Związku Polskich Artystów Plastyków zorganizowano konkurs rzeźbiarsko-architektoniczny. W listopadzie 1980 roku wybrano zwycięski projekt pomnika, który miał stanąć przy ulicy Czechosłowackiej (obecnie aleja Solidarności). Spośród nadesłanych prac jury, pod przewodnictwem prof. Stanisława Horno-Popławskiego, przyznało dwa pierwsze miejsca – Krystynie Sulewskiej-Figieli i Stanisławowi Gieradzie. Drugą nagrodę otrzymał Wiesław Pietroń, wyróżniono też trzy projekty. Ostateczną decyzję o wyborze projektu do realizacji podjęli członkowie Komitetu, wskazując koncepcję Stanisława Gierady.

Pomnik przedstawia wykonaną ze stali nierdzewnej datę 1970, którą wsparto na poziomej podstawie w kształcie krzyża. Cyfrę 7 wykonano w taki sposób, aby kształtem przypominała upadającą ludzką postać, z plecami przestrzelonymi kulami. Trzy pozostałe cyfry, o wertykalnym układzie, kontrastują z dynamicznym przedstawieniem cyfry 7. Autor monumentu zastosował przy jej wykonaniu ścięte, geometryczne kształty o wyodrębnionych, rozchodzących się w różnych kierunkach, krawędziach. Na cyfrach 7 oraz 0 zastosowano żłobienia, w postaci falistych linii, przypominające rany. Mają one znaczenie symboliczne, upamiętniające cierpienie poległych ofiar.

Monumentalne cyfry zostały wykonane przez załogę Stoczni im. Komuny Paryskiej z użyciem blachy nierdzewnej, wyprodukowanej przez pracowników Huty Stalowa Wola. Podstawę pomnika wykuto z czarnego sjenitu z kopalni w Przeborowie. Upadającą cyfrę 7 wykonano w stoczniowym Wydziale Ślusarni Lekkiej. Konstrukcję pomnika opracował mgr inż. Jan Schmidt. Monument ma łącznie cztery metry wysokości i pięć metrów szerokości.

W grudniu 1980 roku odbyła się uroczystość odsłonięcia i poświęcenia pomnika. W historycznym wydarzeniu wzięły udział rzesze ludzi, w tym rodziny ofiar, mieszkańcy Gdyni oraz goście z całej Polski. Aktu odsłonięcia monumentu dokonała Anna Piernicka, matka jednego z poległych pracowników Stoczni im. Komuny Paryskiej.

 

Joanna Mróz

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Rfot/I/360/98. Transport Pomnika Ofiar Grudnia’70 w Gdyni, fot. Ewa Grabowska-Sadłowska, 16.12.1980 r.

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Zygmunt Polito (1946–1970) był jedną z pierwszych ofiar wydarzeń grudniowych w Gdyni. Urodził się w Gdyni w rodzinie Józefa, pracownika gdyńskich piekarni, oraz Heleny. W 1964 roku, po ukończeniu Zasadniczej Szkoły Budowy Okrętów przy Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni, rozpoczął pracę w tym zakładzie. Z przerwą na służbę wojskową (1966–1967), do nagłej śmierci pracował jako spawacz na Wydziale K2.

Pamiętnego 17 grudnia około godz. 5.55, na wysokości wiaduktu przy peronie Gdynia Stocznia, Zygmunt Polito został postrzelony w momencie, gdy wysiadał z taksówki, którą przyjechał razem z kolegami do pracy. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że był jedną z pierwszych ofiar wydarzeń.

Dwa dni później – 19 grudnia – rodzina została oficjalnie poinformowana jednocześnie o śmierci i terminie pogrzebu, który miał się odbyć jeszcze tego samego dnia na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Rodzinę zabrano tam o godzinie 23.00, a pogrzeb odbył się o północy. Na miejscu okazało się, że ciało Zygmunta Polito jest nagie. Jeden z przyjaciół rodziny zdjął własne buty, aby założyć je zastrzelonemu. Pozostali uczestnicy pogrzebu zdejmowali skarpetki i pończochy, żeby ofiarodawca nie odmroził sobie stóp. Tragedia czarnego czwartku przekreśliła życiowe plany Zygmunta Polity, wpływając na życie jego rodziny i bliskich. Zaplanowany przez niego ślub nie odbył się.

W Muzeum Miasta Gdyni, na wystawie stałej Gdynia. Dzieło Otwarte, prezentujemy m.in. lusterko z portretem Zygmunta Polito (syg. MMG/HM/III/3174). Fotografia umieszczona na lusterku została wykonana w wojsku. Matka Zygmunta nie była z niej specjalnie zadowolona, gdyż przypominała jej portret nagrobny. Obok lusterka, w muzealnej kolekcji odnajdziemy też korespondencję nawiązującą do śmierci Zygmunta Polito. Warto wymienić między innymi pismo Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku w sprawie ufundowania trwałego nagrobka czy odpowiedź redakcji znanego czasopisma kobiecego „Przyjaciółka”, do którego z prośbą o pomoc zwróciła się matka ofiary.

Należy też wspomnieć o trzech fotografiach przedstawiających Zygmunta Polito. Na pierwszym widnieje rodzina przy jego grobie na cmentarzu Witomińskim w latach 80. XX wieku. W dniu 8 lutego 1971 udało się przenieść zwłoki stoczniowca do Gdyni i dokonać jego powtórnego pochówku. Uroczystość pogrzebową prowadził znany w Gdyni ks. Hilary Jastak, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, do której rodzina należała. Na dwóch kolejnych fotografiach widzimy Zygmunta Polito na motorze zakupionym za pierwsze zarobione pieniądze. Sport motocyklowy był bowiem jego wielką pasją. To ze sprzedaży motocykla po Zygmuncie Polito rodzina uzyskała pieniądze na nagrobek, widoczny na opisanym wyżej zdjęciu.

 

Dariusz Małszycki

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

MMG/HM/III/3174 Lusterko z imitacją fotografii ceramicznej żołnierza. Przedstawiaja Zygmunta Polito, który zginął 17 grudnia 1970 w drodze do pracy w Stoczni im. Komuny Paryskiej, lata 60. XX w., 7, 2 x 5,4 cm
MMG/HM/III/3174. Lusterko z fotografią żołnierza na ceramice, lata 60. XX w., wym. 7,2 x 5,4 cm

 

 

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Linoryt Wojciecha Kostiuka powstał w 1971 roku, a więc krótko po wydarzeniach na Wybrzeżu. Praca przedstawia tłumy robotników podążające szeroką ulicą w centrum miasta. Na czele pochodu widać niesionego na drzwiach poległego kolegę. Historia zna tylko jeden taki przypadek. I chociaż w kulturze i historii posługujemy się figurą Janka Wiśniewskiego, to poległym w wydarzeniach grudniowych robotnikiem był 18-letni Zbyszek Godlewski. Pochód z jego ciałem przeszedł najważniejszymi arteriami Gdyni – ulicami Morską (wówczas Czerwonych Kosynierów), Podjazd, 10 Lutego i Świętojańską pod siedzibę Miejskiej Rady Narodowej, czyli obecny Urząd Miasta przy alei Marszałka Piłsudskiego.

Bardzo wymowny pozostaje tytuł pracy: Gdynia – Grudzień 70. Aby czas nie zatarł pamięci. Wydarzenia Grudnia ’70 wielokrotnie pojawiały się w popkulturze. Jednym z najbardziej znanych odniesień jest Ballada o Janku Wiśniewskim. Najlepiej rozpoznawalną wersją Ballady jest ta z muzyką Andrzeja Korzyńskiego. Ciekawostką może być fakt, że pierwotną melodię do tekstu napisał w 1980 roku Mieczysław Cholewa, który paradoksalnie okazał się tajnym współpracownikiem SB.

Ballada pojawia się w wielu polskich filmach. Jednym z nich jest Człowiek z żelaza Andrzeja Wajdy z 1981 roku. Film opowiada co prawda o wydarzeniach z sierpnia 1980 roku, lecz nawiązuje do wcześniejszych starć milicji z robotnikami. Cała historia jest kontynuacją Człowieka z marmuru, którego bohater Mateusz Birkut ginie w grudniu 1970 roku, o czym dowiadujemy się z fabuły Człowieka z żelaza. W dziele Wajdy balladę śpiewała, grająca rolę reżyserki Agnieszki, Krystyna Janda. Próbą wiernego odwzorowania wydarzeń z grudnia był film Czarny czwartek Antoniego Krauzego z 2011 roku. Nazwa niekiedy rozszerzana jest o wers bezpośrednio nawiązujący do utworu: Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł, który na potrzeby dramatu nagrał Kazik Staszewski.

Ballada nie zawsze funkcjonuje w kontekście wydarzeń grudniowych. W Psach Władysława Pasikowskiego z 1992 roku utwór śpiewają pijani policjanci, będący ex-funkcjonariuszami SB, ciągnący nieprzytomnego kolegę. Część odbiorców uznała scenę za obrazoburczą i kpiącą z tragedii.

Wydarzenia Grudnia ‘70 są dla mieszkańców Wybrzeża, a zwłaszcza dla gdynian i gdańszczan, wciąż żywym i bolesnym doświadczeniem walki o lepszą Polskę. Gdyńscy artyści nie pozwalają, aby – w myśl tytułu pracy Kostiuka wydarzenia sprzed lat ogarnął mrok zapomnienia.

 

Marta Borowska-Tryczak

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

MMG/SZ/1878 Wojciech Kostiuk, Gdynia – Grudzień 70. Aby czas nie zatarł pamięci, 1971, linoryt na papierze, 43 cm x 30,5 cm, Muzeum Miasta Gdyni

Fot. artykułu ze zbiorów IPN Gdańsk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

 

Ballada o Zbyszku i Janku. NA DRZWIACH PONIEŚLI GO ŚWIĘTOJAŃSKĄ…

Jaruzelski: Panie Godlewski, ja pana przepraszam. Godlewski: Panie generale, dla mnie jest pan mordercą.

Zbyszek Godlewski urodził się 3 sierpnia 1952 r. w Zielonej Górze. Zginął 18 lat później, zastrzelony przez Milicję 17 grudnia 1970 r. w okolicy przystanku kolejki Gdynia-Stocznia. Janek Wiśniewski żyje do dziś, ale nie wiadomo kiedy dokładnie się urodził, a raczej powstał. Być może już kilka godzin po śmierci Godlewskiego – tak twierdzi architekt i działacz opozycji Krzysztof Dowgiałło, uznany przez ZAiKS autor tekstu „Ballady o Janku Wiśniewskim”. A może wiosną 1971 r. – gdyński poeta Jerzy Stanisław Fic zapewnia, że właśnie wtedy napisał wiersz o chłopaku, którego „na drzwiach ponieśli Świętojańską”. Był wszak świadkiem tych wydarzeń. Wiersz, powielany na przebitkowym papierze, znany był w Trójmieście już w 1971 r.

Po raz drugi Janek Wiśniewski narodził się dziesięć lat później. Zaraz po sierpniowym strajku 1980 r. w gdańskiej Stoczni im. Lenina anonimowy wiersz wpadł w ręce pieśniarza-amatora Mieczysława Cholewy. Skomponował do niego muzykę i jesienią 1980 r. nagrał pieśń na poddaszu plebanii kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni. Tego kościoła, do którego ostatecznie trafiły drzwi, na których robotnicy nieśli ciało chłopca i zakrwawiona polska flaga – przynajmniej wg legendy. Powielane na kasetach wykonanie Cholewy obiegło kraj. Cała Polska poznała Janka Wiśniewskiego 27 lipca 1981 r – gdy premierę miał „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy i poruszająca interpretacja „Ballady” w wykonaniu Krystyny Jandy. Dwa miesiące wcześniej film zdobył pierwszą w historii polskiego kina Złotą Palmę na festiwalu w Cannes.

Druga zwrotka – „Na drzwiach ponieśli go Świętojańską/Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom/Chłopcy stoczniowcy, pomścijcie druha!/Janek Wiśniewski padł!” – to dosłowny zapis autentycznych wydarzeń uwiecznionych na fotografii przedstawiającej zabitego chłopca i czoło pochodu. 17 grudnia 1970 r. wykonał ją gdyński fotografik Edmund Pepliński z okna swojego mieszkania przy Świętojańskiej. Zdjęcie jest ważne, bo przecież Janek Wiśniewski jest postacią fikcyjną. Albo inaczej, jest każdym z 18 zabitych tego dnia w Gdyni młodych mężczyzn. Tymczasem chłopiec ze zdjęcia jest jeden i jest prawdziwy. W latach 70. odbitki fotografii krążyły w drugim obiegu, znali ją więc nieliczni. Negatyw Pepliński dobrze schował pod wieszakiem na korytarzu. Dopiero po Sierpniu ujawnił się i przekazał go „Solidarności”. Fotografia zaczęła pojawiać się na wystawach, opublikował ją gdański tygodnik „Czas”. 11 grudnia 1981 r. Małgorzata Niezabitowska opisała historię niesionego na drzwiach chłopca w „Tygodniku Solidarność”. Reportaż „Sztandar i drzwi” oraz zdjęcie Peplińskiego ukazały się w ostatnim numerze przed stanem wojennym i zrobił ogromne wrażenie. „Miał może 17 lat. Ludzie otoczyli trupa, potem wzięli go na ręce. Wtedy padł pomysł – drzwi. Ktoś przyniósł sztandar. Umoczono go w krwi zabitego i niesiono na przedzie.” – takiego tekstu o Grudniu ludzie jeszcze nie czytali.

Niezabitowska nie wiedziała, że kilka miesięcy wcześniej na jednej z wystaw Eugeniusz i Izabela Godlewscy rozpoznali na fotografii swego syna.

W GŁOWĘ I PIERŚ

– Mama poznała Zbyszka od razu po sylwetce, po ledwie widocznych rysach twarzy – mówi Wiesław Godlewski, młodszy brat Zbigniewa. – Tata też, ale był bardziej metodyczny, długo analizował zdjęcie. Gdy pan Pepliński przysłał nam odbitkę przyglądał się fotografii w powiększeniu. Twarz, ubranie, wreszcie buty, takie sportowe pionierki, nie pozostawiały wątpliwości.

Zbyszek zatrudnił się jako sztauer w gdyńskim porcie z przyjacielem, Kazimierzem Podowskim. Razem przyjechali z Elbląga zaledwie miesiąc przed Grudniem, wspólnie wynajmowali pokój. Z zeznań Podowskiego z 1990 r. wyłania się następujący obraz. 17 grudnia po 6 rano, już kiedy padli pierwsi zabici, i gdy nie dostali się do otoczonego przez wojsko zakładu, poszli w pochodzie pod Komitet Miejski PZPR. Tam odbył się wiec, po czym demonstranci ruszyli z powrotem, w kierunku portu. W okolice przystanku Gdynia Stocznia dotarli ok. godz. 9. Szli na czele, gdy padły strzały zgubili się w tłumie.

Podowski: „strzelano z kordonu milicyjnego, który stał za zakrętem przy betonowych przęsłach. Ponownie zobaczyłem Zbyszka w chwili, gdy znosili go z pomostu. Ktoś powiedział: „Nie żyje”. Ktoś inny krzyknął: „Nie oddamy go!”. Po jakimś czasie pojawiły się drzwi, na których ułożono jego ciało”.

Z ciałem poszli w stronę Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Przez cały czas obrzucani gazem ze śmigłowców. Z kościoła przy Świętojańskiej zabrali krzyż i przybili go do drzwi między nogami zabitego. Przed Prezydium na ulicy wymalowana była biała linia. Zomowiec ostrzegał przez szczekaczkę, że jej przekroczenie będzie oznaczało użycie broni. Przekroczyli ją ok. godziny 10. Gdy tłum się rozpierzchł, na ulicy zostały drzwi z ciałem Zbyszka.

W książce „Grudniowa Apokalipsa”  (1993 r.) gdyńskiej dziennikarki Wiesławy Kwiatkowskiej, która w latach 80. zbierała relacje świadków, wiele głosów potwierdza wersję Podowskiego.

Paweł Marczewski: „Zobaczyłem, że niosą zabitego chłopca. Pamiętam, że na nogach miał takie popularne pionierki, ten szczegół utkwił mi w pamięci. Ranny był za uchem, rana była wielkości pół dłoni. Widziałem z bliska”.

Zdaniem przeprowadzającego sekcję patologa Zbyszek zmarł na skutek „przestrzału głowy oraz przestrzału klatki piersiowej połączonego ze zgruchotaniem kości sklepienia i podstawy czaszki po stronie lewej”. Zginął w pobliżu stoczni ok. godz. 9, więc pochód z jego ciałem dotarł pod Prezydium gdzieś godzinę później.

GRUDZIEŃ W CIENIU SIERPNIA

Pepliński zawsze przedstawiał taką samą wersję wydarzeń, choćby w wywiadzie dla niezależnego lubelskiego pisma „Spotkania” w 1983 r.: „Około godz. 10 szedł następny pochód. Ten z chłopcem na drzwiach. Niesiono przed nim biało-czerwoną flagę, długą tak, że sięgała w poprzek od chodnika do chodnika. Na zdjęciu jej nie widać, bo niesiono ją kilkanaście metrów z przodu, a ja czekałem na ten zasadniczy moment, żeby chłopca mieć na pierwszym planie. Jak się dobrze zdjęciu przyjrzeć, widać też, że między stopami umieszczony jest krzyż. Na rogu Świętojańskiej i Kilińskiego uformowała się milicyjna zapora. Były tam gaziki, które stały tyłem do maszerującego tłumu, wystawiając w kierunku pochodu działka z wyrzutniami granatników. Gaziki jechały do tyłu, w stronę nadchodzących. Gdy pierwsze granaty wybuchły, powstały obłoki dymu, za którymi szli milicjanci z wielkimi, krzyżackimi tarczami i nacierali na tłum. Dym przesłonił mi widoczność. Kiedy opadł, zobaczyłem, że drzwi z chłopcem leżą na jezdni.”

Jest niemal pewne, że Janek Wiśniewski to Zbigniew Godlewski. Przebieg protestu 17 grudnia w Gdyni kryje jeszcze wiele zagadek. Okoliczności śmierci wielu robotników i uczniów są niejasne. Głównie dlatego, że Grudzień był tematem tabu. Ale po części również z powodu Sierpnia ’80. Dla nowego pokolenia robotników, dla opozycji, Grudzień wciąż był ważny, ale po wprowadzeniu stanu wojennego mieli już własne opowieści. I własne ofiary – górników z „Wujka”, robotników z Lublina, Popiełuszkę. Grudzień stawał się historią. Dla wszystkich, z wyjątkiem rodzin zabitych w 1970 r. w tym Godlewskich.

POGRZEBANI NOCĄ

Większość z 45 ofiar Grudnia to mężczyźni z ubogich robotniczych lub chłopskich rodzin. Przyjeżdżali na Wybrzeże z Lubelskiego, Podlasia, Podkarpacia. Tymczasem ojciec Zbigniewa był emerytowanym kapitanem Ludowego Wojska Polskiego. Mieszkali przy garnizonach, dlatego bracia urodzili się w Zielonej Górze, potem mieszkali w Gawłówku pod Łodzią, wreszcie w Elblągu.

– Uczył się na masarza w zawodówce przy Zakładach Mięsnych, ja byłem dwa lata młodszy i też tam poszedłem, bo zawsze trzymaliśmy się razem – opowiada Wiesław Godlewski. – Ale jego nosiło, razem z Kazikiem Podowskim rzucili szkołę i pojechali do Gdyni, bo marzyło im się, że zostaną marynarzami i popłyną na dalekie oceany. Dwa tygodnie przed śmiercią przyjechał na dwa dni, odprowadziłem go na pociąg, nasz pies, „Czika”, nie chciała wyjść z peronu. Wtedy ostatni raz widziałem go żywego. Osiemnastego przyszedł telegram: „Zbyszek nie żyje – Podowski Kazimierz”.

Telegram dostali w piątek wieczorem. Następnego dnia pojechali do Gdyni. Cały dzień szukali ciała w szpitalach, bezskutecznie. W końcu jakiś prokurator zapewnił ich, że ciało jest, że w poniedziałek dostaną zezwolenie na przewiezienie zwłok do Elbląga. A w niedzielę wieczorem do drzwi zapukali – urzędnik Wojewódzkiej Rady Narodowej z Gdańska i esbek. Powiedzieli, że mają prawo wziąć udział w pogrzebie syna, który odbędzie się tej nocy.

Wiesław Godlewski: – Zawieźli nas nysą na cmentarz w Gdańsku Oliwie. Noc, a do pogrzebów była kolejka. Głowa Zbyszka cała w gazie, żeby nie było widać rany. Przywieźliśmy czarny garnitur ojca, w który go przebrali, ale mama zapomniała butów, więc pochowaliśmy go w tych roboczych pionierkach, w których zginął. Esbecy poganiali, krótka modlitwa nad dołem, trochę go zasypali i do nysy, z powrotem do Elbląga. Dali jeszcze ojcu worek z ubraniami Zbyszka. Tata obejrzał je w domu, wyglądało jakby dostał serią, a potem spalił te zakrwawione ubrania w piecu, żeby matka ich nie zobaczyła.

Chyba z powodu ojca-oficera Zbyszek Godlewski został pochowany w garniturze. Innych grzebali tej nocy w szpitalnych pidżamach, półnagich, bosych. Czasem bez rodziny, w bezimiennych grobach. Polecenie wydał członek biura politycznego KC PZPR Zenon Kliszko, z pewnością po konsultacjach z Wiesławem Gomułką. Pogrzeby nie mogły stać się pretekstem do manifestacji.

RODZICE ŻYLI TYLKO GRUDNIEM

Godlewski: – Rodzice byli w rozpaczy. Matka nic nie jadła. Mi zabroniła wychodzić z domu, bała się, że mnie zabiją. Bo 18 grudnia na Hetmańskiej w Elblągu milicjant zastrzelił Mariana Sawicza, kierowcę autobusu, jak wychodził z baru mlecznego, on nawet nie demonstrował. Nysa z esbekami dzień i noc stała pod naszym domem. W marcu 1971 zgodzili się na przeniesienie ciała na cmentarz w Elblągu. Trumnę zapakowali do drugiej, wielkiej trumny, stalowej, zaspawanej, pomalowanej na czarno. Przyszło sporo ludzi, esbecy po cywilnemu, więc nie było widać mundurów. Ojcu na trzy lata zabronili wstępu do klubu oficerów w jednostce. Bali się, że zdobędzie broń i kogoś zabije z zemsty, ale mój tata taki nie był. W 1974, jak przyszedł mój czas iść do wojska pojawił się milicjant z pytaniem, czy ja nie wolałbym do milicji. Matka dostała szału, jak zawsze na widok milicjanta. W wojsku byłem kierowcą i zdarzyło się, że na jednych ćwiczeniach woziłem po poligonie gen. Jaruzelskiego. On był w grudniu szefem MON i kazał strzelać do mojego brata, ale nie wiedział kim ja jestem, zagryzłem zęby, woziłem drania. Rodzice jakby zatrzymali się w czasie, żyli tylko Grudniem, więc szybko uciekłem z domu. Ledwie zatrudniłem się w fabryce traktorów w Ursusie, a tu strajk, 76 rok. Żona była w ciąży i powiedziała mi: „Wiesław, tylko jednego ciebie mają”. Poszedłem na zwolnienie lekarskie, wróciłem po wszystkim. Potem już się nie angażowałem. Rodzice odwrotnie. Zwłaszcza po stanie wojennym. W ich domu było jak w młynie – dziennikarze, opozycjoniści, księża, nawet mama ks. Popiełuszki była, w grudniu telefon się urywał. Po okrągłym stole zaczęli przychodzić politycy, Jarosław Kaczyński też był. Rodzice wierzyli, że morderców Zbyszka dosięgnie sprawiedliwość, ale przed śmiercią zrozumieli, że to płonne nadzieje. Najpierw jego śmierć, potem upiorny pogrzeb, na koniec ten proces… Jakby im kolejny raz zabijali syna.

ŚLEPA SPRAWIEDLIWOŚĆ

– Śledztwo w sprawie grudniowej zbrodni rozpoczęła Prokuratura Marynarki Wojennej w Gdyni w 1990 r. i był to niefortunny wybór – mówi dr Piotr Brzeziński, historyk z gdańskiego IPN, autor książek o Grudniu ’70. – W stanie wojennym instytucja ta zaciekle ścigała opozycjonistów, a Sąd Marynarki Wojennej wydawał najwyższe wyroki. Ich przełożonym był gen. Jaruzelski. Wojskowi prokuratorzy przyczynili się do ukarania Wiesławy Kwiatkowskiej za zbieranie relacji świadków Grudnia, Sąd Marynarki Wojennej skazał ją na pięć lat. Siedziała od wprowadzenia stanu wojennego do 1983 r.

Proces w sprawie Grudnia ruszył dopiero w 1995 r. Nie była to jednak zasługa prokuratury wojskowej, lecz powszechnej, a dokładnie prok. Bogdana Szegdy, który przejął śledztwo i napisał akt oskarżenia. Kilka lat później sprawę przeniesiono z Gdańska do Warszawy, bo oskarżeni byli w podeszłym wieku. Nie uwzględniono faktu, że rodzice ofiar też byli w podeszłym wieku, a większość mieszkała na Wybrzeżu. W 2011 r. Jaruzelski został wyłączony z procesu z uwagi na stan zdrowia. Kociołek, który 16 grudnia 1970 r. wezwał gdyńskich stoczniowców do powrotu do pracy, został uniewinniony w 2013 r. Zmarł w 2015 r. przed ponownym rozpatrzeniem sprawy, które zarządził Sąd Najwyższy. Gomułka umarł już w 1982 r. Tylko Kwiatkowska została ponownie skazana – w 1996 r. dostała trzy miesiące, tym razem w zawieszeniu, za obrazę sądu. Bo napisała, że prowadzący sprawę Grudnia ’70 sędzia dostaje specjalne instrukcje. Ten sędzia, Włodzimierz Brazewicz, był oskarżycielem posiłkowym na jej procesie. Ostatecznie więc jedynymi osobami, które zostały skazane za Grudzień było dwóch pomniejszych dowódców wojskowych, na dwa lata w zawieszeniu, i… Kwiatkowska, która jako jedyna wyrok odsiedziała.

Godlewscy byli rozżaleni, że proces został przeniesiony do Warszawy, ale jeździli do stolicy na rozprawy. Brat Zbyszka zapamiętał rozmowę ojca z Jaruzelskim na jednej z nich:

– Panie generale, pan mi syna zabił.

– Panie Godlewski, obaj byliśmy wojskowymi i ja pana przepraszam.

– Panie generale, ja nigdy od pana nie przyjmę żadnych przeprosin. Dla mnie jest pan mordercą.

Wiesław Godlewski: – W chwili, gdy tata powiedział, że Jaruzelski jest mordercą, sąd kazał mu usiąść.

LUDZIE WCIĄŻ SĄ CIEKAWI

Krzysztof Dowgiałło przyznał się do autorstwa „Ballady o Janku Wiśniewskim” dopiero w 1989 r., gdy kandydował do Sejmu kontraktowego. Zdobył posłem, potem radnym w Sopocie, święcił triumfy jako architekt. Ale wcześniej swoje odsiedział – od 1981 do 1983 i jeszcze w 1985 w Zakładzie Karnym Potulice.

Jerzy Fic, drugi autor „Ballady”, do dzisiaj pisze wiersze. Jego rodzina mieszka w Gdyni od 1927 r., więc wspiera wszystko, co „gdyńskie”. Przekazał do muzeum  babciną maszynę do szycia firmy Pfaff, ostatnio napisał wiersz o ratownikach pogotowia walczących z koronawirusem. Gdynianie uwielbiają nestora Fica.

Michał Cholewa, autor muzyki i pierwszy popularyzator „Ballady” okazał się agentem SB. Albo raczej człowiekiem pogubionym. Nie wiadomo, na czym polegała jego współpraca z bezpieką, bo nie zachowały się dokumenty. Od 1972 do 1980 r. działał jako TW „Zbigniew”, potem TW „Aleksander”. Ale po Sierpniu 1980, z „działalności antypaństwowej” SB zaczęła inwigilować swego agenta w ramach operacji „Faryzeusz”. To wtedy Cholewa śpiewał o Janku Wiśniewskim, wtedy został gwiazdą pierwszego Przeglądu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku. „Zdjęty z ewidencji z powodu zaniechania wrogiej działalności 13 II 1985, ponownie zarejestrowany jako informator SB przez Inspektorat 2 …” Itd. Na koniec przyznał się, że był agentem, choć nikt tego od niego nie oczekiwał.

Edmund Pepliński pozostał przy fotografii. Był mistrzem i autorytetem w Cechu Rzemiosł i Izbie Rzemieślniczej, wychował pokolenia fotografików. Zmarł w 1988 r.

Wiesława Kwiatkowska po 1989 r. opublikowała dziesiątki świetnych artykułów i kilka książek, głównie o Gdyni. Zmarła w 2006 r. W tym samym roku otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, potem kolejne ordery, wszystkie pośmiertnie.

Rodzice Zbyszka Godlewskiego też już nie żyją. Wiesław, brat Zbyszka, mieszka w Piastowie pod Warszawą, niedaleko Ursusa. Mają z Ewą dwóch synów, Roberta i Krzysztofa oraz trójkę wnuków. Raz w miesiącu Wiesław jeździ na groby rodziców i brata do Elbląga: – Naopowiadałem się o Zbychu, ludzie są ciekawi. Ja się nie uchylam, chcę, żeby wszyscy wiedzieli jak naprawdę było. A czasami ktoś się dowiaduje o Zbyszku, i mimo że dobrze mnie zna, to pyta: Naprawdę jesteś rodzonym bratem Janka Wiśniewskiego?

Korzystałem z materiałów Muzeum Miasta Gdyni, a także: W. Kwiatkowska, „Grudniowa Apokalipsa”, P. Brzeziński, R. Chrzanowski, T. Słomczyński, „Pogrzebani Nocą”.

Tekst powstał w ramach projektu Muzeum Miasta Gdyni pt. „Grudzień ’70. Nieobecność”, upamiętniającego 50. Rocznicę wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu. Więcej materiałów dostępnych jest na stronie www.muzeumgdynia.pl.

Marek Wąs

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

Fot. ze zbiorów IPN Gdańsk

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”

W sobotę 12 grudnia 1970 roku, dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia i u progu nadchodzącej zimy, Polacy dowiedzieli się, że rządząca od czternastu lat ekipa Władysława Gomułki dokonała „zmiany cen detalicznych całego szeregu wyrobów”. W ramach tej „regulacji” podniesione zostały ceny podstawowych artykułów spożywczych: mięsa (17,6 procent), kaszy (31 procent) i mąki (16,6 procent). Podwyżka objęła także opał: koks zdrożał o 19,2, węgiel brunatny o 14, a węgiel kamienny o 10 procent. Gorycz zwiększonych wydatków miała złagodzić obniżka cen wyrobów przemysłowych. Najwięcej staniały pończochy stylonowe – o 40,5 procent, zmniejszeniu uległy również ceny sprzętu AGD (telewizorów, pralek, lodówek, radioodbiorników, odkurzaczy i magnetofonów). Jednak w związku ze wzrostem kosztów utrzymania i tak niewielu było na nie stać (a część produktów nie była nawet dostępna w sklepach).

Mimo postawienia w najwyższy stan gotowości organów bezpieczeństwa (Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa) władzom komunistycznym nie udało się zapobiec wybuchowi społecznego niezadowolenia. Wystąpienia ludności miały miejsce w całej Polsce, jednak największy zasięg i gwałtowność przybrały na Wybrzeżu.

Do pierwszego masowego protestu doszło już w poniedziałek 14 grudnia w Gdańsku. Początkowo manifestacje robotników miały charakter pokojowy. Domagali się rozmów z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR; starali się także za pośrednictwem radia poinformować cały kraj o strajku. Wieczorem protestujący robotnicy zostali zaatakowani w śródmieściu przez oddziały milicji. Wybuchły walki uliczne, które trwały aż do północy. Następnego dnia na ulicach Gdańska doszło do gwałtownych ulicznych starć zdesperowanych robotników z milicją i wojskiem. W ich wyniku został spalony symbol władzy PZPR w Gdańsku – gmach Komitetu Wojewódzkiego partii, który od tego dnia zaczęto złośliwie nazywać „Reichstagiem” (siedziba niemieckiego parlamentu). Padły także pierwsze ofiary śmiertelne (ostatecznie w Gdańsku w ciągu dwóch dni zginęło dziesięć osób, w tym dwóch milicjantów).

15 grudnia rozpoczął się również protest robotników w Gdyni. Już od rana pracownicy największego gdyńskiego zakładu pracy, Stoczni im. Komuny Paryskiej, komentowali podwyżkę oraz wydarzenia w Gdańsku. Mimo apeli dyrekcji i aktywistów partyjnych stoczniowcy wyszli z zakładu i pomaszerowali do miasta. Po drodze dołączali do nich robotnicy z innych zakładów pracy. Podobnie jak w Gdańsku demonstranci skierowali się pod najważniejszy ówcześnie budynek w Gdyni – Komitet Miejski PZPR przy ul. Władysława IV 24. I podobnie jak w Gdańsku nikt z władz partyjnych nie zamierzał rozmawiać z rozgoryczonymi robotnikami. Wobec tego pochód skierował się do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (ob. Urząd Miasta przy al. Marszałka Piłsudskiego 52/54).

W Prezydium spontanicznie wytypowani delegaci strajkujących zostali przyjęci przez przewodniczącego Jana Mariańskiego, który podjął z nimi rozmowy. Ich efektem było podpisanie pierwszego w historii PRL porozumienia zawartego między przedstawicielami władz komunistycznych a reprezentantami klasy robotniczej, które artykułowało przede wszystkim płacowe żądania robotników i propozycje wyrównania rażących różnic w zarobkach kadry kierowniczej i zwykłych robotników. Ponadto jeden z delegatów, Edmund Hulsz, dopisał jeszcze punkty o trwaniu strajku aż do spełnienia żądań, zorganizowaniu wiecu w czwartek 17 grudnia oraz postulat wyboru nowych władz związków zawodowych.

Po podpisaniu protokołu robotnicy zawrócili w kierunku stoczni i portu. Na wiecu na terenie „Dalmoru” wysunięto propozycję, aby zorganizować jeden komitet strajkowy, który by reprezentował wszystkie gdyńskie zakłady pracy. Postulat ten został spełniony. W Zakładowym Domu Kultury Portu Gdynia zebrało się ponad 300 przedstawicieli strajkujących zakładów, wyłonili oni spośród siebie ponad 30 osób, które utworzyły Główny Komitet Strajkowy dla Miasta Gdyni. Na jego czele stanął Stanisław Słodkowski ze Stoczni im. Komuny Paryskiej. Wieczorem do Domu Kultury przybył Jan Mariański, prosząc o pomoc w uspokojeniu nastrojów w Stoczni Marynarki Wojennej na Oksywiu; przywiózł także maszynę do pisania. Utwierdziło to członków komitetu w przekonaniu, że ich działanie jest legalne i nic im nie grozi.

Niestety, władze komunistyczne były innego zdania. Przed północą do Domu Kultury wtargnął oddział milicji, który pobił brutalnie członków komitetu, a następnie wywiózł ich do więzienia w Wejherowie. Główny Komitet Strajkowy dla Miasta Gdyni, prekursor Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 1980 roku, przetrwał jedynie kilka godzin.

Następnego dnia pracownicy Stoczni im. Komuny Paryskiej domagali się uwolnienia zatrzymanych. Do Dowództwa Marynarki Wojennej, gdzie przebywali członkowie Komitetu Miejskiego PZPR, udała się delegacja. Na miejscu robotnicy spotkali się z groźbami ze strony wojska i sekretarzy partyjnych. Władze komunistyczne otrząsnęły się z pierwszego szoku i przygotowywały do przeciwuderzenia. Sytuacja w Gdańsku była już opanowana. Po otoczeniu przez wojsko Stoczni Gdańskiej im. Lenina i otwarciu ognia do wychodzących stoczniowców, w wyniku czego zginęły dwie osoby, robotnicy pertraktowali już jedynie bezpieczne wyjście z zakładu, na co władze skwapliwie przystały. Do Gdyni ściągane były tymczasem pododdziały 8. Dywizji Zmechanizowanej stacjonującej na Pomorzu Środkowym. Żołnierzom oficerowie polityczni tłumaczyli, iż w Trójmieście działają niemieccy dywersanci, którzy razem z kaszubskimi kolaborantami mordują Polaków.

Wieczorem przed kamerami telewizji gdańskiej i mikrofonami Polskiego Radia wystąpił wicepremier Stanisław Kociołek. Najpierw potępił wystąpienia robotników, a na koniec wezwał ich do powrotu do pracy. Jednak w tym samym czasie kluczowe miejsca w Gdyni zaczęły być obsadzane przez żołnierzy dwóch pułków zmechanizowanych (32. i 36.). Otrzymali oni rozkaz, aby nie dopuścić nikogo do portu i stoczni. Tragedii próbował zapobiec dyrektor Stoczni im. Komuny Paryskiej Michał Tymiński, który wysyłał do stoczniowych osiedli pracowników dyrekcji, żeby powstrzymali robotników przed przyjściem do pracy, próbował także wynegocjować zawieszenie komunikacji miejskiej. Niestety, niewiele mógł zrobić. Kluczowe decyzje zapadły już wyżej.

Wczesnym rankiem 17 grudnia pierwsze pociągi zaczęły przyjeżdżać na stację Gdynia Stocznia. W panującym o tej porze mroku robotnicy mogli zauważyć jedynie stojący przy zejściu z pomostu dla pieszych szpaler milicji. Stojące na drogowym wiadukcie wojsko było całkowicie niewidoczne w ciemności. Przybywający pasażerowie byli zdezorientowani, ponieważ z głośników kolejowych i gigantofonu wojskowego nadawany był komunikat o zawieszeniu pracy w stoczni i apel o powrót do domu. Tymczasem przyjeżdżały kolejne pociągi przywożące nowe grupy robotników, na peronie i pomoście bardzo szybko gęstniał tłum. Wątły szpaler milicjantów nie zdołał go powstrzymać i został odepchnięty na środek wiaduktu. Wojsko nadało ostrzeżenie, że jeśli robotnicy się nie zatrzymają, żołnierze otworzą ogień. Chwilę później rozległ się wystrzał z czołgu. Salwa powstrzymała na chwilę ludzi, ale zaraz potem ruszyli naprzód, rzucając w stronę żołnierzy i milicjantów kamieniami. Wojsko otworzyło ogień.

Robotnicy rozpierzchli się, szukając schronienia. Do ataku na uciekający tłum ruszyli także milicjanci. Na ulicy pozostali zabici i ranni. Od pierwszej salwy zginęli: Brunon Drywa, Jan Kałużny, Jerzy Kuchcik, Józef Pawłowski, Ludwik Piernicki, Jan Polechońki, Zygmunt Polito i Marian Wójcik. Ciężko ranny został m.in. Adam Gotner, późniejszy działacz NSZZ „Solidarność” i Społecznego Komitetu Budowy Pomników Ofiar Grudnia w Gdyni, którego trafiło sześć kul. Przez lata zmagając się ze skutkami postrzałów, zmarł 16 października 2020 roku.

Uciekający spod stacji Gdynia Stocznia robotnicy napotykali w śródmieściu Gdyni zdezorientowanych ludzi, którzy zbulwersowani strzałami gromadzili się w większe grupy, przechodzące w pochodach ulicami miasta. Grupy te były atakowane przez oddziały milicji. Nad miastem krążyły helikoptery, których zadaniem była obserwacja sytuacji i rozpraszanie tłumów za pomocą środków chemicznych.

Jeden z pochodów dotarł około godziny 9.00 ponownie w rejon stacji Gdynia Stocznia, w jego kierunku również został otwarty ogień. Pochód został rozbity, a jego uczestnicy wycofali się w kierunku dworca głównego PKP bądź przedostali się na ul. Czerwonych Kosynierów (ob. Morska). W wyniku salwy wojska zostali zabici: Zygmunt Gliniecki, Zbigniew Godlewski, Zbigniew Nastały i Stanisław Sieradzan. Trzech z nich było uczniami.

Ciało Zbigniewa Godlewskiego zostało ułożone przez demonstrantów na drzwiach i poniesione ulicami Gdyni. Pochód ten przeszedł do legendy Grudnia ‘70 i stał się inspiracją do powstania Ballady o Janku Wiśniewskim. Pamiątką po nim są drzwi i zakrwawiony sztandar przechowywane obecnie w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pochód dotarł pod Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, gdzie wskutek ataku milicji został rozproszony.

W trakcie walk z milicją pod Prezydium Miejskiej Rady Narodowej śmierć ponieśli kolejni uczestnicy wydarzeń: Apolinary Formela, Zbigniew Wycichowski, Waldemar Zajczonko i Janusz Żebrowski. Kilkaset metrów dalej na północ, koło Pogotowia Ratunkowego przy ul. Żwirki i Wigury został zastrzelony Stanisław Lewandowski. Najmłodszy z zabitych w Gdyni, piętnastoletni Jerzy Skonieczka, został śmiertelnie postrzelony przez goniącego go milicjanta w bramie swojej szkoły przy ul. Kieleckiej.

Również sam budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej zyskał tego dnia ponurą sławę. Odprowadzani tam byli zatrzymani przez milicjantów demonstranci. Na miejscu brutalnie ich upokarzano i bito, następnie najczęściej wywożono do Aresztu Śledczego w Gdańsku.

Mimo gwałtowności starć po południu milicja odzyskała kontrolę nad centrum miasta. O godzinie 17.00 zaczęła obowiązywać godzina milicyjna. Gdyński „czarny czwartek” kończył się.

W wyniku działań milicji i wojska 17 grudnia 1970 roku w Gdyni oficjalnie śmierć poniosło 18 osób. Liczbę rannych podaje się od 75 do 233. Według oficjalnych danych milicji zatrzymano 327 osób.

Stłumienie buntu w Gdyni nie zakończyło grudniowej rewolty robotników na Wybrzeżu. Jeszcze następnego dnia władze komunistyczne musiały pacyfikować wystąpienia robotników w Elblągu (gdzie zginęła jedna osoba), rozpoczynały się także walki w Szczecinie, które pochłonęły życie 16 osób.

Początkowy przebieg robotniczego protestu w Gdyni nie wskazywał na to, iż miasto zapłaci tak straszliwą cenę za swój udział w grudniowych protestach. W przeciwieństwie do Gdańska, gdzie spłonął Komitet Wojewódzki PZPR, doszło do gwałtownych walk na ulicach, rabunków sklepów, w Gdyni robotnicy wzięli odpowiedzialność za spokój w mieście, zorganizowali się, wyłonili spośród siebie ponadzakładową reprezentację. Warto zaznaczyć, iż podobny przebieg miały wydarzenia w Tczewie 16 grudnia. Tam znalazł się przedstawiciel władzy, który podobnie jak Jan Mariański wyszedł do zdesperowanych robotników i podjął z nimi rozmowy. Był to I sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR Tadeusz Fiszbach, późniejszy sygnatariusz porozumień sierpniowych 1980 roku. Przypadek ten pokazuje, że tam, gdzie następował dialog między przedstawicielami władzy mieniącej się robotniczą a samymi robotnikami, przebieg protestu był stonowany. Władza komunistyczna jako całość postawiła jednak na konfrontację; nie mogła dopuścić do uznania strony robotniczej za równorzędnego partnera, gdyż naruszało to wszechwładzę PZPR jako jedynego reprezentanta i rzecznika interesów klasy robotniczej. Wydarzenia w Gdyni były o wiele bardziej niebezpieczne dla komunistycznej dyktatury niż najgwałtowniejsze nawet zamieszki w Gdańsku, które można było zresztą przedstawić reszcie kraju jako wystąpienia chuliganów i mętów społecznych. I w celu zachowania tej wszechwładzy dyktatura nie zawahała się użyć najdrastyczniejszych dostępnych środków. Dziś, po pięćdziesięciu latach wiadomo, iż był to krótkotrwały sukces władzy. Pamięć Grudnia sprawiła, że robotnicy Gdyni i całego Wybrzeża Gdańskiego dziesięć lat później ponownie zorganizowali się i tym razem odnieśli zwycięstwo, doprowadzając system komunistyczny do upadku.

Robert Chrzanowski

← Kliknij tutaj, aby powrócić do strony projektu “Grudzień ’70”